Katastrofa polskiej łączności we wrześniu 1939 roku to lekcja, z której musimy wyciągnąć wnioski

opublikowano: 2025-10-15, 08:56
wszelkie prawa zastrzeżone
Do 6 września, kiedy wojna toczyła się na obszarze do tego zaplanowanym, było znośnie, ewentualnie tylko źle. Potem, kiedy okazało się, że trzeba improwizować – było już tragicznie.
reklama
Polski sprzęt wojskowy po bitwie nad Bzurą.

Jednym z symboli wrześniowej klęski był katastrofalny stan polskiej łączności. Przyczyn tej sytuacji należy szukać w szeregu krótkowzrocznych zaniedbań na długo przed wybuchem wojny. W 1931 roku ówczesny Minister Telegrafów Ignacy Boerner wysunął obowiązującą przez kilka lat, szkodliwą w ujęciu wojennym, doktrynę, według której łączność operacyjną miała zapewniać firma „Poczta, Telegraf i Telefon”, będąca pod nadzorem ministerstwa. Łączność na niższych szczeblach wojsko miało zorganizować sobie samo. Odeszliśmy od niej w 1937 roku, jednak zaniedbania i przyzwyczajenia ostatnich sześciu lat nie dały się zniwelować w krótkim czasie, jaki dzielił Polskę od konfliktu zbrojnego.

Nowa doktryna łączności przewidywała telegraf jako główne narzędzie komunikacyjne, a na krótszych odległościach również telefon. Łączność radiowa miała mieć charakter czysto taktyczny. Ciekawym wątkiem były plany stworzenia dedykowanej sieci telefonicznej do celów obrony przeciwlotniczej. Do momentu przygotowania jej, co wymagało czasu i sporych nakładów, zamierzano korzystać z sieci pocztowej.

Brak komórki odpowiedzialnej za koordynację łączności

Pierwszym zasadniczym problemem był brak komórki odpowiedzialnej za koordynację systemów łączności w ramach różnych formacji. Naturalnym miejscem dla takiej komórki wydawał się być Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych. Jednak nie tylko nigdy nie doszło do jej utworzenia, ale nawet nie została zaplanowana. Każdy sobie rzepkę skrobał...

W czasie pokoju organizacja wojsk łączności oparta głównie o bataliony i szwadrony wyglądała całkiem nieźle. Z zadań w obszarze szkolenia rezerwistów wywiązywały się poprawnie, nie licząc może nauki obsługi radiostacji, które na wyposażenie weszły dopiero w 1937 i napływały dość powoli. Znacznie trudniejszym zadaniem okazały się kwestie związane z mobilizacją przeszkolonych rezerwistów – łącznościowców, a to przede wszystkim ze względu na przeciążenie zadaniami. Było to o tyle istotne, że na początku 1939 roku stan osobowy łącznościowców w oddziałach wynosił zaledwie 40% i nic nie wskazywało, by można było uzupełnić te luki szybciej niż po upływie 2 lat.

reklama
Rozlokowanie polskich Wojsk Łączności przed II wojną światową

Sprzęt radiowy

Drugim istotnym elementem tej układanki był sprzęt radiowy. Dywizjom zapewniono nowoczesny sprzęt (N1), jednakże wyżej było już znacznie gorzej. Innymi słowy: komunikacja na linii dywizja – dywizja była całkiem przyzwoita, ale komunikacja na linii dywizja – armia opierała się już na sprzęcie dość przestarzałym (RKD). Jeszcze gorzej wyglądało to na linii Naczelne Dowództwo – armia (RKG/A). Zaskakujące jest to tym bardziej, że zwykle ten trend funkcjonuje w odwrotnym kierunku. „Za pięć dwunasta” próbowano kupić nowoczesne radiostacje, ale do zakupów nie doszło, bo przerwała je wojna. Być może zakup setek radiostacji nie byłby tak spektakularny jak kupno dużego okrętu podwodnego, ale na pewno znacznie bardziej zwiększyłby nasze szanse w nadchodzącym konflikcie. Zwłaszcza że podstawowy telegraf, czyli główne narzędzie komunikacji, pamiętał konstrukcją poprzednią wojnę światową. Dość ambitnie podeszliśmy do organizacji radia polowego (sieć otwarta ze stałą falą odbiorczą), co miało swoje atuty, ale system bardziej zaawansowanego sprzętu i doskonale wyszkolonej obsługi. Począwszy od roku 1936, radiostacje najpierw trafiały na szczebel pułku i do artylerii, gdyż tam nie było ich w ogóle. W drugiej kolejności skupiono się na dostarczeniu radiostacji umożliwiających komunikację pomiędzy dowództwem dywizji a podległymi mu pułkami. W przededniu wojny nie wszystkie dywizje zostały odpowiednio wyposażone w sprzęt umożliwiający taką komunikację. Dużo czasu i energii poświęcono kwestii wprowadzenia radiostacji na szczeblu kompanii (N3), ale wybuch wojny niestety przerwał te prace.

Polecamy e-book Krzysztofa Rozwadowskiego pt. „Mit blitzkriegu w Polsce. Dlaczego wciąż utrwalamy niemiecką propagandę?”:

Krzysztof Rozwadowski
„Mit blitzkriegu w Polsce. Dlaczego wciąż utrwalamy niemiecką propagandę?”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
155
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-82-2
reklama

Przemysł radio i teletechniczny

Trzecim niezwykle ważnym tematem była kwestia przemysłu radio i teletechnicznego w naszym kraju. Był on zależny od zagranicznych dostaw (m.in. z Niemiec (sic!)) i traktowany drugorzędnie, gdyż rzadko który z decydentów umiał dostrzec wagę łączności w nadchodzącym konflikcie. Uznano go zatem za gałązkę przemysłu cywilnego, a jak wiadomo polski obywatel miał znacznie większe egzystencjalne problemy niż telefon czy radioodbiornik. Sama sieć telegraficzna i telefoniczna nie wyglądała najgorzej, jednak z punktu widzenia armii układ sieci (tzw. gwiaździsty) był szalenie niekorzystny. W Polsce przed wojną istniało 10 central. Zniszczenie tylko jednej z nich powodowało paraliż komunikacyjny na danym kierunku, a zniszczenie wszystkich sprawiłoby że nasz kraj „ogłuchłby” kompletnie.

Plan łączności II RP na czas wojny

Plan generalnie opierał się na założeniach niczym z poprzedniej wojny. Do dyspozycji Naczelnego Wodza miały być oddzielne połączenia telefoniczne i telegraficzne – po trzy do każdej z armii. Pomiędzy armiami miało być po jednym obu rodzajów – każde z nich po innej trasie, ale w rzeczywistości tylko połowę połączeń można było tak poprowadzić. Dodatkowo oddzielne połączenia miały posiadać jednostki zaopatrzenia, administracji czy obrony przeciwlotniczej. Radia planowano używać w ograniczony sposób i tylko w uzasadnionych przypadkach. Istotnym problemem w obliczu wojny z Niemcami był fakt inwestowania przez dłuższy czas w sieci na Wschodzie (zgodnie z planem W). W ostatnich kilku przedwojennych miesiącach, tytanicznym wysiłkiem poczty i Wojsk Łączności wybudowano więcej połączeń, niż przez 4 poprzednie lata. Była to jednak kropla w morzu potrzeb. Niestety, podobnie jak w przypadku pozostałych planów sztabowych, Naczelny Wódz miał sprecyzowany plan tylko na pierwszą fazę konfliktu. Jak wiemy, nie trwała ona zbyt długo. Brak planu na dalsze, przewidywane przez nasze dowództwo, etapy wojny poskutkował totalnym chaosem po przegranej bitwie granicznej. Licząc od 6-7 dnia wojny, Polacy byli zarówno prawie ślepi (zbyt mała liczba samolotów rozpoznawczych, zbyt wolne i łatwe do przechwycenia maszyny), jak i praktycznie głusi. Dodatkowo na 75 000 km linii telekomunikacyjnych, jedynie 1200 km biegło pod ziemią. Wiara w napowietrzną komunikację została brutalnie zweryfikowana przez sprawne działanie Luftwaffe.

reklama
Polski plakat propagandowy z 1939 roku

Wykonanie planu

Do tego by dowodzić, potrzebny jest nie tylko dowódca, ale też środki sprawowania dowodzenia. Druga wojna światowa była konfliktem, w którym znaczenie sprawnej łączności, szybkiego przekazywania rozkazów, natychmiastowej wręcz reakcji na wydarzenia, było pierwszorzędne. Nie bez powodu Niemcy, konstruując swoje czołgi, tak szczególną wagę przywiązywali do wyposażania pojazdów w radiostacje. Co z tego, że były słabsze niż francuskie wozy, skoro miały „oczy i uszy”? Wrzesień 1939 pokazał, że sprawna łączność nie znosi improwizacji. Dlatego do 6.IX.1939, kiedy wojna toczyła się przynajmniej na obszarze do tego zaplanowanym, było znośnie, ewentualnie tylko źle. Potem, kiedy okazało się, że trzeba improwizować – było już tragicznie.

Pierwszego i drugiego dnia wojny łączność na szczeblu Naczelnego Dowództwa z poszczególnymi armiami działała całkiem dobrze, nie licząc zbyt małej przepustowości łączy. Rozkazy dochodziły, opóźnień w komunikacji nie notowano. Począwszy od trzeciego dnia oparta na drutach, a przez to narażona na dywersję i bombardowania sieć, zaczęła się psuć. Pozbawione nowoczesnych środków transportu ekipy naprawcze poczty często nie zdołały nawet dojechać do uszkodzonych punktów w odpowiednim czasie, a ludność cywilna, mająca przeciwdziałać dywersantom nie była w stanie tego robić ze względu na zbyt dobre przygotowanie „piątej kolumny”. Do tego dochodziła jeszcze kwestia zbyt późnej mobilizacji w obszarze Wojsk Łączności. Natomiast połączenia podziemne, choć przygotowane w zbyt małej liczbie, działały bez problemów. Na szczeblu poszczególnych armii na tym etapie zaczynały się już znaczące problemy. Przestarzałe radiostacje służące do komunikacji z Naczelnym Wodzem coraz częściej odmawiały posłuszeństwa, a ich naprawa nastręczała poważnych trudności. Dodatkowo 3. września wpadł w ręce Niemców nasz szyfr, powodując kaskadową katastrofę w tym obszarze. Wprawdzie zorientowaliśmy się w tym sytuacji niemalże natychmiast, jednak zmieniony szyfr nie dotarł do wszystkich jednostek, więc musiano uznać go za stracony. Negatywne nastawienie do radiowej formy komunikacji, ledwie tolerowanej przed wojną przez Naczelnego Wodza, za sprawą tego incydentu jeszcze bardziej się pogłębiło. Przyzwoicie działał natomiast system kurierów lotniczych i, co zaskakujące, drogowych. Dostarczanie wiadomości transportem kołowym wypadło nie najgorzej.

POLECAMY

Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!

reklama

Jednak prawdziwa łącznościowa katastrofa zaczęła się po niespodziewanych przenosinach Naczelnego Dowództwa do Brześcia nad Bugiem 7 września. Przyzwoite połączenie udało się utrzymać jedynie z SGO „Narew”, Armią Kraków i Armią Karpaty. Z pozostałymi związkami operacyjnymi łączność pogorszyła się dramatycznie. Radiostacja mobilna („W”) na samochodzie, ze względu na obawy o wykrycie miejsca przebywania Naczelnego Wodza, mogła służyć jedynie w celu odbierania meldunków z frontu. Obrazu katastrofy dopełniły przenosiny z Brześcia do Włodzimierza Wołyńskiego. Stracono kontakt z kierunkiem północnym oraz stolicą. W pewien sposób sytuację ratował jeszcze system łączności Marynarki Wojennej (za sprawą radiostacji Flotylli Pińskiej), jednak 17 września kontakt ze Śmigłym-Rydzem i jego sztabem ustał kompletnie.

reklama

Również na szczeblu armii im dłużej trwał konflikt tym sytuacja łączności stawała się coraz gorsza. Część dowódców, w obawie przed odkryciem pozycji stanowisk dowodzenia, praktycznie nie używała radiostacji. Ci, którzy nie mieli takich oporów, i tak niewiele mogli zdziałać ze względu na ciągłe awarie przestarzałego sprzętu. Kolejny raz dawała o sobie znać błędna decyzja dotycząca komunikacji opartej przede wszystkim o sieć napowietrzną. Na niższym, taktycznym szczeblu, łączność działała najlepiej, jednak i tu dawała o sobie znać spóźniona mobilizacja Wojsk Łączności, zwłaszcza jeżeli chodzi o zaplecze materiałowe. Było to istotne ze względu na łączność w postaci drutowej, rozciąganą i zwijaną wraz z postępem frontu. Ponieważ i tu mentalnie Naczelne Dowództwo tkwiło w poprzedniej epoce, istotnym problemem było tempo poruszania się jednostek łączności, dostosowane do marszu piechoty.

Na koniec, niech o sytuacji w tej materii świadczy fakt, że już od pierwszego dnia wojny dowódcy na szczeblu operacyjnym zwracali się do Naczelnego Wodza z zapotrzebowaniem rozwiązania problemów z łącznością w trybie pilnym. Jednak, co znamienne, głównie wnioskowano o materiały potrzebne do... budowy linii stałej.

Podsumowanie

W krótkim, lecz wyczerpującym opracowaniu generała brygady Tadeusza Lisieckiego, dotyczącym polskiej komunikacji we wrześniu 1939 roku, pojawia się stwierdzenie o ogromnej pracy wykonanej w ostatnich latach poprzedzających wojnę. Trudno się z tym nie zgodzić, podobnie jak z innym jego wnioskiem co do niemożliwości wypełnienia przez Wojska Łączności zadań, jakie stawiał przed nimi zarys Planu Zachód. Pod względem etatowym i sprzętowym wojska te mogły być gotowe nie wcześniej niż na koniec 1941 roku. Brak zmotoryzowania, brak struktur pośrednich (dowództwo korpusu, dowództwo frontu), brak planu co do dalszych działań (po bitwie granicznej), wspomniana już konieczność improwizacji, a przede wszystkim kompletnie błędne założenie co do głównego sposobu komunikacji liniami napowietrznymi, zaowocowały niewykonaniem trudnego zadania, jakie postawiono przed Wojskami Łączności. Niewątpliwie żołnierze będący w składzie tych wojsk zdali swój egzamin, na tyle na ile mogli, a wielu z nich mocno przysłużyło się potem PSZ na Zachodzie oraz w konspiracji. Nie ma jednak cienia wątpliwości że fatalna łączność była jednym z gwoździ do trumny II RP podczas straszliwego sprawdzianu jesienią 1939 roku. Gdy komunikacja działała w taki sposób jak u nas, dowódcy na niższych szczeblach musieliby być absolutnie bezbłędni, gdyż każda ich pomyłka wywoływała lawinę tragicznych następstw. Jak wiemy z historii, niestety nie byli. A z taką łącznością, jaką dysponowaliśmy, dowodzenia nie uratowałby nawet geniusz.

Polecamy e-book Krzysztofa Rozwadowskiego pt. „Mit blitzkriegu w Polsce. Dlaczego wciąż utrwalamy niemiecką propagandę?”:

Krzysztof Rozwadowski
„Mit blitzkriegu w Polsce. Dlaczego wciąż utrwalamy niemiecką propagandę?”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
155
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-82-2

Bibliografia:

Lisicki T.: Łączność w kampanii wrześniowej 1939 roku 

Kozaczuk W: Wehrmacht, Bellona, 2004

Frieser Karl-Heinz, Legenda Blitzkriegu, Wrocław, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2005

Forczyk Robert, Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939, Rebis, 2020

Forczyk Robert, Fall Rot. Upadek Francji 1940, Rebis, 2022

reklama
Komentarze
o autorze
Krzysztof Rozwadowski
Publicysta i recenzent Histmag.org. Autor książki: Mit Blizkriegu w Polsce (wyd. Promohistoria). Miłośnik historii wojskowości zwłaszcza drugiej wojny światowej. Oprócz działalności publicystycznej zaangażowany w transformację cyfrową klubów ekstraklasy, futsalu i I ligi piłkarskiej. Na co dzień przedsiębiorca, analityk procesów biznesowych oraz architekt systemów IT.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2025 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone