Krzysztof Iszkowski - „Ofiary losu. Inna historia Polski” - recenzja i ocena

opublikowano: 2018-01-22 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Kiedy zetknąłem się z pierwszymi zapowiedziami „Ofiar losu” Krzysztofa Iszkowskiego, zrozumiałem je nieco na wyrost i oczekiwałem pierwszej syntezy historii Polski napisanej z pozycji liberalnych. Pomimo że książka niczym takim nie jest, czas poświęcony na jej lekturę trudno uznać za stracony.
REKLAMA
Krzysztof Iszkowski
„Ofiary losu Inna historia Polski”
nasza ocena:
8/10
cena:
29,90 zł
Wydawca:
Fundacja Liberté
Okładka:
miękka
Liczba stron:
245
Format:
13.8x19.7
ISBN:
978-83-618-9402-5

Krzysztof Iszkowski jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Głównej Handlowej, ma doktorat z socjologii. Od lat uczestniczy w polskim życiu intelektualnym, publikując teksty na łamach zarówno wysoknakłoadowych dzienników i tygodników, jak i bardziej elitarnych periodyków takich jak „Przegląd Polityczny”. Pracował też dla tygodnika idei „Europa”, a obecnie związany jest z redakcją „Liberté”. Iszkowski pełnił też funkcję szefa Planu Zmian, think tanku Twojego Ruchu. „Ofiary losu” noszą podtytuł „Inna historia Polski”. Inna to znaczy jaka?

„Ofiary losu. Inna historia Polski” - po co ta książka?

Jak napisałem, kierując się biografią ideową autora zakładałem że liberalną (autorzy niektórych opinii o książce twierdzili, że lewicowo-liberalną). Rzeczywiście, nie da się zaprzeczyć, że po książce widać, że liberalizm jest najbliższym jej autorowi prądem myślowym. Paradoksalnie, wiele wniosków do jakich dochodzi Iszkowski jest tożsamych z tymi formułowanymi od lat przez bardziej konserwatywnych autorów. Książkę na tylnej stronie okładki polecają zresztą Paweł Kowal, Katarzyna Lubnauer i Robert Biedroń, czyli osoby związane z różnymi stronami politycznego spektrum.

Nie ulega wątpliwości, że sam Krzysztof Iszkowski jest wyznawcą idei liberalnych. Motywy, które pchnęły go do napisania „Ofiar losu” wykłada w przedmowie zatytułowanej bezceremonialnie „Po co ta książka?”. Iszkowskiemu nie podobał się stan rzeczy, w którym praktycznie cały dyskurs historyczny zagospodarowany jest przez szeroko pojętą prawicę, zaś kręgi lewicowo-liberalne po prostu nie są zainteresowane refleksją o przeszłości. Postanowił zatem przyczynić się do zmiany tego stanu rzeczy, a zaprezentowana przez niego wizja historii miała różnić się od tej dominującej.

Książka jest przykładem sprawnej eseistyki historycznej. Momentami, szczególnie przy okazji opisu dawniejszych dziejów (jak np. bitwa pod Legnicą), narracja może budzić pewne skojarzenia z pisarstwem Pawła Jasienicy, Iszkowski nie kryje zresztą inspiracji tym autorem. „Ofiary losu” nie są też całościowym omówieniem dziejów Polski, koncentrując się na czterech zagadnieniach: Złotym Wieku Rzeczypospolitej, zwrotowi Polski w kierunku wschodnim po Unii Lubelskiej, dwudziestoleciu międzywojennemu oraz czasowi Solidarności i transformacji ustrojowej.

REKLAMA

„Ofiary losu. Inna historia Polski” - rewizja na zimno

Krzysztof Iszkowski stawia tezę, że żadnego Złotego Wieku nie było – był co najwyżej „wiek cienko pozłacany”. Jego zdaniem w XVI w. istniały dopiero symptomy zalążków rozwoju Rzeczypospolitej. Szanse na prawdziwy rozwój zostały zaprzepaszczone przez jeden czynnik – nieprzyjęcie przez nasz kraj Reformacji (czy też przyjęcie jej powierzchowne i krótkotrwałe). Należy zaznaczyć, że teza Iszkowskiego nie jest motywowana teologicznie, sam jest on osobą niewierzącą (wyraża pogląd, że Boga nie ma, a we wstępie deklaruje chęć poruszania się w obrębie zjawisk materialnych), protestantyzm traktuje po prostu jako bardziej prorozwojowy. Zwraca uwagę, że najwartościowsi przedstawiciele narodu politycznego, skupieni w ruchu egzekucyjnym, hołdowali właśnie ideom reformacyjnym.

Iszkowski snuje paralele pomiędzy nimi a angielską gentry, wskazując na przykład Anglii, która po reformach Henryka VIII wkroczyła na drogę ku potędze, a przecież reformacja henrycjańska była niedoskonałą formą recepcji protestantyzmu. Iszkowski przeprowadza nawet ciekawy eksperyment, snując rozważanie, jak mógłby wyglądać potencjalny polski Kościół narodowy. Otóż byłby on pluralistyczny, w Wielkopolsce dominowałyby nurty luterańskie, na Litwie kalwińskie, zaś na Mazowszu rytuały niewiele różniłyby się od rzymskokatolickich. Z biegiem czasu Kościół ten ujednoliciłby swoją teologię, która opierałaby się na kalwinizmie, choć w bardziej pogodnym i otwartym wydaniu niż genewski pierwowzór. Krzysztof Iszkowski zdaje się uważać przyjęcie jezuickiej kontrreformacji za zalążek upadku Polski i nie ukrywajmy, nie jest pierwszym, który tezę taką wysnuwa.

Tezą, która wielu wyda się kontrowersyjną, jest krytyka polskiego zwrócenia się na wschód wskutek unii z Litwą. Autor w ogóle żałuje, że w swej historii Polska nie zwróciła się bardziej na zachód. Iszkowski cofa się w okres rozbicia dzielnicowego i z sympatią patrzy na księcia śląskiego Henryka Pobożnego, nie mogąc przeboleć że najazd mongolski zaprzepaścił jego dzieło. Unia z Litwą zdaniem autora uwikłała Polskę w konflikt z Moskwą o zbieranie ziem ruskich, skupiając na tym kierunku gros sił naszego kraju, który wskutek tego zaniedbał zupełnie w swej polityce kierunek zachodni - a przecież można było angażować się w sprawy Rzeszy Niemieckiej. Ta dla niektórych obrazoburcza teoria też nie jest niczym nowym. Bardzo podobne poglądy głosił przecież krakowski konserwatysta, związany ze środowiskiem Stańczyków, Michał Bobrzyński. Zwrot Polski ku wschodowi miał być według Iszkowskiego jedną z przyczyn upadku Rzeczypospolitej i przymusowego związku z państwem rosyjskim w dobie zaborów.

REKLAMA

„Ofiary losu. Inna historia Polski” - stereotypy i mitologia

Autor pozostaje jednocześnie bardzo krytyczny względem XIX-wiecznych powstań narodowych, w czym znów powtarza poglądy historiografii i publicystyki konserwatywnej. Za zupełnie bezsensowną uważa np. decyzję o rozpoczęciu powstania listopadowego, chociażby za wybór zupełnie nieodpowiedniego na irredentę czasu. Jego zdaniem znacznie sensowniejsze byłoby powstanie w czasie wojny krymskiej, kiedy to korzysta koniunktura międzynarodowa mogła doprowadzić do usamodzielnienia się Królestwa Polskiego.

Krzysztof Iszkowski daleki jest od nostalgii za II Rzeczpospolitą. Jego zdaniem był to kraj biedny, zacofany, górę w nim brały nielubiane przez autora prądy nacjonalistyczne, zaś siły liberalne były słabe. Dodatkowo Polska była instrumentalnie traktowana przez europejskie mocarstwa, szczególnie Francję, dla której była swego rodzaju „zastępczą Rosją” na wypadek konfliktu z Niemcami. Znów, nie jest to teza ani nowa, ani specjalnie odkrywcza. Co ciekawe, Iszkowski nie pozostawia suchej nitki na dyplomacji II RP, powołując się na interpretacje znane z publicystyki historycznej autorów związanych z prawicą – Piotra Zychowicza i Rafała Ziemkiewicza. Nawet jeśli Zychowicz w „Pakcie Ribbentrop-Beck” trochę przesadził, to jednak generalny kierunek jego toku rozumowania był słuszny – argumentuje dawny szef think-tanku partii Janusza Palikota. Złośliwi i podejrzliwi mogliby doszukiwać się u Krzysztofa Iszkowskiego jakichś inklinacji proniemieckich. A to żałuje że Polska zwróciła się ku Litwie i Rusi a nie Rzeszy, a to chciałby iść z Hitlerem na Moskwę. Piszę to półżartem, ale Iszkowski wyraźnie reprezentuje orientację prozachodnią.

REKLAMA

Iszkowski idzie wbrew utartym schematom gdy pisze o latach 80. i transformacji ustrojowej. Z jednej strony bardzo chwali przywództwo Lecha Wałęsy w Solidarności. Jego największą zasługą ma być to, że zapobiegł strajkowi generalnemu po tzw. prowokacji bydgoskiej w marcu 1981 r. Gdyby nie to, ruch solidarnościowy zostałby zapewne zdławiony siłą dużo wcześniej niż podczas stanu wojennego. Z drugiej strony powtarza tezy głoszone przez autorów dość umownie kojarzonych z prawicą, na kórych spadały za nie gromy – że opozycjoniści z kręgu Adama Michnika i Jacka Kuronia chcieli toczyć bezpośrednie rozmowy z Moskwą, z pominięciem pośrednictwa polskich komunistów. Iszkowski nie patrzy na transformację ustrojową przez różowe okulary, zdaje sobie sprawę z jej kosztów społecznych. Ale Leszka Balcerowicza (wspomniana jest też wcześniejsza „ustawa Wilczka”) ocenia bardzo pochlebnie i wyrozumiale, jako kogoś kto taką transformację z realnego socjalizmu do wolnorynkowego kapitalizmu przeprowadzał po raz pierwszy, więc nie miał wzorców którymi mógłby się kierować.

*

Poszczególne tezy zawarte w „Ofiarach losu” można oceniać różnie, ale z pewnością trudno je uznać za szczególnie oryginalne. Praktycznie każdą z nich gdzieś już słyszeliśmy. Pomimo to, zdecydowałem się wystawić tej książce wysoką notę. Wprawdzie w wielu kwestiach (Reformacja, powstania, polityka II RP) zgadzam się z Iszkowskim, ale nie miało to decydującego wpływu na moją ocenę. Jest to po prostu wyśmienita eseistyka historyczna. Od lektury trudno było mi się oderwać, choć przecież gros tez zawartych w publikacji było mi już znanych. Poglądy wyrażane przez Krzysztofa Iszkowskiego wydają mi się przykładem mądrego i krytycznego patriotyzmu, który do wielu aspektów rodzimej historii potrafi być sceptyczny i nie uznaje żadnych historycznych świętości. Polecam „Ofiary losu” wszystkim zainteresowanym historią naszego kraju. Albo ku utwierdzeniu się w swoich poglądach, albo ku polemicznej refleksji.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone