Krzysztof Tomasik – „Gejerel. Mniejszości seksualne w PRL-u” – recenzja i ocena

opublikowano: 2012-08-19 23:00
wolna licencja
poleć artykuł:
W Polsce Ludowej istniały mniejszości seksualne. To stwierdzenie jest tylko pozornie oczywiste, jednak Krzysztof Tomasik jako pierwszy postanowił zmierzyć się z tym tematem. Udało mu się dokonać swoistego _coming outu_ PRL-u.
REKLAMA
Krzysztof Tomasik
„Gejerel. Mniejszości seksualne w PRL-u”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Wyd. Krytyki Politycznej
Rok wydania:
2012
Okładka:
miękka
Liczba stron:
383
Format:
145 x 205 mm
ISBN:
978-83-62467-54-9

We wstępie autor słusznie zauważa, że w polskiej historiografii istnieje obszerna luka obejmująca problematykę mniejszości seksualnych w PRL-u. Rzeczywiście – cały szereg zagadnień szczegółowych w tej materii wciąż czeka na swojego badacza. Być może eseistyczna praca Tomasika jest symptomem wskazującym, że nadszedł czas na ich podjęcie. Postulat ten należy też poszerzyć o inne epoki, choć z punktu widzenia naszej współczesności okres PRL-u jest w tej materii wyjątkowo istotny. Po lekturze tej książki łatwiej zrozumieć dzisiejsze zamieszanie i opory polityków w kwestii legalizacji związków partnerskich, a obszerne badania szczegółowe historyków zapewne tłumaczyłyby obecny stosunek społeczeństwa polskiego do mniejszości seksualnych.

Badania historyczne na tym polu mają w Polsce pewne młode, chlubne tradycje, choć nie odnoszące się bezpośrednio do okresu PRL-u. Warto jednak pamiętać o pracach historyka dziejów nowożytnych Andrzeja Wyrobisza (ur. 1931), badacza dziejów starożytnych Włodzimierza Lengauera (ur. 1949) i mediewisty Krzysztofa Skwierczyńskiego (ur. 1971). Generalny brak poważnych badań historycznych tłumaczyć należy w pewnej mierze również dość powszechnie spotykanym negatywnym stosunkiem prezentowanym przez historyków wobec metodologii historii. Prace nad mniejszościami seksualnymi w minionych czasach wpisywałyby się na ogół w nurt „gender studies”, który w polskiej historiografii na dobre nie zaistniał, a tu naukę historyczną wyprzedziło literaturoznawstwo czy też historia sztuki, często jednak też sprowadzając badania genderowe do problematyki kobiecej. Polscy historycy, a szczególnie badacze dziejów najnowszych, są zwykle tradycjonalistami pod względem warsztatowym i metodologicznym. Tymczasem podjęcie poważnych badań w zakresie historii społecznej czy historii mentalności nad przeróżnymi aspektami związanymi z mniejszościami seksualnymi oznaczałoby potrzebę „doteoretyzowania się”, a w konsekwencji totalną zmianę perspektywy. W przypadku epok dawniejszych łatwiejsze jest badanie subkultur seksualnych przy jednoczesnym pozostaniu przy metodologicznym konserwatyzmie. Zapewne dlatego też temat mniejszości seksualnych wciąż czeka na opracowania historyków, a pierwszą ciekawą próbę opisu wybranych zjawisk podjął Krzysztof Tomasik (ur. 1978), publicysta i biografista, redaktor „Krytyki Politycznej”.

Praca składa się z ośmiu rozdziałów.

REKLAMA

Pierwszy rozdział pt. „Nie zauważać i karać” dotyczy stosunku władzy do mniejszości seksualnych. Jak podkreśla Tomasik, władze niespecjalnie się tym zagadnieniem interesowały. Miało jednak w tej kwestii miejsce kilka istotnych zdarzeń, na które autor zwraca uwagę. Najważniejszym z nich była chyba akcja „Hiacynt”. O zdarzeniu tym wspomina w książce wielokrotnie, jednak opowieść rozpoczyna od zarzutu, że „instytucją powołaną do zajęcia się poziomem represji w tamtym okresie jest Instytut Pamięci Narodowej – nie tylko nie zainteresowany tropieniem prześladowań gejów i lesbijek, ale można odnieść wrażenie, że wręcz takie działania popierający” (s. 39).

Zarzut ten wydaje się nie do końca słuszny, choć na pewno można wykazać pewne zaniedbania wspomnianej instytucji na tym polu. Przy całym krytycyzmie dla niektórych inicjatyw IPN-u, nie można jednak mieć pretensji, że pewne zagadnienia (a nie jest ich mało), do których podstawowe źródła znajdują się w archiwach administrowanych przez IPN nie zostały jeszcze przebadane. Co więcej, można odnieść wrażenie, że autor próbuje odwrócić zarzut, który należałoby postawić jemu: dlaczego sam nie udał się do Archiwum IPN-u, aby uzyskać dostęp do materiałów dotyczących tej akcji? W książce nie ma wzmianki o takiej próbie. Przypomniany przez niego fakt, że IPN odmówił w 2007 roku wszczęcia procesu przeciw gen. Czesławowi Kiszczakowi za wydanie rozkazu rozpoczęcia akcji „Hiacynt” nie oznacza, iż materiałów tych nie wolno historykom, publicystom czy dziennikarzom dotykać.

Szkoda, bo może odnalazłby kolejne ślady represji tajnej policji PRL-u wobec mniejszości seksualnych? Akcja „Hiacynt”, co autor wielokrotnie podkreśla, zdaje się mieć dla omawianej tematyki znaczenie fundamentalne, wręcz symboliczne. Mimo to, czytając o niej na stronach 39–46 otrzymujemy więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Ogólnopolska akcja, która miała miejsce w 1985 roku została przeprowadzona na polecenie gen. Kiszczaka, co w tym wypadku ma niemałe znaczenie – warto byłoby postarać się o relację generała w tej sprawie. Celem akcji był „spis powszechny” lesbijek i gejów. Nie ma jednak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o to, po co władzy były takie dane. Cytowane przez Tomasika dane pochodzą z relacji ofiar akcji, dowiadujemy się więc o formie przesłuchań, a także o przykrych konsekwencjach, jakie spotykały te osoby, gdy SB postanawiała wykorzystać zebrane informacje. W jednej z relacji (s. 42) otrzymujemy informację, że podobna akcja miała miejsce dwa lata później i przeprowadzona była na większą skalę. Ale nie znamy ani jej nazwy, ani praktycznie niczego konkretnego się o niej nie dowiadujemy.

REKLAMA

Niewykluczone, że właśnie te represje stosowane na przestrzeni lat 1985–1987 były katalizatorem powstania pierwszych organizacji gejowskich. Dowodnie pokazuje to, że ten ważny temat potrzebuje swojego historyka, który przebada go głównie w oparciu o archiwa SB, a także PZPR. Nie należy jednocześnie lekceważyć relacji, bo często mogą one mieć znaczenie fundamentalne. Nie musi być to historyk zatrudniony w IPN-ie. Z drugiej strony, warto podkreślić, że autor w przystępny sposób pisze o tym bardzo istotnym wydarzeniu i można wyrazić nadzieję, że lektura tego fragmentu książki będzie impulsem dla innych badaczy, czytelnikom zaś dostarcza wielu bardzo istotnych informacji.

W rozdziale drugim, „Homoseksualiści przed sądem”, Krzysztof Tomasik sięga po bardzo ciekawe źródło do dziejów polskich homoseksualistów w PRL-u, przypominając reportaże m.in. Barbary Seidler z rozpraw sądowych, w których główną rolę grali bohaterowie omawianej książki. Wśród nich możemy rozpoznać znane postaci środowiska aktorskiego: Jerzego Nasierowskiego, Mieczysława Gajdę, Andrzeja Nowakowskiego, Stanisława Szymańskiego czy też pisarza Jana Gerharda. Opisane procesy, w których często ofiarami lub oskarżanymi były osoby o orientacji homoseksualnej z dzisiejszej perspektywy informują nas przede wszystkim o mentalności ówczesnego społeczeństwa, a także autorów reportaży i kryminalnych opowiadań. Wydaje się zresztą, że nie odbiegają one w istotnej mierze od współczesnych autorów nie odróżniających często orientacji homoseksualnej od aktu homoseksualnego, czy też homoseksualizmu od pedofilii. Homoseksualistów traktuje się tam natomiast jako tajną, zorganizowaną grupę działającą w „pewnym” i „określonym” interesie. Natomiast, co ważne i co podkreśla Tomasik, gdy w trakcie procesu okazywało się, że oskarżony jest homoseksualistą, informacja ta działała na jego niekorzyść – niezależnie od sprawy. Reportaże są w tym wypadku wiarygodnym źródłem, gdyż autorzy zdają się tego zjawiska w ogóle nie dostrzegać – opisują je bez zażenowania, bo mieści się to w ich światopoglądzie.

REKLAMA

Trzeci rozdział poświęcony jest wątkom homoseksualnym w literaturze PRL-u. Literaturoznawstwo jest tą dziedziną, w ramach której do tej pory przeprowadzono najwięcej badań pod kątem queer theory. Na polu literatury polskiej największe zasługi ma przywoływany przez Tomasika German Ritz – szwajcarski slawista. Także sam Krzysztof Tomasik w 2008 roku opublikował książkę „Homobiografie” poświęconą pisarkom i pisarzom orientacji homoseksualnej w XIX i XX wieku. Tu jednak koncentruje się on nie tyle na biografiach pisarzy, co na ich twórczości, wybierając tytuły dziś nieznane, zapomniane, z drugiej zaś strony nie jest powiedziane, że w każdym przypadku warte pamiętania. Tak czy owak, stanowią one ciekawy ślad minionej epoki. Mamy tu więc twórczość Jerzego Nasierowskiego, wspomnianego już aktora i pisarza. Tomasik przywołuje też jeden z kryminałów Anny Kłodzińskiej „Taniec szkieletów”, w którym negatywnym bohaterem uczyniła niejakiego Jakuba Barańczaka. Zbieżność nazwisk ze znanym poetą nie jest tu przypadkowa: był to bowiem odwet za felieton Stanisława Barańczaka z cyklu „Książki najgorsze”, który poświęcił innej książce Kłodzińskiej. Jedną z cech, które mają negatywnie określać Jakuba Barańczaka jest właśnie jego homoseksualizm. Obok Nasierowskiego i Kłodzińskiej, znajdziemy w tym rozdziale szkice o twórczości Wandy Falkowskiej (znanej przede wszystkim z reportaży w „Polityce”), Heleny Sekuły, Ryszarda Marka Grońskiego, Mariana Pankowskiego, a także polityka Włodzimierza Sokorskiego, w którego powieści homoseksualnym bohaterem, a raczej bohaterką, jest lesbijka.

W rozdziale czwartym Tomasik koncentruje się na wątkach homoseksualnych w peerelowskiej kinematografii. Tu zwraca uwagę na zmienioną względem powieściowego wzoru postać Moryca Welta z filmu „Ziemia obiecana” Andrzeja Wajdy, a także na inne, skądinąd niewyraźne wątki homoseksualne w filmach tego reżysera. Przypomina też etiudę filmową Romana Polańskiego „Gdy spadają anioły” z 1959 roku, gdzie jednego z gejów gra Ryszard Filipski, ten sam, który potem jako reżyser wpisał się w najgorsze tradycje moczarowskiego skrzydła PZPR. Jednym z najważniejszych omówionych filmów jest „Zygfryd” (1986) Andrzeja Domalika, uważany za pierwszy film gejowski w polskiej kinematografii. Chociaż tematów homoseksualnych w filmach polskich do 1989 roku znajdziemy blisko pięćdziesiąt, to zwraca uwagę fakt, że na ogół były to wątki stereotypowe, karykaturalne i żartobliwe lub adaptacje klasyki literatury. W PRL-u żaden reżyser nie podjął poważnej próby zmierzenia się z tą tematyką na serio.

REKLAMA

Kolejny rozdział Tomasik poświęca dziennikarstwu, zwykle autorom recenzji filmów (na ogół niepolskich), w których tematy gejowskie stanowiły istotny temat. Poza pewnymi pozytywnymi wyjątkami (Tadeusz Sobolewski), krytycy starali się przemilczeć lub wykpić motywy homoseksualne. Widać tu jasno, że nieobecność problematyki gejowskiej w sferze polskiej kultury przynosiła konsekwencje w postaci zupełnej niezdolności jej opisu.

Problemem, który w świadomości społecznej nierozerwalnie wiąże się z homoseksualizmem jest AIDS. Z dzisiejszego punktu widzenia jest jasne, że stanowi to stereotypowe postrzeganie zagadnienia. Na Zachodzie stało się to poważnym tematem w latach osiemdziesiątych, a tamtejsze dyskusje znalazły pewne odbicie w polskich mediach. Stanowią one przedmiot rozważań w szóstym rozdziale książki. Pojawienie się tematu AIDS w polskiej przestrzeni publicznej wiąże się z pierwszymi próbami organizowania się środowisk gejowskich w Polsce, czego przykładem może być ważny tekst Dariusza Proroka w „Polityce” (1985), a w konsekwencji zorganizowanie przez władze akcji „Hiacynt”.

W rozdziale siódmym autor (wreszcie!) pisze o lesbijkach. Obecni w kulturze PRL-u homoseksualiści to zwykle mężczyźni. Nadal można odnieść wrażenie, że pojęcie homoseksualista kojarzone jest powszechnie z miłością mężczyzn. Autor zauważa, że „jeśli chodzi o okres PRL-u, bez względu na to, którą dziedzinę życia weźmiemy pod lupę, kobiecego homoseksualizmu jest zdecydowanie mniej, jest trudniejszy do uchwycenia, bardziej niejednoznaczny”. Chyba najciekawszym fragmentem rozdziału są obszernie cytowane fragmenty wspomnień obozowych Wandy Półtawskiej, lekarki, znanej głównie dzięki przyjaźni, jaka łączyła ją z polskim papieżem. Jej relacja ma charakter zdecydowanie homofoniczny, jednak mało kto w tych czasach (wspomnienia opublikowała w 1961 roku) używał tak bezpośrednich określeń dla opisania kobiecych aktów seksualnych. Ten sam wątek znajdziemy też we wspomnieniach wybitnej filozofki Barbary Skargi. Co ciekawe, ogólny charakter relacji liberalnej uczonej jest bliski tekstowi skrajnie konserwatywnej lekarki.

REKLAMA

Znaczna część książki koncentruje się wokół tematu homoseksualizmu obserwowanego na różnych polach kultury. To zaś nie wyczerpywałoby zagadnienia mniejszości seksualnych, jakie autor postawił w tytule. Kwestia transpłciowości pojawia się dopiero w przedostatnim, ósmym rozdziale. Zagadnienie wydaje się bardzo istotne, bo – choć mało kto pamięta – że w PRL-u za operacje korekty płci płaciło państwo. Tu znów ciekawym źródłem informacji są reportaże, przede wszystkim wspomnianej już Wandy Falkowskiej. Okazuje się, że transseksualizm w PRL-u nie stanowił problemu, choć może nie był tematem w sferze kultury.

W ostatnim, podsumowującym rozdziale autor zawiera konkluzję, że w polskiej kulturze nie ma miejsca na homoseksualizm. Trudno jednoznacznie ocenić, na ile to zdanie odpowiada prawdzie na tak wysokim stopniu ogólności. Jednak na pewno sprawdza się do opisu PRL-u.

„Gejerel” nie jest opracowaniem naukowym, wpisuje się w szeroko rozumianą publicystykę i warto o tym pamiętać przy próbie oceny książki. Bogactwo i różnorodność zawartych w niej aspektów na pewno jest jej podstawowym atutem. Lektura ta bowiem daje czytelnikowi szeroki wachlarz zagadnień dotyczących mniejszości seksualnych w PRL-u. Często można też mieć poczucie niedosytu, gdyż przy tak obszernej ilości wątków pozostaje wiele niedopowiedzeń, rodzą się kolejne znaki zapytania. To jednak zasługa autora, że – opowiadając w sposób barwny i ciekawy o homoseksualizmie w PRL-u – pokazuje nam jednocześnie jak wiele jest na tym obszarze do zrobienia. Czas najwyższy, by historycy zabrali się do wypełniania tej luki.

Książka Krzysztofa Tomasika ma w niemałej mierze gorzki i pesymistyczny wydźwięk. PRL to nie był dobry czas dla gejów. Na koniec jednak chciałbym przypomnieć jedną sprawę, której w omawianej pracy nie znajdziemy. Katolicki działacz, redaktor „Tygodnika Powszechnego”, poseł „Znaku”, a także homoseksualista, Jerzy Zawieyski (1902–1969) związany był z psychologiem, profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Stanisławem Trębaczkiewiczem (1910–1980). Spacerując po cmentarzu w podwarszawskich Laskach, znajdziemy ich grób. Wspólny grób. To zupełnie wyjątkowy przypadek, ale wpisujący się w okres PRL-u, choć swoją doniosłością, jak sądzę, wychodzący ponad tę epokę.

Zobacz też:

Redakcja: Michał Przeperski

Korekta: Justyna Piątek

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Siewierski
Historyk, doktor nauk humanistycznych. Zajmuje się historią historiografii i historią kultury XIX-XX w. oraz metodologią historii. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Przeglądzie Humanistycznym”, „Rocznikach Humanistycznych” i „Roczniku Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone