M. Lewandowski, M. Gawlikowski – „Gaz na ulicach” – recenzja i ocena

opublikowano: 2012-03-08 16:30
wolna licencja
poleć artykuł:
Muszę przyznać, iż uwielbiam czytać — najbardziej książki historyczne, a spośród nich — te najdłuższe. Tak więc gdy przyszło mi zrecenzować dwutomową, blisko 900-stronicową pozycję, traktującą o historii najnowszej, poczułem się jakbym dostał prezent urodzinowy.
REKLAMA
Mirosław Lewandowski, Maciej Gawlikowski
Gaz na ulicach. KPN w Krakowie. Stan wojenny 1981-1982, cz. I-II
cena:
75 zł
Wydawca:
DAR-POINT
Rok wydania:
2011.
Liczba stron:
602 (tom I), 282 (tom II)
ISBN:
978-83-927061-2-0

Wrażenie robi jednak nie tylko liczba stron, ale i format publikacji, albowiem mamy tu do czynienia z dwoma tomami o wymiarach niewiele mniejszych niż A4, zapisanych stosunkowo niewielką czcionką. A to wszystko na w sumie dość wąski temat, jakim są dzieje Konfederacji Polski Niepodległej w okresie stanu wojennego. Znakomita część recenzowanej pozycji dotyczy tego, co w owym czasie działo się w Krakowie oraz ośrodkach internowania, do których trafiali działacze z tego miasta. Taki opis z pewnością może część potencjalnych czytelników zniechęcić. Dziś bowiem niestety coraz rzadziej mamy czas na czytanie tak obfitych publikacji.

Z drugiej strony równie nieczęsto trafia się obszerna monografia, bo tak należałoby klasyfikować tę pozycję, dotycząca historii najnowszej, a stanu wojennego w szczególności. Niewątpliwie jest to praca przełomowa (choć nie jej autorami nie są zawodowi historycy). Dotyka bowiem rzeczywistości, o której rzadko usłyszeć można w szkole na lekcjach historii i na którą nie ma dostatecznie dużo czasu na wykładach z historii najnowszej, o obecności tej tematyki w mass mediach już nie wspominając.

Inną kwestią jest to, że wbrew pozorom po rozpoczęciu lektury czyta się ją szybko. Wielce prawdopodobne, że jest tak za sprawą świadomej decyzji autorów o rezygnacji ze standardowych przypisów na rzecz innej formy dokumentowania cytowanych źródeł i wypowiedzi. Dość powiedzieć, ostatnio recenzowana przeze mnie na łamach Histmaga pozycja pt. „Długie ramię Moskwy”, choć równie ciekawa i istotna (i o blisko połowę krótsza), była wyraźnie trudniejsza w czytaniu i co chwila korciło mnie, by oderwać się od głównego wątku, by zajrzeć do przypisów, których było bez liku. Zabieg Gawlikowskiego i Lewandowskiego jest trafiony, a książka nic nie traci w swojej warstwie faktograficznej. Kto bowiem pragnie zweryfikować treść cytowanych w niej relacji czy dokumentów, bez trudu może to zrobić dzięki zestawieniom umieszczonym w końcu drugiego tomu zarówno w postaci klasycznej bibliografii czy wykazu archiwaliów, jak i liście nazwisk osób, których relacje zostały zebrane podczas pisania książki lub wcześniej.

Dodatkowo autorzy zamieścili schematy organizacyjne — dotyczące miejsca Służby Bezpieczeństwa w strukturze władzy oraz struktury SB w Krakowie — które były prezentowane w ramach wystawy krakowskiego oddziału IPN w marcu 2006 r. Dokonano w nich pewnych korekt, umożliwiających lepsze zorientowanie się w stanie faktycznym relacji między poszczególnymi jednostkami. Oba schematy zostały także opatrzone fachowym komentarzem odautorskim wraz z krótką charakterystyką poszczególnych komórek SB WUSW w Krakowie w roku 1987. Pomiędzy schematami zamieszczone zostały także zdjęcia członków kadry kierowniczej krakowskiej PZPR i SB wraz z biogramami. Całość tworzy swoistą wkładkę, która jednak nie wyróżnia się w żaden fizyczny sposób spośród reszty stron, a umożliwia szybkie zorientowanie się w materii związanej z funkcjonowaniem aparatu władzy i represji w zakresie potrzebnym do lektury książki. Na końcu umieszczony został indeks nazwisk, a po nim spis treści całej książki. Podobny spis znajduje się na końcu pierwszego tomu, a także w formie ramki poprzedza każdy rozdział, prezentując tematykę poruszanych w nim zagadnień. Wszystko to razem sprawia, że można traktować tę publikację jako kompendium wiedzy o KPN w stanie wojennym w Krakowie.

REKLAMA

Słów kilka o fotografiach, albowiem autorzy dobrze okrasili nimi treść książki. Nie ma ich ani za mało, ani za dużo. Są naprawdę dobrze dobrane i wydane na zwykłym książkowym papierze, więc są przyjemnym urozmaiceniem ciekawej lektury. Co więcej, opatrzone są krótkim komentarzem i bardzo estetycznie wplecione w nowoczesną oprawę graficzną książki. Zdjęcia nie tylko przedstawiają realia omawianych wydarzeń, tj. postacie, miejsca, wydarzenia, ale także przedstawiają broszury, ulotki i inne dokumenty z epoki. Tu także pozwolę sobie nawiązać do samej okładki, która jest wysmakowana — nie tylko przemyślana pod względem artystycznym, ale i dobrze skonstruowana „marketingowo”. Mówię tu zarówno o okładkach pierwszego, jak i drugiego tomu, które przyciągają wzrok swą minimalistyczną formą i ciekawymi zdjęciami, wypełniającymi całość dostępnej przestrzeni, co w połączeniu z oszczędnym w słowach, acz chwytliwym, tytułem oraz rozplanowaniem graficznym daje wrażenie plakatu z filmu sensacyjnego. Jest to ciekawy zabieg, który aż prowokuje księgarza do wystawienia jej „twarzą” do czytelnika, a tego ostatniego do odruchowego sięgnięcia po publikację. Na okładce znajdziemy również dwie krótkie, ale bardzo pozytywne recenzje szanowanych historyków współczesności, profesorów Dudka i Gąsowskiego z UJ, które tylko zaostrzą apetyt u kupującego. Cena okładkowa (75 zł za oba tomy) wydaje się całkiem zachęcająca, jak na rozmiary publikacji. Warto na koniec tych rozważań o formie nadmienić, iż oprawa jest naprawdę solidna i sprawia, że można tą książkę śmiało zabierać wszędzie ze sobą, bez obawy o jej zniszczenie. Z drugiej strony taka masywność może być pewną przeszkodą i wadą, albowiem do damskiej torebki książka z pewnością się nie zmieści. Choć po lekturze śmiało mogę rzec, że trudno się od niej oderwać, bo zawartość jej jest pasjonująca, szczególnie dla zainteresowanych dziejami najnowszymi Polski.

REKLAMA

Wielkie uznanie należy się autorom za podjęcie próby zachowania formy bezstronnej relacji z wydarzeń, oddając tak często, jak to tylko możliwe, głos bezpośrednim uczestnikom wydarzeń. Interesująco wypada wzajemna konfrontacja ze sobą wspomnień represjonowanych opozycjonistów i oficjalnych zapisów dokumentów służb mundurowych: milicji, wojska lub Służby Bezpieczeństwa. Jest to tym bardziej godne podziwu, że autorzy byli często nie tylko świadkami, ale i uczestnikami opisywanych wydarzeń, a nawet ich własne relacje znajdują się w książce. Jednak sama treść nie jest w żaden wyraźny sposób nacechowana subiektywnym spojrzeniem autorów. Nie można też powiedzieć, iż jest to zbiorowy pamiętnik czy fabularyzowane wspomnienia uczestników wydarzeń. Można za to odważyć się na stwierdzenie, że autorzy stworzyli nową jakość i wypada się tu absolutnie zgodzić ze słowami recenzji prof. Gąsowskiego, że autorom udało się odtworzyć klimat panujący w Krakowie czasów stanu wojennego. Czytając książkę, miałem wrażenie obcowania z rekonstrukcją historyczną. Takie nagromadzenie relacji (wykaz osób, od których zebrano wspomnienia liczy aż 74 nazwiska!) oraz liczne cytowania z meldunków operacyjnych i rozkazów milicji, w połączeniu z umiejętnie dobranymi zdjęciami i osadzeniem w perspektywie szerszej narracji historycznej daje poczucie „namacalności” przedmiotu omawianych spraw.

REKLAMA

Największe wrażenie zrobiły na mnie niewątpliwie relacje z owej pamiętnej nocy, gdy w całym kraju przeprowadzono masową akcję internowania wytypowanych uprzednio działaczy opozycji. Dobrze też zarysowany jest obraz samego pobytu w ośrodkach internowania, a także wątek konspiracji szkolnej w liceach, gdzie oddolnie tworzyły się organizacje niepełnoletnich jeszcze opozycjonistów, jak choćby „Ruch Oporu Młodzieży,; „Młodzieżowa Formacja Redakcyjna” czy odpowiednik NZS-u w szkołach średnich — Niezależny Związek Młodzieży, który był ówcześnie najliczniejszą organizacją tego typu w Krakowie. Bardzo ciekawy jest też rozdział zatytułowany „Stan wojenny z perspektywy zwykłego obywatela PRL” — jak łatwo się domyślić, pokazuje on życie i problemy przeciętnego Kowalskiego czy Nowaka, jakie przyniósł ze sobą 13 grudnia 1981 roku i dni następne. Mowa tu nie tylko o powszechnie już znanych faktach, takich jak ofiary śmiertelne, które pociągnęła za sobą blokada telefonów, a co za tym idzie — utrudnienie w wezwaniu pogotowia. Czytelnicy, szczególnie ci z młodszej generacji, mogą się dowiedzieć dlaczego na zdjęciach z epoki możemy dostrzec człowieka z szarfą z rolek papieru toaletowego i czemu powiedzenie, że „prasa jest do dupy”, można było rozumieć dosłownie, albo czemu tak popularne były dowcipy o Albinie Siwaku. Z drugiej strony, w książce jest też wiele fragmentów o charakterze zapisu tragedii osobistych, jak chociażby relacja rodziny Bogdana Włosika zabitego przez funkcjonariusza SB Andrzeja Augustyna podczas pochodu w jedną z miesięcznic stanu wojennego czy opis pozorowanego rozstrzelania ojca z synem podczas przewożenia z komendy do „internatu”. Bardzo ciekawe są także rozdziały dotyczące procesu pierwszego kierownictwa KPN – czyli najdłuższego procesu politycznego w PRL, a także ostatnia część książki, nosząca tytuł „Próba osądzenia autorów stanu wojennego”. Jednak by nie zepsuć przyjemności lektury nie będę zdradzał jego zawartości, licząc, iż wielu potencjalnych czytelników skusi się i sięgnie po tę pozycje, aby samemu przekonać się o odpowiedziach, jakich udzielają autorzy.

Przechodząc do podsumowania, muszę przyznać, iż „Gaz na ulicach” jest pozycją ze wszech miar wyjątkową, nie tylko ze względu na swoją obszerność, poruszaną tematykę czy formę przekazu, jaką przyjął tandem Lewandowski – Gawlikowski. Ta książka jest wyjątkowa przede wszystkim dlatego, że pokazuje, iż mówienie w sposób nowoczesny i ciekawy za pośrednictwem bardzo tradycyjnego medium, jakim jest słowo pisane, wciąż jest możliwe. Myślę, że dziś, gdy mamy tak wiele interaktywnych muzeów, tyle witryn internetowych czy wydarzeń medialnych mających być upamiętnieniem szczególnie ważnych wydarzeń historycznych, dla historyka to właśnie książka pozostaje podstawową formą przekazu wiedzy. W mojej ocenie publikacja ta zasługuje na wysoką notę: 9 w skali od 1 do 10. Co prawda, jak wspomniałem wcześniej, książka ta ma pewne mankamenty, jak chociażby brak standardowych przypisów, mało poręczny format czy zbyt małą czcionkę, lecz jest pozycją na tyle nowatorską i dobrze napisaną, że nie wpływają one w sposób znaczący na ocenę końcową. Dlatego też z czystym sumieniem mogę ją polecić czytelnikom Histmaga na, wciąż jeszcze długie, zimowe wieczory.

Redakcja: Michał Przeperski

Korekta: Mateusz Witkowski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Piotr Czerwiński
Magister historii, doktorant w Instytucie Nauk Historycznych UKSW.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone