Maciej Górny – „Matka wynalazków. Jak Wielka Wojna urządza nam życie” – recenzja i ocena
Maciej Górny – „Matka wynalazków. Jak Wielka Wojna urządza nam życie” – recenzja i ocena
Na wstępie przyznać muszę, że pytanie to wydaje się w zasadzie retoryczne – a przynajmniej takie wrażenie można odnieść patrząc na okładkę omawianej pozycji. Już sam jej tytuł zdaje się zawierać sugestię. Wielka Wojna zostaje w nim określona mianem „Matki wynalazków”. Podtytuł „Jak Wielka Wojna urządza nam życie” nie pozostawia już żadnych wątpliwości.
Osoba autora książki daje jednak nadzieję na uniknięcie łatwych i banalnych, a na pewno nudnych odpowiedzi. Maciej Górny, profesor Instytutu Historii PAN sam deklaruje wszak, że „o rzeczach skomplikowanych, poważnych i trudnych stara się opowiadać ciekawie, a nawet zabawnie”. Głównym przedmiotem jego zainteresowań są dzieje Europy Środkowo-Wschodniej, wraz z prof. Włodzimierzem Borodziejem napisał kilkutomową syntezę poświęconą konfliktom targającym naszym regionem w latach 1912–1923. Napisał także „Polskę bez cudów”, polemizującą z „cukierkowym” wizerunkiem II Rzeczypospolitej. Prof. Górny jest też dobrze znany ze swoich tekstów publikowanych na łamach prasy krajowej i zagranicznej.
Muszę przyznać, że padłem ofiarą autosugestii i błędnie oceniłem książkę po okładce. Widząc na niej m.in. niemiecki hełm z pikielhaubą, amerykańskiego orła, mikroskop i bochen chleba, spodziewałem się wydawnictwa o charakterze leksykonowym. Myślałem, że będziemy mieli do czynienia z wykazem i omówieniem przedmiotów czy idei, które wywodzą się z lat 1914–1918, a które wciąż mają duże znaczenie w naszym życiu. Tymczasem książka składa się z dziesięciu rozdziałów, będących w zasadzie samodzielnymi szkicami-esejami, stanowiących zresztą nieznacznie rozbudowane wersje artykułów opublikowanych na łamach prasy – „Mówią Wieki” czy „Polityki”. Tym niemniej moja intuicja chociaż częściowo okazała się trafna, bowiem każdy z rozdziałów poświęcony jest jakiejś „rzeczy” (niekoniecznie materialnej) mającej znaczenie po dziś dzień, a znaczenie to wywodzi się właśnie z czasów I wojny światowej.
Pierwszy rozdział nie w pełni przekonał mnie takiej koncepcji. Może dlatego, że nie do końca byłem w stanie dopatrzeć się w znajdującym się pod okupacją niemiecką Piotrkowie Trybunalskim kolebki samorządności. Moim zdaniem to, że rozwijało się tam polskie życie społeczne i – w wydaniu różnych opcji – polityczne, było dość naturalne. Ale wystarczy śledzić tok narracji, by dać się jej wciągnąć i przekonać. W poglądach i działalności Walthera Rathenaua widzi np. Maciej Górny zapowiedź znanego nam dziś zarządzania korporacyjnego, a podpis pod jedną z zamieszczonych fotografii tytułuje go wręcz „CEO niemieckiej gospodarki wojennej”. Bardzo mocno autor podkreśla skalę rabunkowego charakteru tejże gospodarki. W tym też widzi przyczynę etatystycznych tendencji dominujących w regionie po wojnie. Państwa kierowały się logiką, zgodnie z którą po doświadczeniu tego rabunku należało odbudować i bronić własny potencjał ekonomiczny. Ciekawy jest też zarys treści pisanych pod koniec życia przez Rathenaua traktatów filozoficznych, łączących to „korporacyjne” podejście z tradycją niemieckiej edukacji klasycznej. Także w gospodarce wojennej, konkretnie w liczeniu kalorii, szukaniu surogatów niedostępnych dóbr dość łatwo doszukać się z kolei praźródła dzisiejszej kultury diet, odchudzania i „bycia fit”.
Czyniąc z życia politycznego w Piotrkowie pewną nić narracyjną, powracającą w różnych rozdziałach, autor zwraca uwagę, że choć niemal wszędzie głoszono ideał zgody narodowej i międzynarodowej, to jednak w zasadzie nigdzie nie wcielono go w życie. Powojenna Europa stała się areną starcia nacjonalizmów, walk o kształt granic czy nawet pogromów. W dawnym Imperium Rosyjskim za zgodą Ententy Niemcy pełnili funkcję czynnika stabilizującego. Z wojennego chaosu wyłonił się też bolszewizm. Wszystkie te czynniki sprawiały, że o spokoju i harmonii nie mogło być mowy. Sytuacja materialna była trudna, dlatego też inicjatywy takie jak amerykańska akcja pomocowa dla wygłodzonej – i to nieraz dosłownie – wschodniej Europy nie pozostawały niezauważone. Nimi właśnie, bardziej nawet niż wojenną polityką prezydenta Wilsona, prof. Górny tłumaczy – utrzymujące się po dziś dzień – silne poczucie sympatii względem Ameryki.
0O tym, że autor porusza kwestie kultury zarówno materialno-technicznej, jak i duchowo-materialnej niech świadczy to, że kolejne rozdziały poświęcone są a to znaczeniu sieci kolejowej, a to kulturze oburzenia, która skutkowała przemocą polityczną – nie tylko niestety werbalną. Pisząc do polskiego odbiorcy historyk skupia się na śmierci prezydenta Narutowicza, podkreśla jednak, że zamach na niego nie był ewenementem na skalę ówczesnej Europy, w której oszczerstwa wobec adwersarzy politycznych, a niekiedy skierowana przeciw nim przemoc były na porządku dziennym. Autor zwraca uwagę, podpierając swoją argumentację sugestywnymi przykładami, że te pożałowania godne tendencje obecne są i w dzisiejszym dyskursie.
Ciekawe są też rozważania o kategorii weteranów i kombatantów jako grupy interesu oraz kategorii socjologicznej, bowiem tak postrzegani oni zaczęli być właśnie w okresie po Wielkiej Wojnie. Za wynalazek z tych samych czasów uznaje Maciej Górny popularną w pewnych kręgach geopolitykę. Bezlitośnie piętnuje uproszczenia dokonywane przez „kanapowych geostrategów” z Jackiem Bartosiakiem na czele i przedstawia czytelnikowi założenia prawdziwej geopolityki. Pisze też o skomplikowanych relacjach ojca tej gałęzi wiedzy, Karla Haushofera z elitą III Rzeszy, zastanawiając się, na ile koncepcje niemieckiego geografa politycznego mogły zainspirować sposób myślenia nazistów. Ciekawie też pisze Górny o roli inteligencji w Polsce i innych państwach, zwracając uwagę, że historia odzyskania niepodległości, w której rok 1918 urastał niemal do jakiegoś „końca historii” pisana była z perspektywy tej warstwy społecznej, przez i dla jej przedstawicieli. Czymś, co jest z nami od czasów I wojny światowej jest według autora także sama nowoczesna wojna, o czym w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę zdajemy sobie sprawę aż zanadto namacalnie.
„Matka wynalazków” to lektura lekka, łatwa i – na ile pozwala przygnębiająca nieraz tematyka – przyjemna, a do tego pouczająca i skłaniająca do refleksji. Poszczególne rozdziały łączą się w spójną całość, jednak jeśli ktoś woli, można książkę czytać i na wyrywki. Czytelniczy „próg wejścia” nie wydaje się szczególnie wygórowany i raczej nie obawiałbym się, że osoba nie będąca perfekcyjnie obeznana z omawianymi kwestiami pogubi się w toku wywodu. Wręcz przeciwnie, myślę, że przystępny i żywy styl prof. Górnego może naprawdę wciągnąć. Dlatego wszystkim zainteresowanym I wojną światową i jej reperkusjami – niezależnie od stopnia intensywności hołdowania tym zainteresowanym – szczerze polecam „Matkę wynalazków”. Ktoś, kto szuka nieco lżejszej lektury o związkach przeszłości z dniem dzisiejszym nie powinien być zawiedziony tą książką.