Marian Sołtysiak – „Secesja z petrochemią w tle” – recenzja i ocena

opublikowano: 2017-01-15 14:00
wolna licencja
poleć artykuł:
„Minister wyraził zgodę, choć nie jestem pewny, czy było to legalne” – to zdanie trafnie podsumowuje tematykę wspomnieniowej publikacji historyka sztuki, który w wieku 26 lat, został dyrektorem Muzeum Mazowieckiego w Płocku.
REKLAMA
Marian Sołtysiak
„Secesja z petrochemią w tle”
cena:
40,00 zł
Wydawca:
Muzeum Mazowieckie w Płocku
Rok wydania:
2016
Okładka:
twarda
Liczba stron:
268
ISBN:
9788364676130

Gdy chodziłam do szkoły podstawowej na moje wyobrażenie na temat zajęć historyków sztuki i muzealników silnie wpłynęła lektura serii „Pan Samochodzik” Zbigniewa Nienackiego. Na wielu mocniej oddziałały karykaturalne wizje z „Poszukiwany, poszukiwana” Stanisława Barei. Zawodowa rzeczywistość oczywiście mocno odbiega od literackiej czy filmowej opowieści, jednak nie bez podstaw mówi się, że każda legenda kryje ziarno prawdy. Można się o tym przekonać czytając pełną anegdot i ciekawostek „Secesję z petrochemią w tle” (noszącą niezwykle wymowny podtytuł „wspomnienia uczestnika zdarzeń”). Książka jest osobistą, zaskakująco sprawnie poprowadzoną relacją z kluczowych momentów kariery zawodowej Mariana Sołtysiaka, ze szczególnym naciskiem na wydarzenia z okresu szesnastu lat spędzonych w Płocku.

Nazwisko Sołtysiaka jest dobrze znane w środowisku muzealniczym. Nieodrodny uczeń wybitnego profesora Stanisława Lorentza jako dyrektor Muzeum Mazowieckiego w Płocku odniósł niebywały sukces, zmieniając małą, prowincjonalną instytucję w duży, prężnie działający ośrodek z nową siedzibą i wyjątkową w skali europejskiej kolekcją secesji. Po wykonaniu tego „zadania” powrócił do Warszawy, gdzie dalej działał naukowo oraz pełnił liczne zaszczytne funkcje, między innymi zastępcy dyrektora Zamku Królewskiego (1980-86) oraz dyrektora Muzeum Narodowego (1986-99). „Secesję z petrochemią w tle”, pozycję szczególną w jego dorobku, traktować można jako swoiste credo i testament zawodowy, wydany dosłownie na miesiąc przed śmiercią autora w październiku 2016r.

Z początku można odnieść wrażenie, że książka ma bardzo „lokalny” charakter. Większość opisanych zdarzeń rozgrywa się w Płocku, dotyczy miejscowych instytucji i spraw ważnych dla tutejszej społeczności. I choć w tekście wypunktowane zostały słabe strony miasta, a nawet pojawiają się określenia takie jak „prowincjonalny” i „peryferyjny”, autor wyraźnie daje poznać, że ten tymczasowy dom stał się jego małą ojczyzną. To osobiste zaangażowanie, umiejętność obserwacji oraz świetny zmysł analityczny pozwoliły mu skutecznie odnaleźć się w nowym miejscu, a także poruszać się i działać w sytuacjach trudnych. Takich jak choćby negocjowanie współpracy z płockim Towarzystwem Przyjaciół Nauki, którego zbiory zostały wcześniej przejęte na poczet Muzeum. Sołtysiak bardzo skrupulatnie odnotowuje nazwiska wszelkich osób zaangażowanych (nawet luźno) w rozmaite przedsięwzięcia, bez względu na to czy chodzi o naradę na szczeblu państwowym, czy o kwiatową dekorację sali wystawowej. Te akapity pełne nazwisk będą zapewne dość męczące dla czytelnika. A ponieważ we wspomnieniach licznie pojawiają sie szerzej znane i bliżej scharakteryzowane postacie, takie jak np. Stanisław Lorentz, Andrzej Rottermund czy Stanisław Staszewski (ojciec Kazika), daje się niestety odczuć brak indeksu, który pomógłby uporządkować informacje podane w różnych częściach książki.

REKLAMA

Pomimo tych wad, „Secesja…” jest pozycją unikalną, poruszającą specjalistyczne kwestie przy użyciu przyjemnie przystępnego języka. Ciepły, wspomnieniowy charakter narracji, obfitującej w humorystyczne akcenty płynnie przeprowadza czytelnika przez koleje losów autora. Razem z nim śledzimy trudy konserwatorskiej odbudowy Zamku Książąt Mazowieckich (połączonego z opactwem benedyktynów) z przeznaczeniem na siedzibę nowoczesnego muzeum, zagadnienia funkcjonowania instytucji i realizacji jej misji czy problemy kształtowania tożsamości poszczególnych jednostek wchodzących w skład planowanej sieci mazowieckich muzeów. Sołtysiak prezentuje pełen wachlarz problemów z jakimi stykają się muzealnicy, ale umiejętnie koncentruje się na ich anegdotycznych aspektach.

Oto na przykład historia kształtowania lawinowo powiększających się zbiorów to głównie opowieści o podróżach samochodem po kraju (i niemal interwencyjnym odkupywaniu za bezcen unikalnych dzieł sztuki) lub o sensacyjnych odkryciach archeologicznych. Kwestie mozolnej dokumentacji, inwentaryzacji i opracowywania zasobu są ledwie wspomniane. Relacja o otwarciu nowych ekspozycji na płockim Zamku staje się natomiast pełną napięcia opowieścią o niezbyt legalnym „organizowaniu” w stolicy ekspresu do kawy dla muzealnej kawiarni. Słowem, jest barwnie – ale nie dlatego że autor koloryzuje, tylko dlatego że celowo koncentruje się na treściach dla szerszego grona odbiorców.

REKLAMA
Marian Sołtysiak
„Secesja z petrochemią w tle”
cena:
40,00 zł
Wydawca:
Muzeum Mazowieckie w Płocku
Rok wydania:
2016
Okładka:
twarda
Liczba stron:
268
ISBN:
9788364676130

Jednocześnie Sołtysiak nie zapomina przy tym podkreślić wagi dokonań własnych i kolegów. Z wyraźną przyjemnością odnotowuje, że dzięki zastosowaniu nowatorskiego podejścia konserwatorskiego siedziba Muzeum ma „rangę bez przesady wawelską”, że ze względu na poziom naukowy zespołu i wystaw do placówki zjeżdżają delegaci z całego kraju. Szeroko opisuje szereg odważnych inicjatyw związanych z popularyzacją i prezentacją sztuki poza murami instytucji (organizacja studium nauczycielskiego, lekcje z oryginalnymi eksponatami organizowane w szkołach, wystawy w filii Politechniki Warszawskiej).

Najmocniej zaznaczone jest znaczenie pionierskiej w kraju i na świecie kolekcji secesji tworzonej w okresie, gdy styl ten uważany był za zupełnie pozbawioną gustu „mieszczańską sztukę”. Przekonanie władz Polski Ludowej do zakupów i prezentacji tej potępianej estetyki, a następnie zrobienie z niej kluczowego elementu płockiej kolekcji wymagało dużej dawki sprytu, umiejętności negocjacyjnych i wsparcia krajowych autorytetów. Ten kierunek nadany Muzeum Mazowieckiemu w latach 60. zyskał uznanie poza granicami kraju (płocka inicjatywa oceniana jest jako pierwsza w Europie, wyprzedzająca np. otwarcie Muzeum Victora Horty w Brukseli) i był z powodzeniem kontynuowany w kolejnych latach, czego ostatecznym przypieczętowaniem było otwarcie w 2005 flagowego „produktu turystycznego”: chętnie odwiedzanej ekspozycji secesyjnej w odremontowanej na ten cel kamienicy, w której zbiory zdają się występować w swoim „naturalnym środowisku”.

Tym co najbardziej zafascynowało mnie w książce Sołtysiaka jest wnikliwość obserwacji socjologicznych przeobrażającego się miasta oraz dość wiarygodny wgląd z pozycji uczestnika w funkcjonowanie środowiska zawodowego w warunkach PRL i jego relacje z ówczesnymi władzami. Autor w bezpośredni sposób opisuje jak znajomości ze szkoły średniej, studiów oraz pracy zawodowej przekształcały się nie tylko w bliskie przyjaźnie, ale też relacje oparte na wymianie rozmaitych „przysług”. Jasno pokazuje w jaki sposób seminaria doktorskie Lorentza „przy kawie i pączkach Bliklego” umożliwiały nie tylko zapoznanie się z najnowszym stanem badań w rozmaitych dziedzinach i dyskusje, ale także „produkowały” ściśle współpracującą ze sobą kadrę zarządzającą rozmaitych krajowych instytucji związanych z dziedzictwem kulturowym.

REKLAMA

Jednocześnie Sołtysiak z antropologicznym zacięciem dokumentuje sposoby nawiązywania przyjaznych stosunków z władzami szczebla lokalnego oraz centralnego, a także ujawnia „recepty” (czy raczej rozmaite manipulacje), którymi posługiwano się aby zrealizować inicjatywy kulturalne. Otwarcie wspomina o drażliwych kwestiach takich jak zarobki, fałszowanie historii pod wpływem czynników politycznych czy wywieranie nacisku przez autorytety na niedouczonych urzędnikach. Ta osobista relacja, pełna nieoficjalnych informacji, jest tym bardziej interesująca, że jej autor działał w warunkach niezwykłych; podjęta w 1960 roku uchwała o budowie kombinatu petrochemicznego gwarantowała obfity strumień środków na realizację zadań Muzeum Mazowieckiego. Ten specyficzny typ socjalistycznego mecenatu kulturalnego nie miał wówczas precedensu (analogiczna współpraca Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego w Warce z lokalnym browarem miała miejsce na dużo mniejszą skalę). Jak się okazało, powodzenie jego realizacji zależało od umiejętności porozumiewania się i wspólnoty zainteresowań kierownictwa obu podmiotów.

Tak opracowaną książkę czyta się bardzo szybko, pozostawia jednak pewien niedosyt. Przykładowo, bardzo ciekawy temat płockich masoników w zbiorach instytucji jest raptem wzmiankowany. Autor uchyla się też od wyjaśnienia dlaczego – pomimo utrzymywania kontaktu korespondencyjnego – autor najważniejszej polskiej publikacji na temat secesji, Mieczysław Wallis, nie włączył się w prace nad płocką wystawą. Niektórych czytelników drażnić może mało obiektywny ton książki. Liczne przechwałki, pochwały i komplementy, czy niepohamowana czołobitność względem postaci prof. Lorentza nieustannie przeplatają się z krytycznymi komentarzami lub „taktownymi” przemilczeniami. Z drugiej strony, trudno jednak oczekiwać innego charakteru od osobistych wspomnień.

Lekturę uzupełnia starannie dobrany, dobrej jakości materiał ilustracyjny na który składają się historyczne zdjęcia oraz reprodukcje dokumentów źródłowych, w tym korespondencji autora. Nie zabrakło także wyboru najciekawszych secesyjnych eksponatów Muzeum. Nieco problematyczna jest za to systematyzacja treści książki. Choć opowieść prowadzona jest w zasadzie chronologicznie, daty pojawiają się w niej rzadko, tekst główny nie został podzielony na rozdziały, a myśli przerywane są anegdotami odnoszącymi się do wydarzeń wcześniejszych lub późniejszych. Znacznie utrudnia to zorientowanie się w jakim czasie ma miejsce relacjonowane zdarzenie. Jedyną pomoc w nawigacji po książce stanowi żywa pagina, do której odnosi się zamieszczony na końcu wydawnictwa spis treści. Dość rażące są także pewne niestaranności redakcyjne, np. z zupełnie dla mnie niejasnych powodów nazwa Muzeum Narodowego w Warszawie notorycznie pisana jest małą literą. Mimo tych drobnych potknięć „Secesja..” pozostaje jedną z najciekawszych i najlepiej napisanych „lokalnych historii”, godną polecenia każdemu miłośnikowi kultury i jej historii.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Alicja Gzowska
Kuratorka w Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, doktorantka w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się architekturą drugiej połowy XX wieku w Polsce. Współautorka książek Postmodernizm polski. Architektura i urbanistyka. Rozmowy z architektami (Wydawnictwo 40 000 Malarzy, 2013), Postmodernizm jest prawie w porządku. Polska architektura po socjalistycznej globalizacji (Fundacja Bęc-Zmiana, 2012), kuratorka wystawy i redaktorka tomu Figury retoryczne. Warszawska rzeźba architektoniczna 1918-1970 (14.06-11.10.2015, Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone