Mark Owen, Kevin Maurer - „Zwykły bohater” - recenzja i ocena

opublikowano: 2015-03-13 06:30
wolna licencja
poleć artykuł:
Jeszcze kilkanaście lat temu informacje o działaniach jednostek specjalnych i tożsamość pełniących w nich służbę operatorów, trzymano w ścisłej tajemnicy. Dzisiaj, pomimo, że formalnie nadal pozostają one tajne, na dobre zagościły w świadomości szerokiego grona odbiorców filmów i książek o komandosach.
REKLAMA
Mark Owen, Kevin Maurer
„Zwykły bohater”
nasza ocena:
9/10
cena:
38,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Literackie
Tłumaczenie:
Bartosz Szołucha
Rok wydania:
2015
Okładka:
broszurowa ze skrzydłami
Liczba stron:
324
Format:
145×207 mm
ISBN:
978-83-08-05505-2

Jak zostać komandosem SEAL?

Zwykły bohater, książka opowiadająca o służbie w obrosłej legendą Navy Seals, jest jedną z takich pozycji. Po przyjętym z wielkim entuzjazmem Niełatwym dniu, duet Mark Owen i Kevin Maurer, po raz kolejny umożliwił czytelnikom na całym świecie, spojrzenie na świat oczami, które przez trzynaście lat oglądały piach, błoto i krew trzynastu zmian bojowych.

W odróżnieniu od poprzedniej książki, w tej autorzy nie skupili się na opowiedzeniu o żadnej konkretnej operacji. Co więcej, w większości przypadków, starali się uniemożliwić identyfikację miejsc o których piszą. Skupili się na tym, by opowiedzieć o ludziach, którzy na co dzień poświęcają czas i zdrowie, szkoląc się i walcząc na całym świecie. Mogło by się wydawać, że historii z cyklu „jak zostałem komandosem” napisano już tyle, że trudno doszukać się w nich czegoś oryginalnego. Mnie jednak niezmiennie fascynuje i zdumiewa, że można z taką determinacją, często okrężną drogą i wbrew wszystkiemu, dążyć uparcie po swoje.

Po lekturze drugiej książki Owena i Maurera, śmiało mogę powiedzieć, że cechą ich narracji jest niezwykła dynamika. Nie twierdzę, że przeczytałem wszystkie wspomnienia weteranów jednostek specjalnych, ale staram się być na bieżąco i muszę przyznać, że jest to bez wątpienia jedna z najlepszych książek tego typu. Zaraz po krótkim wstępie o dzieciństwie i marzeniach o zostaniu Seals’em, czytelnik zostaje rzucony w wir szkolenia BUD/S, szkoleń spadochronowych, wysokościowych i tego co stanowi główna treść książki: wojen w Iraku i Afganistanie. Z chwilą, gdy ten pociąg nabierze prędkości, nie zwalnia aż do epilogu. Gdy obok ucha świśnie pierwsza kula, pod stopami wyląduje granat i wszystko zdecydowanie pójdzie niezgodnie z planem, nie ma czasu na refleksje. Nie będzie miał na to czasu również czytelnik, bo sam poczuje się jakby był w środku strzelaniny, a zapach prochu jeszcze długo nie da się wywietrzyć z pokoju. Jednak, paradoksalnie jest to niewątpliwy plus tej książki. Jest taka, jak można sobie wyobrażać życie na krawędzi: szybka i pełna adrenaliny. Nie ma w niej, poza jednym wyjątkiem, mowy o powrotach do domu, czasie spędzanym z rodziną na przepustkach czy piwie z kolegami. Całe trzysta stron wypełnia służba.

Od zaprezentowanej charakterystyki różnią są natomiast prolog i epilog. Na pierwszych stronach, czytamy co dzieje się w głowie człowieka, do którego, jedna za drugą, spływają informacje o śmierci przyjaciół, czy jak pisze sam autor, braci. To chyba jedna z najbardziej emocjonalnych historii w książce i napisana jest naprawdę po mistrzowsku. Co ważniejsze, pokazuje, że nawet przebywając w jednym pomieszczeniu z kimś takim jak Mark Owen, cały czas pozostaje się w innym świecie niż on. Epilog, stanowi za to najbardziej refleksyjną i najbardziej drastyczną część Zwykłego bohatera. To jedyne miejsce, gdzie mowa jest o powrotach do domu, po półrocznej zmianie bojowej, o problemach jakie sprawia ciało i umysł po ciężkiej eksploatacji przez wiele lat i jest to jedyny fragment, w którym przytoczony przez autorów został obraz rzeczywistego okrucieństwa wojny. Obie te refleksyjne części stanowią niewielki objętościowo fragment książki. Najciekawsze jednak pozostaje, że nie ma w nich nic buntowniczego, nie ma żalu i na dobrą sprawę nie ma czasu, żeby o tym rozmyślać, bo zbytnie pofolgowanie swoim emocjom może prowadzić do katastrofy.

REKLAMA

Nie jest to książka w żaden sposób rewolucyjna. Zresztą, trudno to sobie wyobrazić, skoro ma już pewnie trzycyfrowy numer w kolejce sobie podobnych. Jak w każdej podobnej znajdziemy tu kilka wojennych anegdot, które pewnie bawiły by do łez, gdyby nie fakt, że ktoś mógłby je przypłacić życiem. Jest miejsce na złośliwe docinki kolegów z zespołu i niewybredne słowa pod adresem jakiś ważniaków z oficerskimi gwiazdkami i urzędników, którzy zza biurka dyrygują jak prowadzić wojnę. Można powiedzieć: kanon wojennych dzienników. Nie jest zaskakująca, nie jest odkrywcza. Jest to natomiast kawał solidnej literatury wojennej najwyższej próby.

Trudno dopatrzyć się w książce jakiegoś ciągu przyczynowo-skutkowego. Rozdział zaczyna się zazwyczaj na pokładzie śmigłowca, płynnie przechodzi w wymianę ognia, bezimiennych „bad guys” i powrót do bazy. Trudno się temu dziwić, zważywszy, że wszystko o czym mowa w książce jest objęte tajemnicą, akcja toczy się przez to w swego rodzaju „bezczasie”. Ciekawe, że po raz pierwszy od czasu książki Kryptonim: Jawbreaker spotkałem się z zaznaczaniem, w którym miejscu ingerowała cenzura wojskowa. Trzeba bowiem wiedzieć, że amerykańscy autorzy, w większości wypadków wykazują się w tej materii dużą dozą rozsądku i potrafią zachować tajemnicę, nie szastając swoją wiedzą na prawo i lewo. Obecność cenzury unaocznia pewien charakterystyczny problem, powstały w niedawnym czasie: jakie konsekwencje przyniosło upublicznienie struktur, które z założenia miały pozostawać tajne? Jak nieprzewidywalne może mieć to skutki? Najlepszym przykładem niech będzie sam Mark Owen, który po opublikowaniu poprzedniej książki – w ramach wdzięczności – doczekał się upublicznienia mediach prawdziwych personaliów i mnóstwa innych informacji o sobie, narażając tym samym siebie i rodzinę.

Komu przypadnie do gustu ta książka? Na pewno wszystkim tym, którzy podobnie jak w dzieciństwie Mark Owen, chłoną wszystko co choćby ociera się o tematykę jednostek specjalnych. Ich jednak namawiać nie muszę. Dla tych, którzy niczego podobnego jeszcze nie czytali, a chcieli by dowiedzieć się co nieco o życiu i służbie owianych legendą Navy Seals, myślę, że to naprawdę dobra propozycja. Wśród wszystkich pozycji, które przeczytałem na ten temat ta jest jedną z najlepszych. Wbrew temu, co można by pomyśleć o kimś, kto całe życie balansuje na linie, napisał ją bardzo dojrzały i rozsądny człowiek. Nie ma tu przechwalania się i opowieści o wyciskaniu trzystu kilo i otwieraniu spadochronu pół metra nad ziemią. W odróżnieniu od niektórych tego typu książek zza oceanu, nie ma dorabiania filozofii do zabijania ludzi. Jest za to o odpowiedzialność, poświęcenie dla zespołu i ciężka służba. Gdybym miał się pokusić o jakiś ranking książek o amerykańskich komandosach, to Zwykły bohater znalazł by swoje miejsce w pierwszej piątce.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Szymon Koziatek
Student Mechaniki i Budowy Maszyn na Politechnice Śląskiej, a wcześniej - archeologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się historią powstania i działalności wojskowych oraz policyjnych sił specjalnych, a także okresem walki Polaków o niepodległość w XX wieku. Miłośnik zabytkowych samochodów i powieści Johna le Carré.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone