Mieczysław Lepecki - „Sowiecki Kaukaz” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-01-04 20:05
wolna licencja
poleć artykuł:
Adiutant marszałka Piłsudskiego podróżujący po prowincji Kraju Rad? Brzmi intrygująco. Niestety, lektura relacji z tej wyprawy rozczarowuje – kapitan Mieczysław Lepecki okazuje się być niezbyt uzdolnionym obserwatorem, natomiast wydawca nie rekompensuje niedoskonałości tekstu, wydając go w postaci dziewiczo nieopracowanej.
REKLAMA
Mieczysław Lepecki
Sowiecki Kaukaz. Podróż do Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu
nasza ocena:
2/10
cena:
23,80 zł
Wydawca:
LTW
Rok wydania:
2012
Okładka:
miękka),
Liczba stron:
152
ISBN:
978-83-7565-253-6 (oprawa miękka),

Wydawnictwo LTW wznowiło jedną z publikacji znanego międzywojennego podróżnika i popularyzatora tropików. Warto pamiętać, że Lepecki nie był zawodowym pisarzem – jego miejsce zatrudnienia stanowiło wojsko i dyplomacja, wojaże po świecie odbywał zaś w ramach zleconych zadań lub w czasie urlopów. W latach 1931–1935 kapitan pełnił służbę adiutanta Józefa Piłsudskiego, co ograniczało możliwości oddawania się ulubionej pasji. Na samodzielne podróże pozostawały wakacje: i tak w lipcu 1934 r., gdy marszałek wypoczywał w Pikieliszkach, Lepecki ruszył w podróż do Persji, po drodze zwiedzając sowieckie republiki Ukrainy, Armenii, Gruzji i Azerbejdżanu. Właśnie pierwszej części wyjazdu poświęcił opublikowaną po roku książkę.

Czytelnik nie powinien spodziewać się po tej lekturze wnikliwej analizy systemu sowieckiego czy próbki piłsudczykowskiego oglądu sytuacji wewnętrznej wschodniego sąsiada. Już sam sposób podróżowania zdradza charakter tego wyjazdu – Lepecki porusza się, korzystając z pomocy przedstawicieli polskich placówek dyplomatycznych oraz pracowników biura Inturist, państwowej instytucji zapewniającej kompleksową opiekę zagranicznym turystom zwiedzającym Związek Sowiecki. Opiekunowie ci mieli za zadanie nie tylko zadbać o kwaterunek i środki transportu innostrańca, ale także pełnić funkcję jego przewodnika, znacząco wpływając na program wycieczki.

Nie inaczej było z kapitanem, który z racji przejawianych zainteresowań stał się – w przypadku tej wyprawy – rzeczywiście raczej turystą niż podróżnikiem. Dość wspomnieć, że po opisywanej krainie przemieszczał się wyłącznie za pomocą pociągów, automobilów i samolotów, co z racji topografii terenu i marnej kondycji sieci komunikacyjnej skutecznie wykluczało poznanie prawdziwego interioru. Na przeszkodzie bardziej badawczym przedsięwzięciom stała też bariera językowa, dodatkowo bolesna w sytuacji, gdy nieliczni autochtoni potrafiący komunikować się po rosyjsku w bardziej prowincjonalnych rejonach przejawiali nieodpartą chęć podzielenia się z gościem swym, niezbyt zresztą dobrze wyuczonym, credo ideologicznym. Do wymienionych okoliczności należy dodać i tą, że tubylcy często brali podróżującego w cywilu Lepeckiego za sowieckiego urzędnika (zaś świadomość jego tożsamości budziła lęk lub nie w pełni szczerą życzliwość) – uwidacznia się więc położenie osoby nie będącej w stanie wniknąć głębiej w sowiecką prowincję, poza widoki i rozmówców dopuszczonych przez opiekunów do oglądania przez ludzi z zewnątrz.

REKLAMA

Istota problemu tkwi jednak w tym, że kapitan nie tylko nie mógł, ale i raczej nie chciał przedzierać się poza propagandową fasadę. Owszem, porewolucyjne realia stanowiły dla niego godną refleksji dziedzinę, lecz wyjazd traktował przede wszystkim jako okazję do poznania kolejnego egzotycznego regionu. Był przy tym naturalnie zakorzeniony w typowym dla swojej epoki sposobie postrzegania takich rubieży cywilizacji europejskiej. Azjatyckość stanowiła dla niego kategorię o zabarwieniu zdecydowanie pejoratywnym, narodów kaukaskich nie zaliczał do cywilizowanych, a górskich nomadów określał jako „miłych dzikusów”. Do tego w trakcie zwiedzania uwagę kapitana przyciągały w dużym stopniu kwestie geograficzne – stąd liczne opisy krajobrazów i dokładne wyliczanie średnich miesięcznych temperatur powietrza w miejscowościach wypoczynkowych. Autor przywiązywał też dużą wagę do odnajdywania „polskich akcentów”, co oczywiście dotyczyło zwłaszcza Ukrainy – pobyt w Kijowie przyrównywał do bytności w tym mieście w 1920 r., a rejs po wybrzeżu czarnomorskim inspirował refleksje o niegdysiejszym zasięgu terytorialnym I RP. W takim układzie rzeczy diagnozy sowieckiej rzeczywistości społeczno-politycznej stanowiły tylko jeden z elementów narracji – ale dla historyka zapewne najciekawszy.

Z przykrością muszę odnotować, że adiutant Piłsudskiego brał za dobrą monetę dużą część tez sowieckiej propagandy. Jest to dobitnie widoczne w często powtarzających się peanach na cześć alfabetyzacji, tempa budownictwa mieszkaniowego, mechanizacji rolnictwa czy elektryfikacji kraju – Lepecki przejął najważniejsze argumenty legitymizujące ustrój w oficjalnym dyskursie. Jedną z głównych przyczyn niedowładu kolei upatrywał w „planowym szkodnictwie elementów niezadowolonych”. Wyrażał przekonanie, że rewolucja z upływem czasu złagodniała, na co koronnym dowodem miała być liberalna w porównaniu do rządów carskich polityka narodowościowa. Wznoszenie nowych dzielnic reprezentacyjnych, nawet przy wyburzaniu historycznego budownictwa, spotykało się z pełną akceptacją kapitana, gdyż nadawało miastom rys cenionej przez niego europejskości. Osiągnięcia komunistów dotyczyły jego zdaniem także mniej oczywistych sfer: promowanie swobody obyczajowej miało ograniczyć do minimum zjawiska prostytucji, samobójstw z miłości i zawierania małżeństw dla interesu. Lepecki nie wyrażał opinii o represyjności systemu, brutalne działania, z którymi się zetknął (NKWD po interwencji pracownika Inturistu zapewniło mu nocleg w przepełnionym hotelu, eksmitując poprzednią lokatorkę), uważał za dowód jego sprawności. Zaskakująco często prezentował również pogląd o stosunkowo małym odbiciu popaździernikowych przemian w kaukaskich realiach, chociaż miał okazję odwiedzać te strony po raz pierwszy w życiu.

REKLAMA

Czy wobec tych twierdzeń można uznać Lepeckiego za „pożytecznego idiotę”? Chociaż nie eksponował i nie dostrzegał w pełni ciemnych stron sowieckiej rzeczywistości (co po części powodowały wspomniane warunki, w jakich podróżował), zawarł w relacji wzmianki wobec niej krytyczne. Między innymi odnotował, że w wielu miejscach Kaukazu zaskakująco flegmatyczni tubylcy nie przejawiali spodziewanego temperamentu południowców, uderzał go też nastrój nudy, panujący w ośrodkach wczasowych. Przyznawał, że mechanizacja ze względów ideologicznych nie dotyczyła niedobitków rolników indywidualnych. Był świadom promowania ateizacji społeczeństwa (przytaczał przykłady szykanowania kleru), ale nie doceniał chyba jej skali, do tego ograniczane roli religii było zgodne z jego poglądami. Od chłopca z podkijowskiej wsi dowiedział się, że tamtejsi mieszkańcy już nie puchną z głodu. Te i inne wzmianki – o wiele mniej eksponowane w narracji niż pozytywne oceny – dowodzą, że w kreowaniu wyidealizowanego obrazu ZSRS Lepeckim nie kierowała zła wola, ale naiwność. Tak czy inaczej, ustosunkowując się do ogółu sowieckiej codzienności pozytywnie, stał się ewenementem wśród polskich niekomunizujących autorów dwudziestolecia.

REKLAMA

Taki charakter tekstu sprawia, że wznawiana książka zdecydowanie wymaga opatrzenia wstępem naświetlającym kontekst podróży Lepeckiego, przedstawiającym pokrótce te składniki sowieckiej rzeczywistości, których kapitan nie dostrzegł. Wydawca nie zadbał nawet o namiastkę takiego opracowania. Obecne wydanie „Sowieckiego Kaukazu” niewiele różni się od pierwodruku (to właśnie z niego zaczerpnięto niemal trzydzieści wykonanych przez autora fotografii przedstawiających kaukaskie krajobrazy, zabytki i tubylców). Oprócz uwspółcześnienia pisowni dodano jedynie krótkie anonimowe posłowie – biogram Lepeckiego, wykazujący niepokojącą zbieżność treści z wpisem na Wikipedii. Za odosobnioną zaletę edycji należy uznać fakt, że ukazuje się jednocześnie w twardej i miękkiej oprawie.

Książka napisana jest przejrzystym i wartkim językiem, który nie zestarzał się mimo upływu lat i nadal jest przyjemny w odbiorze. Oczywiście współczesny czytelnik, chcący potraktować książkę Lepeckiego tylko jako reportaż podróżniczy, zawiedzie się, chociażby przez porównania z współczesnym polskim dorobkiem na tym polu. Reportażową formą kapitan posługiwał się tylko od czasu do czasu – większość swych turystycznych przeżyć zaprezentował w postaci relacji, nie unikał też nieraz długich i niezbyt zgrabnie wpasowanych wtrętów zawierających wykłady krajoznawcze. Podawał w nich dosyć encyklopedyczne informacje dotyczące historii, populacji czy geografii odwiedzanych krain. Przy lekturze nie można zapominać o poczytności książek Lepeckiego w międzywojniu i mieć świadomość, iż ten styl najwidoczniej celnie trafiał w ówczesne gusta.

Wymienione mankamenty nie oznaczają, że namawiam, by książki Lepeckiego nie czytać. Przeciwnie – zasługuje ona na krytyczną lekturę i może stanowić przyczynkarskie źródło dla badania recepcji propagandy sowieckiej wśród zagranicznych przyjezdnych czy też kultury masowej międzywojennej Polski – tematyka „egzotycznych krain” stanowiła przecież znaczący jej segment. Niestety, tekst przynosi też raczej smutne dane na temat kompetencji najbliższego otoczenia Piłsudskiego. Sam zamiar jej wznowienia i ułatwienia dostępu z pewnością zasługuje na szacunek, jednak niepodjęcie trudu opracowania naukowego sprawia, iż moim zdaniem nie można jej polecić niewyrobionemu czytelnikowi.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Filip Gończyński-Jussis
Doktorant w Zakładzie Historii Najnowszej Instytutu Historii UMCS, absolwent historii na UW (licencjat) i UMCS (magisterium). Miłośnik historii dwudziestego wieku i rodzinnego Lublina. Przygotowuje rozprawę poświęconą Towarzystwu Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone