Natalie Zemon Davis – „Kobiety na marginesach. Trzy siedemnastowieczne życiorysy” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-05-16 12:51
wolna licencja
poleć artykuł:
Natalie Zemon Davis jest wybitną przedstawicielką takich nurtów jak antropologia historyczna i nowa historia kultury. Jest też mistrzynią w dziedzinie _women’s studies_. Jej praca „Kobiety na marginesach. Trzy siedemnastowieczne życiorysy” należy do ścisłej klasyki zarówno w ramach badań nad dziejami kobiet, ja też mikrohistorii.
REKLAMA
Natalie Zemon Davis
Kobiety na marginesach. Trzy siedemnastowieczne życiorysy
nasza ocena:
10/10
Wydawca:
Wydawnictwo Naukowe PWN
Tłumaczenie:
Bartosz Hlebowicz
Rok wydania:
2012
Okładka:
miękka
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-01-17253-4

„Kobiety na marginesach” to nie pierwsza praca Natalie Zemon Davis dostępna polskiemu czytelnikowi. Także jej droga badawcza i przekonania metodologiczne nie powinny być zupełnie obce. W 2011 roku ukazała się jej znakomita książka pt. „Powrót Martina Guerre’a”. O jej twórczości naukowej pisała wiele Ewa Domańska. Również sporo uwagi poświęca jej Peter Burke w swoich teoretycznych rozważaniach zawartych choćby w niewielkiej, wydanej niedawno w Polsce pracy „Historia kulturowa. Wprowadzenie”. Warto o tej lekturze wspomnieć na samym początku, ponieważ jest ona doskonałym źródłem wiedzy, dzięki któremu możemy odnaleźć miejsce pisarstwa Natalie Zemon Davis w tradycji oraz nowych trendach historii kultury. Niemniej z recenzenckiego obowiązku wypada przypomnieć kilka podstawowych informacji o autorce.

Natalie Zemon Davis urodziła się w 1928 roku. Jest wybitną historyczką i pisarką, laureatką wielu prestiżowych nagród. Specjalizuje się w dziejach epoki wczesnonowożytnej. Wykładała na wielu uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Przede wszystkim związana była z Uniwersytetem Princeton, obecnie zaś wykłada na Uniwersytecie w Toronto.

Książkę otwiera prolog, stylizowany na rozmowę czterech bohaterek. Chociaż tytuł mówi nam o życiorysach trzech kobiet, czytelnik szybko może się zorientować, że w tym przypadku autorka również staje się bohaterką. Jesteśmy przyzwyczajeni do klasycznych prac historycznych, których autorzy (przynajmniej na poziomie deklaracji, a także stylistyki) trzymają się zasady – zgodnej z obecnymi do dziś w historiografii przekonaniami Leopolda von Rankego – że historyk nie może być obecny na kartach swego dzieła. Lektura ksiażki Natalie Zemon Davis już z tego względu może być zaskakująca. Jej prace, w tym także „Kobiety na marginesach”, są również dziełami literackimi, co wynika z jej fascynacji i inspiracji światopoglądem teoretycznoliterackim i teoretycznohistorycznym Rolanda Barthesa oraz Haydena White’a. Trudno rozstrzygnąć, na ile twórczość Natalie Zemon Davis jest recepcją poglądów White’a i ich wprowadzeniem do praktyki dziejopisarskiej (tu warto odesłać czytelników do lektur wspomnianych już Ewy Domańskiej i Petera Burke’a), lecz bez wątpienia ta inspiracja jest dostrzegalna i czytelna. Dialog, który znajdziemy na pierwszych czterech stronach książki, mówi nam o tych czterech [sic!] kobietach więcej, niż moglibyśmy wyczytać z niejednego encyklopedycznego biogramu. Nie chodzi wszak tu o fakty z ich życia, lecz o mentalność kobiet w siedemnastowiecznym świecie. Bohaterki dialogu przeczytały bowiem „Kobiety na marginesach” i wszystkie trzy są niezadowolone, że znalazły się w tej książce w takim towarzystwie.

REKLAMA

Kim zatem trzy kobiety opisane przez Natalie Zemon Davis? Żyły mniej więcej w tym samym czasie, w siedemnastowiecznych miastach, lecz w zupełnie innych częściach świata. Różniły się również pod względem wyznaniowym: pierwsza z nich była Żydówką, druga katoliczką, trzecia protestantką. Wszystkie przeżyły bardzo bogate i ciekawe życie i pozostawiły po sobie materiał, który okazał się dla XX-wiecznej historyczki znakomitym źródłem.

Pierwsza z bohaterek to Glikl bas Juda Lejb. Urodziła się w połowie XVII wieku w Hamburgu. Gdy miała niespełna 14 lat, wyszła za mąż. Kilka lat starszy mężczyzna miał na imię Chaim i był synem kupca. Chaim również zajmował się handlem, co więcej swoje plany biznesowe konsultował z żoną. Po jego śmierci Glikl, choć została sama z dziećmi, prowadziła liczne interesy w Hamburgu, zresztą z dużym powodzeniem. Ponownie wyszła też za mąż. Zmarła w 1724 roku, w wieku 78 lat. Glikl była autorką unikalnej autobiografii – napisanej przez kobietę, która na tle swojej społeczności i swoich czasów była pod wieloma względami wyjątkowa.

Marie Guyart była starsza od Glikl niemal o pół wieku. Urodziła się w Tours. Była gorliwą katoliczką. Gdy miała 17 lat, wyszła za mąż za Claude’a. Jej główą i decydującą o całym jej życiu cechą była jej pobożność i religijność. Gdy na początku lat trzydziestych jej syn osiągnął dojrzałość, kobieta odeszła od rodziny i poświęciła się życiu zakonnemu, wstępując do klasztoru urszulanek. Jeszcze gdy była młodą kobietą, pewien duchowny zalecił jej pisanie. Pisała niemal przez całe życie, a pisarstwo to miało być (i zapewne było) formą modlitwy, spowiedzi. Dziś dla historyka jest zaś materiałem bezcennym.

REKLAMA

Trzecia z kobiet nazywała się Maria Sibylla Merian i była mniej więcej rówieśnicą Glikl. Urodziła się we Frankfurcie nad Menem. Od najmłodszych lat Marię fascynowały… owady. Zbierała je, następnie szkicowała i malowała. Tej pasji nie porzuciła wraz z założeniem rodziny i równocześnie z wychowywaniem córek prowadziła swoje badania. W końcu – podobnie jak Marie Guyart – porzuciła swe dotychczasowe życie, odeszła od rodziny i przeszła do Kościoła Zreformowanego, który również po pewnym czasie opuściła. W końcu XVII wieku popłynęła wraz córką do Surinamu, gdzie realizowała swoją pasję. Wydała kilka prac naukowych. U schyłku jej życia były one szeroko znane i cenione.

Kobiety marginesu? Ten tytuł zmyli tych, którzy czytali „Ludzi marginesu w średniowiecznym Paryżu” i przypomni sobie bohaterki pracy Bronisława Geremka. Można próbować tłumaczyć to tym, że wszystkie trzy kobiety są „zwykłymi” kobietami w ramach swoich społeczności. Zwykłymi, bo nie wsławiły się niczym w swoich czasach, żaden Kościół nie ogłosił ich świętymi, nie były żonami królów, tym bardziej same nie sprawowały władzy na żadnym państwem. Kobiety te, które pozostawiły nam znakomity materiał o swoim życiu, znajdowały się więc na marginesie historii, dopóki z otchłani dziejów nie wyciągnęła ich Natalie Zemon Davis. Można też zaproponować inne odczytanie tytułu tej książki: kobiety na marginesach swoich czasów i kultury. Wszystkie trzy – co nie ulega chyba wątpliwości – żyły w świecie zdominowanym przez mężczyzn. To wydaje się bardziej oczywiste, ale nie wykluczone, że w obydwu propozycjach wyjaśnienia tytułu może być cień racji. Interpretację autorki Czytelnik znajdzie zaś w podsumowaniu pracy.

REKLAMA

Na koniec wypada się jednak podzielić pewną krytyczną uwagą dotyczącą zewnętrznych i technicznych cech polskiego wydania „Kobiet na marginesach”. Jak wiadomo, książki Natalie Zemon Davis są dziełami (również) literackimi i tak, jak bywa w przypadku wydań powieści, tak i tutaj przypisy umieszczone są na końcu książki. Nie wiem, czy tak też było w oryginalnym wydaniu. Zwraca jednak uwagę fakt, że przypisy zajmują tu aż jedną trzecią objętości pracy. Nie są to wyłącznie odnośniki do materiałów archiwalnych czy opisy bibliograficzne wykorzystywanej literatury. Zawierają bardzo szczegółowe i ważne objaśnienia, dopowiedzenia – ich lektura jest więc obowiązkowa. Czytelnikowi, który chcę tę książkę ocenić i docenić, nie wolno ich w żadnym wypadku zlekceważyć. Jednak kartkowanie co stronę książki w poszukiwaniu kolejnych przypisów w trakcie jej lektury jest rozpraszające i irytujące.

Także i z estetycznego punktu widzenia wydanie to nie wywołuje entuzjazmu i na pewno nie można o nim powiedzieć, że jest ekskluzywne. Chociaż praca należy do klasyki gatunku, jakim jest mikrohistoria, została wydana w broszurowej oprawie, ilustracje zaś wydrukowano na zwykłym papierze, a nie – jakby chyba należało – na kredowym. Zwłaszcza że nierzadko są piękne i mają unikalny charakter. Te uwagi mają może znaczenie aż nadto marginalne, jednak biorąc pod uwagę doniosłość wydania tej książki, chciałoby się ją również zauważać na poziomie estetyki. Nie wymawiając, że cena książki też nie jest niska.

Forma, w jakiej została wydana omówiona praca, w niczym jednak nie ujmuje jej ogromnej wartości. Mimo powyższych uwag zasługą Wydawnictwa Naukowego PWN jest więc fakt, iż książka doczekała się wreszcie polskiego przekładu. Biorąc pod uwagę, że poprzednie dwie arcyważne prace z dziedziny mikrohistorii: „Ser i robaki: wizja świata pewnego młynarza z XVI wieku” Carla Ginzburga oraz „Montaillou. Wioska heretyków 1294–1324” zostały wydane przez Państwowy Instytut Wydawniczy pod koniec lat osiemdziesiątych, a kolejne dwie prace (obok „Kobiet na marginesach” PWN wydał również „Wielką masakrę kotów” Roberta Darntona) ukazały się w 2012 roku, można tylko żywić ogromną nadzieję, że na następne pozycje z tego zakresu nie będziemy musieli czekać kolejnych dwudziestu pięciu lat.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Siewierski
Historyk, doktor nauk humanistycznych. Zajmuje się historią historiografii i historią kultury XIX-XX w. oraz metodologią historii. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Przeglądzie Humanistycznym”, „Rocznikach Humanistycznych” i „Roczniku Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone