Niedzielnik Adamkiewicza: Sakrament święconki

opublikowano: 2020-04-12 08:33
wolna licencja
poleć artykuł:
W dyskusji o wyższości Bożego Narodzenia nad Wielkanocą niepodważalnym argumentem przemawiającym za tym drugim świętem jest... święconka. Nie ma chyba zwyczaju bardziej przyciągającego do świątyni niż koszyczek z jadłem, który potem zdobi wielkanocne stoły. Obyczaj, który kąśliwie nazywany bywa ósmym sakramentem.
REKLAMA
Drapanka (fot. Kroton, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution 3.0 Unported).

Nie ma chyba bardziej łączącego nasz podzielony naród zwyczaju. Może mogłaby się z nim równać jedynie kolacja wigilijna z całym jej kulinarnym rytuałem. Ale przecież i ona potrafi dzielić. Wigilijni ortodoksi spierają się z modernistami o zasadność podawania karpia (ci drudzy przebiegle przypominają komunistyczne proweniencje tej śmierdzącej mułem ryby), frakcja czerwonego barszczu dzielnie odpiera zakusy stronnictwa grzybowej zupy, wszystkich zaś próbują pogodzić godzinami lepione pierogi.

Z koszyczkiem wielkanocnym jest nieco inaczej. Jego pojemność jest zbyt mała, aby nazbyt puszczać wodze fantazji. Jej cechą jest uniwersalność, niechętnie patrząca na epatowanie indywidualizmem. Jest na niego miejsce w przystrojeniu (choć i tu nie uciekniemy przed standardem), splocie wstążek, czy hafcie serwetek, ale w ukoszykowanym menu nie ma go prawie wcale. Zdobione jajka, biała kiełbasa, wędlina, słodkie ciasto, sól, chrzan, chlebek, są symbolem polskiego rogu obfitości. I może tylko dwie rzeczy mogą stać się źródłem sporu – żegnać się gdy ksiądz błogosławi jajeczka (utożsamiając się z ich formą i substancją), czy nie, oraz kiedy przysiąść do jej zjadania. Sama święconka pozostaje świętością.

Świętością ogromną, skoro potrafi do świątyń przygnać nawet największych sceptyków. Według badań w obrzędzie święcenia uczestniczy niemal 95% polskiego społeczeństwa. Dla niektórych to jedyny moment, kiedy przekraczają mury kościoła, skazując się na wejście do nierozpoznanej przestrzeni. Poznać ich można po nadgorliwości w wykonywaniu znaku krzyża albo tendencji do stania w tylnych rzędach. Był taki epizod w moim życiu, kiedy patrzyłem na nich z dużą dozą politowania, ostentacyjnie kiwając głową w akcie dezaprobaty.

Było tak mniej więcej do momentu, kiedy kilka lat temu spędziłem Święta u rodziny w Irlandii. Tam święcenie pokarmów jest tradycją obcą, przywiezioną wraz z napływem słowiańskiej emigracji. O skali migracyjnego tsunami świadczyć może fakt, że w niektórych diecezjach zdecydowano się włączyć zwyczaj święconek do świątecznej celebracji. Dla Polaków mieszkających na Zielonych Wyspach jest doświadczeniem tożsamościowym, pozwalającym odnaleźć fragment siebie na ziemi, gdzie zamieszkali szukając szczęścia i jeszcze raz pieniędzy.

Spojrzałem wówczas na zwyczaj koszyczka zupełnie innym okiem. Jak się okazało, był on bliższy istocie obyczaju, który pozwala pogodzić wejście w przestrzeń sakralną z religijnym sceptycyzmem. Mieści się w tym spojrzeniu zarówno refleksja nad oderwaną od przeżyć duchowych, acz nasączoną dewocją, polską kulturą, jest myśl nad potęgą zwyczaju i doświadczeniem wspólnotowym. Przede wszystkim skłania jednak do zaciekawienia skąd święcenie pokarmów w ogóle się wzięło.

REKLAMA

Święconka – podobnie jak wiele zwyczajów świątecznych – swoje źródła ma w czasach pogańskich. Oczywiście przez wieki jej znaczenie nabrało religijnego charakteru, choć w źródłach spotkać można narzekania pobożnych duchownych na zbyt wielką wagę, jaką lud boży do niej przywiązuje. W 1733 roku biskup płocki Andrzej Stanisław Załuski w liście do księży pisał:

„Upowszechnił się zwyczaj święcenia pokarmów w Wielką Sobotę po domach osób świeckich, który, aczkolwiek sam w sobie pobożny i chwalebny, dla nadużyć jednak cierpiany być nie może. Proboszczowie w dniu tym po złożeniu Chrystusa Pana w grobie zamiast poświęcić ogień i wodę, słuchać spowiedzi itp., wszystko to opuściwszy biegają po wsiach i domach i często ledwie zdążą na jutrznię, a niekiedy niezdolni są nawet do odprawienia Mszy św. ze zgorszeniem ludu i zniewagą stanu duchownego.”

Skąd zatem ten odwieczny pociąg do święconek? Bierze się on z pewnością z niezbywalnego połączenia duchowego znaczenia świątecznych celebracji z pierwotną adoracją natury. Tym samym Święta Wielkanocne mieszają z dostrzegalnym gołym okiem odradzaniem się natury. Zimowe ciemności odgania jasność dnia, przychodzi czas obfitości i pełni życia. Dla naszych przodków miało to niezwykłe znaczenie. Zmęczeni niedostatkiem jedzenia i jednorodnością widoku za oknem, witali porę roku, która dawała nadzieję. Ziemia znów rodziła, wypełniając i tak ubogie stoły. Mówiono nawet, że kto przeżyje marzec, najpewniej przeżyje już cały rok.

W tym dotkliwym niedostatku świąteczne obżarstwo było celebracją jedzenia jako czegoś nieuchwytnego, czasowego i niepewnego. Klęski głodu były doświadczeniem niemal powszechnym, omijającym może jedynie najbogatsze domu. Nie jest to przy tym zjawisko oddalone w historii. Uniwersalny dostęp do żywności, a wręcz poczucie nadmiaru, ma stosunkowo młode korzenie, a w potoku braków jest zaledwie wąskim strumieniem.

Jedzenie otoczone zatem było nimbem świętości, może dlatego dopatrywano się w nim tylu religijnych znaczeń i symboli, sakralizowano, oddawano cześć, a czasem wręcz faworyzowano stawiając wyżej niż duchowe przeżycia. Święconka wprost wypływa z tej tęsknoty za sytością i szacunku do tego co można było spożyć. Dziś oczywiście – kiedy nawet epidemia nie jest w stanie powstrzymać fali konsumpcji – symbolikę tą odczytać jest dużo trudniej. A może warto, budząc w sobie świadomość, że nasz pełny stół i poczucie świątecznego przejedzenia w historii świata jest jedynie krótkim epizodem, który w każdej chwili może się zakończyć, przywracając istotę rzeczy?

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Dziękujemy, że z nami jesteś! Chcesz, aby Histmag rozwijał się, wyglądał lepiej i dostarczał więcej ciekawych treści? Możesz nam w tym pomóc! Kliknij tu i dowiedz się, jak to zrobić!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone