Niedzielnik Adamkiewicza: Stół pełen Niepodległości
Zobacz też: 11 listopada 1918 i odzyskanie niepodległości przez Polskę
Długo szukano sposobów jak celebrować rodzime Święto Niepodległości. Jeszcze do niedawna przed świętami media zalewała fala komentarzy apelujących o radosną celebracje i załamujących ręce nad tym, że świętować nie potrafimy. Byli nawet tacy, którzy gotowi byli radość dekretować, tworząc tradycje skrupulatnie zapisane w sążnistych księgach praw wszelakich.
Wbrew jurydystycznym tendencjom, zwyczaje same zaczęły się kształtować, wypełniając krępującą lukę braku sposobów na niepodległościową fetę. Być może sprzyjało temu rytualne ględzenie pismaków, a może wewnętrzna potrzeba wyrażenia emocji, które kiełkowały latami obowiązywania 11 listopada w świątecznym kalendarium. Paradoksalnie, przecież to święto młode, które państwową rangę zyskało krótko przed wybuchem II wojny światowej w 1937 roku.
Po wybuchu wojny i w okresie komunistycznym celebracja tego dnia - ze względów politycznych - miała formę manifestacji patriotycznych czynionych z narażeniem życia i zdrowia. Nie było więc miejsca na kształtowanie się obyczajowości, które w neutralny sposób oddawałyby poczucie radości. Przyjmowała za to formy pompatyczne i podniosłe, które już po kilku latach ponownego wprowadzenia Narodowego Święta Niepodległości do kalendarza świąt, stały się mało znośne.
Na ugruntowanie tradycji potrzeba jednak czasu. Po 30 latach od przywrócenia święta są one coraz bardziej widoczne. Nie chodzi nawet o tysiące imprez, jakie tego dnia odbywają się między Bugiem, Wisłą i Odrą, ale także uniwersalizacji smaków, które zaczynają towarzyszyć niepodległościowej celebracji. Dominują zwłaszcza trzy: gęsina, rogale świętomarcińskie oraz jabłka.
Pierwsze dwa to oczywiście zapożyczenie z wielkopolskiego święta związanego z odpustem w kościele św. Marcina w Poznaniu. Jeszcze przed rozbiorami św. Marcin celebrowany był w różnych częściach kraju, później stawał się coraz bardziej regionalny. Jedzenie gęsiny było najstarszą z tradycji nawiązującą do legendy o św. Marcinie, który nie chcąc w swojej skromności przyjąć godności biskupiej, miał się schować w gęsiarni. Schowek przyszłego ordynariusza Tours zadenuncjowały dopiero rozgęgane ptaszyska, skazując się tym samym na zostanie świątecznym przysmakiem.
Podobnie religijną genezę mają rogale świętomarcińskie. Ich źródła tkwią co prawda jeszcze w czasach słowiańskich, gdzie podobne ciastka miały być serwowane w czasie oddawania czci rogatym bogom, ale zwyczaj wytworzył się dopiero w połowie XIX wieku. Zyskał on jednocześnie wymiar charytatywny, gdyż rogale masowo kupować mieli bogaci poznaniacy, aby dzielić z nimi z tamtejszą biedotą.
Choć obecnie rogal ten objęty jest specjalnym znakiem (certyfikatem unijnym) chroniącym nazwę i procedurę wyrobu, to w okolicach 11 listopada zaczyna się pojawiać także poza Wielkopolską. Osoby chcące serwować ciastko na swoim stole, nie muszą więc zamawiać specjalnej przesyłki z Poznania, która zanim dotrze do celu, mogłaby przyjąć formę kamienną, ale podobny smakołyk mogą znaleźć w pobliskim sklepie. Oczywiście nie zawsze jest to TEN oryginalny rogal świętomarciński. Częściej to rogalik z makiem i orzechami, ale niewątpliwie tradycja zaczyna się utrwalać wychodząc poza poznańskie opłotki.
Wreszcie od kilku lat 11 listopada zaczyna się kojarzyć z jabłkami. Mówi się, że były to ulubione owoce marszałka Piłsudskiego, którymi zajadał się każdego dnia. Między Bogiem a prawdą były to prawdopodobnie jedyne owoce, które w ogóle jadł i to też niechętnie. Raczej „rozsmakowywał” się pod wpływem i za perswazją drugiej żony Aleksandry, która nie chciała dopuścić do całkowitej afruktyzacji Ziuka. Legenda ma zresztą swoje twórcze uzupełnienie mówiące, że Piłsudski szalał wręcz za szarlotką. Niezależnie od tego jabłka pojawiły się w niepodległościowym menu i spełniając czarny sen robaczka z wierszyka Jana Brzechwy występują tam w przeróżnej formie.
Po latach szukania zaczynamy się zatem dorabiać świątecznego jadłospisu. Być może śladem innych państw za kilka lat trudno nam będzie wyobrazić sobie 11 listopada bez gąski, rogala lub chociaż jabłka. Rozsmakowanym Polakom święto państwowe przyswoić będzie o wiele łatwiej, a już na pewno smaczniej.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.