Paweł Lisicki – „Luter. Ciemna strona rewolucji” – recenzja i ocena

opublikowano: 2018-01-09 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Jubileusz 500-lecia Reformacji przyniósł nam szereg książek poświęconych Marcinowi Lutrowi. Nie brak wśród nich także pozycji wyrażających wobec jego osoby znaczny sceptycyzm. Taka jest właśnie książka Pawła Lisickiego.
REKLAMA
Paweł Lisicki
nasza ocena:
4/10
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Fronda
Rok wydania:
2017
Okładka:
miękka
Liczba stron:
320
Format:
150 x 230 mm

Paweł Lisicki, choć z wykształcenia prawnik, to znany dziennikarz, publicysta i eseista. Był redaktorem naczelnym kolejno „Rzeczpospolitej”, tygodnika „Uważam Rze”, a obecnie „Do Rzeczy”. Wydał kilka książek eseistycznych, prócz tego zaś jeszcze dwa dramaty i powieść. Osoba autora zachęca do lektury książki. Tytuły na czele których stał Lisicki niewątpliwie przez lata należały do najwartościowszych merytorycznie wśród prasy związanej z szeroko pojętą prawicą. Także rzut okiem na pozamedialny dorobek redaktora sugeruje, że mamy do czynienia z wszechstronnym intelektualistą. Czytelnik zatem może oczekiwać od „Lutra” wiele.

Na początku zaznaczyć wypada, że książka daleka jest od jakiejkolwiek bezstronności. Autor ma wyraziste opinie na temat opisywanych zdarzeń i prezentuje je z otwartą przyłbicą. Nie jest to zarzut – na te jeszcze przyjdzie czas – tak po prostu jest, a czy to dobrze czy źle, niech oceni każdy odbiorca książki. Zresztą trudno wymagać zarzucenia subiektywnego patrzenia na rzeczywistość od wziętego eseisty. Skoro „Luter. Ciemna strona rewolucji” przez swój jawnie subiektywny ton daleki jest choćby popularnonaukowości. Jest to po prostu pamflet, a momentami wręcz paszkwil na Marcina Lutra.

Podtytuł książki – „Ciemna strona rewolucji” zdaje się sugerować inspiracje intelektualne autora książką „Rewolucja i kontrrewolucja” Plinio Corrêa de Oliveiry. Ten autor zaliczał „rewolucję protestancką” do początkowych faz nieszczącej cywilizację chrześcijańską Rewolucji, stawiając ruch reformacyjny na równi z rewolucjami francuską i bolszewicką. Ten trop interpretacyjny zdaje się potwierdzać obecność w bibliografii kilku pozycji wydanych przez Stowarzyszenie im ks. Piotra Skargi, popularyzujące w Polsce tezy brazylijskiego myśliciela.

Szkoda, że Lisicki nie rozwija tego wątku w książce. Tak się bowiem składa, że w żadnym kraju protestanckim (pod względem wiodącej kultury i wyznania większości ludności) nie miała miejsce rewolucja komunistyczna. Owszem NRD zawierała ziemie niemieckie najbardziej związane z Marcinem Lutrem, ale był to skutek podziału stref okupacyjnych po wojnie, a nie spontanicznej rewolucji. Może więc protestantyzm był szczepionką antyrewolucyjną? Ciekaw jestem, co powiedziałby na to redaktor „Do Rzeczy”.

REKLAMA

Ramy czasowe książki wyznaczają z grubsza daty życia Lutra, jednak mają miejsce pewne przeskoki w czasie. Narracja zaczyna się od opisu ubiegłorocznych uroczystości w katedrze luterańskiej w Lund, w których papież Franciszek wziął udział wraz ze zwierzchniczką Kościoła Szwecji. Nie jest to przypadkiem – mamy do czynienia z esejem i tak naprawdę deklarowany temat wydaje się momentami być jedynie pretekstem do wyrażania poglądów na zupełnie inne tematy. Niewątpliwie książka Lisickiego jest głosem w debacie wewnątrzkatolickiej i stanowi wyraz krytyki papieża Franciszka za jego zdaniem autora nazbyt ekumeniczną postawę. Zarówno podkreślanie daleko posuniętego liberalizmu Kościoła Szwecji, jak i odmalowywanie postaci Marcina Lutra w czarnych barwach ma niejako argumenty Lisickiego wzmacniać, tak przynajmniej ja odczytuję jego intencje.

Czasem ma się wrażenie, że książka jest nie tyle biografią Lutra, co wyrazem ortodoksji katolickiej Pawła Lisickiego. W toku narracji nieraz podkreśla on swe przywiązanej do prawd wyznawanej wiary i nie omieszkuje ich czytelnikowi objaśniać. Gdy mowa o sprzeciwie Lutra wobec odpustów, Lisicki tłumaczy czym one były, objaśnia ich niewątpliwe w swym przekonaniu dobrodziejstwa i zdaje się sugerować, że handel nimi w zasadzie nie był taki naganny. Gdy przytacza słowa reformatora, który po latach opowiadał o swej modlitwie do św. Anny i wyraził pogląd, że została wysłuchana bo Bóg zaliczył ją jako prośbę do Swej Łaski (imię Anna po hebrajsku znaczy łaska), aż kipi oburzeniem, że Luter odrzucił kult świętych i rozwodzi się nad wielką jego oraz kultu maryjnego skutecznością i potrzebą. Przyznam, że takie wywody były dość męczące. Rozumiem, że Paweł Lisicki jest wyznania rzymskokatolickiego i w pełni to szanuję. Ale czy jest potrzeba podkreślania tego faktu gdzie i kiedy się tylko da w książce o Marcinie Lutrze? Czytelnik zainteresowany pogłębieniem swojej wiedzy o dogmatyce katolickiej może przecież z łatwością sięgnąć po Katechizm.

Obala również Lisicki – przynajmniej w swoim mniemaniu – protestancką zasadę sola scriptura, stwierdzając... że Biblia jest niejasna i nie sposób jej jednoznacznie zinterpretować. Mimo to obecne w Liście do Rzymian potępienie homoseksualizmu potrafi zinterpretować jednoznacznie, jeśli pomoże to w ataku na Kościół Szwecji. Krytykując doktrynę o usprawiedliwieniu z łaski, Lisicki nie odwołuje się już jednak do Pisma Świętego, a do... Arystotelesa. Zresztą, filozoficzny nominalizm Lutra i odejście przezeń od tradycji tomistyczno-arystotelejskiej to jeden z nielicznych merytorycznych zarzutów) stawianych mu przez autora.

REKLAMA

Kościół katolicki jest w książce Lisickiego niezachwianą duchową i cywilizacyjną opoką, nawet papieże doby Renesansu nie byli przecież (wedle autora) tacy źli. Opisując sacco di Roma i budzące przerażenie okrucieństwo „luterańskich landsknechtów” zdaje się autor zapominać że była to armia katolickiego cesarza Karola V, którego wielkoduszność nieraz podkreśla i krytykuje podejrzliwość Lutra względem niego. Największym i to niewybaczalnym zarzutem wobec byłego augustianina jest to że z Rzymem zerwał. Autor nie znajduje dla Lutra ani jednego dobrego słowa, wszystkim jego działaniom przypisuje nieczyste intencje.

Oto na przykład, powodem odrzucenia nauki o zbawieniu z uczynków jest to, że Luter był leniem i w klasztorze zaniedbywał odmawianie brewiarza. Do małżeństwa z Katarzyną von Bora pchnęły go seksualne chucie. Nie było chyba w dziejach ludzkości takiego nicponia, łajdaka i nikczemnika jak Marcin Luter w opisie Pawła Lisickiego. Pisząc o nim autor nie żałuje sobie bardzo negatywnie nacechowanych emocjonalnie epitetów. W końcowych partiach książki Lisicki wprost sugeruje, że Luter był... opętany przez diabła i to determinowało jego działania.

Mimo wszystko „Luter. Ciemna strona rewolucji” ma też i pewne zalety. Lisicki nie kryje subiektywnego spojrzenia, ale stroni od świadomych manipulacji. Ostre tezy padające na stronach książki są wyrazem jego autentycznych poglądów. Świadomie odrzuca krążące tu i ówdzie ewidentnie absurdalne teorie, choć za ich pomocą mógłby jeszcze bardziej oczernić reformatora. Nie wyrywa cytatów Lutra z kontekstu by nadać im opaczny sens. Na uznanie zasługuje i wręcz wywołuje zdziwienie fakt, że zachował daleko idącą powściągliwość pisząc o kwestiach najbardziej dla Lutra wstydliwych i sprawiających największy problem z jego obroną: powtórnym małżeństwie Filipa heskiego i antysemityzmie reformatora.

REKLAMA

Jak wspomniałem, książka jest w dużej mierze wewnątrzkatolicką polemiką z ekumeniczną linią obecnego biskupa Rzymu. Z tej perspektywy jej napisanie rozumiem, a nawet do pewnego stopnia popieram. Nie dziwi mnie że Paweł Lisicki jako prawowierny konserwatywny katolik jest przerażony faktem, że papież chce dokonywać zbliżenia z rzeczywiście akceptującym daleko posunięty liberalizm społeczny luterańskim Kościołem Szwecji. Ale stanowisko tego Koscioła nie jest stanowiskiem całego protestantyzmu ani nawet całego luteranizmu. Lisicki sprawia zaś wrażenie, jakby chciał swoją książką obalić protestantyzm, przyjmując dosć osobliwe założenie, jakby wszystko co kiedykolwiek powiedział czy napisał Luter było wiążące dla wszystkich protestantów. Nie zapomnajmy też o fakcie, że w świecie protestanckim też jest na pewno wiele osób, które nie bardzo chcą się ekumenizować z papieżem Franciszkiem czy Pawłem Lisickim.

O Reformacji można napisać wartościową i spełniającą wymogi naukowości książkę z pozycji jednoznacznie katolickich i antyprotestanckich, czego przykładem „Rewolucja protestancka” Adama Wielomskiego. Ta sztuka nie powiodła się Pawłowi Lisckiemu, co konstatuję z dużym żalem. Czym jest „Ciemna strona rewolucji”? Biografią Lutra, historią jego „rewolucji”, pamfletem, wewnątrzkościelną polemiką czy wyznaniem wiary autora? Chyba wszystkim po trochu. Nie do końca wiem, komu mógłbym omawianą pozycję polecić. Na pewno ma ona wartość poznawczą, jako obraz stosunku konserwatywnego nurtu katolicyzmu do Lutra i protestantyzmu. Zdecydowałem się wystawić książce „czwórkę”, która jest oceną surową, nie negującą jednak pewnych pozytywnych aspektów książki, których istnienie też starałem się zasygnalizować. Zdecydowanie jednak nie jest to najbardziej godna polecenia pozycja wydana w Polsce z okazji 500-lecia wystąpienia Lutra.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone