Paweł Rzewuski – „Krzywda” – recenzja i ocena
Paweł Rzewuski – „Krzywda” – recenzja i ocena
Rok 1632. Polska staje u progu kolejnego bezkrólewia. Przez kraj wędruje dwóch mężczyzn – ślepy szlachcic i jego milczący, potężny towarzysz. Nie znamy ich imion ani celu podróży. Wiemy tylko, że jeden z nich snuje opowieści – o człowieku noszącym nazwisko Wróblewski i herb Krzywda. To nie bohater z podręczników, lecz postać z pogranicza mitu i rzeczywistości: samotny szlachcic, który błąka się po Rzeczypospolitej – od Żmudzi, przez bezkresne stepy, aż po mroczne karpackie doliny.
„Krzywda” zbudowana jest z pięciu szkatułkowych opowieści – każda odsłania inny fragment życia Wróblewskiego, każda przesiąknięta grozą, stratą i krwią. Sejmiki kończą się jatką, wesela przemieniają w dramaty, miłość przeplata się z przekleństwem. Świat, w którym funkcjonuje Wróblewski, roi się od demonów, upiorów i postaci z ludowych wierzeń – ale prawdziwy niepokój rodzi się z ludzkiej chciwości, zdrady i winy.
Centralnym punktem narracji są historie o Stanisławie Wróblewskim herbu Krzywda — snute przez bezimiennego ślepca, wędrownego opowiadacza, który przemierza kraj od karczmy do karczmy. Wróblewski to postać pełna sprzeczności: szlachcic i tułacz, kochanek i zabójca, świadek i sprawca. Choć każda z opowieści jest osobnym epizodem, razem tworzą spójną całość, stopniowo odsłaniając, kim naprawdę jest bohater i jakie demony go prześladują.
Rzewuski z imponującą swobodą łączy świat rzeczywisty z nadprzyrodzonym. Diabły, strzygi, wilkołaki, mroczne rytuały – są tu obecne na równych prawach z konfederacjami, sejmikami i szlachecką dumą. Ten świat pachnie dymem, potem, krwią i kadzidłem. Niepokoi i fascynuje jednocześnie. Autor nie moralizuje, nie podsuwa gotowych ocen – każda opowieść pozostawia po sobie rysę.
Na szczególną uwagę zasługuje język. Stylizowany, miejscami archaiczny, ale naturalny i konsekwentny. To nie stylizacja dla efektu, lecz istotny element konstrukcji świata przedstawionego. Dzięki temu opowieść staje się wiarygodna i hipnotyzująca.
Intrygującym tropem interpretacyjnym jest symbolika herbu Krzywda. W rzeczywistości to wariant herbu Lubicz, z jednym ramieniem krzyża celowo usuniętym. Według późniejszej legendy miało to symbolizować krzywdę wyrządzoną przez jednego z braci drugiemu podczas podziału majątku. Choć historycy kwestionują autentyczność tej opowieści, trudno nie zauważyć, że motyw braku, kalectwa i „uszczerbku” doskonale współgra z losem Wróblewskiego – człowieka rozdartego, niepełnego, uwikłanego w cudze przekleństwa i własne winy.
Wróblewski to bohater niejednoznaczny. Czasem okrutny, czasem tragiczny – ale nigdy papierowy. Rzewuski buduje jego postać z psychologiczną precyzją, pokazując, że pod szlachecką dumą kryje się człowiek głęboko poraniony.
Jedną z największych zalet powieści jest jej klimat – gęsty, duszny, niemal lepki. To właśnie umiejętny splot katolickich rytuałów i ludowych wierzeń sprawia, że granice między tym, co realne, a tym, co wyobrażone, zanikają niemal całkowicie. Styl Rzewuskiego jest wymagający – archaiczny, momentami surowy, ale nie odstrasza. Przeciwnie, staje się integralną częścią doświadczenia lektury. Każde zdanie brzmi jak misternie wyrzeźbiony fragment większej całości, który wciąga czytelnika coraz głębiej w mroczny świat powieści.
Finał powieści to majstersztyk – nie tylko fabularnie, ale i symbolicznie. Spotkanie w karczmie na zamarzniętym Bałtyku zamyka opowieść z rozmachem i emocjonalnym ciężarem. To moment, w którym wszystkie wątki się splatają, a historia – mimo jej oniryczności – uderza swoją prawdą o ludzkim losie.
„Krzywda” Pawła Rzewuskiego to powieść, która zaskakuje na wielu poziomach – formalnie, tematycznie i emocjonalnie. Nie jest to klasyczna proza historyczna, lecz literacka gawęda, pełna mroku i niepokoju, opowieść o winie, stracie, demonach i śmierci. Autor tworzy świat, który z jednej strony wiernie odtwarza realia siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej, z drugiej – przypomina jej koszmarny, duszny sen. To przestrzeń, gdzie sacrum przenika się z profanum, a historia ustępuje miejsca mitowi.
Rzewuski nie proponuje prostych odpowiedzi ani łatwych emocji – raczej wciąga nas w opowieść, która wymaga uważności i skupienia, ale odpłaca się wielowarstwową, sugestywną narracją. Dzięki konsekwentnej stylizacji językowej, przemyślanej konstrukcji i nastrojowi gęstemu jak kadzidlany dym, „Krzywda” staje się doświadczeniem literackim w pełnym znaczeniu tego słowa. Rzewuski udowadnia, że polska proza grozy i egzystencjalnej refleksji ma się doskonale.
Pochwalić należy Wydawnictwo Artrage za kolejną znakomitą powieść, jaka ukazała się w serii „Przeszły/Ciągły”. Oszczędny, subtelny projekt okładki i intrygująca treść – to już, można powiedzieć, znak firmowy Wydawnictwa i całej serii. I zachęta do tego, by te książki zdobiły domowe regały.