Przyczyny wybuchu II wojny punickiej

opublikowano: 2021-09-26 14:05
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Po pierwszej wojnie punickiej stosunki między Rzymem a Kartaginą układały się w miarę dobrze, a handel rozwijał się. Wszystko zmieniło się, gdy Hannibal Barkas zdobył Sagunt. Dlaczego zdecydował się na ten krok? Co tak naprawdę doprowadziło do wybuchu drugiej wojny punickiej?
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Adriana Goldsworthy’ego „Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich”.

Po pierwszej wojnie punickiej z pewnością zdarzały się chwile napięcia, lecz stosunki między Rzymem i Kartaginą nie były wyłącznie wrogie. Wznowiono handel; widok kupców drugiej strony nie był niczym nadzwyczajnym w obu miastach. Bardzo możliwe, że przez lata pokoju narodziły się więzi gościnnej przyjaźni – tak częsty w starożytności aspekt relacji międzynarodowych – łączące rzymskie i punickie rody arystokratyczne lub po prostu odżyły te sprzed 265 roku. Pokój zawarty w 241 roku przetrwał dwadzieścia trzy lata (jeśli pominąć rzymską groźbę podjęcia działań zaczepnych w kwestii Sardynii, 238) i zakończył się, gdy Hannibal Barkas, kartagiński wódz w Hiszpanii, zaatakował iberyjskie miasto Sagunt (dzisiejsze Sagunto niedaleko Walencji), będące pod protektoratem Rzymu. Żadna ze stron nie wzdragała się przed nową wojną, mimo że jeszcze żywa była w pamięci poprzednia, zaciekła i kosztowna. Dlaczego? Na ten temat od samego początku wiedziono intensywne spory, w których przeważnie chodziło po prostu o obciążenie winą jednych lub drugich. Równie często historycy wpadali w pułapkę oceniania ówczesnych spraw według dzisiejszych norm, zapominając, że w starożytności nawet państwa najbardziej rozwinięte politycznie wojowały nagminnie i ochoczo, zwłaszcza kiedy mogły liczyć na wygraną i płynące z niej korzyści. Zanim jednak przystąpimy do omawiania tematu, warto rzucić okiem na ciąg wydarzeń, które doprowadziły do wypowiedzenia wojny przez Rzymian.

Hannibal przekracza Rodan (rys. Henri-Paul Motte)

Hazdrubal – prawdopodobnie w 226 roku – przyjął żądanie rzymskich posłów, by Kartagińczycy trzymali się na południe od Ebro. Koncepcja ustanowienia fizycznej granicy ekspansji była znana obu kulturom. W tym przypadku wyrzeczenie nie było zbyt dokuczliwe, serce punickiej prowincji leżało bowiem daleko od rzeki. Hipotezy, jakoby traktat w rzeczywistości wyznaczył linię demarkacyjną dużo dalej na południe, nie były przekonujące. Jeszcze mniej podstaw ma powszechnie przyjęte założenie, że także Rzymianie zobowiązali się nie zapuszczać na punicką stronę Ebro. Prawda jest taka, że w owym czasie Rzym nie miał innego powiązania z Hiszpanią, jak tylko poprzez sprzymierzoną z nim Massilię, która posiadała tam zależne kolonie w Emporionie i Rhode (dzisiejsze Ampurias i Rosas).

REKLAMA

Po 226 roku Rzym zawarł układ z Saguntem. Według Polibiusza stało się to „ileś lat” przed czasem Hannibala; wydaje się jednak wiarygodne, że gdyby stosunki te funkcjonowały w okresie negocjowania traktatu Ebro, miasto zostałoby w nim wymienione, leżało bowiem daleko na południe od rzeki. Kwestia, czy doszło do podpisania oficjalnego paktu przyznającego Saguntowi status sprzymierzeńca, czy po prostu poprosiło ono o rzymską protekcję (jak starała się to zrobić Utyka pod czas kartagińskiej wojny z najemnikami), nie ma tu dla nas znaczenia. W pewnym momencie poproszono Rzym o arbitraż w wewnętrznym sporze – bardzo możliwe, że między rywalizującymi stronnictwami prorzymskim i propunickim. Przysłani reprezentanci senatu nakazali egzekucję kilku sagunckich nobilów. Nie ulega wątpliwości, że przymierze z rodzącym się na Półwyspie Apenińskim imperium musiało się kolonistom wydawać atrakcyjne. Miasto o znaczeniu lokalnym mogło się tylko nerwowo przyglądać, jak kartagińska prowincja rozszerza się w jego stronę. Poparcie Rzymian dawało maksymalne możliwe zabezpieczenie przed silniejszym sąsiadem z południa. Mniej jasne jest (za to ściśle związane z casus belli), dlaczego oni się zgodzili na ten sojusz – pokrótce więc to omówię.

Przejąwszy w 221 roku władzę po szwagrze, dwudziestosześcioletni Hannibal kontynuował jego agresywną politykę w Hiszpanii, i to w znacznie szerszym zakresie niż poprzednicy. Wojując z plemionami centralnej części półwyspu, dotarł na północ aż w rejon dzisiejszej Salamanki. Mniej więcej w 220 bądź 219 roku doszło do starcia między Saguntem a sąsiednim ludem, oskarżanym o napady na ziemie kolonii. Szczegóły są niejasne, nie ma nawet pewności, jak się nazywał – był za to w sojuszu z Kartaginą i uzyskał poparcie Hannibala. Zimą do siedziby Barkasa w Nowej Kartaginie (Carthago Nova, dzisiejsza Kartagena) udało się rzymskie poselstwo, by przypomnieć mu o traktacie Ebro i ostrzec, by nie ważył się zaatakować Saguntczyków. Delegacja spotkała się z lodowatym przyjęciem, podążyła więc do samej Kartaginy, by powtórzyć żądania. Młody wódz również zwrócił się do macierzystego miasta o instrukcje i z nastaniem wiosny ruszył do natarcia. Sagunt położony jest na łatwym do obrony wzgórzu, około mili od brzegu morza. (Jesienią 1811 roku n.e. hiszpańscy obrońcy fortecy zaimprowizowanej wśród ruin iberyjskich, rzymskich i mauretańskich odparli kilka ataków jednego z najzdolniejszych podwładnych Napoleona, marszałka Louisa Sucheta).

REKLAMA

Zdobycie miasta zajęło Hannibalowi bite osiem miesięcy, od początku jednak było jasne, że chce wziąć je szturmem, nie głodem. Przyjęta przezeń taktyka była o wiele bardziej ofensywna, niż podczas któregokolwiek z kartagińskich oblężeń z okresu pierwszej wojny. Liwiusz twierdzi nawet, że sam wódz odniósł ranę, kierując atakiem w bezpośredniej bliskości twierdzy.

Hannibal Barkas

Gdy już Sagunt został otoczony, Rzymianie nie kiwnęli palcem w jego obronie. U Liwiusza czytamy wprawdzie, że wysłano kolejne poselstwo, chronologia jest tam jednak beznadziejnie zagmatwana, a skoro Polibiusz ani słowem nie wspomina o takiej misji, najlepiej będzie tę wersję odrzucić. Miasto padło na przełomie lat 219 i 218, o czym wieść mogła dotrzeć do Rzymu w ciągu miesiąca. W drugiej połowie zimy do Kartaginy udała się kolejna delegacja, w której skład weszli obaj kończący kadencję konsulowie, Lucjusz Emiliusz Paulus i Marek Liwiusz Salinator. Kronikarz podaje, że przewodniczył jej Kwintus Fabiusz Maksymus – dopełniając tercetu, który miał odegrać wybitną rolę w nadchodzącej wojnie – wydaje się jednak bardziej prawdopodobne, że na czele stanął raczej doświadczony były cenzor, Marek Fabiusz Buteo, który miał za sobą kampanię sycylijską z 245 roku (był wtedy konsulem). Wysłannicy złożyli protest przeciwko działaniom Hannibala i żądali informacji, czy miał na nie zgodę kartagińskiej rady starszych. Gospodarze zostali postawieni przed wyborem: potępić swojego wodza i wydać Rzymianom, by go po swojemu ukarali, czy wszcząć z nimi wojnę.

Styl dyplomacji uprawianej przez rzymskie poselstwa rzadko kiedy można by określić jako subtelny, lecz w tym wypadku był odpowiedni: najwyraźniej chodziło o zemstę za napaść na sprzymierzeńca. Według jednej z tradycji historycznych, w której istniała silna opozycja wobec Barkidów, niejaki Hanno miał skrytykować Hannibala, w sumie jednak Kartagińczycy gniewnie zareagowali na obcesowe rzymskie postulaty. Odmówili uznania traktatu Ebro, twierdząc, że nigdy nie został przez nich ratyfikowany; przytoczyli też relację na jego temat przedstawioną w Rzymie przez Gajusza Katulusa w 241 roku i orzekli, że nie są zobowiązani brać pod uwagę stosunków między Rzymem i Saguntem. Na to dictum Fabiusz miał ponoć wyjść na środek sali i oznajmić, że trzyma pod togą i pokój, i wojnę, i że może wyciągnąć, cokolwiek wybiorą. To rozjuszyło punickich senatorów. Przewodniczący im sufeta krzyknął, że sam ma wybierać. Gdy Fabiusz oświadczył, że w takim razie woli wojnę, odpowiedział mu chóralny okrzyk: „Przyjmujemy wyzwanie!”. Konflikt się rozpoczął, choć już wcześniej mógł być nie do uniknięcia. Na pewno zaś Hannibal podjął przygotowania do inwazji na Italię od razu po powrocie na zimowe leże po upadku Saguntu. Całkiem też możliwe, że zgromadzenie, comitia centuria ta, z góry przegłosowało wojnę, na wypadek gdyby posłowie nie zdołali w Kartaginie wymusić zadowalającej reakcji.

REKLAMA

Polibiusz dość szczegółowo omówił podłoże wznowienia wrogich działań, w konkluzji zaś podał, że wpłynęły na to trzy główne elementy. Pierwszym było rozgoryczenie lub złość Hamilkara Barkasa pod koniec pierwszej wojny punickiej, kiedy – mimo że niepokonany – musiał skapitulować na Sycylii. Drugim i najważniejszym czynnikiem było to, że w 238 roku Rzymianie bez skrupułów zawłaszczyli Sardynię, podczas gdy Kartagina jeszcze się nie pozbierała po chaosie wojny z najemnikami. Nie tylko Hamilkar, lecz i cała ludność ich za to upokorzenie znienawidziła. Dlatego właśnie wylądował w Hiszpanii; chciał stworzyć tam nowy ośrodek siły wymierzonej w Rzym i całą duszą rzucił się w wir programu ekspansji. Sukcesy, jakie odnosił on i jego rodzina, stały się trzecim istotnym czynnikiem: wzrost kartagińskiej potęgi wzbudził w nich poczucie, że są już dość silni, by się rozprawić ze starym wrogiem.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Adriana Goldsworthy’ego „Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich” bezpośrednio pod tym linkiem!

Adrian Goldsworthy
„Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich”
cena:
59,90 zł
Tytuł oryginalny:
„The Fall of Carthage”
Wydawca:
Dom Wydawniczy Rebis
Tłumaczenie:
Janusz Szczepański, Norbert Radomski
Rok wydania:
2021
Okładka:
twarda
Liczba stron:
480
Format:
150 x 225 x 30 [mm]
ISBN:
978-83-8188-300-9
EAN:
9788381883009

Ten tekst jest fragmentem książki Adriana Goldsworthy’ego „Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich”.

Na poparcie swej tezy dotyczącej motywacji punickiego wodza Polibiusz przytacza anegdotę opowiedzianą przez Hannibala, kiedy przebywał na dworze seleukidzkiego króla Antiocha III w pierwszej dekadzie III wieku p.n.e. Krótko przed wyruszeniem do Hiszpanii, gdzie miał objąć dowództwo, Hamilkar Barkas złożył ofiarę na ołtarzu boga (Polibiusz nazwał go Zeusem, Liwiusz zaś – Jowiszem), prawdodobnie chodziło jednak o Baala Szamina. Uzyskawszy sprzyjające wróżby, przywołał swego dziewięcioletniego syna Hannibala i spytał, czy chce mu towarzyszyć w ekspedycji. Chłopczyk, który pewnie rzadko widywał ojca, z entuzjazmem zaczął błagać, aby go z sobą zabrał. Wówczas Hamilkar wziął malca za rękę, położył jego dłoń na ołtarzu i kazał solennie przysiąc, że „nigdy nie będzie przyjacielem Rzymian”. Hannibal opowiedział tę historię, by przekonać Antiocha, że nie zadaje się z jego rzymskim przeciwnikiem. W późniejszej rzymskiej tradycji słowa tej przysięgi nabrały ostrzejszej formy: chłopcu przypisywano, że zobowiązał się „zawsze być wrogiem Rzymu”.

REKLAMA
Współczesna rekonstrukcja Kartaginy (aut. damian entwistle; CC BY-SA 2.0)

Według wersji rzymskiego dziejopisa Hannibal odziedziczył wojnę z Rzymianami po ojcu – tak jak podejmując wyprawę przeciwko Persom, Aleksander Wielki zrealizował właściwie projekt swojego rodziciela Filipa II. Wielu nowożytnych historyków długo akceptowało tę interpretację; niektórzy poszli jeszcze dalej, głosząc tezę, jakoby plan zaatakowania Italii poprzez Alpy, a nawet taktyka bitewna Hannibala mogły być pierwotnie opracowane przez Hamilkara. W bliższych nam czasach teoria, że druga wojna punicka była z góry zaplanowana przez Barkidów, wyszła z mody – po części dlatego, że historycy zazwyczaj niechętnie upatrują korzeni ważnych wydarzeń w kaprysach i działaniach jednostek i wolą je tłumaczyć bardziej ogólnymi trendami. Spory najczęściej orbitowały wokół szczegółów i chronologii zdarzeń wiodących do wojny, jako że Polibiusz pisze o nich raczej mgliście, na innych źródłach zaś nie można w równym stopniu polegać.

REKLAMA

Zasadniczego znaczenia nabiera więc pytanie, co Barkidzi spodziewali się zyskać w Hiszpanii (i znów dotkliwie odczuwamy tu brak źródeł punickich). Uczeni często przyjmowali, że po utracie bogatych terenów na Sycylii i Sardynii Kartagina zmuszona była szukać dochodów gdzie indziej, i w tym kontekście wymieniali iberyjskie złoża srebra. Nie ulega wątpliwości, że Hamilkar wiele z nich zagarnął dla Kartaginy i choć rozkręcenie skutecznego wydobycia zajęło kilka lat, dzięki temu jego ród mógł wybić kilka edycji monet o szczególnie wysokiej zawartości kruszcu. Pod innymi względami trudno jednak stwierdzić, że ekspansja na Półwyspie Iberyjskim pozwoliła na intratniejszą eksploatację tamtejszych zasobów, niż to było możliwe już dla wcześniej założonych kolonii punickich. Udane kampanie przynosiły oczywiście spory dochód, którego przynajmniej część mogła trafiać do skarbu państwa. Na pytanie rzymskich posłów, dlaczego Hamilkar prowadzi aż tyle wojen zaborczych, odpowiedź była prosta: potrzebował nowych ziem, by z nich czerpać bogactwa i dzięki nim móc spłacić Rzymianom trybut z pierwszej wojny punickiej.

Duży odsetek zysków szedł na finansowanie i zwiększanie armii w Hiszpanii. Kartagińscy werbownicy od dawna najmowali żołnierzy z półwyspu, ale ustanowiwszy tam własną prowincję, Barkidzi przejęli znaczną część tego potencjału militarnego pod bezpośrednią kontrolę. W miejscowych społecznościach występował nadmiar męskiej młodzieży, która nie mogła się utrzymać z ziemi i często jedyną dla niej perspektywą była przestępczość lub żołnierka. Co najmniej raz się zdarzyło, że po wygranej bitwie Hamilkar wcielił jeńców wprost do swojej armii. Neutralizując w ten sposób najbardziej wojowniczy element podbitych plemion, łatwiej mógł zabezpieczyć zdobyte tereny. W pierwszej wojnie punickiej armia składała się w zdecydowanej większości z Afrykanów; u progu drugiej, choć wielu weteranów nadal pozostawało w czynnej służbie, ogromną przewagę liczebną mieli mieszkańcy Hiszpanii – i to już nie jako wojsko zaciężne, lecz sojusznicze.

Hiszpania dała Barkidom – można też rzec, zależnie od poglądu na ich niezawisłość, że także Kartaginie – i poważną siłę militarną, i środki na jej utrzymanie. Jednakże, choć właśnie dzięki temu Hannibal mógł potem tak skuteczne prowadzić wojny, niekoniecznie znaczy to, że taki był cel utworzenia tej armii. Można postawić tezę, że ów wzrost potencjału militarnego wynikał z potrzeby wzmocnienia obronności na wypadek kolejnych rzymskich agresywnych kroków w rodzaju zagarnięcia Sardynii. Nie ulega wątpliwości, że klęska w wojnie z Rzymem i jej następstwa były dotkliwym ciosem dla dumnego mocarstwa. Inicjatywa hiszpańska mogła być po prostu próbą odzyskania niezawisłej pozycji. Aby jednak uwiarygodnić ten pogląd, należałoby przyjąć, że atak Hannibala na Sagunt był tylko czymś w rodzaju obwieszczenia, że oto odradza się kartagińska potęga, i nie był obliczony na wywołanie konfliktu z Rzymem. Szybkość, z jaką wódz wszczął gigantyczne przygotowania do ekspedycji italskiej, wymownie dowodzi, że ta wersja jest wielce nieprawdopodobna. Rzymianie od początku nerwowo reagowali na poczynania Barkidów w Hiszpanii, o czym świadczy liczba wysyłanych tam misji dyplomatycznych.

REKLAMA
Antioch III

Druga wojna punicka w oczywisty sposób była spuścizną po pierwszej, zakończonej nagle i przy niemal jednakowym wyczerpaniu obu stron. W rozumieniu Rzymian wojny powinny się jednak kończyć ich całkowitym zwycięstwem, po którym nieprzyjaciel przestawał być zagrożeniem – zazwyczaj przez wchłonięcie go jako zależnego sprzymierzeńca. Jeśli nawet podbity lud zachowywał pełną lub częściową autonomię, nie wolno mu było prowadzić samodzielnej polityki zagranicznej, a już na pewno nie takiej, która by kolidowała z interesem Rzymu. W 241 roku Kartagina była zbyt duża i daleka, by podzielić los zaanektowanych państewek Italii, lecz mimo to całe dziesięciolecia po wojnie Rzymianie nie traktowali jej jak równego przeciwnika. Jaskrawym tego przykładem stała się Sardynia i zmuszenie Kartagińczyków do ugięcia się przed nieusprawiedliwionym żądaniem, ale symptomatyczne były także powtarzające się interwencje w Hiszpanii. Traktat Ebro nie przyniósł poważnych ograniczeń dla kartagińskiej ekspansji na Półwyspie Iberyjskim, był za to wyraźnym stwierdzeniem, że Rzymianie roszczą sobie prawa do ich narzucania innym państwom na ziemiach tak odległych od własnego terytorium.

REKLAMA

Zawarciem jakiejś formy przymierza z Saguntem przypomnieli punickim rywalom, że sami nie będą się ograniczać. Innym, stałym takim memento była nałożona na Kartaginę kontrybucja płatna w rocznych ratach – to się jednak przypuszczalnie skończyło w połowie lat dwudziestych III wieku p.n.e. Być może właśnie wtedy Rzym się żywiej zainteresował Półwyspem Iberyjskim. Kiedy pokonany nieprzyjaciel zaczął wyrastać na niezależną, konkurencyjną siłę, znów dostrzeżono w nim oczywiste zagrożenie – niezależnie od realiów sytuacji militarnej. Wcześniej wystarczały interwencje dyplomatyczne; do 219 roku Kartagińczycy zawsze ulegali rzymskim żądaniom. Jest bardzo prawdopodobne, że wysyłając do Hannibala delegację z ostrzeżeniem, by nie ważył się zaatakować Saguntu, senat oczekiwał podobnego ustępstwa; zaskoczenie, że zignorował ten zakaz, po części tłumaczy, dlaczego Rzymianie nie ruszyli miastu na odsiecz.

Z perspektywy punickiej nie było powodu, by się zachowywać jak posłuszny wasal. Tamtejsza kultura wojskowa różniła się od rzymskiej; nikt tam nie traktował wyniku wojny jak ostatecznego. Co więcej, ich rzeczywista potęga nie została aż tak osłabiona klęską z 241 roku, jak można by sądzić po zachowaniu Rzymian – zwłaszcza że minęło dość czasu, by Kartagińczycy zdążyli zrekompensować sobie koszty wojny i buntu najemników. Kartagina wciąż była dużym i bogatym państwem z rozległym terytorium w Afryce i rosnącym stanem posiadania w Hiszpanii. Nic nie przeszkadzało Punijczykom uważać swojego kraju za co najmniej równy Rzymowi i odmowa uznania tej równości budziła w nich zrozumiałe oburzenie. Oba państwa miały wystarczające zasoby do prowadzenia wojny i traktowały się z wzajemną podejrzliwością. W tych okolicznościach wznowienie konfliktu nie wydaje się już tak zaskakujące.

Kartagińskie pragnienie pokazania, że jest niepodległą potęgą, było dla niej równie naturalne, jak dla Rzymian niebezpieczne. Niektórzy mogli świadomie chcieć zbrojnej konfrontacji i do niej dążyć. Hannibal był młodym nobilem na czele silnej armii i już się sprawdził jako dowódca. Starożytni autorzy nieodmiennie utrzymywali, że przyczyną konfliktów jest żądza chwały królów, książąt i cesarzy – i nie powinniśmy tej interpretacji lekceważyć. Bardzo możliwe, że Hannibalowi zależało na wojnie z Rzymem, na pewno zaś od razu ją przyjął i z niemałym zapałem prowadził. Równie prawdopodobne jest, że w Kartaginie były osoby o przeciwnych poglądach, które liczyły na utrzymanie pokoju, jednakże większość elity nie widziała powodu, by odnowione państwo punickie miało potulnie się godzić na bezczelne rzymskie żądania. Dzisiaj nie da się odpowiedzieć na pytanie, czy działania Hannibala, które sprowokowały kryzys w dwustronnych stosunkach, były zaakceptowane, a może nawet nakazane.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Adriana Goldsworthy’ego „Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich” bezpośrednio pod tym linkiem!

Adrian Goldsworthy
„Upadek Kartaginy. Historia wojen punickich”
cena:
59,90 zł
Tytuł oryginalny:
„The Fall of Carthage”
Wydawca:
Dom Wydawniczy Rebis
Tłumaczenie:
Janusz Szczepański, Norbert Radomski
Rok wydania:
2021
Okładka:
twarda
Liczba stron:
480
Format:
150 x 225 x 30 [mm]
ISBN:
978-83-8188-300-9
EAN:
9788381883009
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Adrian Goldsworthy
Brytyjski historyk i pisarz. Jego książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Po polsku ukazały się m.in. biografia Cezara oraz W imię Rzymu. Regularnie współpracuje też przy tworzeniu dokumentalnych programów telewizyjnych poświęconych epoce rzymskiej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone