Renata Radłowska – „Nowohucka telenowela” – recenzja i ocena

opublikowano: 2010-01-26 01:03
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
W brazylijskich telenowelach jest to „coś”, co sprawia że najbardziej ckliwa i sztampowa historia potrafi trzymać przed ekranem przez 500 odcinków. Okazuje się, że nowohuckie telenowele cechuje podobny magnetyzm.
REKLAMA
Renata Radłowska
„Nowohucka telenowela”
cena:
29 zł
Wydawca:
Czarne
Okładka:
miękka
Liczba stron:
155
ISBN:
978-83-7536-053-0

Betonowe pustkowie, prości ludzie, patologie, bandytyzm i paskudna architektura. A przede wszystkim – dziesiątki tysięcy niczym się nie wyróżniających ludzi–mrówek. Takie wyobrażenie o Nowej Hucie wciąż pokutuje w Polsce, a nawet w „starym” Krakowie, oddalonym od Nowej Huty o zaledwie pół godziny jazdy tramwajem. Fałszywą wizję dzielnicy, która miała być ikoną socjalizmu próbowano odkłamać na przeróżne sposoby. Pomysł Renaty Radłowskiej wydaje się szczególnie interesujący.

Jej niepozorna książeczka to zbiór dziewiętnastu reportaży, z których każdy opowiada o jednej osobie związanej z Nową Hutą. Są to historie ludzi z jednej strony najzwyklejszych, z drugiej – właśnie poprzez tę swoją zwyczajność, unikalnych. Mamy Franciszka, który przyjechał ze wsi budować Nową Hutę i naiwnie wierzył, że przestronne mieszkanie w stawianym przez niego okazałym bloku dostanie właśnie on z żoną. Mamy Elżbietę, która tak bardzo była przywiązana do swego domu w Bieńczycach, że gdy wieś równano z ziemią, z pomocą sąsiadów przeniosła go w częściach kilkanaście kilometrów dalej, a wraz z nim – kawałeczek osady, po której została tylko nazwa. Na kartach książki spotykamy też Zbigniewa, który poślubił rozpieszczoną krakuskę, a na starsze lata zakochał się w samochodach (pierwsza była Syrenka), co o mało nie zniszczyło ich związku. W końcu poznajemy historię Bohdana – architekta, którego rodzina żyła w Krakowie od stuleci, a który „zdradził” jej dziedzictwo i dołączył do zespołu projektującego Nową Hutę. Tyle tylko, że w jego projektach bloki i osiedla nowej dzielnicy miały wyglądać kompletnie inaczej, niż wyszło w rzeczywistości. Miały mieć swój indywidualny charakter, być przyjazne ludziom. Brakło pieniędzy, powstały więc dziesiątki bloków identycznych, z ciemnymi pokojami, źle rozlokowanymi pomieszczeniami i zbyt nielicznymi oknami.

REKLAMA

Poszczególne historie są proste, wręcz naiwne. Oddają sposób myślenia, mówienia i odczuwania ich bohaterów. Zarazem bije z nich swoiste ciepło i sympatia autorki – która stara się odtworzyć świat swych rozmówców z wszelkimi detalami, nie zamiatając pod dywan kwestii kłopotliwych, ani nie podkolorowując wad. „Nowohucka telenowela” nie jest zwyczajnym zbiorem reportaży opartych na wywiadach ze „świadkami historii”. Świadkowie, których tu spotykamy nie mówią w większości o Nowej Hucie, a już całkiem pomijają tak zwaną wielką historię. Opowiadają zwykłe domowe historie, takie które można usłyszeć od babci przy kuchennym stole. Autentyzm bijący z książki momentalnie przekonuje czytelnika, że Nowej Huty nie zamieszkują tysiące mrówek, ale tysiące indywidualności. I to niezależnie, czy myślimy o mieszkańcach dawnych wsi zagrabionych przez nową dzielnicę czy też o junakach, budujących socjalistyczny raj.

Książka pokazuje niezwykłość i złożoność miejsca tak często kojarzonego tylko z socrealistycznym projektem budowlanym. Jej rola zdaje się jednak wykraczać poza te ramy. Autorka przemyca w „Nowohuckiej telenoweli” cały szereg mitów i miejskich legend. O tajemniczej „czarnej” postaci, która nagabywała pracujące przy wykopaliskach archeologicznych junaczki. O nocnym życiu nowohuckich elit, widzianym oczami taksówkarza. O magii, opowiedzianą przez nowohucką wróżkę od kilkudziesięciu lat stawiającą tarota mieszkańcom „miasta bez Boga”... W ten sposób Radłowska tworzy zaczątki lokalnej mitologii – tego, czym poszczycić może się stary Kraków, ale czego w formie spisanej dotąd brakowało Nowej Hucie.

„Nowohucka telenowela” urzeka i sprawia, że czytelnik całkowicie zmienia swoje spojrzenie na Nową Hutę. Nawet czytelnik, który – tak jak autor niniejszej recenzji – od lat mieszka w sąsiedztwie tej dzielnicy i bywa w niej na co dzień.

Zobacz też

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone