Rewolucja w Rumunii i koniec Geniusza Karpat
Opowieść o upadłym państwie
Rumunia była ewenementem nawet wśród państw Układu Warszawskiego. Żaden nie znajdował się bowiem w tak silnej separacji od reszty świata, obojętnie komunistycznego czy kapitalistycznego, żaden też, prócz Jugosławii okresu Tity, nie działał w tak znacznym oddaleniu od Moskwy. Od objęcia władzy w 1965 roku jako sekretarz generalny Rumuńskiej Partii Komunistycznej Nicolae Ceaușescu krok po kroku dążył do zbudowania swojego prywatnego państwa, co mu się w końcu z początkiem lat 80. udało.
Powiedzenie, że Rumunia u schyłku socjalizmu znajdowała się w ciężkiej sytuacji byłoby poważnym niedopowiedzeniem. Po pierwsze, targał nią permanentny kryzys energetyczny i zaopatrzeniowy. Podczas srogich zim schyłku dekady temperatura w mieszkaniach nie przekraczała 12 stopni. Niski poziom zasilania, brak węgla, oleju opałowego czy gazu nie pozwalały na podniesienie temperatury. Trudno było zdobyć odpowiednie pożywienie, królowały bowiem niejadalne konserwy i tani zamiennik kawy, prócz tych zaś półki sklepowe były niemal puste. Potężne zakłady przemysłu ciężkiego, decyzją Ceaușescu budowane w całej Rumunii, nigdy nie osiągały swych pełnych mocy przerobowych, brak bowiem było materiałów i surowców. Same zakłady z kolei, nawet gdyby funkcjonowały, nie byłyby zbyt wydajne, cała bowiem forsowna industrializacja odbywała się z wykorzystaniem przestarzałych technologii, a na nowe nie było Rumunii stać.
Rumunia za czasów Ceausescu
Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy była decyzja Ceaușescu o likwidacji całego zadłużenia zagranicznego. Kraj eksportował więc wszystko, co był w stanie, z żywnością włącznie, cały dochód przeznaczony był zaś na spłaty, nie zaś inwestycje czy poprawę zaopatrzenia. Te nieliczne środki, które pozostawały w budżecie, szły zaś na modernizację śródmieścia Bukaresztu do kształtu odpowiedniego dla stolicy spadkobierców Daków.
Z biegiem lat spłata zadłużenia przebiegała coraz trudniej, malało bowiem zainteresowanie utrzymywaniem kontaktów handlowych z krajem tak nieznaczącym, jak Rumunia. Ciosami było tutaj zwłaszcza cofnięcie klauzuli najwyższego uprzywilejowania przez USA oraz izolacja w RWPG, którą z kolei zarządziła Moskwa jako efekt chłodnego stosunku Bukaresztu do pierestrojki.
Uczciwie przyznać jednak należy, że niechęć owa nie była winą jednej decyzji, lecz raczej tego, że pierestrojki w Rumunii nie było jak przeprowadzić. Zgodnie z zamysłem, potrzebne było ku temu skrzydło reformatorskie w partii komunistycznej, ta zaś w Rumunii była w atrofii. Objęcie przez Ceaușescu w 1967 roku funkcji przewodniczącego Rady Państwa, zaś w 1974 roku prezydenta kraju oznaczała powolny zanik kompartii. W swym schyłkowym okresie liczyła ona mniej niż 4 mln członków, pogrążonych w marazmie i w większości w podeszłym wieku. Komunizm w Rumunii przeszedł już dawno w mity, zastąpił go zaś kult Ceaușescu i realizacja jego woli. Siłą rzeczy nie było więc w kraju opozycji. Prócz bardzo nielicznych osób nie było komu formułować postulatów, organizować manifestacji czy w jakikolwiek inny sposób szykować zmiany władzy.
Pęknięcia na fasadzie
15 listopada 1987 roku w uroczym średniowiecznym mieście Braszów, w Polsce znanym raczej jako miejsce urodzin Teodora Axentowicza, doszło do pierwszych w Rumunii poważnych manifestacji robotniczych. Ich przyczyną było obcięcie o połowę płac w fabryce ciężarówek „Czerwony Sztandar”. Protestujący robotnicy żądali poprawy warunków bytowych i podwyżek, z czasem jednak doszło do eskalacji protestu. W końcu przerodził się on w strajk, a następnie niemal w zamieszki, kiedy robotnicy wdarli się do budynków administracyjnych i rządowych. Odkryli wtedy w szafkach drogie alkohole, importowane papierosy i produkty spożywcze (na przykład ananasy), o których niektórzy już niemal zapomnieli. Dopiero wtedy interweniowały służby, manifestację rozpędzono, zaś wielu jej członków aresztowano, następnie zaś torturowano i przesłuchiwano.
Drugą poważną rysą była książka Czerwone Horyzonty: Kroniki Szefa Komunistycznego Wywiadu. Napisał ją Ion Mihai Pacepa, były zastępca szefa Centrum Wywiadu Zagranicznego Securitate, który w 1978 roku uciekł na Zachód. Tam napisał między innymi wspomnianą książkę, której fragmenty następnie czytano od stycznia 1988 roku na antenie rumuńskiej sekcji Radia Wolna Europa. Audycje te spotkały się z żywym zainteresowaniem Rumunów. Świadomy tego Ceaușescu nie tylko kazał je zagłuszać, ale odpowiedział zwiększeniem kultu swojej jednostki do rozmiarów karykaturalnych, co doprowadziło obywateli na skraj wściekłości, było to bowiem dokładnie to, co uprzykrzało ich życie.
Rok 1988 okazał się przełomowy. Audycje RWE i bezustannie pogarszające się warunki bytowe doprowadziły do sytuacji, w której napięcie społeczne przekroczyło punkt krytyczny. Coraz częściej dawano wyraz niezadowoleniu, pojawiły się też pierwsze osoby aspirujące do miana opozycjonistów, jak Mircea Dinescu, Dumitru Mazilu czy Silviu Brucan. Ten drugi zmontował nawet grupę partyjnych zwolenników reform, która opublikowała następnie „List Sześciu”, nazwany tak od liczby sygnatariuszy. Miarę skromności celów rumuńskiej opozycji może być to, że nie domagali się nawet ustąpienia Ceaușescu. Pewnym pytaniem jest, dlaczego na tym etapie rosnące niezadowolenie społeczne nie spotkało się z jakimkolwiek działaniem Securitate. Pewności w tej materii nie ma, choć jako najbardziej prawdopodobną odpowiedź przyjmuje się celowe działanie szefa rumuńskiej bezpieki, Iuliana Vlada. Postawiony na tym stanowisku w październiku 1987 roku nie był ani komunistą, ani zwolennikiem Ceaușescu, przypuszcza się więc, że roztoczył nad raczkującą rewolucją pewien parasol ochronny.
19 sierpnia 1989 roku w Polsce na premiera desygnowano Tadeusza Mazowieckiego. Ceaușescu był tym faktem przerażony. W nocy z 19 na 20 wysyłał listy do stolic państw socjalistycznych domagając się podjęcia działań przeciw nowemu polskiemu rządowi, jednak jego zabiegi nie spotkały się z najmniejszym nawet odzewem. Był to pierwszy sygnał alarmowy dla rumuńskiego dyktatora, który do końca listopada pozostał ostatnim przywódcą komunistycznym w Europie Wschodniej (poza ZSRS). Między 20 a 24 listopada odbył się XIV Kongres Rumuńskiej Partii Komunistycznej. Była to zarazem ostatnia szansa dla Ceaușescu na pokojowe oddanie władzy, jednak nie zdecydował się on na to rozwiązanie i ponownie wybrany został sekretarzem generalnym.
Artykuł został opublikowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org „Wielkie momenty oporu przeciw tyranii 1945-89”, zrealizowanego dzięki wsparciu Europejskiego Centrum Solidarności :
Drugim sygnałem była wizyta w Moskwie, która odbyła się 4 grudnia 1989 roku. Przebiegła ono w bardzo niezręcznej atmosferze. Ceaușescu odwoływał się w rozmowie z Gorbaczowem do myśli Lenina, mówił wiele o przyszłości socjalizmu i dobru partii komunistycznej. Sowiecki przywódca z kolei traktował swojego rozmówcę z pobłażliwością i pewnym lekceważeniem. Miarą tego drugiego był fakt, że nikt nie towarzyszył rumuńskiemu dyktatorowi na lotnisko, co już było jawnym złamaniem protokołu. Wtedy Ceaușescu zrozumiał, że jest w opałach.
Wybuch
Następnego dnia po swoim powrocie Ceaușescu ogłosił przyznanie stypendiów dla wszystkich dzieci robotników i chłopów oraz podwyżki tych przyznawanych studentom i uczniom. Gesty te jednak uznano za pozbawione pokrycia, a co najważniejsze, spóźnione całe lata, nie mogły więc odwrócić fali nastrojów społecznych. 14 grudnia doszło do pierwszych rozruchów w Jassach. Był to duży ośrodek akademicki, co oznaczało, iż znajduje się tam spora ilość sfrustrowanej brakiem perspektyw młodzieży. Bliskość ZSRS oznaczała z kolei, że informacje o pierestrojce dochodzą tam niemal na bieżąco. W Jassach znajdowała się także większość tej nielicznej rumuńskiej opozycji, która 27 listopada 1988 zgrupowała się w Rumuński Front Ludowy. Przygotował on ulotki, zapraszające ludzi na manifestację 14 grudnia i, jak łatwo można się domyślić, wpadły one w ręce Securitate.
Ta przygotowała się znakomicie na dzień protestów. Do miasta skierowano duże siły policyjne, sporo ubranych po cywilnemu żołnierzy, ciężarówki z zamaskowanymi karabinami maszynowymi, zorganizowano nawet fałszywy turniej karate, na którym zawodnicy byli w istocie przebranymi funkcjonariuszami. Środki zapobiegawcze okazały się niewspółmierne do sytuacji, stawiło się bowiem łącznie kilkudziesięciu manifestantów, głównie członków Rumuńskiego Frontu Ludowego. Po godzinie rozeszli się do domów, z których następnie zostali wyciągnięci przez bezpiekę i aresztowani.
Już następnego dnia wybuchł jednak bunt w Temeszwarze. Nie był on skoordynowany z tym z Jassów, co więcej – narósł w zupełnie innych warunkach i z zupełnie innych powodów. Temeszwar jest bowiem stolicą Banatu, regionu bardzo specyficznego. Istnieje tam silna tradycja odrębności od centrum kraju jak również duży jest tam udział procentowy innych narodowości, głównie Węgrów, Niemców i Serbów.
Zapalnikiem była sprawa pastora László Tőkésa. W owym czasie był on duchownym w Temeszwarze, gdzie został skierowany niejako za karę za działalność opozycyjną. Wszedł tam w otwarty konflikt z biskupem László Pappem, bardziej wobec Bukaresztu serwilistycznym. Konflikt zakończył się odwołaniem pastora przez władze kościelne, napotkało się to jednak ze sprzeciwem wiernych, którzy wystąpili w obronie lubianego duchownego. Tőkés postanowił umiędzynarodowić sprawę i zgodził się na wywiad dla Radia Kossuth, które następnie kilkakrotnie wyemitowało poświęconą mu audycję, podobnie zresztą, jak zrobiła to węgierska telewizja. 12 września 1989 roku, czyli dzień po emisji ostatniego programu, zniknął przyjaciel pastora Erno Ujvarossy. Znaleziono go martwego dwa dni później, zaś ciało miało ślady długotrwałego torturowania. Jasnym było, że musiało to być dzieło Securitate, ta jednak zaprzeczała. Przez dwa miesiące pastor był konsekwentnie uciszany przez bezpiekę, aż w końcu 6 grudnia zmuszono go do zaakceptowania decyzji własnej hierarchii. 10 grudnia ogłosił on po nabożeństwie, iż przeprowadza się do Mineu. 15 grudnia pod domem duchownego zaczęli gromadzić się protestujący wierni.
Jedną z ważnych ról odegrał tutaj wszechwładny przypadek. Pastor Tőkés mieszkał na placu Marii (aktualnie świętej Marii), czyli jednym z głównych placów Temeszwaru. Manifestacja, początkowo niewielka, zaczęła grupować coraz więcej ludzi, dołączali bowiem do niej zwykli przechodnie. Policja i Securitate z kolei nie uznały tego za zagrożenie i przez długi czas nie podjęli żadnych działań. Władze partyjne na czele z niedawno powołanym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego Radu Bălanem podejmowały dość rachityczne próby uspokojenia zebranych, które jednak przynosiły skutek odwrotny od zamierzonego. W końcu rozmiary manifestacji stały się dla władz niepokojące. Próbę uspokojenia podjął z kolei burmistrz Temeszwaru, został jednak wygwizdany i przegnany. O 23:00 spanikowany Balan zadzwonił do Bukaresztu, prosząc o wytyczne, nie znalazł jednak żadnej osoby decyzyjnej, która mogła by ich mu udzielić. Miał na nie czekać do rana.
Noc z 15 na 16 grudnia była przełomowa. Zebrani na trzeszczącym mrozie ludzie po raz pierwszy poczuli się, jakby Ceaușescu nie było. Pierwszy raz spędzili noc w poczuciu wolności i było to uczucie, którego postanowili nie dać sobie odebrać. Bukareszt zaś zupełnie stracił kontrolę nad sytuacją. Ceaușescu polecił Bălanowi osobiście wywieźć pastora nie rozumiejąc, że duchowny nie gra już zbyt ważnej roli w całej sytuacji. Sam sekretarz wojewódzki też znalazł się w kropce, wiedział bowiem, że siłowe stłumienie rozruchów, którego żądał Bukareszt, może doprowadzić do rzezi, czego chciał za wszelką cenę uniknąć. Z drugiej jednak strony dyktator wciąż dysponował realną władzą którą mógł obrócić przeciw sekretarzowi. Zdecydował się więc na rozwiązanie pośrednie, zarządzając rozbicie manifestacji w późnych godzinach wieczornych, kiedy liczba jej uczestników bardzo zmalała. Wcześniej do rozgonienia manifestacji skierowano 80 milicjantów i parę wozów strażackich w charakterze armatek wodnych, biorąc jednak pod uwagę, że na placu Marii było już kilkaset osób, siły porządkowe same zostały spacyfikowane.
Artykuł został opublikowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org „Wielkie momenty oporu przeciw tyranii 1945-89”, zrealizowanego dzięki wsparciu Europejskiego Centrum Solidarności :
Wieczorem 16 grudnia Bukareszt zdał sobie sprawę z niedocenienia rozmiaru protestów. Vlad przeprowadził nadzwyczajną odprawę Securitate, w następstwie której do Temeszwaru skierowano specjalny pociąg z Emilem Macri na czele zadaniowego zespołu służby bezpieczeństwa. Trudno powiedzieć, dlaczego wybrano pociąg nie zaś samolot lub helikopter, w efekcie jednak Macri przybył do celu dopiero następnego dnia rano. Po swym przybyciu zarządził wkroczenie wojska, które przemaszerowało pod bronią ulicami Temeszwaru. Celem było zastraszenie mieszkańców, nic jednak z tego nie wyszło. O 11:00 Vasile Milei, minister obrony narodowej, dał rozkaz wejścia armii do akcji. Przystąpiła ona do brutalnego tłumienia protestów, choć pierwsze strzały padły dopiero o 15:30.
Rewolucja
Był to początek końca. Zajścia w Temeszwarze relacjonowały telewizja węgierska i Radio Wolna Europa, Rumuni zaś mieli dostęp do obu mediów. Trudno powiedzieć czy w ramach walki z dyktaturą czy też zwykłego dla mediów podbarwiania wydarzeń relacje z miasta były wyolbrzymione. Zgodnie z reportażami Bukareszt doprowadził do wyrżnięcia miasta, straty cywilne zaś liczono w dziesiątkach tysięcy, podczas gdy zginęło 63 osoby zaś 227 zostało rannych. Miasto było zdemolowane i krążyły po nich patrole wojskowe, trudno jednak mówić o zagładzie, którą kreowały media. Dodatkowo sprawę pogorszył gen. Ion Coman, który o 5:30 18 grudnia zameldował o opanowaniu sytuacji. Trudno powiedzieć, czy było to celowe zatajenie, czy też chęć pokazania się przed dyktatorem, efekt jednak był opłakany. Ceaușescu podjął katastrofalną w skutkach decyzję o udaniu się na zaplanowaną od dawna wizytę w Iranie i 8:30 wsiadł w samolot do Teheranu. Tymczasem o 10:00 walki w Temeszwarze wybuchły na nowo i trwały cały dzień, choć już z mniejszym natężeniem, dzięki czemu zginęło tylko 8 osób zaś 23 zostały rannych.
19 grudnia stanęły pierwsze zakłady przemysłowe w Temeszwarze, robotnicy zaś przystąpili do strajku. Negocjować miał z nimi Radu Bălan, został jednak aresztowany na terenie Zakładów Elba. Jego funkcję przejął wtedy generał Ștefan Gușă, któremu udało się wynegocjować z robotnikami pokojową formę ich protestu. Strajkujący zaczęli wtedy skandować „Armia jest z nami”. 20 grudnia miasto było już objęte strajkiem generalnym, faktycznie jednak pokojowym. Dalej słychać było okrzyki „Armia jest z nami” i wielokrotnie miały miejsce przypadki bratania się z żołnierzami. Przedpołudniem ukonstytuował się tam Rumuński Front Demokratyczny, zaś o 14:00 wycofano wojsko do koszar. Do wieczora w kolejnych miastach województwa zaczęto organizować następne wiece i protesty, cały Banat zaś w szybkim tempie wymykał się komunistom z rąk.
Ceaușescu wrócił do kraju 20 grudnia o 15:00 tego samego dnia i po zreferowaniu mu pokrótce sytuacji doznał załamania nerwowego. Gdy doszedł do siebie, postanowił opanować sytuację drogą odwołania się do miłości narodu (co nie powiodło się na całej linii) oraz spacyfikowania Temeszwaru. W mieście doszło do kuriozalnej sytuacji uciekania od odpowiedzialności. Teoretycznie dowódcą był generał Ion Coman, który jednak w chwili otrzymania rozkazów natychmiast przekazał dowództwo generałowi Victorowi Stănculescu, który z kolei od razu wsiadł do samochodu, pojechał do szpitala i rozkazał lekarzowi położenie go do łóżka i odcięcie od świata do następnego dnia do godziny 13.
W południe 21 grudnia Ceaușescu zwołał posiedzenie Politycznego Komitetu Wykonawczego, na którym ogłosił podniesienie płac minimalnych i dodatków dla dzieci. Następnie udał się wraz ze współpracownikami na balkon Komitetu Centralnego, by przemówić do ludzi, jednak jego mowa została przerwana najpierw przez problemy techniczne, potem zaś przerodziła się w manifestację opozycyjną, kiedy utracono kontrolę nad tłumem. Coraz śmielej i głośniej żądano odejścia dyktatora.
Noc z 21 na 22 grudnia upłynęła na gorączkowych naradach i próbach opracowania planu na wybrnięcie z matni. Ceaușescu przejął dowództwo i na swoich pomocników powołał Mileę, generała Iona Dincă oraz Tudora Postelnicu, ministra spraw wewnętrznych. Szybko jednak zorientował się, że nie może na nich liczyć, wezwał więc z Temeszwaru generała Stănculescu, który natychmiast po przybyciu do Bukaresztu o drugiej nad ranem powtórzył swój manewr ze szpitalem, żądając tym razem wsadzenia nogi w gips. Mimo to Ceaușescu wezwał go o 9:45 do KC, gdzie przekazał mu dowództwo nad krajem. O godzinie 12:06 wraz żoną i dwoma najbliższymi współpracownikami wystartował śmigłowcem pilotowanym przez płk Vasile Maluțana z dachu Komitetu Centralnego, ostatecznie tracąc władzę.
Epilog
Ceaușescu wraz z żoną uciekli najpierw do Snagov, później zaś, gdy zorientowali się, że sytuacja zagraża ich życiu, do Târgoviște. Tam zostali zatrzymani przez dowódcę lokalnej jednostki wojskowej, który, nie wiedząc, jak traktować byłego już dyktatora, poprosił Bukareszt o instrukcje. Miasto zaś znajdowało się w tym czasie w stanie zupełnego chaosu. Jak grzyby po deszczu mnożyły się kolejne komitetu i fronty, walczono też o legitymację do sprawowania władzy. Największe sukcesy osiągnęła na tym polu grupa skupiona wokół byłego członka partii komunistycznej Iona Iliescu, której też przypadło podjęcie decyzji. 25 grudnia przerzucono śmigłowcami do Târgoviște grupę „sędziów” oraz pluton egzekucyjny. Wyrok zapadł tego samego dnia po godzinnej farsie procesowej – o 14:50 Nicolae i Elena Ceaușescu zostali rozstrzelani.
FLAGA
Egzekucja nie oznaczała jednak końca rozruchów. Kraj wpadł w kilkuletnią walkę o władzę, a raczej o odbicie jej z kolei z rąk Iona Iliescu, który wygrał wybory w roku 1990 a następnie umocnił się na stanowisku kilkoma kolejnymi „mineriadami”, czyli wielkimi atakami górników na manifestacje domagające się dekomunizacji. Sama rewolucja także ma wiele aspektów, których po dziś dzień nie wyjaśniono, a które powodują, że sami Rumuni nie mają pewności, czy wydarzenia roku 1989 nie były puczem. Mowa na przykład o niezidentyfikowanych ludziach określanych mianem „turystów”, którzy mieli być widziani podczas manifestacji w Jassach albo o „fenomenie terrorystów”, czyli strzelcach wyborowych, których aktywność obserwowano do 10 stycznia 1990 roku, a którzy zabili około 1100 osób, z czego zdecydowaną większość po egzekucji Ceaușescu. Przykładów niejasności i wątpliwości można podać więcej, niezwykle trudne jest jednak znalezienie dla nich popartych dowodami wyjaśnień. Chaos transformacji i nieprzeprowadzona dekomunizacja uczyniły to już prawdopodobnie niemożliwym.
Bibliografia:
- Burakowski Adam, Gubrynowicz Aleksander, Ukielski Paweł, 1989 – Jesień narodów, Trio, Warszawa 2009.
- Kunze Thomas, Ceauşescu: piekło na ziemi, Prószyński Media, Warszawa 2016.
- Mandics György, Zmanipulowana rewolucja, Wydawnictwo Książkowe IBiS, Warszawa 2012.