Roman Żuchowicz – „Wielka Lechia. Źródła i przyczyny popularności teorii pseudonaukowej okiem historyka” – recenzja i ocena
Pseudonauka istniała od zawsze. Dokonania i teorie reprezentujących ją „badaczy”, chociażby Semira Osmanagicia, Ericha von Dänikena czy Michaela A. Cremo, zyskiwały okresowo dość duże zainteresowanie i uderzały w naukowe paradygmaty. Ich popularność opierała się (i wciąż opiera!) przede wszystkim na wywoływaniu sensacji, braku zaufania do ustaleń nauki akademickiej i autorytetów, czy też na zamiłowaniu części społeczeństwa do zawierzania tzw. teoriom spiskowym.
Prace pseudohistoryków i pseudoarcheologów również i dziś zajmują sporo miejsca na półkach księgarń i dyskontów książkowych, co dowodzi niesłabnącej ich popularności. W Polsce szczególnie poczytne są ostatnimi czasy pozycje poruszające kwestie istnienia tzw. Wielkiej Lechii, czyli starożytnego imperium Słowian rządzonego przez potężne, prapolskie dynastie. Miało ono obejmować swoimi granicami ogromne połacie środkowej i wschodniej Europy. Wydawane w ekspresowym tempie i ogromnych nakładach książki Janusza Bieszka, Pawła Szydłowskiego, czy Tomasza Kosińskiego, docierają do szerokiego grona odbiorców, a treści w nich prezentowane trafiają często na podatny grunt, o czym świadczą chociażby pozytywne komentarze na stronie wydawnictwa je publikującego. Z tą pseudonaukową teorią próbuje rozprawić się Roman Żuchowicz w swojej najnowszej książce, zatytułowanej: Wielka Lechia. Źródła i przyczyny popularności teorii pseudonaukowej okiem historyka, która ukazała się nakładem wydawnictwa Sub Lupa.
Roman Żuchowicz jest historykiem i dziennikarzem. Ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie obecnie przygotowuje rozprawę doktorską. Od 2013 roku współpracuje z miesięcznikiem Focus Historia. Prowadzi także bloga ([piroman.org]), na którym zamieszcza artykuły popularnonaukowe, głównie z zakresu historii.
Prezentowana książka w swej treści odnosi się przede wszystkim do głównych założeń tzw. teorii wielkolechickiej, która, choć swoje źródło miała w Internecie (w osobie Pawła Szydłowskiego i jego „wykładów”), po raz pierwszy została upubliczniona na papierze przez Janusza Bieszka w jego Słowiańskich królach Lechii (2015). Całość tej teorii została rozbita przez Żuchowicza na mniejsze jednostki, z którymi rozprawia się on w kolejnych rozdziałach.
Mowa tutaj o: autentyczności Kroniki Prokosza; teorii głoszącej, że starożytni Lechici znali pismo; wartości dowodowej tablicy, rzekomo wystawionej przez cesarza Tyberiusza dla lechickiego króla Leszka Awiłły oraz korespondencji Aleksandra Wielkiego z Arystotelesem ; rzekomych źródłach archeologicznych, potwierdzających istnienie zorganizowanego organizmu państwowego na terenie Europy środkowej w pradziejach; twierdzeniu, że genetyka dowodzi autochtonizmu Słowian; starożytnych świadectwach pisanych, które zdaniem piewców teorii lechickiej potwierdzają istnienie Imperium Słowian; udowadnianiu „słowiańskości” plemion germańskich ; w reszcie – tekstom średniowiecznym, które mają potwierdzać istnienie Wielkiej Lechii. Obok tych naczelnych tematów, Żuchowicz zajął się także pomniejszymi „dowodami”, na które zwolennicy tezy o starożytnym Imperium Słowian powołują się w swoich książkach i w Internecie.
W pierwszej części Wielkiej Lechii Żuchowicz zwraca jednak uwagę na samo powstanie całego „lechickiego zamieszania”. Jako pierwszy pod lupę wzięty został sam Janusz Bieszk, a w szczególności jego „metody badawcze”. Żuchowicz wyłuszcza braki warsztatowe głównego piewcy istnienia Słowiańskiego Imperium. Słowa samego badacza-amatora będą tutaj najlepszym komentarzem: „Odnośnie metod badawczych – mam swoje własne i nie muszą być one zgodne ze «stricte naukowymi»” (s. 15). Obnażenie braków metodycznych autora stanowi przyczynek do rozważań na temat nie tylko samej Wielkiej Lechii, ale też – w szerszym spojrzeniu – powstawania teorii pseudonaukowych.
Owocem tejże krytyki są refleksje i uwagi na temat prowadzenia badań historycznych w ogóle. W drugim rozdziale czytelnik ma możliwość dowiedzieć się, czym zajmują się historycy, jakie stoją przed nimi ograniczenia, czy wreszcie – czym jest i jak dokonuje się krytyki źródeł. Ta część książki ma wartość szczególną zwłaszcza dla amatorów, nieposiadających wykształcenia historycznego. Na kartach kolejnych rozdziałów autor poddaje analizie poszczególne (wymienione już) założenia samozwańczych „badaczy”, udowadniających w swoich dziełach istnienie Wielkiej Lechii. Całość zamyka próba spojrzenia na przyczyny popularności tej teorii oraz na jej zwolenników.
Do zalet książki Żuchowicza niewątpliwie należy kompleksowe podejście do problemu. Teoria wielkolechicka wsparta została bowiem o wybiórczo dobrane ustalenia rozlicznych nauk, mniej lub bardziej wiarygodne źródła i przebrzmiałe już ustalenia historyków i archeologów. Z tego względu uznał autor (słusznie!), iż nie jest w stanie odnieść się do wszystkich tych kwestii samodzielnie i winien jest zaczerpnąć języka u autorytetów zarówno z dziedziny historii, jak i innych nauk, które niekoniecznie muszą stanowić chleb powszedni szeregowego historyka.
Na kartach książki zamieszczono różnej objętości wypowiedzi (w formie wywiadów i krótkich komentarzy) naukowców i badaczy, reprezentujących poszczególne dyscypliny, wykorzystane przez piewców istnienia Wielkiej Lechii. Znaleźli się wśród tych autorytetów między innymi profesorowie Paweł Żmudzki (historyk – mediewista), Arkadiusz Sołtysiak (bioarcheolog), Marek Figlerowicz (biolog i chemik, dyrektor Instytutu Chemii bioorganicznej PAN), Robert Sucharski (filolog klasyczny) i inni. Wypowiedzi tych badaczy unaoczniają, iż domorośli „naukowcy” często wygłaszają tezy fałszywe, choć noszące znamiona naukowości i odnoszące się do rzeczywistych wyników badań, co stanowi szczególne zagrożenie dla laików. Obalenie i wyjaśnienie w zrozumiałych słowach poszczególnych elementów teorii o istnieniu Wielkiej Lechii to niewątpliwie główna zasługa tej książki.
Ciekawie prezentują się także materiały dodatkowe. Zaliczyć do nich należy krótką notkę, poświęconą publikacjom książkowym i internetowym, które forsują teorię o istnieniu Wielkiej Lechii. Zaliczył do pierwszej z wymienionych grup autor prace Bieszka, Szydłowskiego, Kosińskiego czy Piotra Makucha. W przypadku tego ostatniego zwrócił autor uwagę jedynie na książkę jego autorstwa ([Od Ariów do Sarmatów. Nieznane 2500 lat historii Polaków], 2013), a posiada on na koncie także artykuły w czasopismach naukowych, wydane chociażby w miesięczniku Uniwersytetu Jagiellońskiego – „Alma Mater”. Do grupy tej zaliczyłbym osobiście również Adriana Leszczyńskiego, który w swoim dorobku nie posiada co prawda książki o tematyce wielkolechickiej, jednak udało mu się opublikować tekst w – zdawać by się mogło – uznanym, punktowanym czasopiśmie: „Forum Historyczno-Społecznym”, wydawanym przez gorzowski oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego. Przykłady te stanowią przykry przykład kondycji polskiej nauki historycznej...
W sekcji poświęconej internetowej działalności zwolenników teorii wielkolechickiej autor wymienił osiem stron, na których zapoznać się można treściami pseudonaukowymi. Delikatnie pomylił się Żuchowicz w nazwie jednej z nich, określając ją mianem „Biuletyn Racja Słowian”, gdy w rzeczywistości brzmi ona „Biuletyn Racja Słowiańska”. Brakuje moim zdaniem na tej liście strony rudaweb.pl, której autorzy bardzo aktywnie uczestniczą w propagowaniu teorii o istnieniu Wielkiej Lechii. Na jednej z ostatnich stron omawianej książki znajdziemy także listę internetowych blogów i artykułów, których autorzy stoją w (aktywnej!) opozycji wobec fantazmatu Wielkiej Lechii.
Chociaż Wielką Lechię zaliczyć należy do książek popularnonaukowych, autor zdecydował się zawrzeć w niej krótką listę lektur, z którymi warto się zapoznać celem rozszerzenia pewnych kwestii. Katalog ten jest niestety bardzo krótki – liczy bowiem jedynie czternaście pozycji. W tej kwestii mógł Żuchowicz bardziej się postarać. Zamieścił w tej bibliografii chociażby wiekowe już prace Joachima Lelewela (1844) i Antoniego Małeckiego (1907).
Zbiór ten jest również dosyć chaotyczny i nieuporządkowany. Znajdziemy w nim zarówno krótkie artykuły (jak ten poświęcony Civitas Schinesghe), zbiory źródeł (autorstwa J. Kolendo i T. Płóciennika), czy też prace o charakterze podręcznikowym (I tom Wielkiej Historii Polski profesorów P. Kaczanowskiego i J. K. Kozłowskiego). Biorąc pod uwagę charakter całej książki, która ma stanowić oręż w walce z teorią pseudonaukową, godnym zachodu byłoby sporządzenie listy dłuższej i poświęconej konkretnym zagadnieniom. Zwłaszcza, że nie uświadczymy w treści pracy przypisów.
Książka nie jest wolna od pomyłek i błędów edytorskich. Składają się na nią głównie pomieszane imiona poszczególnych osób lub nazwy własne. Przykładowo – profesor Tomasz Grzybowski nazwany jest Tadeuszem (s. 20). Ten sam los spotkał Tomasza Kosińskiego (s. 266), a Adolf Kudliński przechrzczony został na Adama (s. 181). Podobny chochlik wdarł się w nazwę miejsca, w którym Hunowie pod wodzą Attyli starli się z Rzymianami i ich sojusznikami w 451 roku, zmieniając Pola Katalaunijskie na Pola Kataluńskie (s. 165). Inny błąd literowy wdarł się także w nazwę neopogańskiego stowarzyszenia Zadruga (w książce – Zaruga, s. 233). Na kartach Wielkiej Lechii natrafimy także na (nieliczne co prawda) powtórzenia (np. s. 24 i 25 – „nieprzekraczalną barierą jest dla nas baza źródłowa, jak również jej charakter” oraz „Ogranicza nas nie tylko zasobność bazy źródłowej, jak również jej charakter”) i inne, drobne błędy składniowe.
Już sam fakt pojawienia się pozycji o tej tematyce należy pochwalić, gdyż jest to pierwsza oficjalna (nie licząc artykułów prasowych), wydana drukiem polemika z teorią o istnieniu Wielkiej Lechii. Tom pióra Romana Żuchowicza zasługuje na uwagę zarówno historyków i archeologów, którzy dotąd nie spotkali się z wyznawcami fantazmatu Wielkiej Lechii, jak i laików, którzy w tej książce mogą upatrywać przestrogi przed zawierzaniem badaczom-amatorom i zwykłym dyletantom historycznym.
Nie wiem natomiast, choć mogę się domyślać, jak książka zostanie przyjęta przez samych zainteresowanych – głosicieli teorii o istnieniu Wielkiej Lechii...