Sidney D. Kirkpatrick - „Hitler i święte insygnia” – recenzja i ocena
Każdy, kto choć pobieżnie obserwuje rynek nowości wydawniczych, bez trudu dostrzeże zalew książek o tematyce związanej z hitlerowską III Rzeszą. Z grona tych publikacji, wyodrębnić można całkiem pokaźną grupę tytułów odwołujących się do słabo znanej, mistycznej i ezoterycznej strony nazizmu. Niestety, połączenie fikcji, magii, okultyzmu i historii nie zawsze wychodzi na dobre. Przykładem może być choćby „Filatelista” Zbigniewa Wojtysia, gdzie demony (dosłownie) pomagają w odrodzeniu IV Rzeszy. Choć droga, którą obrał Kirkpatrick jest z pozoru podobna, nie popełnia on jednego istotnego błędu – nie daje się ponieść fantazji.
„Hitler i święte insygnia”, to historia, która miała miejsce latem 1945, chwilę przed procesami norymberskimi. Amerykanin Walter Horn – historyk sztuki, oficer wywiadu, profesor – jest zarazem bohaterem literackim jak i autentyczną postacią, która została zaangażowana do zadania odnalezienia brakujących skarbów z bunkra przejętego z rąk nazistów przy odbijaniu Norymbergi. Jak pisze we wstępie sam autor, opowieść została zrekonstruowana na podstawie listów, dokumentów wojskowych, dzienników, materiałów archiwalnych i ustnych wspomnień samego Horna. Dzięki tym zabiegom, czytelnik otrzymuje do rąk ciekawą książkę – klasyczne połączenie literatury faktu i beletrystyki. W miarę lektury odnosi się jednak coraz silnejsze wrażenie, że równowaga między nimi jest nieco zaburzona.
Choć autor dwoi się i troi, aby z historii zaginięcia klejnotów koronacyjnych Świętego Cesarstwa Rzymskiego stworzyć intrygującą opowieść o symbolicznym i legitymizującym władzę nazistów spisku, to ilość faktów i historii pobocznych, które musi przytoczyć aby tę tezę uwiarygodnić, nieco przytłacza. W skrócie rzecz wygląda następująco: przedmioty zostały wykradzione przez odnowiony zakon krzyżacki, złożony z zatwardziałych nazistów, którzy wierzą, że dzierżąc ten desygnat prawowitych władców, będą w stanie odbudować IV Rzeszę. De facto, Walter Horn prowadzi ciekawe, ale jednak dość standardowe, jak na tak złożone kwestie, śledztwo. Ktoś ukradł, coś gdzieś zaginęło, a ważne i prestiżowe dla Amerykanów było, aby przedmioty odzyskać. Sam fakt, że główny bohater jest historykiem sztuki, Kirkpatrick wykorzystuje raz po raz, do snucia jego ustami długich wykładów na temat mistycyzmu III Rzeszy. Dialogów w książce jest zaskakująco mało, dużo za to opisów, dywagacji, przemyśleń.
Nie sposób odmówić książce pewnego uroku. Pomimo przewlekłości, ma ona jednak ten plus, że opowiada ciekawy fragment dziejów zaraz po zakończeniu II wojny światowej. Pobocznie losy insygniów splatają się z Ołtarzem Mariackim, również tropionym przez Waltera Horna. Myślę, że autor tak bardzo dał się urzec magii faktu, że gdzieś po drodze przekroczył cienką linię między lekkością opowieści, a jej szczegółami i długimi opisami. Niemniej każdy, kto pasjami czytał książki Bogusława Wołoszańskiego, odnajdzie w „Hitlerze i świętych insygniach” odrobinę z ich sensacyjnego klimatu. Przy okazji dobrze się stało, że ktoś opisał losy profesora Horna, który dzięki swojej wiedzy i uporowi, odnalazł jeden z najważniejszych reliktów Świętego Cesarstwa nieudolnie wskrzeszanego przez nazistów.
Na sam koniec warto wspomnieć o wydaniu, które jak zwykle w przypadku Wydawnictwa Literackiego, jest solidne. Niestety, na niekorzyść działa pewna, obserwowana choćby w przypadku książki „Leningrad”, tendencja do wykorzystywania bardzo dużych marginesów i czcionki. Myślę, że nie ma większego sensu rozwlekać tekst na 400 stron, jeśli można go zmieścić w 250. Nie utrudnia to jednak lektury, dlatego kwestia ta nie wpływa zasadniczo na ocenę końcową.
Redakcja: Michał Przeperski