Sławomir Cenckiewicz - „Oczami bezpieki” – recenzja i ocena

opublikowano: 2012-08-15 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Sławomir Cenckiewicz jest postacią niezwykle wyrazistą i chyba nikt nie pozostaje obojętny wobec jego działalności. Nie inaczej jest w wypadku książki od której na dobre rozpoczęła się jego błyskotliwa kariera.
REKLAMA
Sławomir Cenckiewicz
„Oczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL”
cena:
55 zł
Wydawca:
LTW
Rok wydania:
2012
Okładka:
Twarda
Liczba stron:
638
ISBN:
978-83-7565-215-4

Wydana ponad osiem lat temu książka Sławomira Cenckiewicza pt. „Oczami bezpieki”, nadal nie przestaje budzić kontrowersji. Jedni uznają ją za pionierską pracę w dziedzinie studiów nad aparatem bezpieczeństwa w PRL, inni za wyraz ideowej antykomunistycznej krucjaty gdańskiego historyka. Paradoksalnie, w istocie rację mają obie strony sporu. Sam Cenckiewicz we wstępie do książki zwraca uwagę na mylne jego zdaniem postrzeganie antykomunizmu, jako przeszkody do „obiektywnego” ocenienia dorobku Polski Ludowej. Pomieszanie bohaterstwa i zdrady nazywa wprost, „polityczno-historyczną schizofrenią”, rzucając przy tym wyzwanie „salonowi III RP”.

Zobacz też: Historyk musi być odważny! - rozmowa ze Sławomirem Cenckiewiczem

Z wielu względów jest to praca trudna do jednoznacznej oceny. Po pierwsze, napisana została z pozycji badacza zaangażowanego w ciągle aktualną i badawczą trudną tematykę. Po drugie, zdaniem Autora, tego rodzaju zaangażowanie nie umniejsza obiektywności i rzetelności metodologicznej przeprowadzonych przez niego badań. Wobec tego, samo nasuwa się pytanie: czy można zachować obiektywizm, stojąc wyraźnie po jednej ze stron barykady? I czy spory takie dotyczą jeszcze prac historycznych, a może zarezerwowane są jedynie dla publicystyki historycznej?

Kolejne, piąte już wydanie „Oczami bezpieki”, jak zapewnia Autor, zostało poprawione i wzbogacone o nowo pozyskane dokumenty oraz unikatowe fotografie. W gruncie rzeczy jest to jednak ta sama książka, która trafiła do rąk czytelników w 2004 r. Główną bazą źródłową na której oparł się w badaniach Cenckiewicz były „teczki” zgromadzone w archiwach IPN, uznawane przez niego za pierwszorzędne źródła historyczne do badania najnowszych dziejów politycznych Polski. Nie może być jednak inaczej, jeśli za cel postawił on sobie opisanie działalności opozycyjnej widzianej z perspektywy „oprawców”. Ponieważ książka stanowi zbiór artykułów rozproszonych wcześniej po rozmaitych czasopismach, ma ona przedstawia ona względnie szerokie spektrum epizodów, które podzielono na trzy rozdziały: „Emigranda”, „Elementy i grupy antysocjalistyczne” oraz „Reakcyjny kler”.

W pierwszym rozdziale Cenckiewicz przedstawia różnorodne postawy i wybory polityczne polskiej emigracji. Pisząc o komunistycznej przeszłości Gromosława Czempińskiego czy „flircie” Melchiora Wańkowicza z PRL, daje do zrozumienia, że w słowniku historyka nie powinno znajdować się pojęcie „niewygodnych tematów”. Szkice o polonii amerykańskiej, inspirowanej przez komunistów polityce reemigracyjnej albo metodach walki bezpieki z Polonią, stanowią niewątpliwie ciekawą i do tej pory mało poruszaną tematykę badawczą.

Drugi rozdział, jest w moim odczuciu najbardziej interesujący. Choć większość opisanych tam historii umiejscowionych zostało na obszarze Trójmiasta, nie przeszkadza to patrzeć na nie w perspektywie ogólnopolskiej, wpisują się one bowiem w kluczowe dla PRL wydarzenia polityczne, takie jak Marzec 1968 roku, czy wybory czerwcowe 1989 r. W doborze tematów wyraźnie czuć sympatie Autora, skupiającego się głównie na środowiskach niepodległościowych, zrywających z polityką ugody i dzielenia władzy z komunistami. Rozpracowywanie Ruchu Młodej Polski czy Federacji Młodzieży Walczącej, stanowi podstawę do snucia refleksji nad kompromisem Okrągłego Stołu oraz stanem rozliczenia agenturalnej przeszłości niektórych działaczy opozycyjnych. Kreśląc historię Janusza Molki, który z działacza „Solidarności” stał się jednym z najlepiej opłacanych „niejawnych” pracowników SB, Cenckiewicz umiejętnie wplata w nią oskarżenie wobec systemu okrągłostołowego, który w obawie przed konsekwencjami powszechnej lustracji, pozwolił funkcjonować w strukturach III RP ludziom dawnego aparatu represji.

REKLAMA

Trzeci rozdział, choć składa się jedynie z dwóch artykułów, zasługuje na uwagę z wielu względów. Na pewno należy docenić wysiłek gdańskiego historyka, włożony w opracowanie mało znanego i z wielu względów niewygodnego tematu zaangażowania się Służby Bezpieczeństwa w obrady Soboru Watykańskiego II. Niestety, być może właśnie na styku religii, zdrady i posoborowych reform, najgłośniej odzywają się opinie i osobiste przekonania Autora, które niejednokrotnie skrajnie subiektywizują język narracji. Cenckiewicz pisze z pozycji zaangażowanego katolika tradycjonalisty. Ma do tego prawo, ale mimo wszystko w pracy historycznej dziwnie czyta się słowa o „grzęzawisku bezładu” współczesnej teologii i „chorobie zakaźnej” Soboru. Niemniej, ustalenia Autora potrafią bronić się same, bowiem fakt sympatyzowania Służby Bezpieczeństwa ze zmianami zachodzącymi w Kościele katolickim podczas obrad Vaticanum II, jest bezsprzeczny. Cenckiewicz wyraźnie dystansuje się przy tym od środowisk „Znaku”, „Tygodnika Powszechnego” i „Więzi”, które nazywa katolickimi progresistami, zaangażowanymi czynnie w propagowanie destrukcyjnych zmian w Kościele, pomagając przy tym nieświadomie polityce SB, szukającej linii podziałów wewnątrz polskiego Episkopatu na tym właśnie gruncie.

Możemy dziś spojrzeć na „Oczami bezpieki”, z dystansem, dawno po przejściu publicystycznej burzy. Jest to więc przede wszystkim książka, która nadal się broni. Choć słusznie można jej zarzucić skrajne wręcz zawężenie źródeł do „teczek bezpieki” oraz brak szerszego spojrzenia np. na genezę Soboru, zalety pozycji Cenckiewicza przeważają nad wadami. Z kwestii drobnych na minus należy zaliczyć ciągle widoczne literówki, których nie wyeliminowano pomimo piątego wydania. „Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL” to jednak pozycja żywa, skłaniająca do stawiania pytań, subiektywna w dobrym tego słowa znaczeniu. Być może, paradoksalnie, dla wielu osób stanowi ona jeden z przejawów upolitycznienia historii, które było realną zmorą PRL-u. Ale nawet jeśli krytycy Cenckiewicza w pewnym sensie mają rację, to nie wydaje mi się, aby można było odmówić Autorowi obrony poglądu, że prawdziwe zbrodnie i prawdziwy honor nie ulegają przedawnieniu, a o historię wbrew pozorom, nadal trzeba walczyć.

Redakcja: Michał Przeperski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Marcin Łukasz Makowski
Doktorant w Instytucie Historii PAN oraz student filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się historią Kościoła i inteligencji świeckiej w PRL. Aktualnie zajmuje się tematyką polemiki między katolikami i marksistami po II wojnie światowej. W wolnych chwilach gra w Starcrafta, słucha jazzu, robi świetne frytki. Mieszka w Krakowie.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone