Sławomir Leśniewski – „Chmielnicki. Burzliwe losy Kozaków” – recenzja i ocena
Sławomir Leśniewski – „Chmielnicki. Burzliwe losy Kozaków” – recenzja i ocena
Sławomir Leśniewski jest doświadczonym popularyzatorem historii. To określenie może być przez niektórych traktowane jako epitet (wszak nie brakuje osób przekonanych, że popularyzacja równa się rozważaniom naukowym). Autor jest czynnym adwokatem, a nie historykiem, co bynajmniej nie umniejsza jego umiejętności, a może nawet świadczy o dociekliwości, przenikliwości oraz wrażliwości na słowo pisane. Przede wszystkim zaś – umiejętności oddzielenia twardych faktów od kłamstw i półprawd.
Na szczęście autor nie ulega nieznośnej manierze właściwej wielu popularyzatorom dziejów. Przede wszystkim nie stara się na siłę ubarwiać faktografii, nie forsuje „nowatorskiej”, nastawionej na tanią sensację interpretacji wydarzeń. Czytelnik nie odniesie dzięki temu wrażenia, że autor miał potrzebę udowodnienia, że podjęta przezeń problematyka jest najważniejsza ze wszystkich, oraz że to właśnie jego pisarstwo jest odpowiedzią na konieczność wypełnienia luki badawczej. Nie. Sławomir Leśniewski prowadzi systematyczny wywód na temat historii niszczącego konfliktu z połowy XVII wieku.
Wartość jego najnowszej książki polega na tym, na czym powinna polegać popularyzacja: na spokojnym wyłożeniu najważniejszych spraw w oparciu o ustalenia historyków. Całość okraszona jest cytatami ze źródeł, co nie tylko ubarwia narrację, ale także ożywia opowieść sprawiając, że książkę dosłownie pochłania się strona po stronie. Jeżeli dodamy do tego lekki, przyjemny w odbiorze język, otrzymamy receptę na dobrą książkę popularnonaukową. Publikacja powinna więc zadowolić osoby chcące usystematyzować swoją wiedzę na temat burzliwego wieku wojen, imponujących zwycięstw i haniebnych klęsk, genialnych posunięć na polu walki i błędnych decyzji politycznych.
Na szczęście Leśniewski nie ulega modzie na prezentyzm. Nie zwodzi czytelnika budowaniem kontrastu między dobrym chłopstwem domagającym się słusznych praw od wyzyskiwaczy w kontuszach, nie uwydatnia narracji przesadzonymi opowieściami o tragicznym losie Kozaków znajdujących się pod butem bezwzględnej szlachty. Wreszcie: nie próbuje pisać historii na nowo. Owszem, wykłada racje obu stron, jednak zdaje się sądzić (co jest zresztą zgodne z poglądem wielu badaczy), że powstanie Chmielnickiego stanowiło splot tragicznych dla Rzeczypospolitej okoliczności. A wojna domowa jest zwykle najbardziej bezwzględną i najbardziej brutalną z wojen.
I to jest właśnie najważniejszy z wniosków nasuwających się po lekturze recenzowanej książki. Oczywiście czytając o powstaniu Chmielnickiego mamy przed oczami obraz z kart wielkiej powieści Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mieczem”. Dzieło polskiego prozaika niewątpliwie ukształtowało nasze wyobrażenia o XVII wieku, ale inspirowało również kolejne pokolenia historyków. Przeciętny pasjonat dziejów nie ma szans, aby zapoznać się z pokaźną liczbą prac naukowych poświęconych genezie i przebiegowi konfliktowi na rubieżach Rzeczypospolitej. Sama również nie łudzę się, że zdołam przeczytać choćby część z nich. Książka Leśniewskiego jest bez wątpienia zachętą do uporządkowania wiedzy i sięgnięcia po prace znawców problematyki. Ale także tę wiedzę porządkuje na tyle, że można bez obaw polecić ją jako rzetelne podsumowanie ich ustaleń.
Współczesność dopisała do tej historii nowy rozdział. Wojna z Kozaczyzną stała się punktem odniesienia i płaszczyzną narodzin nowych resentymentów. Efektem było morze przelanej krwi i zgliszcza, które na pokolenia stały się barierą w budowie zdrowych relacji. Likwidacja Siczy Zaporoskiej przez carycę Katarzynę II to widomy skutek zwrócenia się Kozaczyzny na wschód. I potwierdzenie imperialnych ambicji Rosji. Carat upadł dwieście lat później, ale te ambicje nie upadły wraz z nim. Wykształcił się naród ukraiński, a Polacy z mozołem bronili swej tożsamości pod panowaniem trzech zaborców. Książkę Sławomira Leśniewskiego można polecić także tym, którzy pragną zrozumieć skomplikowane losy Polaków i Ukraińców. Bohdan Chmielnicki, który jest dla nas symbolem zdrady Rzeczypospolitej (mniejsza już, czym motywowanej) i przyczyną jej klęsk, dla Ukraińców stał się po latach bohaterem narodowym.
Wojny domowe [...] ciągnęły się jeszcze długo. Przyszła potem zaraza i Szwedzi. Tatarzy stale prawie gościli na Ukrainie, zagarniając tłumy ludu w niewolę. Opustoszała Rzeczpospolita, opustoszała Ukraina. Wilcy wyli na zgliszczach dawnych miast i kwitnące niegdyś kraje były jakby wielki grobowiec. Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą – i żadne usta długo nie mówiły: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”.