Śmierć Tadeusza Hołówki z rąk ukraińskich nacjonalistów

opublikowano: 2018-09-29 14:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Był posłem na Sejm, miał objąć urząd wojewody lwowskiego. Opowiadał się za zbliżeniem polsko-ukraińskim. Dlaczego musiał zginąć?
REKLAMA

Antypolsko nastawiona do władzy młodzież ukraińska spiskowała przeciw nauczycielom, a na celowniku nieprzebierających w środkach nacjonalistów spod znaku OUN znaleźli się ci wszyscy, którzy pomimo swojego ukraińskiego pochodzenia pozostali lojalni w stosunku do polskich władz.

Tadeusz Hołówko (domena publiczna)

Cena za uspokojenie na pewien czas niepokornej części ukraińskiej ludności Kresów to zatem eskalacja konfliktu i wykopanie jeszcze głębszego rowu wzajemnej niechęci i niezrozumienia. Oczywiście znaleźli się w Polsce i tacy, którzy oskarżali władze o łamanie praw mniejszości narodowych, ich głos był jednak zagłuszany, zresztą Piłsudski tymi „lamentami” przejmować się nie zamierzał. Historyk Andrzej Garlicki stwierdził, że UWO wskutek zastosowanych podczas pacyfikacji brutalnych metod została moralnym zwycięzcą, bo z jednej strony akcja wzmogła niechęć Ukraińców do państwa polskiego, a z drugiej spotkała się ona z głosami sprzeciwu z zagranicy. W samej tylko prasie anglojęzycznej, między innymi w nieprzychylnym Polsce „The Manchester Guardian”, ukazało się około stu sześćdziesięciu artykułów na ten temat, w prasie czeskiej około osiemdziesięciu, a w niemieckiej ponad czterysta! Zorganizowano kilkaset wieców i pochodów, ogłaszano memoriały, powstawały depesze protestacyjne oraz audycje radiowe.

Sprawy więc zaszły bardzo daleko, a ludzie, którzy próbowali wybudować most porozumienia pomiędzy zwaśnionymi narodami, z miejsca trafiali na „czarną listę” Ukraińców. Na jej samym czele znajdował się Tadeusz Hołówko. Pacyfikacji ze względu i na zajmowane stanowisko, i na pełne zaufanie do Piłsudskiego nigdy jednoznacznie nie potępił, niemniej uznał ją za coś, do czego nigdy nie powinno dojść i co jest złe, „jak każdy fakt, gdzie na plan pierwszy występuje siła fizyczna i represja”.

Niegasnący konflikt polsko-ukraiński, odejście z PPS, wymagająca wielu sił i cierpliwości praca parlamentarna, kłótnie z opozycją, problemy z nadwagą i wreszcie rozwód z pierwszą żoną Heleną Derewojed nadszarpnęły zdrowie posła. W przeszłości rzadko chorował, tymczasem latem 1931 roku pojawiły się poważne dolegliwości – bóle, zmęczenie i omdlenia. Lekarz szybko zdiagnozował chorobę serca i zalecił wypoczynek. Kilka lat wcześniej poseł zapewne zbagatelizowałby problem, kiedy jednak na początku sierpnia zmarł jego przyjaciel, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Sławomir Czerwiński, postanowił skorzystać z rady doktora i udał się na krótki urlop.

Tadeusz Hołówko, Stanisław Patek i Dmitrij Bogomołow, Warszawa, rok 1929 (domena publiczna)

W Truskawcu w sezonie wakacyjnym pojawiały się tysiące turystów. Na popularność tego kurortu wpływ miała bliskość bogatego Zagłębia Borysławsko-Drohobyckiego, słynnego podówczas „galicyjskiego Klondike”, gdzie ogarnięci gorączką czarnego złota nafciarze śnili przez cały rok o fortunie. Popijają „Naftusię”, słynną wówczas truskawiecką wodę mineralną, stanowiącą, jak przekonywali lekarze, receptę na bóle wątroby, problemy z otyłością, a nawet sklerozę, odpoczywali więc w Truskawcu majętni przemysłowcy, artyści, politycy i lepiej prosperujący przedstawiciele inteligencji. I tak też było latem 1931 roku. Wille znów wypełniły się gośćmi z Warszawy, Krakowa i innych miast, było tu przecież wszystko, aby odpocząć od wielkomiejskiego zamętu, bo poza wodami o leczniczych walorach zapewniał otoczony lasem Truskawiec spokój, restauracje na wysokim poziomie, ciekawe towarzystwo i… centralne ogrzewanie, w które wyposażona została większość pensjonatów.

REKLAMA

„Wstaję o szóstej rano i idę do Naftusi. Następnie, jeśli jest dzień kąpieli, biorę kąpiel solankowo-gazową, w przeciwnym razie idę do domu na śniadanie i do jedenastej leżę, czytając książki. O drugiej znowu Naftusia. Potem lekka z jarzyn kolacja – i kładę się do łóżka, gdzie przed snem znowu czytam. Co drugi dzień między szóstą a siódmą masaż. Życie tu więcej niż jednostajne, ale muszę to wszystko wytrzymać, bo kuracja robi mi dobrze” – pisał Hołówko z Truskawca do drugiej żony.

W słynnym kurorcie zamierzał Hołówko odpocząć od stolicy i problemów Małopolski Wschodniej, co nie znaczy, że stolica i problemy polityczne Małopolski Wschodniej pozwoliły odpocząć jemu. Zatem poza przechadzkami po urokliwych truskawieckich zakątkach, lekturą książek i kuracją odbył w tym czasie Hołówko szereg rozmów z ważnymi osobistościami świata polityki, których tego lata w Truskawcu nie brakowało. Głównym tematem wszystkich tych dyskusji były podjęte przez Hołówkę i ostatecznie zakończone niepowodzeniem negocjacje z posłami Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo-Demokratycznego, reprezentującymi w polskim parlamencie interesy ukraińskiej mniejszości.

Do jednej z takich politycznie zaangażowanych pogawędek doszło w sobotę 29 sierpnia, dzień przed planowanym powrotem posła do Warszawy. O godzinie szóstej wieczorem Tadeusz Hołówko spotkał się na deptaku nieopodal domu zdrojowego z wojewodą krakowskim Mikołajem Kwaśniewskim, byłym ministrem pracy Ludwikiem Darowskim i starostą powiatu drohobyckiego Stanisławem Porembalskim. Panowie dyskutowali przez niecałą godzinę, ale że nad Truskawcem zebrały się w tym czasie czarne chmury i zanosiło się na burzę, Hołówko postanowił się pożegnać i wrócił do siebie.

Położony pod lasem pensjonat Sióstr Służebniczek Bazylianek mieszczący się przy ulicy Stebnickiej, gdzie na pierwszym piętrze, w pokoju numer 5 zatrzymał się poseł, odbiegał od standardu, do jakiego przyzwyczaiły kuracjuszy inne stancje znane w mieście. Tadeusz Hołówko wybrał to miejsce być może dlatego, że prosta piętrowa willa, otoczona nadgryzionym zębem czasu płotem, należała to jednych z tańszych tego typu miejsc w Truskawcu, a przecież zmagał się wtedy poseł, między innymi z powodu rozwodu z pierwszą żoną, z problemami finansowymi; a być może, jak sugerowali to potem niektórzy, pragnął w ten sposób zamanifestować swój przyjazny stosunek do Rusinów, bazylianki były bowiem zakonem obrządku bizantyjsko-ukraińskiego.

REKLAMA

Pojawienie się znanego posła w Truskawcu oczywiście zwróciło uwagę stróżów prawa, a choć Hołówko nie zgodził się na przydzielenie mu obstawy, komendant powiatowej policji, aby nie narażać zdrowia gościa ani też własnej reputacji, nakazał jednemu ze swoich ludzi czuwać dyskretnie nad bezpieczeństwem posła, zwłaszcza podczas jego spacerów po okolicy.

Stepan Bandera, przywódca ukraińskich nacjonalistów (domena publiczna)

Czy towarzyszył on posłowi tamtego dnia, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że po powrocie z deptaku Hołówko poprosił siostrę Augustynę, przełożoną bazylianek, o wystawienie rachunku, ta zaś korzystając z okazji, podstawiła mu pod nos księgę pamiątkową. – „Pobyt w pensjonacie Sióstr Bazylianek zachowam w miłej pamięci. Jestem bardzo wdzięczny za opiekę i życzliwość, której tyle dowodów miałem ze strony Siostry Przełożonej i całego Zgromadzenia. (–) Truskawiec, dnia 30 sierpnia 1931” – zapisał Hołówko, umieszczając w księdze datę planowego wyjazdu.

Hołówko pożegnał siostrę Augustynę, a następnie udał się do swojego pokoju. Za oknem szalała wichura, padał rzęsisty deszcz. Poseł zjadł kolację, położył się do łóżka i wziął się za książkę. Mniej więcej kwadrans po godzinie ósmej wieczorem w pokoju pojawił się służący z szklanką kompotu. Gość napój wypił, nie wychodząc z łóżka, po czym podziękował służącemu i po jego wyjściu wrócił do lektury. Tę jednak przerwało pukanie do drzwi…

Rozległy się strzały. Sześć strzałów.

Ten tekst jest fragmentem książki Remigiusza Piotrowskiego „Zamach na II RP. Elity na celowniku”:

Remigiusz Piotrowski
„Zamach na II RP. Elity na celowniku”
cena:
49,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Naukowe PWN
Okładka:
twarda
Liczba stron:
366
Seria:
/ cykl: Literatura faktu
Data i miejsce wydania:
1, 2018
Premiera:
20.09.2018
Format:
14.5x20.5cm
EAN:
9788301200756

Nie wszyscy przebywający u bazylianek pensjonariusze zwrócili na nie zrazu uwagę, za oknem zacinał przecież deszcz i pohukiwał złowróżbnie wiatr. Odgłosy zaniepokoiły jednak prokurenta Banku Polskiego w Jaśle, pana Brykowskiego, a także dwie pensjonariuszki. Kiedy otworzyli drzwi swoich pokoi, ujrzeli dwóch mężczyzn zbiegających po schodach i kierujących się do wyjścia. Ubrani byli w płaszcze z podniesionymi na sztorc kołnierzami, na głowie mieli cyklistówki, a górną część twarzy zasłaniały im okulary. Jeden z nich pogroził rewolwerem ciekawskim pensjonariuszom, po chwili obaj wybiegli z budynku i zniknęli bez śladu.

REKLAMA

– Tutaj stało się coś złego – stwierdziła jedna z kobiet i wskazała palcem na pokój numer 5. Drzwi odważył się otworzyć Brykowski. Wewnątrz ujrzał broczącego krwią posła leżącego na łóżku. Przyczyną śmierci mogła być każda z sześciu wystrzelonych kul. Cztery trafiły w głowę, dwie w okolice obojczyka. Wszystkie strzały oddano z bardzo bliskiej odległości. Hołówko nie miał więc żadnych szans, zamachowcy zaatakowali, kiedy leżał bezbronny w łóżku. To była egzekucja.

Truskawiec-Pomiarki. Kąpielisko siarczano-solankowe na przedwojennej pocztówce (domena publiczna)

Wkrótce na miejsce zdarzenia, poza funkcjonariuszami policji, przybyli także poseł Bronisław Wojciechowski, komendant wojewódzki policji państwowej oraz starosta powiatu drohobyckiego Stanisław Porembalski. Ten ostatni wkrótce wezwie mieszkańców powiatu do wsparcia działań służb, a za pomoc w ujęciu sprawców wyznaczy nagrodę w wysokości dziesięciu tysięcy złotych.

Tak wysoka kwota nagrody wynikała po części z pozycji zajmowanej przez zabitego urzędnika państwowego, po części z bezradności służb. Początkowo zdołano ustalić tyle tylko, że zamachowcy po wybiegnięciu z willi zdjęli peleryny i przebrali się w płaszcze. Niejaka Michalina Sligowska, przechodząca w tamtym czasie nieopodal miejsca zdarzenia, zeznała, że zobaczyła trzech mężczyzn i stojący pod lasem samochód ze zgaszonymi światłami. Z kolei fryzjer Bernard Fuks zauważył dwóch osobników wybiegających z pensjonatu. Usłyszał przy tym, jak jeden z nich mówił do drugiego: „Chodź prędzej, bo się spóźnimy do kina”. Niewiele więcej mógł powiedzieć prokurent bankowy i dwie pensjonariuszki. Napastnicy mignęli im na schodach, znikając po chwili bez śladu.

Według niepotwierdzonych pogłosek w zamachu wzięło udział jeszcze dwóch dodatkowych napastników, z których pierwszy miał zająć miejsce na balkonie na wypadek, gdyby zaalarmowany atakiem poseł próbował salwować się ucieczką, drugi zaś czekał na wykonawców zamachu nieopodal pensjonatu z paczką z ubraniami. Policja aresztowała pracowników pensjonatu, aresztowała i kilkanaście innych osób. Wśród nich znaleźli się powiązani z ukraińskimi organizacjami Michał Hnatow, Wasyl Biłas, Dymytro Danyłyszyn, Mykoła Motyka i zatrudniony jako portier w pensjonacie Oleksandr Bunij, ale z braku dowodów łączących ich ze sprawą wszystkich wymienionych po pewnym czasie wypuszczono. Specjalne oddziały wyposażone w psy policyjne rzuciły się w pościg za sprawcami zbrodni, lecz tego wieczoru aura okazała się sprzymierzeńcem morderców – obfite opady deszczu zmyły ślady, co uniemożliwiło skuteczną pogoń. Policja została z niczym.

REKLAMA
Kordian Józef Zamorski w mundurze pułkownika (domena publiczna)

Informacja o skrytobójczym zamachu wywołała szok nie tylko w Polsce. O śmierci znanego posła dyskutowano z przejęciem nawet w Genewie, gdzie w tamtym czasie odbywał się kongres mniejszości narodowych i gdzie Hołówko w przeszłości gościł przecież kilkukrotnie. W Niemczech tamtejsza prasa z jednej strony podkreślała wysiłki Hołówki mające na celu osiągnięcie polsko-ukraińskiego porozumienia, z drugiej – krytykowała Polaków za obwinianie Ukraińców o morderstwo jeszcze przed oficjalnym zakończeniem śledztwa. O zamachu pisały brytyjskie gazety, obszerny artykuł na ten temat zamieścił nawet „The Times”, sugerując w nim, że znany polski poseł zginął z rąk ukraińskich nacjonalistów. Zasiadający w polskim parlamencie przedstawiciele Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo-Demokratycznego (UNDO) potępili zamach i jego sprawców, lecz apelowali podobnie jak Niemcy o to, aby nie ferować wyroków przed zakończeniem śledztwa. Swoją drogą za tymi oficjalnymi słowami potępiającymi terror nie szły zwykle ze strony legalnych ukraińskich organizacji konkretne działania, wskutek czego w kierunku ukraińskiego społeczeństwa wysyłano sprzeczny komunikat, to zaś pozwalało rosnąć w siłę OUN. Mające swoich przedstawicieli w polskim sejmie UNDO, USRP czy USPD twierdziły, że owszem, przemoc nie przynosi sprawie ukraińskiej żadnych korzyści politycznych, samych zamachowców potępiały jednak rzadko.

„Ci, co zwrócili morderczą broń przeciwko najszlachetniejszemu z wyznawców i najwymowniejszemu z obrońców porozumienia współżyjących ze sobą od tylu wieków ludów – jedno mieli niewątpliwie na celu: wbić pomiędzy ludy ten klin, któryby zdeprawował ich serca, wynaturzył i roznamiętnił ich serca i zdrowy instynkt szukający pokoju zamienił w żywiołowy wał nienawiści wzajemnej” – pisała „Gazeta Lwowska”. Z tym wnioskiem zgadzali się w Polsce niemal wszyscy. Niemal wszyscy też odpowiedzialnością za zamach obarczali nacjonalistów spod znaku OUN-UWO. – „Dostał 6 kul w głowę i skonał na miejscu. Morderstwo wykonane niewątpliwie przez Ukraińską Organizację Wojskową. Przestroga dla «Warszawistów» bardzo bolesna niestety, bo Hołówki niewątpliwie szkoda” – zapisał w swoim dzienniku pod datą 30 sierpnia 1931 roku generał Józef Kordian Zamorski, przenikliwy obserwator życia politycznego w przedwojennej Polsce.

Nazajutrz przetransportowanie trumny z domu pogrzebowego na dworzec zamieniło się w Truskawcu w wielką manifestację, jakiej słynne zagłębie naftowe, o czym przekonywała prasa, jeszcze nie widziało. Nie inaczej było w Warszawie podczas uroczystości pogrzebowych. Przedstawiciele władz, zagraniczni goście, ludzie kultury i sztuki składali kondolencje zrozpaczonej wdowie, nie szczędząc słów uznania pod adresem tragicznie zmarłego polityka. Nad grobem kolegi przemówili Walery Sławek i Józef Beck. W tym samym mniej więcej czasie prezydent Ignacy Mościcki odbył narady, najpierw z premierem Aleksandrem Prystorem, a następnie z Piłsudskim. A było o czym rozprawiać. W nocy z 30 na 31 sierpnia nieznani sprawcy, prawdopodobnie związani z UWO, przecięli druty telegraficzne, zrywając na jakiś czas połączenie między Borysławiem a Drohobyczem, z kolei kilkanaście godzin później między Kołomyją a Pieczeniżynem grupa zamachowców zaatakowała wóz pocztowy, zabijając policjanta i raniąc poważnie dwie inne osoby. Na Kresach wrzało.

REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Remigiusza Piotrowskiego „Zamach na II RP. Elity na celowniku”:

Remigiusz Piotrowski
„Zamach na II RP. Elity na celowniku”
cena:
49,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Naukowe PWN
Okładka:
twarda
Liczba stron:
366
Seria:
/ cykl: Literatura faktu
Data i miejsce wydania:
1, 2018
Premiera:
20.09.2018
Format:
14.5x20.5cm
EAN:
9788301200756

Wina Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów zdawała się nie podlegać dyskusji, a jednak zastanawiano się na tym: dlaczego Hołówko i przede wszystkim – dlaczego teraz? Przecież decyzję o zamordowaniu polskiego posła, znanego w Europie orędownika polsko-ukraińskiego porozumienia, w tym właśnie czasie należałoby uznać za szczyt głupoty; czyn dyskredytujący roszczenia ukraińskie w oczach świata. – „Przyznajemy, że trudno nam uwierzyć, by morderstwa na śp. pośle Hołówce dokonali członkowie UOW, tj. członkowie tej organizacji, której kierownicy w czasie majowej sesji Rady Ligi Narodów w Genewie przy pomocy odpowiednich ulotek zapewniali zebranych w Genewie polityków, że UOW wstrzymuje swoją akcję do rozstrzygnięcia galicyjskiej sprawy w Genewie” – pisało ukraińskie „Diło”.

Dmytro Danyłyszyn, ukraiński terrorysta, jeden z morderców Tadeusza Hołówki (domena publiczna)

Zamach na Hołówkę istotnie zbiegł się w czasie z konferencją Ligi Narodów w Genewie, na której zamierzano omawiać sytuację Ukraińców na polskich Kresach. Mnóstwo pieniędzy i pracy włożyli ukraińscy działacze niepodległościowi w to, aby przekonać w tym czasie Europę, że niedawna brutalna pacyfikacja Galicji przeprowadzona przez polskie władze stanowiła jawne pogwałcenie praw mniejszości narodowych. Ukraińska Organizacja Wojskowa i kierująca nią Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów miały, o czym zapewniała strona ukraińska, na ten czas powstrzymać się od jakichkolwiek aktów terroru. Cel Ukraińców w Genewie był prosty – przedstawić Polaków jako ciemiężycieli, a Ukraińców jako ciemiężonych – jego realizacji podporządkowano wszystkie działania. Morderstwo Tadeusza Hołówki, znanego orędownika porozumienia polsko-ukraińskiego, który ponadto cieszył się w Europie sporym autorytetem, byłoby więc strzałem w stopę – pozbawionym sensu czynem, kompromitacją Ukraińców w oczach Europy, a jednocześnie argumentem za polską polityką twardej ręki.

REKLAMA

Amerykański historyk Timothy Snyder, specjalista w dziedzinie historii Europy Środkowej i Wschodniej, w jednej ze swoich książek sugerował w związku z tym, że stroną, która w tym akurat czasie zyskiwała najwięcej, nie tyle nawet na śmierci polskiego posła, ile na skompromitowaniu ukraińskiej delegacji w Genewie i jednocześnie pogorszeniu relacji polsko-ukraińskich, byli Rosjanie. – „Śledztwo Oddziału II zakończyło się wnioskiem, że najbardziej prawdopodobnymi sprawcami byli Sowieci. Dobrze poinformowani obserwatorzy mówili o obecności sowieckich agentów w OUN. Prometejczycy uznali zaś za pewnik, że zabójstwo Hołówki, który był przywódcą ruchu, miało uderzyć w ich przedsięwzięcie” – stwierdził historyk na kartach książki Tajna wojna. Henryk Józewski i polsko-sowiecka rozgrywka o Ukrainę, dodając przy okazji, że w tych dniach na podobny krok, czyli zabójstwo polskiego eksperta od Kresów, nie zdecydowaliby się nawet sympatyzujący z Ukraińcami Niemcy. W ich interesie leżało przecież przedstawianie polskiego rządu jako strony odpowiedzialnej za niegasnący w Małopolsce Wschodniej konflikt.

Ślady zbrodni prowadzące do członków ukraińskiej organizacji niepodległościowej są jednak tak wyraźne, że zdaniem wielu historyków można się tylko zastanawiać nad tym, czy dokonali jej szeregowi członkowie OUN na własną rękę i na przekór decyzji swoich emigracyjnych przywódców (chociażby pod wpływem sowieckich prowokacji), czy też może w tym przypadku zaszwankowała komunikacja w strukturach OUN.

Komisarz Emil Czechowski ze Lwowa, który swego czasu zdołał doprowadzić do aresztowania osób zamieszanych w zabójstwo znienawidzonego przez Ukraińców kuratora Okręgu Szkolnego Lwowskiego Stanisława Sobińskiego i zamach na Targi Wschodnie, ponoć znalazł się na tropie sprawców. Czechowski korzystał z usług opłacanego przez polską policję konfidenta, infiltrującego struktury ukraińskiej organizacji, który jak się okazało maczał palce także w zabójstwie Hołówki. Ponoć prowadzone przez komisarza śledztwo zmierzało do ujęcia morderców posła, nieoczekiwanie jednak w połowie marca 1932 roku Czechowski został zamordowany przez nieznanych sprawców na ulicy Stryjskiej we Lwowie, co oczywiście zrodziło kolejne hipotezy, przede wszystkim zaś oddaliło szansę schwytania osób odpowiedzialnych za śmierć orędownika polsko-ukraińskiego porozumienia.

REKLAMA
Wasyl Biłas, jeden z zamachowców. Razem ze swoim wujem, Dmytro Danyłyszynem, skazany na karę śmierci (domena publiczna)

I wydaje się, że mordercy Tadeusza Hołówki pozostaliby bezkarni, gdyby nie feralne dla nich wydarzenie, do którego doszło w końcu listopada 1932 roku. Ostatniego dnia tamtego miesiąca, w oddalonym o trzydzieści kilometrów od Lwowa Gródku Jagiellońskim, o godzinie piątej po południu ośmiu uzbrojonych w rewolwery mężczyzn zaatakowało urząd pocztowy. Napastnicy liczyli na łatwy łup, jednak dzielny personel poczty odpowiedział ogniem, atak odparto, a sprawcy, zadowalając się skromną sumką w wysokości trzech tysięcy złotych, salwowali się ucieczką. Zorganizowana naprędce przez polskie służby obława ruszyła śladami napastników. Kilka godzin później patrolujący stację kolejową w Glina Nawarja pod Lwowem dwaj funkcjonariusze policji postanowili wylegitymować szwendających się pomimo późnej pory dwóch podejrzanie wyglądających mężczyzn. Ci otworzyli ogień, raniąc poważnie stróżów porządku, zbiegli z miejsca zdarzenia, ale niedługo potem na zbiegów podążających wzdłuż torów kolejowych w okolicach Mikołajewa zwrócili uwagę kolejarze i puścili się za nimi w pogoń. Osaczeni przez kolejarzy i miejscowych chłopów zostali uczestnicy napadu w Gródku Jagiellońskim ujęci pod wsią Weryn. Nazywali się Dmytro Danyłyszyn i Wasyl Biłas.

W połowie grudnia Polskę zelektryzowała powtarzana przez wszystkie gazety wiadomość: „Mordercy ś. p. Tadeusza Hołówki schwytani. Są nimi sprawcy ataku w Gródku Jagiellońskim”. To, co nie udało się policji latem 1931 roku, powiodło się więc dopiero kilkanaście miesięcy później. Służby aresztowały w sumie kilkunastu członków UON, ponadto zdobyły niezbite, jak uważano, dowody łączące tych ludzi z licznymi aktami terroru – włącznie z napadem na pocztę w Gródku Jagiellońskim i zamachem na życie polskiego posła.

Urodzony w 1907 roku w Truskawcu Danyłyszyn z zawodu był szewcem. W tym samym mieście urodził się młodszy od niego o cztery lata Biłas, zatrudniony jako sprzedawca w miejscowym sklepie. Byli spokrewnieni, co zaś najważniejsze obaj należeli i do Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, i do Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. W trakcie przesłuchania Biłas przyznał, że wraz z Danyłyszynem zabił w sierpniu zeszłego roku polskiego posła, co więcej opisał ze szczegółami przebieg zamachu. – Strzeliłem cztery razy. Dmytro dwa – wyznał zamachowiec.

Osiemnastego grudnia rozpoczął się trwający dwa dni proces, w którym poza wspomnianą dwójką na ławie oskarżonych zasiedli także Zenon Kossak i Marian Żurakowski. Co ciekawe – akt oskarżenia nie objął sprawy zabójstwa Hołówki, a oskarżonych sądzono w związku z atakiem na urząd pocztowy w Gródku Jagiellońskim, niemniej, jak zapewniali sędziowie śledczy, sprawa miała rzucić światło także na kulisy sierpniowego zamachu w Truskawcu. Danyłyszyn nie przyznawał się do winy, a i Biłas postanowił w trakcie procesu wycofać swoje wcześniej złożone zeznania.

Ten tekst jest fragmentem książki Remigiusza Piotrowskiego „Zamach na II RP. Elity na celowniku”:

Remigiusz Piotrowski
„Zamach na II RP. Elity na celowniku”
cena:
49,00 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Naukowe PWN
Okładka:
twarda
Liczba stron:
366
Seria:
/ cykl: Literatura faktu
Data i miejsce wydania:
1, 2018
Premiera:
20.09.2018
Format:
14.5x20.5cm
EAN:
9788301200756
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Remigiusz Piotrowski
Autor książek Ślepy Maks. Historia łódzkiego Ala Capone (Warszawa 2014), Rozkaz: Trzaskać! Zapomniane akcje polskiego podziemia (Warszawa 2015).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone