Tuż po zakończeniu II wojny światowej wierzono, że odbudowana Warszawa może być najlepszym miastem na świecie

opublikowano: 2020-03-04 22:09
wolna licencja
poleć artykuł:
W 1915 roku uważano, że Warszawa należy do najbardziej zaniedbanych pod względem estetycznym miast w Europie. Z kolei tuż po zakończeniu II wojny światowej, kiedy zniszczeniu uległo 90 proc. starówki, sądzono, że nie ma żadnych przeszkód ku temu, żeby została odbudowana bez żadnych wad i błędów. Miała być miastem idealnym. O tym, czy plany architektów powiodły się rozmawiamy z Grzegorzem Piątkiem, autorem książki „Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949”.
REKLAMA
Grzegorz Piątek – polski architekt, krytyk i historyk architektury, w latach 2005–2011 redaktor miesięcznika „Architektura-Murator”, od 2011 członek zarządu Fundacji Centrum Architektury (fot. Jakub Celej, mat. GW Foksal)

Magdalena Mikrut-Majeranek: Ma pan ciekawy życiorys, ponieważ jest pan architektem, krytykiem i historykiem architektury, który wniósł także duży wkład w popularyzowanie historii. W 2017 roku otrzymał pan Nagrodę Literacką m.st. Warszawy w kategorii Edycja warszawska za rok 2016 za książkę „Sanator. Kariera Stefana Starzyńskiego” (2017) i nominację w konkursach Nagroda im. Jana Długosza oraz Książka Historyczna Roku.

Grzegorz Piątek: Z wykształcenia jestem architektem, co daje mi nieco inną perspektywę niż historykom sztuki, którzy na architekturę patrzą często od strony teorii. Z kolei ja znam mechanizmy zakulisowe rządzące tym zawodem, wiem jak powstaje projekt i bardziej zdaję sobie sprawę z tego jak wyglądają relacje architekt – klient, które mają olbrzymi wpływ na architekturę. Nie posiadam jednak wykształcenia historycznego. Jestem za to olbrzymim pasjonatem historii.

M.M.: Pierwszą pana historyczną publikacją był „Sanator. Kariera Stefana Starzyńskiego”, ale nie był to debiut pisarski.

G.P.: Wcześniej pisałem przewodniki po różnych dzielnicach Warszawy. Były to publikacje ściśle popularyzatorskie. Natomiast „Sanator” był pierwszą dużą samodzielną książką, która ukazała się w serii historycznej, obok książek Błażeja Brzostka czy Padraica Kenney’a. Nie jestem naukowcem, ale starałem się trzymać konwencji książki historycznej. Zrobiłem solidną kwerendę archiwalną, przeczytałem sterty gazet, listów, wspomnień z epoki oraz prac naukowych dotyczących tamtego okresu.

M.M.: Dlaczego zdecydował się pan na opisanie akurat dziejów Stefana Starzyńskiego?

G.P.: Starzyński uznawany jest za najwybitniejszego prezydenta Warszawy i osobę, która miała ogromny wpływ na architekturę i urbanistykę stolicy. Chciałem się zmierzyć z tą legendą i sprawdzić jak dużo jest prawdy w micie Starzyńskiego jako wizjonera urbanistycznego. W rzeczywistości chyba udało mi się nie tyle obalić ten mit, co go zniuansować, czyli pokazać go bardziej jako gracza politycznego i sprawnego menedżera, który potrafił tą dziedziną zarządzać i ją wykorzystać politycznie. Starzyński nie znał się na architekturze czy urbanistyce, ale doceniał ich znaczenie i dobrze dobierał fachowców.

M.M.: O Warszawie napisano już wiele. Czy temat ten jest panu bliski z uwagi na to, że to stąd wywodzą się pana korzenie?

REKLAMA

G.P.: Od dziecka interesuję się tradycją Warszawy, ale irytuję się, kiedy ktoś podkreśla, że jest warszawiakiem od wielu pokoleń. Tutaj prawie każdy jest skądś i powinniśmy się szczycić tym, że stolica nie jest zasiedziała, że jest otwarta, że jest w niej miejsce dla przybyszów. Sam jestem pierwszym członkiem mojej rodziny urodzonym w Warszawie. Wywodzimy się ze Śląska oraz z okolic Częstochowy. Czuję więc tym bardziej satysfakcję, że ktoś taki niezakorzeniony jak ja może się głęboko wgryźć w dzieje Warszawy i o nich opowiadać.

M.M.: Zapytam, może nieco prowokacyjnie, dlaczego Warszawa jest najlepszym miastem świata – jak głosi tytuł pana najnowszej książki?

G.P.: Tytuł jest przekorny, ponieważ wiem, jaką złą prasę ma Warszawa, która uchodzi za miasto brzydkie, chaotyczne i nieprzyjazne. Bardzo mi zależało na tym, żeby w książce czuć było entuzjazm i optymizm epoki, w której wydawało się, że stolicę można od zera zbudować jako idealne miasto. Przez pierwsze powojenne miesiące sądzono, że nie ma żadnych przeszkód ku temu, żeby została odbudowana bez żadnych wad i błędów. Długo szukałem tytułu, który przekazywałby taki właśnie nastrój, jednak wszystko co przychodziło mi do głowy wydawało mi się wyświechtane i patetyczne. Dopiero po koniec pisania książki, w jednym z tekstów z epoki znalazłem tę frazę. Kiedy w 1946 roku upubliczniono pierwszą wersję planu urbanistycznego dla Warszawy, to jeden z propagandzistów napisał, że „budujemy najlepsze miasto świata – Warszawę”. Wydało mi się to znamienne. Wierzę, że słowa mają moc sprawczą. Nie chodzi mi o to, żeby poprawiać takim tytułem wizerunek Warszawy, ale żeby inspirować współczesnych czytelników, decydentów czy architektów do śmiałego, idealistycznego myślenia o przyszłości.

M.M.: W swojej publikacji przywołuje Pan postać Alfreda Lauterbacha i jego dzieło „Potrzeby estetyczne Warszawy”, w którym obnażył słabe strony architektury warszawskiej, twierdząc wprost, że miasto to należy do najbardziej zaniedbanych pod względem estetycznym w Europie. Podaje, że stolica rosła przeludniona, bez planu zabudowy i pomysłu. Przedwojenna Warszawa nie była zatem tak urokliwa, jak nam się wydaje. Potrzebna była jej gruntowna przebudowa.

REKLAMA

G.P.: Warto dodać, że ten tekst pochodzi z 1915 roku. Wiedziałem, że chcę się cofnąć głębiej w tej opowieści niż do 1944 roku, ponieważ pomysły na lepszą Warszawę miały swoją historię. Jeszcze przed wojną sporo dyskutowano na temat tego, jak stolicę naprawić. Architekci rozmyślali nad tym także podczas okupacji. Sięgnąłem aż do Lauterbacha, ponieważ warto podkreślić, że co najmniej od dwóch pokoleń narzekano w Warszawie na ciasnotę, brak zieleni, chaos przestrzenny. W swojej narracji celowo cofam się o 30 lat, żeby pokazać, że to, co zaprojektowano po wojnie było odpowiedzią na odwieczne narzekania na stan miasta.

Widok na Stare Miasto od strony Pragi (obraz Canaletta, domena publiczna)

M.M.: Nikt nie podejrzewał, że miasto czeka destrukcja związana z II wojną światową, po której w zasadzie konieczna była odbudowa totalna.

G.P.: Nikt nie mógł się spodziewać, że miasto prawie całe zamieni się w ruinę, że architekci będą mogli aż tak rozwinąć skrzydła, a skala zniszczeń pozwoli na niezwykle śmiałe planowanie. Dopiero po powstaniu w getcie, kiedy Niemcy zniszczyli całą północną część centrum, architekci uświadomili sobie, że dostali czystą kartę do zapisania własnymi pomysłami. Środowisko urbanistyczno-planistyczne gorączkowo pracowało nad planami odbudowy stolicy jeszcze podczas okupacji i w pewnym sensie nie było zaskoczone, że taka szansa nadeszła. Dokładny plan odbudowy powstawał dość długo, ale co do kierunku zmian nie było większych wątpliwości. Architekci i urbaniści musieli się jednak liczyć z realiami, z ocalałymi budynkami i powracającymi mieszkańcami.

M.M.: Jeżeli mówimy o skali zniszczeń, to jak wiele obiektów architektonicznych w Warszawie uległo destrukcji podczas II wojny światowej? Ile mamy starówki na starówce?

G.P.: Starówki mamy bardzo niewiele. Podczas wojny zniszczono około 90 proc. substancji. Jeśli chodzi o rozmiary zniszczeń miasta, to najbardziej ekstremalna liczba, jaka pojawia się w źródłach to 84 proc., jednakże wszystko zależy od kryterium, jakie przyjmiemy. Czy za zniszczony uważa się budynek wypalony od środka, zburzony do fundamentów czy parteru? A może gmach pozbawiony dachu? Niewątpliwie, podczas wojny zniszczeniu uległa ponad połowa budynków. Zniszczeń tych było więcej na lewym brzegu Warszawy niż na prawym.

REKLAMA
Grzegorz Piątek
„Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949”
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Rok wydania:
2020
Okładka:
twarda
Liczba stron:
512
Premiera:
26.02.2020
Format:
142x202
ISBN:
978-83-280-3725-0
Grzegorz Piątek (fot. Jakub Celej, GW Foksal)

M.M.: Można zatem powiedzieć, że istniała szansa na stworzenie miasta idealnego, za jakie uchodzi np. brazylijska Brasilia. Dlaczego plan ten się nie powiódł?

G.P.: Architektom związanym z Biurem Odbudowy Stolicy wydawało się rzeczywiście, że otrzymali taką szansę. Uchwalony jesienią 1945 roku dekret Bieruta pozwolił im nie oglądać się na stosunki własnościowe. Chcieli odbudować starówkę i Trakt Królewski, ale poza tym planowali miasto prawie od nowa. Projektowali siatkę szerokich arterii, które po raz pierwszy w dziejach stolicy umożliwiłyby sprawne poruszanie się po mieście. Miało ono też zostać podzielone na dzielnice o jasno określonych funkcjach, czyli: mieszkalne, city, przemysłowe, a wszystkie miały zostać rozdzielone pasami zieleni i parkami. Największy z nich planowano stworzyć w dolinie Wisły.

Natomiast to, co ostatecznie zostało zrealizowane, było wypadkową marzeń i możliwości, a te były na pewno większe niż kiedykolwiek wcześniej, ale trzeba było się liczyć chociażby z budynkami, które ocalały. Pojedyncze budynki burzyło się lub doburzało. Jednak w mieście, w którym setki tysięcy ludzi nie miały dachu nad głową, nie można było sobie pozwolić na burzenie wszystkich obiektów, które przeszkadzały realizacji planów. O ile interesy prywatnych właścicieli uciszono dekretem Bieruta, o tyle interesy wielkich instytucji jak wojsko czy poszczególne ministerstwa, które nie chciały czekać na to aż BOS zaplanuje, zaprojektuje i zbuduje za 5 czy 10 lat ich siedziby. Wolały wrócić do ocalałych budynków i je wyremontować. Takim przykładem jest Uniwersytet Warszawski, który miał otrzymać nowy, idealny kampus ulokowany w południowej części miasta. Jednak, aby tak się stało, przez kilka lat uczelnia musiałaby działać pod Warszawą. W związku z tym uniwersytet wolał wrócić na swój historyczny kampus, znajdujący się na Krakowskim Przedmieściu. Władza urbanistów nie była tak wielka, żeby mogli powstrzymać tak potężną instytucję.

Brasilia była miastem budowanym od zera. To zdecydowanie ułatwia projektowanie. Warszawa, pomimo tego, że była koszmarnie zniszczona, posiadała bogatą historię, swoje nawarstwienia, oprócz ocalałych budynków były choćby wodociągi i gazociągi, które trzeba było wykorzystać. Nie można było tego zaprzepaścić. Urbaniści otrzymali olbrzymie możliwości, ale na realizacji ich projektów zaważył czynnik ludzki. Nawet w tym niedemokratycznym ustroju, trzeba się było liczyć z jakimiś interesami i opiniami.

REKLAMA
Pracownicy Biura Odbudowy Stolicy w urbanistycznej pracowni Śródmieście. Od lewej: Zygmunt Skibniewski, Stanisław Jankowski, Stanisław Dziewulski, Wojciech Piotrowski, Mikołaj Kokozow, Kazimierz Marczewski, Jerzy Wasilewski i Tadeusz Iskierka (domena publiczna)

M.M.: Publikacja dotyczy wydarzeń rozgrywających się w stolicy Polski w latach 1944-1949. Co się wówczas działo w stolicy?

G.P.: Odbudowa zajęła oczywiście znacznie dłużej. Warszawa powróciła do przedwojennej liczby ludności dopiero w latach 60-tych ubiegłego wieku. Odradzanie się miasta było rozciągnięte w czasie, a odbudowę zabytków warszawskich symbolicznie zwieńczyła dopiero odbudowa Zamku Królewskiego, która rozpoczęła się w 1971 roku.

Wybrałem ten tuż powojenny okres po pierwsze dlatego, że jako pasjonata historii najbardziej interesują mnie epoki przejściowe. Uważam, że są najciekawsze, najmniej jednoznaczne. Po drugie, dla odbudowy Warszawy był to okres decydujący. Nawet jeśli coś nie zostało zbudowane w tym czasie, to właśnie wtedy powstały pewne założenia, które później realizowano. Moim ulubionym przykładem jest metro warszawskie, którego pierwszą linię zaczęto budować w latach 80-tych, ale poprowadzona została śladem wytyczonym w drugiej połowie lat 40-tych. Lata 1944-1949 to taki symboliczny moment, w którym narodziła się współczesna Warszawa. Nie sposób zrozumieć dzisiejszej stolicy, jeśli nie dotrze się do korzeni, czyli do tamtych czasów.

M.M.: Jakie wydarzenia wyznaczają cezurę pańskiej książki. Co stało się w 1944 i 1949 roku?

G.P.: Zależało mi, żeby zacząć moją opowieść w 1944 roku, ponieważ wtedy nastąpiło wyzwolenie prawobrzeżnej Warszawy, czyli Pragi, która jest Kopciuszkiem dziejów stolicy. Cała uwaga zawsze skupia się na centrum, czyli na lewym brzegu. Nawet w okresie PRLu, kiedy szumnie obchodzono rocznicę wyzwolenia Warszawy, to celebrowano ją 17 stycznia, nie dodając, że była to data wyzwolenia lewobrzeżnej Warszawy. A powojenne dzieje stolicy rozpoczęły się już w połowie września 1944 na Pradze, kiedy na lewym brzegu jeszcze dogorywało powstanie.

REKLAMA

Natomiast 1949 rok był przełomowy z kilku powodów – zarówno w historii politycznej, jak i w historii sztuki i architektury. Wraz ze zjednoczeniem PZPR nastąpiła ostra stalinizacja, rozpoczęto realizację planu 6-letniego, który skierował gospodarkę Polski na zupełnie inne tory i uczynił architekturę i urbanistykę częścią planowania gospodarczego. To też początek forsownej industrializacji i urbanizacji kraju. Także w 1949 roku zadekretowano socrealizm jako obowiązujący w Polsce styl i nastąpiła silna ideologizacja architektury na wzór radziecki, a wraz z tym zakończył się romantyczny okres swobodnego planowania i odbudowy Warszawy.

M.M.: Jakie wyzwania stoją przed dzisiejszą architekturą Warszawy? Śródmieście to dziś praktycznie olbrzymi plac budowy.

G.P.: I długo nim pozostanie. Uważam, że nie ma skończonych miast. To dzieła otwarte. Po II wojnie światowej urbaniści wydawali się wierzyć, że Warszawę da się raz na zawsze ukształtować, a potem wystarczy jedynie pilnować, żeby wszystko sprawnie działało. Miasto jest jednak bardziej procesem niż projektem.

Uważam, że opowieść o pierwszych latach powojennych może nas inspirować do większej śmiałości i rozmachu. Krzepiące jest to, że w tak trudnych warunkach materialnych i ustrojowych, poza podziałami politycznymi, architektom i urbanistom udało się zaangażować i zjednoczyć ludzi wokół wspólnego celu i dobra. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją odmienną. Panuje zgoda, co do tego, że miasto ma powstawać jako suma prywatnych interesów, planowanie jest osłabione i panuje fetysz własności prywatnej. Uważam, że potrzebujemy powrotu do śmiałego wyobrażania sobie przyszłości miasta i wspólnego dyskutowania o tym, co będzie dla nas, jako wspólnoty, najlepsze.

Opowieść o odbudowie była nieco zapomniana przez ostatnie 30 lat. Została wyrzucona na śmietnik historii razem z PRLem i pochowana razem z nim. Samo pojęcie planowania kojarzyło do niedawna negatywnie, z przymusem i biurokratyzacją itp. Panował kult indywidualnego sukcesu, bogacenia się. Do tego nie przystawała ta opowieść o wielkim wspólnym wysiłku. Czas to odczarować. Warto mieć duże cele i razem dążyć do ich realizacji. Mam nadzieję, że przestaniemy myśleć o mieście jako sumie indywidualnych projektów i powrócimy do planowania.

Grzegorz Piątek
„Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949”
cena:
54,99 zł
Wydawca:
W.A.B.
Rok wydania:
2020
Okładka:
twarda
Liczba stron:
512
Premiera:
26.02.2020
Format:
142x202
ISBN:
978-83-280-3725-0
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Magdalena Mikrut-Majeranek
Doktor nauk humanistycznych, kulturoznawca, historyk i dziennikarz. Autorka książki "Henryk Konwiński. Historia tańcem pisana" (2022), monografii "Historia Rozbarku i parafii św. Jacka w Bytomiu" (2015) oraz współautorka książek "Miasto jako wielowymiarowy przedmiot badań" oraz "Polityka senioralna w jednostkach samorządu terytorialnego", a także licznych artykułów naukowych. Miłośniczka teatru tańca współczesnego i dobrej literatury. Zastępca redaktora naczelnego portalu Histmag.org.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone