Wasilij Grossman – „Życie i los” – recenzja i ocena
Jednak taka odpowiedź byłaby dla książki bardzo krzywdząca i w znacznym stopniu nieprawdziwa. Co prawda obrona Stalingradu stanowi w niej najważniejszy chyba wątek, ale są i inne. Autor opowiada historię pewnej rodziny, której członkowie zostali przez los rzuceni w różne zakątki Związku Radzieckiego: jedni walczą z Niemcami, inni siedzą w niemieckich obozach, jeszcze inni są pracownikami naukowymi. Akcja powieści dzieje się w latach 1942-43, a więc obejmuje okres obrony Stalingradu, chociaż zdarzają się tu refleksyjne spojrzenia w przeszłość oraz wybieganie myślą w przyszłość. Jednak równie ważne, a może i ważniejsze, są refleksje samego autora na temat ówczesnej rzeczywistości.
Autor wie o czym pisze
Wasilij Grossman dobrze wie o czym pisze, wszak podczas wojny był korespondentem wojennym dziennika „Krasnaja Zwiezda” i przebywał w Stalingradzie przez cały czas obrony miasta. Właśnie z materiałów zebranych w okresie oblężenia powstała powieść „Za słuszną sprawę”, która początkowo spotkała się z życzliwym przyjęciem i po przeróbkach posłużyła jako podstawa pierwszej części „Życia i losu”.
Jedna z najbardziej zgubnych dla tamtego ustroju powieści
W swojej książce Grossman przedstawia trzy postacie „starych bolszewików” – niegdysiejszych inspiratorów ludobójczej rewolucji. Wszyscy siedzą w obozach. Pierwszy w niemieckim, gdzie prowadzi straszną dla niego, filozoficzną rozmowę z esesmanem. Esesman dowodzi wzajemnej tożsamości obu totalitaryzmów: hitlerowskiego i stalinowskiego. Po jednej stronie GUŁag i ludobójstwo kolektywizacji, po drugiej – Holokaust i „noc długich noży”. Rozmowa ta stanowi szok dla zapatrzonego w Stalina bolszewika, lecz los pozostałych jest chyba gorszy. Drugi z nich siedzi w sowieckim łagrze i śni o wolności, która w jego wyobrażeniach przybiera postać kolejnej krwawej, totalitarnej mrzonki. Ostatni trafia natomiast na Łubiankę, gdzie składa dowody rewolucyjnej niezłomności mitomana, którego we własnych oczach nobilituje donos, skazujący na rozstrzelanie bohatera obrony Stalingradu.
Mamy tu także szeregowego krasnoarmiejca, który wzięty przez Niemców do niewoli i wyrzucony przez nich w stanie krańcowego wycieńczenia, zostaje uratowany i odkarmiony przez chłopkę ukraińską, pamiętającą czasy Wielkiego Głodu, wywołanego umyślnie przez Stalina na początku lat trzydziestych. Na podstawie losów rodziny pracownika naukowego przedstawiono kłopoty dnia codziennego: strach, zakłamanie i bezgraniczne podporządkowanie „jedynej słusznej linii partii bolszewickiej”.
Los książki
Sama treść książki jest ciekawa, lecz równie ciekawe są jej losy. Skonfiskowany został nie tylko rękopis, ale i taśma z maszyny, na której ją napisano. Na pytanie: „Czy możliwa byłaby jej publikacja w kraju”, wysoki urzędnik ZSRR odpowiedział: „Tak. Za dwieście lat”. Po śmierci autora, jego przyjaciele zmikrofilmowali czystopis powieści i wywieźli go na Zachód. Po raz pierwszy powieść wydano we Francji i tak rozpoczęło się pasmo jej sukcesów. Do kraju wróciła w 1988 na fali pierestrojki, tak więc nie trzeba było czekać owych 200 lat na jej wydanie.
Publikacja jest bardzo interesująca, zawiera świadectwo tamtych czasów. Grossman pisze o tym wszystkim ze swadą człowieka, który sam rzecz przeżył i podczas lektury wyraźnie się to czuje. Niestety, książka posiada też wad, wynikającą wszelako nie tyle z winy autora, co wydawcy. Jest nią jej objętość, prawie 900 stron. Czy w dzisiejszych czasach, gdy wszyscy się gdzieś śpieszą, wielu ludzi znajdzie czas, aby ją przeczytać? Wątpię by tak się stało, chociaż książka jest tego godna ze wszech miar. Może lepiej byłoby ją podzielić np. na trzy tomy, wtedy jej objętość tak bardzo nie przytłaczałaby potencjalnego Czytelnika? Tym bardziej, że ma ona stanowić pierwszą pozycję planowanej serii „Nowy Kanon”, w której ukazywać się będą prace, które pretendują do miana klasyki literackiej.
Zredagował: Kamil Janicki