Witold Mikołajczak — „Grunwald 1410 – Krok od klęski” – recenzja i ocena
Po książkę „Grunwald 1410 – Krok od klęski” sięgałem ze sporym zainteresowaniem i... zaskoczeniem. Byłem zdziwiony z tego prostego powodu, że wielka wojna z Zakonem Krzyżackim to temat do cna wykorzystany. Wydano już setki książek i artykułów poświęconych albo samej bitwie pod Grunwaldem, albo jej przyczynom i konsekwencjom. Pamiętam, jak na pierwszym roku studiów dr hab. Stanisław Sroka wspominał nam, że mało jest tematów tak trudnych do podjęcia jak wielka wojna, bo w tym przypadku trzeba wpierw przeczytać setki, a może nawet tysiące publikacji.
Tym bardziej zdziwiłem się widząc cienką książeczkę, liczącą niewiele ponad 100 stron... Gdzie autor zmieścił w niej tak potężny wykaz literatury? Szybko okazało się, że nie zmieścił. Witold Mikołajczak postanowił bowiem oprzeć swoją „przełomową” pracę na... 13 pozycjach bibliograficznych i własnych przemyśleniach. Wzrok was nie myli: 13. I tak, to prawda, że w „Histmagu” często wymagamy więcej od autorów popularnonaukowych artykułów.
Bibliografia sprzed epoki...
W pierwszym momencie pomyślałem, że autor po prostu nie chciał marnować miejsca, ale moje nadzieje szybko się rozwiały. Treść książki pokazuje, że pan Mikołajczak wykorzystał właśnie te 13 książek, plus dwie czy trzy podane w przypisach. Podstawę bibliograficzną książki do reszty pogrąża fakt, że tylko dwie pozycje wydano po 1990 roku, a na liście nie ma ani jednego (!) opracowania niemieckiego czy litewskiego. To w większości bardzo ogólna i przestarzała literatura. Przykładowo, pisząc o zaludnieniu Prus Mikołajczak opiera się na pracy Henryka Łowmiańskiego. Większość mediewistów zgodziłaby się chyba, że nie jest to najrozsądniejsze posunięcie. Tak samo jak opieranie całego rozdziału poświęconego późnośredniowiecznym reformom wojskowym w Anglii na jednej książce...
Z treści wynika, że autor postanowił na nowo spojrzeć na bitwę grunwaldzką, opierając się na samej relacji Jana Długosza i na trzech podstawowych pracach: Wielkiej wojnie autorstwa Stefana Kuczyńskiego, Dziejach zakonu Mariana Biskupa i Gerarda Labudy oraz Grunwaldzie Andrzeja Nadolskiego. Nie odwołał się natomiast do innych fundamentalnych pozycji, choćby do Wielkiej wojny z Zakonem Karola Szajnochy.
Książka jest cienka, bo ponad połowa treści została poświęcona właśnie rekonstrukcji samej bitwy. Nie specjalizuję się w historii wojskowej, dlatego nie będę oceniać na ile prawdopodobne są hipotezy autora. Mogę natomiast bez wahania stwierdzić, że większość z nich robi wrażenie czystych domysłów i nie ma żadnego oparcia w, bardzo bogatej przecież literaturze. Zresztą autor popełnia też sporo podstawowych błędów i kompletnie ignoruje istnienie krytycznego rozbioru kroniki Jana Długosza. Rozumiem, że można napisać książkę w oparciu o samo źródło, ale jak można, robiąc to, pominąć podstawową pracę interpretującą zawartość tego źródła?
I książka na podstawie przemyśleń
Momentami wręcz zadziwia sposób argumentacji, bo autor podważa tezy wybitnych historyków w oparciu o swoje... przemyślenia. Rozśmieszył mnie fragment, w którym autor polemizuje z Andrzejem Nadolskim w oparciu o... hasło wyczytane w Leksykonie wiedzy wojskowej. Czy aby na pewno na tym polega naukowa wymiana poglądów?
Zalet książki spostrzegłem tylko kilka. Przede wszystkim jest krótka i przystępnie napisana, może więc zainteresować początkujących miłośników historii wojskowej. Na pewno prościej przez nią przebrnąć niż przez Wielką wojnę z Zakonem Stefana Kuczyńskiego, liczącą niemal 700 stron. Książka Mikołajczaka ma też ładne ilustracje, jeszcze ładniejsze mapki pola bitwy i kosztuje niewiele. Choć ja osobiście nie wydałbym na nią tych 20 złotych.
Korekta: Małgorzata Misiurek