Wojciech Krawczuk: Opieszałość i niechęć do przelewu krwi króla Zygmunta III obróciła się przeciwko niemu
Magdalena Mikrut-Majeranek: W swojej najnowszej publikacji opisuje Pan przebieg pierwszego starcia w długim konflikcie polsko-szwedzkim, toczącym się przez kilka pokoleń. Z czego wynika ta cezura? Co wydarzyło się latach 1598–1599?
Wojciech Krawczuk: Zajmuję się dziejami Zygmunta III, ale w aspekcie jego związków ze Szwecją, dlatego też interesuje mnie okres, w którym faktycznie rządził tym krajem. Drugi powód związany jest z tym, że w dziejach Polski kontakty ze Szwecją postrzegane są niemal wyłącznie przez kwestię potopu szwedzkiego z drugiej połowy XVII wieku. Natomiast lata 1598-99 to moment stanowiący preludium do tragedii związanej z inwazją Szwecji na Rzeczpospolitą. Konflikt trwał bardzo długo i był zupełnie niepotrzebny. Wynikał rzecz jasna z dynastycznych walk, które dzięki czarnej propagandzie Karola Sudermańskiego przerodziły w wojnę religijną. Konflikt ten zdominował dzieje nie tylko Polski, ale i Litwy, i przyczynił się w sposób horrendalny do naszych nieszczęść. A przecież mogliśmy stworzyć wielką unię na wzór dzisiejszej Unii Europejskiej, obejmującej Polskę, Szwecję, Finlandię i dzisiejszą Litwę, ale i Białoruś i Ukrainę, które jeszcze wtedy nie funkcjonowały. To mogła być naprawdę niezwykła historia, ale się nie udała. Ciekawiło mnie zawsze jak ten konflikt się zaczął.
Czy ekspedycję Zygmunta III z roku 1598 można nazwać wojną domową?
Oczywiście, to była wojna domowa, a jak wiemy, są one najbardziej krwawe, bardzo trudne i traumatyzujące. Trzeba dodać, że to nie była jedyna wojna domowa w Skandynawii w tamtym czasie, ponieważ odrobinę wcześniej, bo w latach 1596-1597, miał miejsce wewnętrzny konflikt zbrojny w Finlandii, który obciąża trochę dobre imię Zygmunta III. Mam na myśli wojnę pałek, czyli bunt chłopów. Konflikt ten był skierowany przeciwko szwedzkiej szlachcie i administracji, głównie w proteście przeciwko wysokim podatkom, brutalnym praktykom poboru podatków oraz nadużyciom administracyjnym. Chłopi posługiwali się prymitywną bronią, głównie pałkami i kijami, stąd nazwa „wojna pałek”. Zygmunt III przygotowywał się do starcia z Karolem Sudermańskim i utrzymywał swoje wojska w Finlandii, co było bardzo obciążające dla chłopów. To była pierwsza wojna domowa, a drugą Zygmunt III toczył już z księciem Karolem. Król nie chciał tej wojny, starał się wycofywać z udziału w starciach, doradcy też podpowiadali, aby nie przelewał krwi.
Kiedy w 1592 roku zmarł jego ojciec, król szwedzki Jan III, to po długich rokowaniach Zygmunt III został w 1594 roku koronowany na króla Szwecji. W ojczyźnie od razu spotkał się z silną opozycją, na której czele stał jego wuj Karol, książę Södermanlandu, z tego powodu zwany Sudermańskim czy Sudermańczykiem. Swoje ambicje mieli też możni z rady królestwa, natomiast luterańskie duchowieństwo obawiało się katolickiego władcy. Kryzys stopniowo się zaostrzał, tym bardziej że Karol nieustępliwie zmierzał do uzyskania coraz większych wpływów i rzeczywistej władzy.
Niestety, książę był sprytniejszy i bardziej okrutny. Nie cieszył się dużą sympatią społeczeństwa, na co wskazuje m.in. fakt, że mało jest w Szwecji ulic noszących jego imię i pomników. Z kolei ta pewna opieszałość Zygmunta i niechęć do przelewu krwi obróciła się przeciwko niemu. Co więcej, przyszło mu rozpocząć wojnę, która trwała dziesiątki lat i doprowadziła do upadku Rzeczpospolitej.
W tym czasie król Zygmunt III przeżywał też swój prywatny dramat, ponieważ zmarła jego małżonka Anna Habsburżanka, a on popadł w depresję…
Tak, Anna Habsburżanka, jego ukochana żona, zmarła w połogu. Urszula Meierin, słynna ochmistrzyni, sugerowała w listach z Austrii, że król pogrążył się w głębokiej depresji. Oczywiście potem pokonał ją, a pomogła mu w tym Anna Wazówna, jego siostra. Podtrzymywała go na duchu, była motorem napędzającym go do energicznych działań. Warto przypomnieć tę wyjątkową postać, ponieważ 2025 jest rokiem Anny Wazówny. Przypada bowiem 400. rocznica jej śmierci.
Równie ciekawa jest postać ochmistrzyni Urszuli Meierin. Mało było w historii takich kobiet politykujących, będących zarazem szarymi eminencjami dworu. Jaką rolę pełniła?
Przywołam tutaj doskonałe, czterotomowe opracowanie dziejów króla Zygmunta III i jego dworu pióra austriackiego historyka Waltera Leitscha. Niestety, ta monumentalna praca nie doczekała się jeszcze tłumaczenia na język polski i jest dostępna tylko po niemiecku. Publikacja ta opiera się m.in. właśnie na listach Urszuli Meierin, która miała bardzo duży wpływ na króla. Z ustaleń dokonanych w ostatnich dziesięcioleciach wynika, że dwór królewski był szkatułkowy. Oczywiście istniał dwór formalny, ale tworzyło go najbliższe otoczenie króla, które jednak było niemiecko-szwedzko-polskie i litewskie. To byli ludzie cieszący się wielką przyjaźnią władcy.
Zygmunt III był bardzo sympatycznym człowiekiem, ale z drugiej strony trochę skrytym, a Urszula Meierin była taką duszą tego dworu. Była bardzo blisko obu królowych i to dzięki niej mamy wgląd w życie dworu, ponieważ pisała listy, w których zdawała relacje z tego, co tam się działo. Zapisywała zarówno ważne wydarzenia, jak i rozmaite anegdoty. Dzięki niej i nieżyjącemu już profesorowi Leitschowi, który całe życie spędził na odtwarzaniu tych niezwykłych historii, możemy sobie wyobrazić to, jak funkcjonował dwór Zygmunta III.
Zygmunt generalnie miał szczęście do osób, którego go otaczały – zarówno do ponadprzeciętnych kobiet, jak i odważnych druhów. W publikacji wskazuje Pan, że wokół króla wykształciła się po 1599 roku grupa doświadczonych w sprawach Szwecji urzędników i żołnierzy wywodzących się z Rzeczypospolitej. Na polu boju odwagą popisał się m.in. Jan Weiher, który mając zaledwie 13 lat, towarzyszył Zygmuntowi w podróży do Szwecji, a po powrocie z tej wyprawy ruszył na Węgry. Mając 18 walczył z Karolem Sudermańskim i brał aktywny udział w zwycięskiej bitwie pod Stegeborgem.
To prawda, król miał szczęście, ale też dzięki temu, że wzbudzał sympatię, zbudował wokół siebie grupę osób zaangażowanych w sprawy państwa. Dla Polaków to postać odległa i często kojarzona głównie z kolumną Zygmunta, stojącą na placu Zamkowym w Warszawie, stanowiącą dziś jeden z symboli naszej stolicy. Natomiast fakt, że król ten był otoczony grupą ludzi, którzy bardzo mu ufali, którzy mu pomagali, świadczy o tym, że widzieli w nim pewne pożądane cechy charakteru. Poparli go też w dużej części protestanci szwedzcy, pomimo tego, że był katolikiem.
Dla pozycji króla bardzo ważna była postawa luterańskiego duchowieństwa. Na jego czele stał od 1592 roku arcybiskup Uppsali Abraham Angermannus, człowiek mocnej i surowej wiary. W czasach Jana III został wypędzony z kraju, nie zgadzał się bowiem z poglądami religijnymi tego króla, którego oskarżał o przywracanie starych katolickich porządków. Na wygnaniu w Niemczech wspierał Angermannusa książę Karol. Mimo to, gdy doszło do konfliktu, arcybiskup wsparł lojalnie króla Zygmunta. Miał za to zapłacić po zwycięstwie księcia, ponieważ został uwięziony i umarł w więzieniu Karola Sudermańskiego.
Można zatem wnioskować, że Szwedzi widzieli w Zygmuncie dobrego człowieka. Z drugiej jednak strony pewnie uważali, że kiedy wyjedzie do Polski, to nie będzie się wtrącał w ich sprawy. Natomiast książę Karol nie wzbudzał takich uczuć. Był bardzo sprytny, okrutny i sprawny. Wygrał rozgrywkę z Zygmuntem, stosując czarną propagandę. Udało mu się dzięki niej zachęcić chłopów do tego, żeby stanęli po jego stronie. Straszył ich, że do kraju przyjedzie król z Polski, w dodatku katolik, a towarzyszyć mu będą poganie, Tatarzy, którzy będą ich prześladować. Operował strachem i lękiem przed Polakami, którzy mieli ich zdominować.
Wracając do Jana Weihera – wspomniałam o nim nieprzypadkowo, ponieważ wiąże się z nim pewna ciekawostka. Jego syn Jakub założył popularny dziś nadmorski kurort Wejherowo, a niegdyś jedyne prywatne miasto na Pomorzu o nazwie Wejherowska Wola.
Tak, a Wejherowie są związani także z Puckiem, gdzie niezwykle prężnie działali. Jan Weiher przyczynił się do rozwoju floty polskiej. Tu mogę polecić bardzo dobrą pracę Stefana Ciary „Kariera rodu Weiherów 1560–1657”, znakomitego historyka, który opisał dzieje tej rodziny.
Wokół króla zgromadziła się grupa ludzi wyznaczonych do ważnych zadań. Najczęściej byli dowódcami, ale i dobrymi organizatorami. Obok Weihera należy przypomnieć też Szymona Bahra, faktora królewskiego, czyli takiego agenta królewskiego w Gdańsku, który od 1597 roku przygotowywał tę wyprawę do Szwecji. Listy Zygmunta III do Bahra stanowią dużą część zachowanej korespondencji władcy z lat 1597 i 1598. Były pełne szczegółów. Król zlecał mu przeróżne zadania: od przygotowania ogromnego przedsięwzięcia wojskowego i logistycznego do zakupu dobrej szynki, suszonego łososia i cwibaków na własne potrzeby. Faktor królewski reprezentował interesy króla w mieście i cieszył się dużym szacunkiem, miał też duże wpływy. Dzięki listom wiemy, że wojska królewskie miały być odziane jednolicie. Jeszcze w grudniu 1597 roku wyszło do Bahra zamówienie na ubrania dla trzech tysięcy ludzi, czyli dla mniej więcej połowy zbieranych sił. Miały to być szaty w kolorach: czerwonym, białym, niebieskim.
Warto podkreślić jak sprawnie Bahr zarządzał, ponieważ czasem zarzuca się Polakom, że nie mają zmysłu organizacyjnego, a znakomicie przygotowali tę wyprawę. Co prawda armada składała się z większości ze statków towarowych, kupieckich, ale wynikało to z tego, że Zygmunt nie zdołał przygotować prawdziwych okrętów wojennych.
Król miał zatem pewnie nie tylko szczęście, ale i smykałkę w doborze specjalistów. Muszę zapytać jeszcze o kilka kwestii. Szwecję i Rzeczpospolitą Obojga Narodów dzieliło wiele – począwszy od kalendarza i religii przez ustrój aż po stosunki społeczne i fakt, że skandynawski kraj nazywany bywał „królestwem chłopów”, podczas gdy nad Wisłą dominującym stanem była szlachta. Z czego wynikał szwedzki fenomen pozycji chłopstwa?
Troszeczkę odwróciłbym to pytanie. Wydaje mi się, że było wiele podobieństw. Proszę zwrócić uwagę na to, że chłopi w Szwecji, ci tak zwani wolni chłopi, byli bogaci. Tak naprawdę można ich porównać do drobnej szlachty, rzecz jasna z wszystkimi możliwymi zastrzeżeniami, ponieważ dobrze wiedzieli, że są chłopami, a nie szlachtą. Co więcej, ci wolni chłopi, to taki fenomen sięgający wcześniejszych epok. W dziejach Skandynawii było wiele buntów chłopskich – m.in. w późnym średniowieczu, a pewnie moglibyśmy się cofnąć jeszcze do czasów Wikingów. Silne było też poczucie odrębności stanowej.
Przypomnijmy też, że Szwecja wybiła się na niepodległość, zrywając unię z Danią, w dużej mierze dzięki temu, że Gustaw Waza, czyli założyciel dynastii, potrafił zjednać sobie chłopów. Mieli poczucie sprawczości i uważali się za część narodu politycznego, czyli mieli prawa i z tych praw korzystali. Zresztą przejście między stanem chłopskim i szlacheckim jeszcze w połowie XVI wieku było stosunkowo proste. Chłop mógł złożyć stosowne oświadczenie, przybyć do króla czy do jakiegoś przedstawiciela władcy, powiedzieć, że będzie pełnił służbę wojenną i otrzymywał status wolnego od podatków. Mógł też poprosić o herb. To w czasach Zygmunta III było już anachronizmem.
Chłopi mieli swoją reprezentację w zjazdach stanów, Riksdagach. Ich pozycja wynikła z nieustannych buntów tego stanu w wieku XV. Skoro władza centralna była słaba, możni wybierali drogę rokowań z chłopami, którzy w ten sposób coraz lepiej się organizowali. Udział chłopów w powstaniu przeciw Duńczykom wpłynął też na postrzeganie ich jako ważnego uzupełnienia zaciężnych knechtów czy jazdy szlacheckiej. Stan chłopski był zróżnicowany, najsilniejszą pozycję i wpływy mieli płacący podatki koronie z własnej ziemi zwani skattebönder.
Wskazuje Pan, że pierwsze zbrojne starcie króla z księciem, do którego doszło na początku września 1598 roku pod zamkiem Stegeborg, jest zazwyczaj kwitowane w opisach historycznych kilkoma zdaniami. Wprawdzie nie doszło wówczas do przełomu i rozstrzygnięcia konfliktu, warto jednak przyjrzeć się tej potyczce dlatego, że późniejsza, decydująca bitwa pod Stångebro toczyła się według podobnego schematu, tylko z innym zakończeniem. To niewykorzystane zwycięstwo. Dlaczego i jak zmarnowano tę szansę?
Odpowiedź znajdziemy w źródłach. Karol Sudermański poprowadził swoje oddziały do natarcia prawdopodobnie bez właściwego rozpoznania i wprowadził je w takie wąskie przejście między dwoma pasmami niskich pagórków. Tam jego wojsko zostało otoczone przez przeciwnika. Doszło oczywiście do rozmów.
Pod Stegeborgiem ukazały się wyraźnie cechy obu dowodzących: powściągliwość króla i elastyczność księcia. Miały one okazać się kluczowe kilka tygodni później. Warunki terenowe, a także zachowanie księcia Karola, markującego rozmowy, a dążącego w rzeczywistości do bitwy, były podobne w przypadku Stegeborga i Stångebro.
Szwedzi walczący po obu stronach uznali, że przelew krwi jest rzeczą straszną. Polacy usiłowali przekonać króla do tego, żeby jednak wykorzystać tę okazję, ale król stwierdził, że lepiej porozmawiać i nie kontynuować działań na polu boju. I kiedy tak debatowano, przypłynęła flota Karola, która zagroziła pozycji króla. W związku z tym Zygmunt musiał się wycofać spod Stegeborga. Wiedział, że jego flota nie jest gotowa do stoczenia prawdziwej bitwy morskiej. Tym samym został zepchnięty na mniej dogodną pozycję i musiał się wycofać znad wybrzeża Bałtyku. Zygmunt wraz ze swoimi oddziałami znalazł schronienie w mieście Linköping. Od zbliżających się ze wschodu wojsk księcia oddzielała jego żołnierzy tylko rzeka Stångan.
W tym polsko-szwedzkim starciu decydująca okazała bitwa pod Linköping lub bitwa pod Stångebro, która miała miejsce października lub 25 września według kalendarza juliańskiego 1598 roku między wojskami regenta Karola Sudermańskiego a wojskami króla Zygmunta III Wazy w czasie jego wyprawy do Szwecji. To sromotna przegrana polskiego władcy?
Kluczowe starcie miało miejsce pod Stångebro. Wydaje się, że ta bitwa nie musiała zakończyć się przegraną Zygmunta, ale nie do końca wiemy, co tam się stało. Klęski upatruje się w pewnym ociąganiu się króla, opóźnieniach w podejmowaniu decyzji. Po stronie królewskiej rzeczywistym dowódcą był doświadczony wojewoda wendeński Jerzy Farensbach, który w początkowej fazie starcia przebywał jednak przy królu. Z pewnością oddalenie od pola bitwy wpłynęło na jego ocenę sytuacji. Natomiast po stronie przeciwnej dowodził sam książę Karol Sudermański, który pozostawał w centrum swoich wojsk i starał się koordynować ruchy dwóch atakujących skrzydeł. Mamy tu wiele znaków zapytania. Dziwi mnie, że pozwolono, aby wysłannicy Karola Sudermańskiego mogli operować po stronie królewskiej, niejako powstrzymując atak na wojska księcia.
Prawdopodobnie Szwedzi chcieli uniknąć bratobójczej walki. Wiemy, że część rajtarów szwedzkich walczących po stronie Zygmunta nie chciała atakować, upadało morale. To najprostsze wytłumaczenie. Natomiast walka okazała się zacięta. Przeważył brak zdecydowania na polu bitwy po stronie Zygmunta, co doprowadziło do triumfu Karola, który był mocno zorientowany na wygraną i parł do zwycięstwa, nie bacząc na koszty i stratę żołnierzy. Z kolei król jakby szukał okazji do tego, żeby wybrnąć inaczej z tej sytuacji.
W jednym z listów Zygmunt napisał, że przekonywali go panowie, jego otoczenie, żeby nie kontynuował walki. Dysponujemy świadectwami samego Zygmunta o przyczynach klęski pod Stångebro. Król był postrzegany jako osoba powściągliwa, ale w liście do Erika Brahego, datowanym w Warszawie 5 stycznia 1599 roku, dał upust emocjom. Mimo że od opisanych wydarzeń minęło już kilka miesięcy, były one nadal żywe w pamięci władcy. Pisał on, iż Brahe dobrze wie, że to, co się zdarzyło pod Linköping, stało się za radą tych, którzy najpierw chcieli załatwić sprawę traktatami i rozmowami. Powstrzymało to działania króla, po czym został on oszukany i zdradzony. Jego doradcy zapłacili wysoką cenę za przegraną. Członkowie rady zostali pojmani. Zapewniano, że nie zostaną straceni, ale książę Karol urządził krwawą łaźnię. Dla króla potyczka ta zakończyła się wielkim upokorzeniem.
Rada królewska za rządów Karola wyglądała już zupełnie inaczej. Odsunął stare rody i zastąpił ich swoimi zaufanymi doradcami. Z kolei jego syn przywrócił do łask starą arystokrację.
Bilans konfliktu wypada zdecydowanie korzystniej dla Szwecji, która stała się w jego wyniku potężnym mocarstwem. Co jego finał oznaczał realnie dla Rzeczpospolitej Obojga Narodów?
Klęska pod Stångebro była ostateczna, plany króla uzyskania pełni władzy w Szwecji legły w gruzach. Wydanie zakładników związało mu ręce. Jednak strona polska praktycznie nie interesowała się tym konfliktem. Owszem, dała pieniądze, ale dla mieszkańców Rzeczpospolitej Obojga Narodów wydarzenia rozgrywające się w Szwecji były na tyle odległe, że nie przejmowali się nimi nadmiernie. Oczywiście, że klęska stanowiła despekt dla władcy. Niedługo potem wybuchła wojna w Inflantach i musieli bronić swego, ale Szwecja w tamtym okresie nie była traktowana jako bogate mocarstwo, tylko jako biedny kraj zamieszkiwany przez chłopów.
Jednakże potęga mocarstwowa Szwecji zaczęła być budowana właśnie od momentu wygranej z Zygmuntem. Szwedów straszono, że niebawem wróci i będzie chciał sięgnąć po tron. Na fali propagandy krzewionej przez Karola Sudermańskiego zbudowano system podatkowy, rozbudowano wojsko, wprowadzono liczne reformy wewnętrzne. Umiejętnie podsycano strach przed najazdem Polaków i Litwinów na ich ziemie. Jednak ani Polska, ani Litwa nie myślały o podboju Szwecji. Potem pojawiły się inne wątki jak wojna 30-letnia, czyli potężny konflikt religijny i polityczny oraz działania Lwa Północy - Gustawa II Adolfa.
Dużo ciekawostek z tego okresu historycznego można znaleźć w dokumentach. Niebawem na rynku wydawniczym ukaże się ciekawy tom metryki litewskiej z czasów Zygmunta III, który przygotowuję do druku. To niezwykła publikacja, ponieważ praktycznie nie mamy takich źródeł.
Jednym słowem można uznać, że konflikt z lat 1598-1599 był preludium do budowy mocarstwowej potęgi Szwecji.
Z pewnością tak. Jeszcze na koniec powiem, że niedawno w Szwecji ukazała się książka Svena Lilja bardzo dobrego historyka starszego pokolenia, który mówi o tym, że należy rozpatrywać dzieje Szwecji i w ogóle Skandynawii w kontekście Europy Wschodniej. To powrót do tego, co było w XVI wieku. Okazuje się, że po 400 latach Polska i Szwecja mają podobne interesy.
Serdecznie dziękuję za rozmowę!
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Bellona.