Wojciech Maksymowicz – „Inni” – recenzja i ocena
Wojciech Maksymowicz – „Inni” – recenzja i ocena
Słyszymy, że każdy z nas jest wyjątkowy, że powinniśmy być z tego dumni. Ale czy faktycznie tak jest? Czy potrafimy wzajemnie akceptować swoją odmienność? Czy będąc rodzicem, potrafilibyśmy zrozumieć inność własnego dziecka? Sięgając po książkę Wojciecha Maksymowicza pt. „Inni”, być może nie znajdziemy odpowiedzi na te wszystkie pytania. Jednak na pewno da nam ona wskazówki do dalszych, bardziej wnikliwych przemyśleń na ten temat. Recenzowana publikacja pokazuje, że nawet w gronie rodzinnym, wśród ludzi sobie bliskich może wystąpić brak akceptacji, brak zrozumienia.
Tytuł możemy tłumaczyć w dwojaki sposób. Po pierwsze jednym z głównych bohaterów jest chłopiec Jaś Waldorff, który jest zupełnie inny, niż jego rówieśnicy. Zamknięty w sobie, zafascynowany kosmosem, nie potrafi zdobyć miłości i zrozumienia u własnego ojca.
– Ja nie chcę być inny, nie chcę!– krzyczał Jaś przez łzy.
– Kochanie każdy jest inny. Czy chciałbyś mieć takie długie kręcone włosy jak Alusia? No widzisz, ona jest inna. I dobrze!
Chłopiec przestał się rzucać i spojrzał mamie głęboko w oczy.
– Wszyscy jesteśmy inni? – spytał już spokojnie.
– Każdy jest wyjątkowy! – potwierdziła Julia.
Po drugie rodzina Waldorffów jest postrzegana przez hitlerowców jako ta, która mogłaby łatwo uzyskać dokumenty potwierdzające swoje niemieckie pochodzenie. Mimo to, żaden z Waldorffów nie decyduje się na ten krok. Wolą pozostać Polakami, nie bacząc na to, że w ten sposób ryzykują życiem. Decyzja podjęta bez zastanowienia zaważy na losach Waldorffów. Ich inność jest przejawem cichego bohaterstwa i protestu wobec niesprawiedliwości. Każdy Waldorff dumnie przyznawał się do polskiego pochodzenia, nie chcąc mieć nic wspólnego z niemieckim bestialstwem.
– Stopień wojskowy, nazwisko, jednostka.
– Sierżant Henryk Waldorff, 10 Brygada Kawalerii.
Urzędnik w mundurze spojrzał na jeńca z uwagą.
– Niemiec?
– Jestem Polakiem.
– Bo to nazwisko... Von Waldorff to niemiecka rycerska rodzina.
– Moi przodkowie to rycerze polscy.
Losy rodziny Waldorffów osadzone na kanwie okupacji sprawiają wrażenie autentycznych przeżyć. Opisywane przez autora przykłady hitlerowskiego okrucieństwa napawają grozą i wydają się przerażająco prawdopodobne. Czytając tę pozycję można odnieść wrażenie, że autor opierał się na relacjach przekazanych przez naocznych świadków tych okropnych wydarzeń. Na kolejnych kartach książki odsłania się przed czytelnikiem nie tylko brutalność najeźdźców, ale także ich chęć upodlenia, upokorzenia tych, których próbowali sobie podporządkować.
Henryk ominął ich szerokim kołem, ale w pewnym momencie dojrzał powód ich radości. Stanął jak wryty i z całych sił zacisnął pięści. Zobaczył usadowionego na drewnianym stołku starego Żyda z potężną brodą i pejsem po jednej stronie twarzy. Drugie wijące się pasmo włosów stało się łupem niemieckiego żołdaka, który trzymał je w jednej ręce, podczas gdy w drugiej miał duże krawieckie nożyce. Teraz zabierał się do obcięcia drugiego pejsa. Jego dzielnej postawie wtórował doping kolegów, wyraźnie szczęśliwych, że mogą upodlić Żyda.
Autor stara się uświadomić czytelnikowi, jak bardzo czas wojny przeorał ludzkie losy. Każdy czuł się zagubiony, niepewny. Wojna rozdzieliła rodziny, wielu ludziom odebrała spokój, a nawet życie. Ludzie nie wiedzieli, czy dożyją dnia jutrzejszego, byli osamotnieni i pogrążeni w strachu.
Tym bardziej miało prawo tak się poczuć małe dziecko, dla którego nawet najmniejsze odstępstwo od normy było trudne do zniesienia. Mały Jaś jest jednym z głównych bohaterów nie tylko z powodu swojej odmienności, ale także dzięki temu, że pozwala mu ona dostrzec więcej niż zwykłemu dziecku. Jego niezwykła wrażliwość i okazywany brak zgody na wojnę, jest doskonałą wskazówką dla każdego z nas. Tak powinniśmy czuć wszyscy.
Jaś zeskoczył z wozu. Stanął nad ciałem dziecka i jak nigdy wcześniej, głośno i wyraźnie skandując każde słowo, zawołał głosem pełnym oburzenia:
– Jak ktoś mógł to zro-bić! Nie wol-no tak robić. To by-ła dziew-czyn-ka. Dziew-czyn-ka jest gdy się ru-sza, mó-wi, od-dy-cha, śmie-je się, pła-cze. Te-raz już nie ma dziew-czyn-ki! Nie moż-na tak nisz-czyć! Nie wol-no ro-bić tak strasz-nych nie-porząd-ków. Zabi-janie i ro-bie-nie ta-kiego ba-ła-ga-nu...Nie! Nie! Nie zga-dzam się! Tak nie wol-no!
Pobiegł z powrotem na pole kapusty i rzucił się na ziemię.
Dzięki sugestywnym opisom czytelnik może łatwo poczuć grozę i niepewność życia w tym trudnym czasie. Autor w barwny i empatyczny sposób opisuje wydarzenia, które zostały nazwane największym ludobójstwem w historii. Wszystkie przeżycia rodziny Waldorffów można byłoby przyłożyć do życiorysów wielu Polaków czasu wojny. Niewątpliwie wzmacnia to realizm przedstawionych wydarzeń jest bardzo wiarygodny.
Dla mnie ta książka jest nie tylko próbą przybliżenia współczesnemu czytelnikowi tych strasznych wojennych wydarzeń. Jest także krzykiem żałości małego dziecka, nierozumianego przez otoczenie, krytykowanego i odrzuconego przez ojca. Najbardziej zastanawiające jest że Ryszard – ojciec Jasia nie jest człowiekiem złym, ani zdeprawowanym. Kocha swoją żonę, dba o to, by jego rodzinie niczego nie brakowało, a gdy wybucha wojna, praktycznie od razu zgłasza się do wojska, by walczyć za ojczyznę. A jednak ten mąż, ojciec, waleczny żołnierz nie potrafi się porozumieć z własnym dzieckiem.
Mam poczucie, że autor przedstawiając te sylwetki w taki, a nie inny sposób, próbował nam coś dać do zrozumienia. Być może chodziło mu o to, byśmy nie ulegali stereotypom, tylko zawsze starali się dostrzec duszę w drugim człowieku, zrozumieć jego potrzeby. Byśmy mimo niechęci do kogoś nie zamykali się na niego, lecz mu komuś szansę. Tak by czyjaś odmienność nie stała się przyczyną nienawiści.
Wyjątkowość recenzowanej pozycji opiera się na wielości bohaterów, których losy Autor zaprezentował w sposób ciekawy i przejrzysty. Ich przeżycia mają wszelkie cechy realności, a dodatkowo zyskują dzięki odpowiednio zarysowanemu tłu historycznemu. Kolejne doświadczenia sprawiają, że bohaterowie przechodzą wewnętrzną przemianę, nawet „ochlapus Ryszard” (cytując jednego z bohaterów książki), staje się dobrym, kochającym ojcem dla swoich już dorastających dzieci. Również postać „dobrego Niemca” w osobie Paula Geyera ukazuje jeszcze jedną prawdę. Autor daje nam bowiem do zrozumienia, że każdy może stać się złym człowiekiem, ale tylko od nas zależy, jak bardzo pozwolimy się ponieść złu. Dzięki temu zabiegowi, omawiana pozycja ma także charakter moralizatorski, wychowawczy. Człowiek może się zmienić na dobre, jeśli tylko zechce, lub też ulec degeneracji – wszystko zależy od niego.
„Inni” Wojciecha Maksymowicza to pozycja warta uważnej lektury. To powieść historyczna, a zarazem bardzo współczesna. Obok wymienionych wyżej zalet należy dodać kolejną: jest przyjemna w odbiorze, można się w niej zatracić. Na pewno chętnie sięgnę po kolejne książki tego autora. Już wiem, że warto.