XVIII OZHS – podsumowania
Zakończony przed miesiącem XVIII OZHS, mimo pewnych wad, można uznać za udany. Z Moniką Ogiewą – główną organizatorką spotkania młodych historyków – rozmawia Sebastian Adamkiewicz.
Sebastian Adamkiewicz – I jak, udało się...?
Monika Ogiewa – Udało się. Najbardziej jesteśmy zadowoleni, że zdołaliśmy wdrożyć wymyśloną po części przez nas formułę kwalifikacji referatów, która będzie na pewno kontynuowana przez kolejnych organizatorów, dopóki ktoś nie wymyśli czegoś lepszego.
S.A. – Który moment zjazdu był dla Ciebie najbardziej stresujący?
M.O. – Chyba tuż przed samą inauguracją, kiedy cała machina miała ruszyć, rok przygotowań i trzy dni zjazdu, które mignęły.
S.A. – A w trakcie przygotowań nie było takich momentów? Przed czym możecie przestrzec przyszłych organizatorów?
M.O. – Przed fakturami...
S.A. – Czyli sprawy finansowe?
M.O. – Tak, zdecydowanie, trzeba po prostu dograć wszystko z osobami, które finansują zjazd, aby w niczym się nie pomylić, niczego nie zapomnieć i nie przeoczyć.
S.A. – Zorganizowaliście zjazd za 40 tys. złotych. Kto był głównym sponsorem?
M.O. – Uniwersytet Szczeciński najbardziej nas wspomógł.
S.A. – A jak informację o organizacji OZHS-u przyjęły władze?
M.O. – Najpierw była euforia, potem dużo ciężkiej pracy i dużo papierkowej roboty, z którą musieliśmy się zderzyć... No i rektorat nam tego nie ułatwił, ale to chyba normalne i zupełnie naturalne, bo w grę wchodziły publiczne pieniądze.
S.A. – A ktoś Was zawiódł?
M.O. – Najbardziej nas zawiódł Urząd Miasta, bo mimo że Prezydent objął honorowy patronat, władze Szczecina nie kiwnęły palcem, żeby pomóc. Kompletnie zawiodło Biuro Promocji Miasta, które zupełnie nie doceniło rangi imprezy. Jeżeli już jakąś pomoc miasto zaoferowało, to nie te wydziały, na które najbardziej liczyliśmy. To gorzka konstatacja w obliczu szumnych wypowiedzi o dbałości o wizerunek Szczecina.
S.A. – A co się nie udało?
M.O. – Trudno mi powiedzieć. Na pewno troszkę zaniedbaliśmy pierwszy obiad, nie wiem, czy szwedzki stół był dobrym pomysłem, ale drugiego dnia konferencji było już lepiej. Spotkałam się też z zarzutem zbyt wysokich opłat konferencyjnych. Niestety zjazd generuje duże koszty i nie chcieliśmy narażać uczestników na brak posiłków czy kiepski nocleg.
S.A. – Czy takie zjazdy są w ogóle potrzebne?
M.O. – Oczywiście, że ma to sens. Przede wszystkim dlatego, że możemy się spotkać z kolegami i koleżankami z całej Polski, porozmawiać, wymienić poglądy, ale też się pobawić. Sądzę, że oczywiście referaty, cała konferencja jest ważna, ale dużo ważniejsze jest to, że spotyka się grono ludzi, którzy się nie znają, ale łączy ich jedna pasja – historia.
S.A. – Czyli warto przyjechać na dłużej niż jeden dzień?
M.O. – Zdecydowanie tak.
S.A. – Dziękuję za rozmowę.
M.O. – Dziękuję.
Gorączkowe przygotowania do kolejnego OZHS-u rozpoczęte! Minął miesiąc od XVIII Ogólnopolskiego Zjazdu Historyków Studentów. W Toruniu tymczasem trwają przygotowania do organizacji kolejnego spotkania młodych historyków, które już za rok odbędzie się w tym mieście. Z Marcinem Sumowskim, jednym z organizatorów przyszłego zjazdu, rozmawia Sebastian Adamkiewicz.
Sebastian Adamkiewicz: Kiedy wpadliście na pomysł organizacji zjazdu?
Marcin Sumowski: Już w zeszłym roku byliśmy nagabywani, aby to Toruń urządził zjazd. Przez cały rok mieliśmy czas, aby się nad tym zastanowić. Przed przyjazdem do Szczecina ustaliliśmy z innymi Kołami, że to najwyższy czas, ponieważ ostatni zjazd w Toruniu był w 1997, więc po tylu latach spokojnie możemy być ponownie gospodarzami.
S.A. – Czy rozmawialiście o tym z kimś z uczelni?
M.S. – Oczywiście, władze są bardzo przychylnie nastawione do tego pomysłu. Poza tym rektor jest historykiem, więc na pewno wiele nam pomoże, a może nawet wygłosi wykład inauguracyjny.
S.A. – Czy myśleliście już o tym, aby wzbogacić zjazd o jakieś nowe elementy?
M.S. – Zależy nam przede wszystkim na utrzymaniu dotychczasowej formuły, włącznie z rekomendacjami referatów od pracowników naukowych, a pomysły urozmaicające imprezę na pewno przyjdą jeszcze do głowy w trakcie prac. Toruń jest pięknym miastem, więc atrakcji nie zabraknie.
S.A. – Jak oceniacie organizację zjazdu w Szczecinie?
M.S. – Zjazd był bardzo dobrze zorganizowany. Jedyną wadą były chyba tylko odległości pomiędzy budynkiem wydziału a miejscami zakwaterowania.
S.A. – A jak będzie w Toruniu?
M.S. – Odległości toruńskie są bez porównania mniejsze od szczecińskich. Z jednego końca miasta na drugi można przejechać w ciągu 40–45 minut, więc na pewno będzie lepiej pod tym względem.
S.A. – Czy będziecie współpracować z Bydgoszczą?
M.S. – Odmawiam odpowiedzi na to pytanie (śmiech).
S.A. – Dziękujemy za rozmowę.
M.S. – Dzięki.
Rozmowa ze Stanisławem Szynkowskim, byłym wiceprezesem KNHS UJ.
Sebastian Adamkiewicz: Jak Ci się podobało na tegorocznym zjeździe?
Stanisław Szynkowski: Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Spodziewałem się, że będzie podobnie jak w Olsztynie, a jest to znacznie przyjemniejsze miasto, większe, bardziej światowe niż nieco – niczego nie ujmując – prowincjonalny Olsztyn. Również organizatorzy stanęli na wysokości zadania, organizacja na medal, bardzo profesjonalne podejście, zwłaszcza w planowaniu obrad, no i w kwestiach organizacyjno-informacyjnych.
S.A.: Jak oceniasz poziom obrad? Była na ten temat szeroka dyskusja po poprzednim zjeździe.
S.S.: Myślę, że poziom był wyższy. Już nie było „kwiatków”, o których rozmawiałby cały zjazd – to uważam za pewien sukces. Myślę, że dobrym pomysłem było wdrożenie systemu kwalifikacji, mimo obaw o opór ze strony studentów. Na szczęście wszyscy się dostosowali, także pracownicy naukowi wykazali zrozumienie dla idei, jaka temu przyświeca.
S.A.: A co w czasie zjazdów należałoby jeszcze zmienić? Czy osiągnęły już wszystko, czy też można się zastanowić nad ich reformą?
S.S.: Myślę, że w kwestiach formalno-organizacyjnych w chwili obecnej osiągnięto coś, co daje możliwość sprawnej organizacji zjazdu, a jednocześnie nie rozrasta się do jakiegoś molocha, który kontroluje konferencję gdzieś z zewnątrz. Pojawiają się bowiem głosy, że należałoby powołać jakiś organ, który kontrolowałby, gdzie i jak się ona odbywa. Myślę, że w tej chwili nie jest to potrzebne i całość powinna ewoluować w stronę doskonalenia referatów. Miałbym też taki postulat, żeby przynajmniej po 2–3 osoby z najmłodszych lat – z I lub II roku – przyjeżdżały choćby w charakterze obserwatorów, by zapoznać się z atmosferą zjazdu, i to raczej jego stroną naukową niż towarzyską.
S.A.: Pojawiły się zarzuty, że tegoroczny OZHS był dla uczestników zbyt drogi, jak to oceniasz?
S.S.: Myślę, że jest to kwestia indywidualna, dla jednych była to kwota znaczna, dla innych mniej uderzająca po kieszeni. Sądzę, że finansowanie zjazdu powinno uzyskać jakieś szersze wsparcie. Wielka w tym rola organizatorów, którzy powinni – o czym boleśnie przekonaliśmy się w Krakowie – wydeptywać ścieżki do wszystkich możliwych i części niemożliwych instytucji już następnego dnia po wyborze organizatora.
S.A.: Organizowaliście zjazd kilka lat temu, teraz będzie robił go Toruń, jakie masz rady dla przyszłych organizatorów?
S.S.: Myślę, że winni niemal od razu zacząć wydeptywać ścieżki, nawiązywać kontakty, podzielić się zadaniami, żeby wszystko w odpowiednim momencie było zapięte na ostatni guzik, bowiem czasem okazuje się, że istotna część spraw nie została załatwiona, a terminy gonią.
S.A.: W przyszłym roku widzimy się więc w Toruniu. A jakie miasto chętnie byś odwiedził?
S.S.: Patrząc w przeszłość, mogę powiedzieć, że zwiedziłem wszystkie większe miasta Polski z wyjątkiem Warszawy, która notorycznie uchyla się od przysłania liczniejszej reprezentacji, a także skutecznie unika podjęcia trudu organizacji zjazdu.
S.A. Czyli apelujemy do Warszawy, aby się nie bała, tak?
S.S.: Myślę, że można by im zasugerować, żeby przemyśleli swoją postawę i po pierwsze liczniej się włączyli w uczestnictwo w zjeździe, w słuchanie, wygłaszanie referatów, w poznawanie ludzi z mniejszych, czasem zupełnie prowincjonalnych, ale wcale nie gorszych ośrodków.
S.A. Dziękuję za rozmowę.
S.S.: Dziękuję i pozdrawiam.
korekta: Bożena Pierga