„Zamach na Kutscherę”, czyli IPN-u kłopot z raportem „Alego”

opublikowano: 2018-02-01 14:29
wolna licencja
poleć artykuł:
Poniższy tekst powstał pięć lat temu, kilka dni po promocji wydanego przez IPN komiksu-książki historycznej „Zamach na Kutscherę”. Ówczesny biuletyn IPN „pamięć.pl” odmówił jego publikacji, wskazując na to, że jest zbyt obszerny i że krytycznie odnosi się do wydawnictwa Instytutu. Potwierdzono jednocześnie, że „wersja przyjęta przez twórców komiksu jest najbardziej prawdopodobną rekonstrukcją wydarzeń”. Otóż nie.
REKLAMA

Wersja ta jest w zasadzie fikcją, potwierdzoną autorytetem doktorów historii, ówczesnych i obecnych pracowników IPN. Dzisiaj można dopisać do tej recenzji jedno ważkie uzupełnienie. W 2016 roku odnaleziono w Archiwum Akt Nowych pismo przewodnie podpisane przez dowódcę kompanii „Pegaz” Adama Borysa, dołączone do raportu „Alego” i przesłane do sztabu Kedywu KG AK. To przesądza sprawę.

W poniższym tekście nie wprowadzono żadnych merytorycznych zmian.

Okładka komiksu „Zamach na Kutscherę” (fot. ipn.gov.pl).

1 lutego 2013 r., w 69. rocznicę zlikwidowania „kata Warszawy” Franza Kutschery, w Centrum Edukacyjnym IPN odbyło się spotkanie pt. „W poszukiwaniu tożsamości stolicy”. Jednym z punktów programu była prezentacja komiksu autorstwa Sławomira Zajączkowskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego pt. „Zamach na Kutscherę”. Instytut wydawał już komiksy tej spółki autorskiej poświęcone Żołnierzom Wyklętym. Teraz, z myślą o młodym odbiorcy, zostaną przedstawione najważniejsze akcje AK podczas II wojny światowej. IPN ma być gwarantem, że ten mariaż popkultury z historią dokona się bez szkody dla naukowej rzetelności – to ma wyróżniać komiksy wydawane pod szyldem Instytutu spośród innych. W wywiadzie dla „pamięć.pl” (3/2012) dr Tomasz Łabuszewski mówił:

Dając pieczątkę Instytutu Pamięci Narodowej gwarantujemy, że historie opowiedziane w tych komiksach od strony faktograficznej są prawdziwe i my bierzemy za nie pełną odpowiedzialność. (…) Oprócz tego do każdego komiksu dodajemy wkładki historyczne, tak aby przeciętny odbiorca mógł także samodzielnie zweryfikować, czy historia opowiedziana piórem Sławomira Zajączkowskiego i pędzlem Krzysztofa Wyrzykowskiego jest wiarygodna faktograficznie, czy też nie. To wydaje mi się uczciwe.

Należy chyba przyklasnąć słowom naczelnika OBEP IPN Warszawa, który – nie rzucając słów na wiatr – dał imprimatur Instytutu Pamięci Narodowej komiksowi „Zamach na Kutscherę”. Zrobił więcej – wziął osobistą odpowiedzialność za merytoryczny poziom wydawnictwa: dr Łabuszewski oraz dr Kazimierz Krajewski, kierownik Referatu Badań Naukowych warszawskiego OBEP IPN występują jako pomysłodawcy serii „W imieniu Polski Walczącej”, autorzy wkładki historycznej i konsultanci historyczni. Tak dr Łabuszewski tłumaczył, dlaczego na temat 1. zeszytu serii wybrano likwidację Kutschery:

Wydaje nam się, że to jest jeden z wielu takich wątków – od strony rangi sprawy wręcz najważniejszy – które przez kilkadziesiąt lat „leżały na ulicy” i nikt z niewiadomych powodów nie był zdecydowany ich podnieść. Postanowiliśmy po prostu odrobić te zaległości.
REKLAMA

U dr. Łabuszewskiego poczuciu misji edukacyjnej towarzyszy świadomość zaniedbań środowiska zawodowych historyków, którzy – zwłaszcza w odniesieniu do okupacji niemieckiej – od dziesięcioleci wykazują karygodną indolencję:

Ostatnie wartościowe opracowania powstały w latach 60. i 70. XX wieku. W dużej mierze w dalszym ciągu bazujemy na publikacjach prof. Tomasza Szaroty czy Władysława Bartoszewskiego i w zasadzie nic znaczącego od tej pory nie powstało. Podobna sytuacja ma także miejsce na płaszczyźnie popularyzatorskiej.
Stanisław Huskowski „Ali” (domena publiczna)

Autorzy nie ukrywają zatem swoich ambicji: to nie tylko komiks – „zarówno ta publikacja, jak i następne z serii, są książkami historycznymi” (dla: mmwarszawa.pl).

To, że dołączanie do komiksów wkładek historycznych nie jest żadną genialną innowacją jest oczywiste. A jak wygląda sprawa historycznej wartości dzieła firmowanego przez IPN, które ma odrobić wieloletnie zaległości w badaniach nad najważniejszą akcją AK?

Odnotujmy najpierw ewidentne błędy merytoryczne, których nie można tłumaczyć dopuszczalnymi w takiej formie uproszczeniami: dwa we wkładce i jeden w komiksie. Po pierwsze: Stanisław Huskowski „Ali” otrzymał Krzyż Walecznych dopiero pośmiertnie, po akcji na Koppego, podczas odwrotu z której poległ – było to 11 lipca 1944. Po akcji z 1 lutego 1944 był jedynym jej uczestnikiem, który żadnego odznaczenia nie dostał. Po drugie: autorzy pomylili się o rok w dacie śmierci Bronisława Hellwiga „Bruna” – rana otrzymana w akcji „Stamm” nie okazała się śmiertelna. „Bruno” wziął udział w powstaniu warszawskim i zmarł 22 lipca 1945. Po trzecie: na 21. stronie komiksu „Lot” mówi do podwładnych:

Od domu w al. Róż 2, w którym mieszka Kutschera, do budynku SS, gdzie pracuje, jest zaledwie 700 metrów.

W rzeczywistości ta odległość to około 150 metrów. Te błędy są oczywiste i nie powinny się zdarzyć w takiej publikacji, ale nie utrudnią odbiorcy zrozumienia biegu zdarzeń.

Wartość wydawnictwa, którego merytoryczna zawartość gwarantowana jest autorytetem IPN, obniża się gwałtownie z innego powodu. Skąd wiadomo, jak przebiegła akcja zlikwidowania Kutschery? Otóż do lat 90. wiedza ta była oparta właściwie na jednym, dziewięciozdaniowym dokumencie (opublikowanym we wkładce meldunku „Pługa” do płk. „Nila”) i relacjach tych uczestników akcji, którzy przeżyli wojnę.

Wyrocznią w tej sprawie był Piotr Stachiewicz – autor monumentalnej monografii batalionu „Parasol”. Pracował nad nią od roku 1969, ale ukazała się dopiero w okresie „Karnawału Solidarności”. Można powiedzieć, że książka ta zmieściła się w ramach „ostatnich wartościowych opracowań powstałych w latach 60. i 70. XX wieku”. Co takiego na podstawie badań (zakrojonych na naprawdę szeroką skalę) ustalił Stachiewicz?

REKLAMA
POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7
Bronisław Pietraszewicz „Lot” (domena publiczna)

Dla lepszego zrozumienia dalszego wywodu, ograniczę się do dwóch najistotniejszych kwestii. Po pierwsze, autor monografii uznał, że załamany niepowodzeniem z otwarciem teczki z granatami „Ali”, oddalił się z miejsca wydarzeń – był to dla niego początek wielkiej, osobistej tragedii. Charakteryzując uczestników akcji, w każdym znalazł cechy czy wrodzone predyspozycje, które uzasadniały włączenie go do zespołu wykonawczego. W każdym, tylko nie w Stanisławie Huskowskim „Alim” – ten, zdaniem Stachiewicza, wziął udział w akcji (i to jako zastępca dowódcy), ponieważ łączyły go przyjacielskie stosunki z „Lotem”, czyli dowódcą.

Drugą kwestią, śmiem twierdzić, że nie mniej ważną, jest dramat, jaki rozegrał się na moście Kierbedzia już po akcji. Zdaniem Stachiewicza „Sokół” i „Juno” nie wykonali wydanego przez rannego „Lota” rozkazu porzucenia postrzelanego samochodu na prawym brzegu Wisły i dodatkowo popełnili elementarny błąd – wracali przez rzekę tą samą drogą, którą przeprawiali się z rannymi.

Oto w wielkim skrócie wersja zdarzeń, udokumentowana relacjami świadków i w zasadzie uważana za kanoniczną. Ponieważ autorzy wkładki – w odniesieniu do przebiegu akcji – powołują się w przypisach tylko na Piotra Stachiewicza, należy chyba uznać, że to jest wersja zdarzeń, która „jest zgodna z faktografią”, bo przecież nie powołują się na jakieś nowe ustalenia, własne badania. W kwestii faktografii historycy z IPN, mimo narzekań na taki stan rzeczy, zatrzymali się na latach 60. i 70. XX wieku.

Przyjrzyjmy się przypisom: trzy razy przywołana jest książka Władysława Bartoszewskiego „1859 dni Warszawy” według wydania z 2008 r. Z pozoru to nowość, ale 1. wydanie ukazało się w 1974. Oprócz tego trzy razy cytowane są fragmenty dwóch książek Stachiewicza – jednej z 1981, drugiej z 1982. Raz pojawia się wspomnieniowa książka Aleksandra Kunickiego (rok wydania 1969), a ostatnia cytowana pozycja to wspomnienia Teodory Żukowskiej „Mileny” (2000).

To mogłoby wprowadzać autorów komiksu w XXI wiek, gdyby nie fakt, że wspomnienia te były publikowane w tygodniku „Stolica” w latach 70. Obowiązkiem naukowca podejmującego jakikolwiek temat jest zapoznanie się z aktualnym stanem badań. To elementarna zasada warsztatu badawczego, której zaniechano w przypadku inkryminowanego komiksu z wkładką historyczną. A przecież – wbrew opinii dr. Łabuszewskiego – tylko w sprawie likwidacji Kutschery pojawiły się dwa istotne teksty.

REKLAMA
Miejsce akcji – Aleje Ujazdowskie przy skrzyżowaniu z ul. Chopina, widok w kierunku placu Na Rozdrożu.

W 2004 dr hab. Andrzej Krzysztof Kunert opublikował treść reportażu napisanego kilka dni po akcji przez Sławomira Dunin-Borkowskiego „Jaskólskiego” na podstawie relacji uczestników wydarzeń. A.K. Kunert nie poddaje tekstu analizie, podkreśla jedynie jego wyjątkowość. Dziesięć lat wcześniej dr Henryk Piskunowicz opublikował treść raportu „Alego” z akcji na K.(utscherę)”. Tak o okolicznościach odnalezienia dokumentu mówił na łamach „Tygodnika Powszechnego” (13/2009):

W latach 80. pisałem doktorat na temat Kierownictwa Dywersji AK i poszukiwałem materiałów źródłowych. Po wojnie wszystkie dokumenty związane z Kedywem trzymała w garści bezpieka, były rozproszone w kilku miejscach i nieopracowane. Miałem szczęście, bo przypadkowo trafiłem na zbiór z raportem w Centralnym Archiwum KC.

Dalej relacjonuje autorka reportażu:

„Raport >>Alego<<”, pisany w trzeciej osobie, robi na nim piorunujące wrażenie – jest profesjonalny, wskazuje na świetne przygotowanie akcji – lecz nie jest głównym przedmiotem jego pracy, poświęca mu więc tylko krótki opis, wzmiankując, że prostuje on „krzywdzącą opinię niektórych historyków sformułowaną pod adresem jego [„Alego”] postawy”.

Tak jak dr hab. Kunert, dr Piskunowicz nie analizował odnalezionego przez siebie dokumentu, ale docenił jego wagę. A zatem w ciągu dekady na przełomie XX i XXI wieku opublikowano jednak – wbrew przekonaniom dr. Łabuszewskiego – pierwszorzędnego znaczenia dokumenty.

Tekst raportu „Alego” znalazłem w internecie chyba w 2006 roku. Zaproponowałem swoim uczniom z Gdańskiego Autonomicznego Gimnazjum udział w projekcie polegającym na krytycznej analizie źródła, jakim jest raport „Alego”, w kontekście ugruntowanej, opartej na relacjach wiedzy o specjalnej operacji bojowej „Kutschera”. Wyniki pracy wraz z niepublikowanym dotąd materiałem ikonograficznym oraz z udostępnioną po raz pierwszy na potrzeby projektu przez Archiwum Akt Nowych kopią raportu w czerwcu 2008 przekazaliśmy m.in. do Instytutu Pamięci Narodowej. Do jakich wniosków doszliśmy?

W największym skrócie: raport jest dokumentem oryginalnym i przedstawia wiarygodną wersję zdarzeń z 1 lutego 1944, która kłóci się z relacjami świadków, a zatem także z kanoniczną wersją Piotra Stachiewicza. „Ali” nie uciekł z pola walki, uzbrojony w pistolety osłaniał odwrót kolegów. „Juno” i „Sokół” zginęli w wyniku osaczenia przez Niemców na moście Kierbedzia, ponieważ wykonywali rozkaz „Lota”, który nakazał odprowadzenie auta na lewy brzeg Wisły.

REKLAMA
POLECAMY

Chcesz zawsze wiedzieć: co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego w historii? Polecamy nasz newsletter – raz w tygodniu otrzymasz na swoją skrzynkę mailową podsumowanie artykułów, newsów i materiałów o książkach historycznych. Zapisz się za darmo!

Co zrobił IPN z tą sprawą – nic, ale w 2009 obiecał, że zajmie się dokumentem. W tym właśnie roku Instytut zaangażował swój autorytet w przygotowanie wystawnej rekonstrukcji historycznej akcji na Kutscherę w Alejach Ujazdowskich, ale w scenariuszu oraz przygotowanych materiałach edukacyjnych o raporcie nie było słowa. Na pytanie o raport zadane przez dziennikarkę „Życia Warszawy” Iwona Spałek z Referatu Badań Naukowych IPN odpowiedziała:

Dokument był analizowany, ale uznano, że nie może być powodem do zmiany wydarzeń. Jesteśmy poważną instytucją. Trzymaliśmy się potwierdzonej wersji historii. Dokumenty AK, jeszcze nie opracowane, na pewno będą kiedyś analizowane. Ale dziś mamy inne ważne projekty.

Widząc opieszałość IPN, z radością odpowiedziałem na propozycję ówczesnego red. nacz. biuletynu wydawanego przez Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych „Kombatant”, aby, korzystając z medialnego zainteresowania rekonstrukcją, napisać o raporcie „Alego”. Na stronie tytułowej tego numeru („Kombatant” 3/2009) jest kadr z filmu Ryszarda Bugajskiego „Generał Nil”, na którym widać m.in. chłopaka z teczką w jednej ręce i pistoletem w drugiej, strzelającego zza samochodu w kierunku budynku komendantury SS i policji. To „Ali” – tak, jak przedstawiony jest w raporcie.

W 2011 r. na tezy przeze mnie postawione w „Kombatancie” odpowiedziała krytycznie dr Maria Wiśniewska na łamach „Przeglądu Historyczno-Wojskowego” (PHW 4/2011). Odpowiedziałem na tych samych łamach w roku następnym (PHW 2/2012 – wszystkie wymienione publikacje są już od dłuższego czasu dostępne na stronach internetowych wydawców: "www.udskior.gov.pl":www.udskior.gov.pl i "www.wceo.wp.mil.pl":www.wceo.wp.mil.pl). A zatem między obietnicą zajęcia się dokumentem a prezentacją komiksu – w ciągu czterech lat – była prowadzona (choć nie za sprawą IPN, to jednak przed IPN nie ukrywana) polemika w sprawie raportu „Alego”.

Wydaje się, że autorzy komiksu–książki historycznej „Zamach na Kutscherę” z sobie wiadomych powodów zignorowali ustalenia opublikowane w fachowym, skierowanym do historyków piśmie, które dotyczyły wiarygodności (uważanego za nigdy niepowstały) raportu z akcji na Kutscherę.

REKLAMA
Kondukt pogrzebowy Franza Kutschery na Adolf-Hitler-Platz (placu Piłsudskiego) w Warszawie (domena publiczna)

Dzisiaj, po 6 latach mozolnych badań wiemy jeszcze więcej, dysponujemy niewykorzystanymi dotąd relacjami i oryginalnymi materiałami dotyczącymi uczestników akcji „Kutschera”, zgromadziliśmy bardzo mocne dowody na to, że raport z akcji jest dokumentem nie tylko autentycznym, ale i wiarygodnym. Siłą faktów podważyliśmy w ten sposób wiarygodność relacji świadków i w konsekwencji kanoniczną wersję wydarzeń opracowaną przez Piotra Stachiewicza. Można się z tą argumentacją nie zgadzać, ale nie można jej zignorować.

Samego dokumentu – raportu „Alego” z akcji na K. – autorzy komiksu–książki historycznej zignorować już nie mogli, jak w 2009 podczas rekonstrukcji w Al. Ujazdowskich. Z trzynastu stron wkładki historycznej dołączonej do komiksu na czterech jest reprodukowana, w znakomitej jakości, w skali 1:1 kopia pełnego raportu „Alego”. A zatem uznali historycy, że – przynajmniej w kwestii autentyczności dokumentu – wnioski przekazane do IPN w 2008, opublikowane później w „Kombatancie” i „Przeglądzie Historyczno–Wojskowym” są słuszne. Odrzucili argument, że raport jest ubecką fałszywką stworzoną żeby skłócić środowisko weteranów i tezę dr Marii Wiśniewskiej, że raport nie jest raportem, ale czymś w rodzaju pamiętnika, jaki po śmierci „Rudego” napisał „Zośka”.

Czy cztery lata to za mało dla historyków wygłaszających morały o rzetelności naukowej, żeby zbadać czterostronicowy dokument, zająć stanowisko lub uznać, że sprawy nie da się rozstrzygnąć i uczciwie to powiedzieć? Albo chociaż, unikając kompromitacji, nadal milczeć? To aż nadto.

Co zrobił IPN w 69. rocznicę akcji na Kutscherę? Mniej więcej to, co bohater „Rejsu” Piwowskiego, który przespał sentymentalną piosenkę, ale po przebudzeniu musi o swoich wrażeniach jednak coś powiedzieć. Problem z raportem „Alego” sprowadzili autorzy do jednej tylko kwestii (zachowania w walce autora raportu) i prześlizgnęli się nad nim w dwóch zdaniach, które z racji swej lakoniczności mogą być tutaj przytoczone:

W dalszym ciągu niewyjaśniona pozostaje postawa „Alego”, który według wersji przekazanej przez innych uczestników akcji nie mogąc otworzyć teczki z granatami oddalił się do samochodu „Bruna”. Według raportu jego autorstwa – przygotowanego dla dowództwa Kedywu (jako zastępca dowódcy akcji) – miał on razem z innymi żołnierzami ostrzeliwać pozycje niemieckie.

Te dwa zdania tylko z pozoru są prawdziwe, bo przecież postawa „Alego” została wyjaśniona dwojako: albo bezbronny „Ali” umyka z felerną teczką z pola walki tuż za rannym „Lotem” (według relacji), albo po niepowodzeniu z otwarciem teczki wydobywa broń, ostrzeliwuje budynek komendantury, biegnie na róg ul. Szopena i Alej i osłania odwrót kolegów (według raportu). Jeżeli chce się przedstawić tę historię w zgodzie z faktografią, trzeba wybrać jedną z tych wersji. Autorzy komiksu wybrali inną drogę: zapalają Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Wzięli trochę z jednej wersji i trochę z drugiej, tworząc w ten sposób trzecią – zupełnie nieprzystającą do żadnej faktografii.

REKLAMA

Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”

Łukasz Męczykowski
„Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
123
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-9-1

Na kartach komiksu przedstawiających akcję, „Ali” bez broni (czyli według wersji Stachiewicza) pozostaje do końca na polu walki, przejmuje dowodzenie akcją (jak w raporcie), towarzysząc jednocześnie cały czas rannemu „Lotowi”, który (trudno powiedzieć według jakiej wersji) jest od początku do końca w walce. To trochę tak, jakby Salomon, chcąc sprawiedliwie rozstrzygnąć spór, kazał w dni parzyste oddawać dziecko jednej kobiecie a w nieparzyste drugiej.

Inną kontrowersję wynikającą z tekstu raportu, czyli sprawę wydania przez „Lota” rozkazu odprowadzenia auta z bronią na lewobrzeżną część Warszawy, autorzy rozstrzygnęli jednoznacznie: nie dali wiary dokumentowi zestawionemu przez Stanisława Huskowskiego „Alego”, który przez dowódcę oddziału kpt. „Pługa” dotarł do szefa sztabu Kedywu. Te niekonsekwencje w podejściu do materiału źródłowego i widoczną bezradność wobec pojawienia się nowego dokumentu w sprawie podkreśla wypowiedź Sławomira Zajączkowskiego dla portalu „pamięć.pl”. Na pytanie: „Czy scena zamachu krok po kroku ukazuje rzeczywisty przebieg wydarzeń, trasę ucieczki, otoczenie, warszawskie ulice w zimie 1944 roku?” odpowiada:

Tak. (…) Ewentualne nieścisłości w ukazaniu przebiegu zamachu mogą wynikać jedynie z braku źródeł historycznych, sporu między historykami o rolę „Alego” i to, czy zacięła mu się torba z granatami, czy nie.

I nieco niżej na pytanie: „Czy w komiksie >>Zamach na Kutscherę<< pojawiają się wątki fikcyjne?” pada jednoznaczna odpowiedź:

Nie. Każda scena, każde wydarzenie oraz rozmowy miały miejsce w rzeczywistości.

Mój komentarz do tego jest taki: źródła historyczne są – grupa relacji i raport, a sporu historycznego nie należy rozstrzygać tworząc fikcję i jednocześnie zapewniać, że przedstawia się tylko fakty; teczka się nie otworzyła – tak według relacji, jak i według raportu – tutaj sporu nie ma.

REKLAMA

Nie byłoby o co kruszyć kopii, gdyby autorzy stworzyli po prostu komiks. Można by wtedy spierać się np. o to, czy w komiksach odwołujących się do wydarzeń historycznych artysta ma lub nie ma prawa do swobody twórczej. Ja twierdzę, że ma. Artysta może wszystko w tworzonym przez siebie świecie przedstawionym. Ale gdy artysta twierdzi, wspierany autorytetem doświadczonych historyków, że jego dzieło jest rzetelnym źródłem wiedzy historycznej, to zakres twórczej swobody kurczy się drastycznie. A przecież jeżeli już w toku przeprowadzonych badań autorzy uznali, że fakty są niejednoznaczne, można było, pozostając rzetelnym i uczciwym wobec czytelników, przedstawić jasno wszystkie kontrowersje i zaproponować młodzieży pasjonującą lekcję z krytyki źródła – umiejętności wpisanej w podstawę programową z historii. Prawda świadków i prawda dokumentu. Kto ma rację? Co świadczy o wiarygodności dokumentu, a co stawia ją pod znakiem zapytania? Czy świadkowie mogą się mylić? Dlaczego dokument przepadł na kilkadziesiąt lat? Czy dokument jest autentyczny? Co o tym świadczy?

Kamień pamiątkowy w miejscu "Akcji Kutschera" w Alejach Ujazdowskich w Warszawie (fot. Adrian Grycuk, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska)

Może należało artystom zlecić odtworzenie okoliczności i przebiegu zdarzeń według relacji, a we wkładce przedstawić wersję z raportu? Niepotrzebna by była wtedy ta cała ekwilibrystyka i żonglowanie źródłami, a przeciętny odbiorca mógłby – o co przecież twórcom chodziło – samodzielnie podjąć próbę weryfikacji.

Dr Łabuszewski powiedział w odniesieniu do komiksów historycznych, że są produkcje, „które bardzo często odwołują się do pewnych wątków historycznych, ale nie do końca odzwierciedlają faktografię. Tworzy się wtedy przekaz nieautentyczny, niewiarygodny, a w moim mniemaniu, w pewnych sytuacjach wręcz szkodliwy.” Święte słowa. Wypowiedź ta doskonale charakteryzuje „Zamach na Kutscherę”, komiks i książkę historyczną w jednym.

Na koniec jeszcze jeden głos w sprawie. I niech zabrzmi on głośno, choć to głos zza grobu. W 1946 Bolesław Srocki – mentor, opiekun, duchowy i intelektualny przewodnik młodzieży z kręgu żoliborskiego PET-u, min. „Rafała”, „Jeremiego”, „Lota”, „Alego”, „Cichego” – opublikował w „Życiu Literackim” artykuł pod znamiennym tytułem „Twórczość literacka i rzeczywistość wojenna. Na marginesie literackich opracowań zamachu na gen. Kutscherę”. Srocki w swoim artykule odniósł się przede wszystkim do kuriozalnego tekstu Wojciecha Żukrowskiego „Wielkie łowy w Alejach Ujazdowskich”, wydrukowanego rok wcześniej w „Dzienniku Zachodnim”. Nie będę streszczał, niech „Pan Bolesław”, członek Rady Wychowawczej przy Kwaterze Głównej Szarych Szeregów, przemówi własnymi słowami, bo te słowa zasługują na uwagę:

[opowiadanie Żukrowskiego] zaopatrzone w plan sytuacyjny, napisane w formie bezpośredniej relacji uczestnika, posiada wszystkie zewnętrzne cechy autentyczności, będąc w gruncie rzeczy zbiorem dowolnie przekształconych, czy zgoła fałszywych szczegółów. (…) Autor działał w dobrej wierze, będąc wprowadzony w błąd przez kogoś, kto – znając garść faktów i pseudonimów – podał się za uczestnika akcji, formę zaś bezpośredniej autentyczności nadała opracowaniu Redakcja, chcąc podnieść zewnętrzną atrakcyjność reportażu. (…) Istotne w danym wypadku jest jednak nie to, kto brał udział w zamachu, kto ocalał czy zginął, ile było samochodów i jak rozstawione. O te szczegóły historia upomni się zapewne, lecz będzie w stanie sprostować je na podstawie suchych relacji urzędowych.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Paweł Czechowski

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Waldemar Stopczyński
Nauczyciel języka polskiego, prezes Stowarzyszeni im. Bolesława Srockiego, autor wydanej przez Muzeum II Wojny Światowej książki „W kręgu Bolesława Srockiego. Ludzie Petu. Relacje-wspomnienia-polemiki"

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone