„Panie Dulskie” – reż. Filip Bajon – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2015-10-16 16:29
wolna licencja
poleć artykuł:
Skarżymy się często, że ekranizacje lektur nie dorastają do pięt ich książkowym pierwowzorom. Niezwykle trudnym zadaniem staje się przeniesienie nie tylko autorskiej wizji, lecz także wszystkich niuansów dzieła literackiego na wielki ekran. Nie każdy reżyser jest w stanie sprostać temu zadaniu, udało się to jednak Filipowi Bajonowi, który w swoim najnowszym filmie postanowił przedstawić swoją interpretację „Moralności pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej.
REKLAMA
Panie Dulskie
nasza ocena:
7/10
Premiera:
2 października 2015 (Polska)
Gatunek:
Komedia obyczajowa
Reżyseria:
Filip Bajon
Scenariusz:
Filip Bajon
Produkcja:
Polska
Czas:
1 godz. 31 min.

Gabriela Zapolska związana była w młodości z teatrem, gdzie próbowała swoich sił w aktorstwie. Szybko okazało się jednak, że bardziej nadaje się do tworzenia literatury – miała świetne oko do wyłapywania i opisywania zachowań przedstawicieli różnych warstw społecznych. Szczególne wyczulenie na dramaty niższych klas i hipokryzję członków grup o wyższej pozycji oraz odwaga w krytyce panującej sytuacji poskutkowały wielkim sukcesem literackim – jej „Kaśka Kariatyda” i „Moralność pani Dulskiej” do dziś widnieją w kanonie polskich lektur obowiązkowych. Reżyser „Pań Dulskich” – Filip Bajon – postanowił iść w ślady pisarki. W swym najnowszym obrazie pokazuje perspektywę Zapolskiej, ale pozostawia sobie również miejsce na zaprezentowanie własnego spojrzenia na polskie społeczeństwo – nie tylko to dawne, lecz także współczesne.

Zarys fabuły znamy ze szkolnej lektury – Aniela Dulska, apodyktyczna i władcza właścicielka kamienicy (w tej roli Krystyna Janda), oficjalnie nie zgadza się na związek swego syna, Zbyszka, ze służącą Hanką, aby nie narazić się na osąd znajomych i nie wywołać obyczajowego skandalu. Zaciekle chroni swojej reputacji, która wydaje się dla niej ważniejsza od wszelkich innych wartości – nawet dobra swojego dziecka. Kiedy okazuje się, że Hanka jest w ciąży, pani Dulska, aby nie narazić na szwank dobrego imienia swojej rodziny, decyduje się na ostateczny krok.

Bajon stworzył swoją wariację na temat tej słynnej opowieści. Bawi się jej zakończeniem, a także wplata w nią wątek życia kolejnych, przeklętych przez męża Dulskiej, pokoleń. Podobnie jak w swojej ostatniej ekranizacji dramatu Fredry – „Ślubach panieńskich” – reżyser postanowił połączyć tradycję z nowoczesnością. O ile w poprzedniej produkcji przyniosło to nieco przerysowany, a być może nawet kiczowaty efekt, o tyle tym razem stworzyło ciekawe, udane połączenie. Twórca przeniósł opowieść o mieszczańskich obyczajach we współczesne realia – losy Dulskich zostały umieszczone przez niego w trzech przestrzeniach – przedwojennej, PRL-owskiej i współczesnej.

REKLAMA

Sam tytuł – „Panie Dulskie” – sugeruje inną niż stosowaną dotychczas interpretację. Zamiast ponownego klasycznego odtworzenia historii głównej bohaterki i jej rodziny, mamy do czynienia z próbą głębszej refleksji na temat niezmienności ludzkiej natury i mentalności. Losy bohaterów dramatu Zapolskiej odciskają piętno na dziejach ich potomków – rodzinna tajemnica ciąży na życiu córki (Katarzyna Figura) i wnuczki Dulskiej (Maja Ostaszewska). Postaci tych kobiet służą reżyserowi do pokazania międzypokoleniowej relacji wewnątrz mieszczańskiego klanu, jego hipokryzji, a także nieodmienności dziedziczonych przez bohaterki uprzedzeń, nawyków i obyczajów. Film niesie za sobą przesłanie, mówiące, że od lat nie zmienia się nasze postrzeganie świata, a podziały społeczne, istniejące w dawnej Polsce, nie przeminęły wraz z odzyskaniem wolności i demokratyzacją państwa. W naszej psychice nadal dominuje „dulszczyzna” – tendencja do kreowania wizerunku, życia na pokaz, a także skłonność do stereotypizacji świata i niechęć do walki z nietolerancją.

Zobacz także:

Jak Zapolska wskazywała na wady i hipokryzję społeczeństwa mieszczańskiego w XIX wieku, tak Bajon chce wzbudzić w swoich odbiorcach wyrzuty sumienia odnoszące się do współczesnych warunków społecznego współżycia. Udaje mu się to w stu procentach, a przy okazji pokazuje, jak uniwersalną opowieść stworzyła pozytywistyczna autorka. Choć na seans szłam bez większych oczekiwań, wyszłam z niego pozytywnie zaskoczona. Ciekawy pomysł i świetna aktorska obsada (oprócz odtwórczyń głównych ról występują tu także m.in. Sonia Bohosiewicz, Olgierd Łukaszewicz i Katarzyna Herman) tworzą może nie wybitną, ale przyjemną i wartą obejrzenia komedię. Polecam.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Agnieszka Woch
Studentka filologii polskiej i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, interesuję się wszelkiego rodzaju literaturą, historią XX wieku i językiem, a także filmem i teatrem. Redakcyjny mistrz boksu.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone