Szalom Zaglembie – wspólne dziedzictwo Zagłębia Dąbrowskiego

opublikowano: 2015-12-03 14:12
wolna licencja
poleć artykuł:
Kiedy po zakończonym seansie w jednym z sosnowieckich kin obsługa otwiera w końcu drzwi wyjściowe, widownia ląduje na tyłach budynku i w większości wraca w pośpiechu w stronę wejścia, żeby okupować przez chwilę kinowe toalety. Mało kto zwraca uwagę na Tabliczkę. A jest ona ważna.
REKLAMA

Napis na niej głosi: „W pobliżu tego miejsca z rąk niemieckich nazistów zginęli śmiercią męczeńską przez powieszenie: (...)". Poniżej umieszczono gwiazdę Dawida i sześć nazwisk. Losy Tabliczki to doskonała alegoria pamięci o żydowskim dziedzictwie Zagłębia. Często jest przeoczane, niemalże niewidoczne, a jednak jest wciąż wokół. Nawet po tylu latach.

Akt I: ? - 1939

Będzin jest jednym z najstarszych miast w województwie. Prawa miejskie uzyskał w 1358 roku. Ale Żydzi byli tu jeszcze wcześniej: najstarsze wzmianki mówią o końcówce XIII wieku. Za czasów Kazimierza Wielkiego żyło im się z reguły dobrze w Rzeczpospolitej – król był przyjaźnie do nich nastawiony, wielu darzył zaufaniem, a ze swojego bankiera Lewki zrobił nawet administratora niezwykle ważnych kopalni w Bochni i Wieliczce. Dla Żydów będzińskich ważniejszy był jednak inny król: w 1583 roku Stefan Batory przyznał im bowiem szereg przywilejów, dzięki którym mógł powstać prawdziwy kahał (czyli żydowska gmina). Wybudowano pierwszą synagogę i postawiono cmentarz.

Będzin: synagoga i zamek, początek XX wieku (domena publiczna).

Do granicy zawsze było tu blisko, nieważne czy Polska znajdowała się na mapach czy była tylko mglistym wspomnieniem. Dla miejscowej ludności były to okoliczności sprzyjające do handlowania różnymi towarami, a kupcy żydowscy na przestrzeni lat zyskali te same prawa co kupcy chrześcijańscy. Oprócz tego prowadzili rzeźnie i karczmy. Sytuacja pogorszyła się nieco za rządów carskich, gdy wprowadzono ograniczenia dla żydowskiego osadnictwa na terenach leżących przy granicy. Bez odpowiednich zezwoleń starozakonni nie mogli mogli osiedlać się na terenie Będzina, czego efektem było stopniowe zasiedlanie pomniejszych wiosek w regionie.

A region ten rósł w siłę. Zagłębie Dąbrowskie, podobnie zresztą jak sąsiedni Górny Śląsk, miało stać się wkrótce ważnym ośrodkiem przemysłowym. Ludności napływowej było coraz więcej – wsie stawały się powoli miastami, a w ich populacjach stopniowo wzrastał odsetek Żydów. Sosnowiec prawa miejskie uzyskał w 1902 roku, działały tutaj rozliczne kopalnie i zakłady przemysłowe. Ze spisu przeprowadzonego w 1921 roku wiadomo, że Żydzi prowadzili w mieście prawie 370 warsztatów rzemieślniczych i produkcyjnych. Tzw. Wielka Synagoga powstała tu jeszcze w XIX wieku. W Modrzejowie, dziś dzielnicy Sosnowca, najpierw istniał podkahał, a następnie samodzielna gmina żydowska. Było to jedno z tych miejsc, w których Żydzi byli zdecydowaną większością. Inne społeczności znajdowały się także m.in. w Niwce, Czeladzi i Dąbrowie Górniczej. Żydzi stanowili ważną część ludności Zagłębia, posiadali duże wpływy handlowe, a czasem i polityczne (w 1917 roku w radzie miasta Będzina wszyscy radni byli Żydami). Choć tworzyli różnego rodzaju skupiska i zasiedlali konkretne dzielnice, cały czas byli sąsiadami katolików, protestantów czy prawosławnych i posiadali z nimi, lepsze bądź gorsze, relacje.

REKLAMA
(fot. P. Czechowski).

A potem przyszła Zagłada.

Akt II: 9 października 2015

„Cafe Jerozolima" mieści się w Będzinie przy ulicy Modrzejowskiej 44. Miała się nazywać „Cafe Lemel", od nazwiska właściciela kamienicy, w której się mieści, ale w końcu Będzin był kiedyś „Jerozolimą Zagłębia”. Do środka wchodzę kilka minut po 14. Pachnie tu specyficznie, ale przyjemnie. Nozdrza wypełnia zapach starych mebli i przypraw. Z głośników leci cicho klimatyczna muzyka. Umówiłem się tu z panem Adamem, pomysłodawcą otworzenia takiego przybytku. Pytam kelnera. Jeszcze go nie ma, zatrzymały go obowiązki w pracy, powinien przyjść niebawem. Proszę więc o herbatę i siadam w głębi sąsiedniego pomieszczenia.

Zobacz też:

Kawiarnię otworzono przed niecałym miesiącem, ale wydaje się miejscem z zupełnie innej epoki. Na ścianach czarno-białe fotografie, przedwojenne rysunki, dokumenty. Wszędzie wokół stare sprzęty: maszyna do pisania, do szycia, samowar. Są nawet dwie Tory. Siadam i obserwuję, wyjmując przy okazji notes i dyktafon. W kawiarni nie było nikogo prócz mnie, taki stan rzeczy nie utrzymał się jednak długo. Wkrótce przy stoliku za moimi plecami siadają trzy kobiety i rozpoczęły żywą dyskusję. Jedna z nich jest po prostu zachwycona tym miejscem. Chcąc nie chcąc, przysłuchuję się, o czym mówi. Jej wiedza na temat tutejszych Żydów jest bardzo duża. Kto wie, może sama jest Żydówką. W międzyczasie do „Jerozolimy" wchodzi kolejny gość – mężczyzna w średnim wieku, łysiejący, w okularach. Na pierwszy rzut oka osoba bardzo niepozorna. Szybko zostaje jednak zaproszony do stolika za moimi plecami – okazuje się, że to dosyć znany w Sosnowcu i okolicach pisarz i profesor z Uniwersytetu Śląskiego Zbigniew Białas. Jedna z jego powieści stała się nawet kanwą dla sztuki przedstawianej w Teatrze Zagłębia. Kobiety ewidentnie nie znają go od strony prywatnej, nie przeszkodziło im to jednak zaprosić pana Białasa do wspólnej rozmowy i zasypać go gradem pytań na temat jego prac literackich.

(fot. P. Czechowski).

Gdy rozważałem możliwość wykorzystania okazji i zrobienia wywiadu, do kawiarni wszedł pan Adam. Na oko człowiek po czterdziestce, elegancko ubrany w garnitur. Jego policzki pokrywa lekki zarost. Z zawodu jest wicedyrektorem tutejszego MOPS-u. Wita się ze mną, przeprasza za drobne spóźnienie, siadamy.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Ten pomysł kiełkował w mojej głowie już od długiego czasu – zaczyna. – Od wielu lat interesuję się historią będzińskich Żydów i zbieram przedmioty z nimi związane. Wiele z nich zostało użytych przy wystroju tego miejsca. Ile trwały prace przed otwarciem? Od pierwszego pędzla do pierwszego klienta dziewięć miesięcy. Normalnie jak w ciąży – śmieje się. Pytam, dlaczego Będzin to tak niezwykłe miejsce dla Żydów. – To był szalenie ważny ośrodek kultury żydowskiej przed wojną. Centrum migracji tych ludzi, atrakcyjne także pod względem ekonomicznym. Bardzo prężnie działał tu też ruch Mizrachi, który postulował utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie. Najważniejsze jednak było to, że Żydzi i Polacy pozostawali tutaj w stosunkach dobrosąsiedzkich. Wiemy to przede wszystkim z relacji świadków. Czy coś po tym zostało? Oczywiście, pamięć o żydowskim dziedzictwie jest w regionie kultywowana, przynajmniej ja odbieram to w sposób pozytywny. W Izraelu działa Światowy Związek Żydów Zagłębia, całe generacje powracają dzięki niemu do swoich korzeni. U nas powołano już jakiś czas temu Dni Kultury Żydowskiej, wiele miejsc związanych z tutejszymi Żydami jest oznaczonych i upamiętnionych. Także nasza inicjatywa spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem, ludzie chcą pamiętać.

REKLAMA
(fot. P. Czechowski).

Dziękuję panu Adamowi za wywiad. On żegna się ze mną, wychodzi z kawiarni i wraca zapewne do pracy. Ja dopijam herbatę, robię kilka zdjęć i wychodzę na zewnątrz. W jednej chwili rok 1938 zamienił się znowu w 2015.

Akt III: 1939 – 1945

Niemiecka furia uderzyła w Zagłębie Dąbrowskie 4 września 1939 roku. Polityka III Rzeszy wobec ludności żydowskiej na ziemiach okupowanych nie ulegała żadnym zmianom. Rozstrzeliwanie i rozgrabianie majątków było praktycznie codziennym zjawiskiem. Synagogi i miejsca kultu były systematycznie niszczone. W nocy z 8 na 9 września naziści spalili będzińską synagogę gdy w środku cały czas znajdowało się ok. 200 modlących się Żydów. Tej nocy zapłonęła praktycznie cała żydowska dzielnica, a niektórzy jej mieszkańcy byli mordowani w wyjątkowo bestialski sposób – spaleni żywcem w beczkach smoły. W Czeladzi z kolei bóżnica nie została spalona, lecz rozebrana przez miejscowych Żydów na rozkaz okupanta.

W listopadzie Niemcy uprowadzili najbogatszych Żydów Sosnowca i Będzina i zażądali za nich wysokiego okupu. Po jego otrzymaniu uwolniono ich na początku grudnia. Mniej więcej w tym okresie wprowadzono obowiązek noszenia na ramieniu opasek z gwiazdą Dawida. Na początku następnego roku zaczęto tworzyć getta. W Będzinie i Sosnowcu powstały już w 1940 roku, lecz np. w Dąbrowie Górniczej do 1943 roku istniała jedynie dzielnica żydowska, ze względu na bardzo duży przepływ przymusowych robotników.

(fot. P. Czechowski).

W 1942 roku z Zagłębia ruszyły pierwsze transporty do KL Auschwitz. Niemcy chcieli dokonać wstępnej oceny osób zdolnych do pracy przymusowej, więc z ich rozkazu Judenrat nakazał przygotowywanie się do wyjazdu do obozów pracy. W miejscu zbiórek, gdy miejscowi Żydzi w końcu się tam stawiali, dokonywano selekcji. Wiele tysięcy ludzi miało wkrótce odjechać w bydlęcym wagonie w stronę Oświęcimia i dokonać tam żywota.

REKLAMA

W 1943 roku podjęta została decyzja o wymordowaniu wszystkich Żydów z Zagłębia Dąbrowskiego. Likwidowano po kolei getta i choć w Będzinie i Sosnowcu 1 sierpnia 1943 roku wybuchło nawet powstanie zorganizowane przez Żydowską Organizację Bojową, na niewiele się to zdało. Aż do kolejnego roku prowadzono systematycznie wywózki do Auschwitz. Gdy Armia Czerwona wkroczyła na te tereny 27 stycznia 1945 roku, dla Żydów Zagłębia było już za późno.

Akt IV: 25 października 2015

Pan Daniel kilka dni wcześniej zechciał opisać mi przy pomocy maila działalność Gminy Żydowskiej w Katowicach. Jako członek zarządu Gminy zna tajniki jej funkcjonowania. Zajmuje się też pielęgnacją cmentarzy żydowskich. Właśnie teraz podjeżdżał pod jeden z takich cmentarzy w Sosnowcu-Modrzejowie, gdzie umówiliśmy się na spotkanie.

Gdy otworzyły się drzwi auta, moim oczom ukazał się starszy, około sześćdziesięcioletni mężczyzna z siwiutką brodą i kaszkietem na głowie. Podaliśmy sobie ręce na przywitanie, po czym pan Daniel wyjął z torby klucze i otworzył przede mną bramę cmentarza. – A gdzie nakrycie głowy? Przed wejściem na żydowski cmentarz należy głowę osłonić – mówi z nutą pretensji w głosie. Przepraszam go, tłumaczę się, myślałem, że to obowiązkowe tylko w świątyniach. Pan Daniel pozwala mi jednak wejść na teren kirkutu. Wyciągam aparat i zaczynam fotografować macewy które się tu ostały. Mój towarzysz jest początkowo mało rozmowny, chadza samotnie między grobami. Wszystko się zmienia, gdy zagaduję o jego rodzinę. – Jak przeżyli drugą wojnę? Dywizja Kościuszki. Mój ojciec uciekł przed Niemcami do Związku Radzieckiego, a tam wstąpił do armii Berlinga, był w artylerii. Dzięki temu udało mu się też wrócić do Polski. Jego pierwsza żona i dzieci zginęły w Warszawie. Ja urodziłem się już po wojnie, mam na imię tak samo jak jego syn z pierwszego małżeństwa – opowiada. Pytam go, dlaczego nie wyemigrowali po 1945 roku. – Ojciec zmarł, gdy miałem pięć lat, w 1956 roku. Na tym się skończyły plany o emigracji – mówi, po czym zamyśla się na chwilę. Od tego momentu opowiada mi trochę o historii cmentarza. Gdy pytam o macewy wyglądające na całkiem świeże, mówi o człowieku, który chciał postawić swoim rodzicom symboliczne stele w tym miejscu.

(fot. P. Czechowski).

Na cmentarzu są też inne symboliczne macewy. Związek Żydów Zagłębia postawił dwie, opisane w jidysz i polskim: ku pamięci Żydów Modrzejowa i Niwki, zamordowanych przez hitlerowców. Dla tych, którzy własnych grobów nigdy nie mogli posiadać. – Wie pan – odzywa się pan Daniel – to jest jedyny cmentarz żydowski w okolicy, który nigdy nie został zdewastowany. Tutejsi go pilnują bardzo. Nawet miejscowe pijaczki z czerwonymi nosami. Czasem gdy tu coś robię, pracuję, to ktoś podchodzi i pyta, sprawdza czy mam dobre zamiary – to zdanie wywołuje mimowolny uśmiech na mojej twarzy.

REKLAMA

Przeczytaj również:

Skończyło mi się miejsce na karcie. Dziękuję panu Danielowi za poświęcony czas, chowam aparat do plecaka, wychodzimy. Pan Daniel zamyka dokładnie bramę, a potem opowiada jeszcze jedną historię. – Po 35 latach udało mi się znaleźć moją rodzinę w Stanach. Zgłosiłem się dawno temu do Żydowskiego Instytutu Historycznego, a oni dopiero w tym roku mogli mi przekazać takie wieści. Po prostu nie znałem nowego nazwiska moich krewnych, tego które przyjęli po wojnie – teraz pan Daniel jest wręcz rozentuzjazmowany. Uśmiecha się, oczy mu się błyszczą – W którą stronę pan jedzie? – pyta. Gdy odpowiadam, że w okolice ronda Ludwik w Sosnowcu, każe mi wsiadać do samochodu. W trakcie krótkiej przejażdżki rozmawiamy jeszcze chwilę o dziedzictwie, o historii i o teraźniejszości. Wysadza mnie koło przystanku autobusowego – Gdyby pan potrzebował mojej pomocy kiedyś, ma pan telefon i maila – rzucam na odchodne. Pan Daniel tylko kiwa głową. Rusza w swoją stronę, ja ruszam w swoją.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Akt V: 1945 – ?

Nawet po Zagładzie może istnieć jeszcze życie. W 1945 roku życie miejscowej ludności żydowskiej zaczęło wracać na normalniejsze tory. Zdziesiątkowani Żydzi Zagłębia zaczęli wracać do swych domów i wychodzić z ukrycia. Działanie rozpoczęło wiele organizacji żydowskich. W Sosnowcu mieściła się przez pewien czas siedziba Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego, działały spółdzielnie gospodarcze, partie polityczne (lewicowe i syjonistyczne), Towarzystwo Ochrony Zdrowia Ludności Żydowskiej. Większość zagłębiowskich Żydów traktowała ten stan jednak jedynie jako tymczasowy, chęci emigracji do Palestyny były bowiem bardzo duże. Po pogromie kieleckim zdecydowanie wzrosły, zwłaszcza, że pewne incydenty antysemickie zdarzały się także w Zagłębiu. Gdy w 1948 roku powstało państwo Izrael, nie było już wątpliwości, że Żydzi masowo będą zmierzać w tamtym kierunku. Na przełomie lat 1949–1950 władze komunistyczne zaczęły likwidować żydowskie organizacje działające w regionie. W końcu po wydarzeniach z marca 1968 roku i kolejnej fali migracji, życie niegdyś tak licznych kahałów praktycznie zniknęło.

REKLAMA
(fot. P. Czechowski).

Dziś Gmina Żydowska w Katowicach liczy około 130 członków. Posiada filie w Bytomiu i Gliwicach, organizuje gabinet medyczny i koszerną stołówkę. Zatrudnia też rabina, który oprócz pieczy nad życiem religijnym trudni się też nauczaniem hebrajskiego. Gmina opiekuje się wieloma cmentarzami. Działa dla wielu, którzy tu byli i dla niewielu, którzy tu są.

Akt VI: 31 października 2015

Pani Maria, rocznik 1929, prawie całe życie mieszkała w Modrzejowie. Tam się urodziła, przetrwała większość wojny i cały PRL. Teraz pani Maria siedzi na łóżku, wpatruje się w telewizor. Głośność jest nastawiona prawie na maksa, bo słuch już nie ten. Pani Maria to moja Babcia.

Gdy pytam o przedwojenny Modrzejów, mówi, że już nic nie pamięta. Z każdą chwilą okazuje się jednak, że pamięta coraz więcej. – Był targ koński. Ale to nie żydowski. Żydzi byli właścicielami budynków. Ten w którym mieszkaliśmy postawiono w 1938 roku i właściciel też był Żydem. W naszej kamienicy był też sklep obuwniczy, żydowski. I żydowska restauracja też była, wszystkie pijaki tam chodziły i jadły pieczone gęsi – opowiada, coraz więcej i więcej. Gdy pytam o stosunki Polaków i Żydów, jakie były, mówi: – A jakie miały być? Masa była Żydów na Modrzejowie, ja w szkole siedziałam w jednej ławce z Żydówką. Bezrobocie było spore, bieda straszna, a Żydzi mieli wszystkie sklepy. Pozwalali, także Polakom, „na zeszyt" kupować. Od piętnastego do piętnastego. Jak przychodziła wypłata, to dopiero wtedy się spłacało. Dzieci polskie sobie też dorabiały w Szabat, bo Żydzi nie mogli żadnych robót wykonywać, sprzątali im, w piecu palili. Bóżnica też była na Modrzejowie, a obok cmentarz – mówi moja babcia. Nie ciągnę już tematu przedwojnia. Pytam o okupację. – Jak Niemcy weszli, to na moście, nad Przemszą zrobiona była granica. Mysłowice do Rzeszy poszły. A na ulicy Henryka, teraz to jest 27 stycznia, zrobili getto. Ja mało z okupacji pamiętam z Modrzejowa, bo na wieś pojechałam do pracy, krowy paść. W Imielinie – kończy. Dziękuję Babci za ten niezwykły wywiad. Zanim wyjdę z pokoju, rzuca jeszcze: – Jak już byłeś na świecie, to na Modrzejów przyjechały z Ameryki dzieci Żydów, co w naszej kamienicy mieszkali przed wojną. Ale pewnie nie pamiętasz, mały byłeś – Faktycznie tego nie pamiętam. Pamiętam tylko kamienicę.

(fot. P. Czechowski).

Akt VII: 22 stycznia 2012

Jest 3 w nocy, a ja wracam z osiemnastki mojej przyszłej dziewczyny. Tramwaje i autobusy dawno już nie jeżdżą, więc idę piechotą. Mróz. Kulę się w kurtce coraz bardziej, chowam głębiej ręce w jej kieszenie. Przechodzę obok kina przy ulicy Małachowskiego. Nagle zobaczyłem Tabliczkę. Czytam. Zdaję sobie sprawę, że pierwszy raz ją widzę, chociaż w tym kinie bywałem od czasu do czasu.

Nie wstydziłem się jednak, nawet trochę uradowałem. Bo nieważne, jak długo nie widzi się takich Tabliczek. Ważne, że się je w końcu zobaczyło.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Paweł Czechowski
Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Śląskim. W historii najbardziej pasjonuje go wiek XX, poza historią - piłka nożna.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone