Wyklęci – temat nieprzepracowany
Zobacz też: Żołnierze Wyklęci – historia i pamięć
Opowieść o pierwszych powojennych latach nie jest prosta. Bardzo łatwo popaść w daleko idące uproszczenia zacierające prawdę o tamtej rzeczywistości. Z jednej strony koniec wojny i związana z tym próba powrotu do normalności, z drugiej zaś fala represji ze strony nowej władzy i instalacja niechcianego systemu. Nie jest proste opowiedzieć o wracających do Polski chłopach zesłanych na roboty do Niemiec czy uratowanych z Zagłady Żydach, otwieranych szkołach i instytucjach kultury jednocześnie mówiąc o nowej okupacji i braku wolności. Nie pomagają w tym różnorodne świadectwa świadków historii, a chęć stworzenia jednolitej narracji siłą rzeczy musiałoby wykluczyć emocje, wrażenia i wspomnienia wielu z nich. I nie chodzi tu wcale o tych, którzy związani byli z tworzącym się na ziemiach polskich systemem komunistycznym, ale przede wszystkim o tych, dla których rok 1945 był autentycznym końcem konfliktu zbrojnego i powrotem do normalnego życia. Jednocześnie nie da się udawać, że Polska po 1945 była normalnym i wolnym krajem, nie da się zamknąć oczu na tysiące ofiar represji komunistycznych, anonimowe groby czy tych, których młodość przerwała zsyłka na Kołymę. Niemożliwe jest mówienie o masowym oporze wobec komunizmu przy rosnących jednocześnie kadrach PPR, tak jak trudno mówić, że system komunistyczny pojawił się tu z woli i pragnienia mieszkańców ziem polskich. O ile okres II wojny jest w pamięci Polaków stosunkowo jednolicie rozumiany i interpretowany, o tyle z powojniem mamy dużo większy problem.

Stworzenie pojęcia Żołnierzy Wyklętych, które opisywać miało tych wszystkich członków podziemia, których dotknęła fala powojennych prześladowań, a w szczególności tych, dla których odpowiedzią na instalację komunizmu był zbrojny opór, miało tę interpretacyjną schizofrenię uleczyć, lub przynajmniej złagodzić jej objawy. Panteon narodowych bohaterów uzupełnić mieli ci, którzy wbrew logice i sytuacji międzynarodowej postanowili dalej walczyć o wolną ojczyznę. Nie było to jednak proste przypomnienie zapomnianej historii, ale proces rehabilitacji tych, których propaganda komunistyczna nazywała „leśnymi bandami” i przypisywała działalność przestępczą. Z punktu widzenia logiki nowej władzy było to oczywiście zrozumiałe. Dla komunistów był to nowy porządek państwowy ukształtowany po II wojnie światowej, a ci którzy zbrojnie przeciwko niemu występowali byli pospolitymi bandytami destabilizującymi sytuację w kraju.
Tworzeniu legendy Wyklętych towarzyszyć więc musiało negowanie zbrodniczego charakteru jej działalności. Doktor Tomasz Łabuszewski – naczelnik BEP IPN w Warszawie – w niedawnym wywiadzie dla portalu Muzeum Historii Polski powiedział: Przez te 45 lat narosły stereotypy tworzone przez historyków w służbie komunistycznej propagandy, które ugruntowały w sporej części społeczeństwa obraz „bandytów” albo w najlepszym razie ludzi nierozumiejących przemian dziejowych po drugiej wojnie światowej. Te stereotypy dotyczyły zwłaszcza środowisk lokalnych na terenach, na których powojenna partyzantka miała masowe poparcie i trwała wiele lat. Komunistom w wielu przypadkach udało się zniszczyć te środowiska, a zwłaszcza ich warstwy oświecone, i w ich miejsce zbudować społeczności „socjalistyczne”, gdzie bandytów nazywano bohaterami, a bohaterów – bandytami. Narracja tworzona wokół powojennego podziemia stała się więc spójna – byli to heroiczni bohaterowie, których ewentualne wady to wyłącznie wykwit komunistycznej propagandy, która chciała skompromitować ich w oczach ludności. Takie postawienie sprawy pozwoliło rozkwitnąć tematyce Żołnierzy Wyklętych czyniąc z niej nie tylko element odkłamywania historii, ale wręcz mody.
Kiedy wydawało się, że nic nie stanie już na przeszkodzie świeckiej kanonizacji Wyklętych, pojawił się problem marszu w Hajnówce, który ku czci podziemia chcieli zorganizować lokalni nacjonaliści. Udało im się nawet uzyskać patronat prezydenta Rzeczpospolitej. Sęk w tym, że głównym bohaterem marszu miał się stać Romuald Rajs „Bury” – żołnierz AK i partyzant Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, który obok bohaterskiej walki przeciwko władzy komunistycznej, odpowiedzialny był za zbrodnie na ludności białoruskiej, w tym mord w Zaleszanach, Puchałach Starych, Zaniach, Szpakach i Końcowiznie. W sumie z rąk oddziałów „Burego” zginąć miało 79 cywilów. Fakty te trudno jest podważyć jako komunistyczny mit stworzony dla potrzeb propagandy. W śledztwie prowadzonym od 2002 roku przez Instytut Pamięci Narodowej udowodniono odpowiedzialność Rajsa za rzezie na ludności prawosławnej zamieszkałej na terenach działań NZW. W jednym z akapitów czytamy:
Dokonane zabójstwa furmanów, jak i skierowane ataki przeciwko mieszkańcom wsi były wymierzone w osoby cywilne, które realnie nie stanowiły zagrożenia dla oddziału. Brak jest danych, że osoby, które straciły życie działały w strukturach państwa komunistycznego, a ich działanie było wymierzone w rozbicie tej organizacji podziemnej. Mówienie o ewentualnym zagrożeniu jest zatem twierdzeniem czysto hipotetycznym i nie pozwalało na podjęcie działań zmierzających do ich fizycznej eliminacji. Nie może zmienić takiego stanowiska przyjęcie tezy, że wydarzenia te miały miejsce w wyjątkowym okresie, w którym dla wielu życie ludzkie nie miało znaczenia, że okrucieństwa niedawno zakończonej wojny wypaczyły psychikę wielu ludzi. Nigdy nie może to jednak determinować lub usprawiedliwiać takich działań w świetle podstawowych, a zarazem nadrzędnych norm prawych, norm które za najważniejszy cel stawiają ochronę najważniejszego dobra jakim jest życie ludzkie. Spośród wszystkich wymienionych powyżej motywów, które determinowały działania „Burego” i części jego podwładnych, czynnikiem łączącym było skierowanie działania przeciwko określonej grupie osób, które łączyła więź oparta na wyznaniu prawosławnym i związanym z tym określaniu przynależności tej grupy osób do narodowości białoruskiej. Reasumując zabójstwa, i usiłowania zabójstwa tych osób należy rozpatrywać jako zmierzające do wyniszczenia części tej grupy narodowej i religijnej, a zatem należące do zbrodni ludobójstwa, wchodzących do kategorii zbrodni przeciwko ludzkości.
Sprawa „Burego” rzuca więc cień na nieskazitelność Żołnierzy Wyklętych i podważa częściowo opinię, że ich zła sława była wyłącznie dziełem karnych politruków. W tym przypadku afera nie zakończyła się jedynie pojedynczymi protestami. Prezydent odwołał swój patronat, a uczestnicy marszu nie zostali wpuszczeni do kościołów na wcześniej zapowiadane Msze.
Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką” – Tom drugi!
W 2009 roku podobne kontrowersje wzbudziła sprawa tablicy pamiątkowej ku czci Jana Małolepszego „Murata” – ostatniego dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego, organizacji podziemnej działającej na terenie woj. łódzkiego i śląskiego – jaka zawisnąć miała przy kościele Nawiedzenia NMP w Wieluniu. Po protestach okolicznej ludności władze kościelne zdecydowały się na wycofanie z tych planów. „Murata” oskarżano m.in. o dokonywanie napadów rabunkowych, o palenie wsi, które zachowywały neutralność, o bezzasadne wykonywanie wyroków śmierci. Czy te faktycznie miały miejsce? W ocenie działalności podziemia po 1945 roku potrzebna jest ostrożność. Ofiarami Wyklętych stawały się osoby współpracujące z systemem, a za takich postrzegano choćby członków administracji, którzy przez lokalną ludność niekoniecznie oceniani byli źle. Trudno też pod kątem moralnym ocenić napaści, które zapewnić miały aprowizację dla oddziałów partyzanckich. Z jednej strony miały charakter rabunku, z drugiej zaś oddział nie mógł bez nich funkcjonować. Tym niemniej w pracach dotyczących KWP pojawiają się wskazania, że nie zawsze można w takich przypadkach mówić o działaniach uzasadnionych moralnie. Dostrzegało to nawet samo dowództwo, które czasem starało się karać niesubordynowanych partyzantów. Na śmierć skazano m.in. plutonowego „Sarenkę” odpowiedzialnego za rabunek banku w Bełchatowie i wiele innych samowolnych akcji.
Nie da się też zaprzeczyć, że wśród Żołnierzy Wyklętych wyraźną nadreprezentację mają stronnictwa nacjonalistyczne wywodzące się z Narodowych Sił Zbrojnych. Za tym szła często radykalizacja nastrojów w innych organizacjach podziemnych na czele z rosnącym antysemityzmem. Powstaje też nie bezzasadne pytanie: czy Narodowe Siły Zbrojne, które niechętnie podchodziły do rządu londyńskiego, nawet w przypadku powstania niepodległego państwa nie pozostałyby w lasach prowadząc walkę o preferowany przez siebie model polskości? Dziś NSZ wpisuje w tradycję Państwa Podziemnego, choć już w 1948 roku Zygmunt Zaremba, przedwojenny działacz PPS i bohater II wojny światowej, pisał:
NSZ tak samo, jak komuniści, i z podobnych powodów, zostali postawieni poza nawias Polski Podziemnej. Polska Podziemna przyjęła zasady demokracji i postępu społecznego i położyła je jako fundament niepodległości. NSZ wyznawał ideologię faszystowską, wrogą demokracji i postępowi społecznemu, komunizm niósł uzależnienie Polski od Rosji i metody polityczne tak bliźniaczo podobne do faszystowskich, że również nie mógł się znaleźć w organizacji, która kierowała walką narodu polskiego w czasie tej wojny. To są fakty znane każdemu. To jest także jeden z fragmentów, ustalających ideową treść dziedzictwa ostatniej epopei narodu polskiego. Propaganda reżimowa usiłuje tę treść zniekształcić i plamą NSZ zamącić blaski legendy dla pokolenia, które dopiero dorasta.
Oczywiście wszelkie te nieprzyjemne casusy nie powinny przysłaniać nam heroizmu wielu żołnierzy Armii Krajowej i powojennego podziemia, którzy zwodzeni obietnicami życia w spokoju ujawniali się przepłacając za to życiem. Tak chociażby żywot zakończył gen. Fieldorf „Nil”, nie wiedzieć czemu włączany w poczet Wyklętych. Choć konsekwentnie odmawiał udziału w II konspiracji, ze względu na działalność w czasie II wojny został aresztowany i w wyniku braku zgody na współpracę zamordowany. Wśród działań Żołnierzy Wyklętych znajdziemy też tak chwalebne akcje jak uwalnianie więźniów politycznych w Kielcach, Radomsku czy Pabianicach. Historycy twierdzą również, że ich działalność uchroniła Polskę przed kolektywizacją wsi czy ograniczyła znacznie proces stalinizacji. Trzeba być w ocenie całego ruchu niepodległościowego o tyle ostrożnym, aby nie popaść w pułapki komunistycznej propagandy, która doskonale potrafiła spłaszczyć każdy problem i ujednolicić pomimo różnych odcieni.

Fakt dyskusji nad tymi problemami wskazuje jednak na problem dużo istotniejszy. Przed procesem upowszechniania wiedzy o Żołnierzach Wyklętych nie nastąpiła należyta refleksja naukowa nad zagadnieniem. Wielu spośród oddziałów nie ma swoich monografii, a i poszczególne postacie są kiepsko opisane. Ze strachu przed popadnięciem w oskarżenia o uleganie komunistycznym stereotypom w istniejących pracach ucieka się na ogół od wartościowania zachowań. Wyjątkiem jest cytowany wyżej komunikat IPN w sprawie „Burego”. Coraz więcej „ale” można mieć też do pojęcia Wyklętych, które przy bliższym spojrzeniu jest za szerokie, w jednym kotle mieszające całą mnogość sprzecznych czasem ze sobą postaw czy poglądów. Właśnie dlatego co jakiś czas wypływać będzie kolejny „Bury”, tworząc coraz więcej rys na spiżowym pomniku. Oby nie do całkowitego zawalenia.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: redakcja@histmag.org. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Problem polega na tym, że dla potomków komunistów i UBowców, którzy przejeli sowiecki punkt widzenia na sprawy polskie, żołnierze walczacy z żydokomunistycznym okupantem są wyklętymi przez nich bandytami.
Ci sami ludzie, dla Polakow są żołnierzami niezłomnie, bo aż do śmierci walczącymi z narzuconą nam przemocą - obcą i wrogą polskiej kulturze i tradycji władzą. Dlatego Polacy oddają im zalużoną cześć za ich bohaterstwo.
Ponieważ w Polsce nie było do tej pory rozliczenia zbrodni komunistycznych, jak w większości krajów pod okupacją sowiecką, żydokomuna rozrosła się niebywale i umocniła swoje panowanie nad Polską.
Stąd kłamstwa i powroty do PRLowskiej propagandy, przekonywującej społeczeństwo, że Niezłomni jednak zajmowali się bandytyzmem i dlatego społeczeństwo wykleło ich.
Rzecz w tym, że rzeczywiście zostali wyklȩci, ale przez obcą nam władzę i tych nielicznych, którzy entuzjastycznie witali następnego okupanta Polski.
Gratulujȩ precyzji obliczeń!
Twierdzi Pan, że 99% Polaków nie chciało żołnierzy wyklętych przez komunę.
Równie dobrze może Pan napisać, że 120 % Polakw było przeciwne tym żołnierzom i ich zwalczało.
Internet przyjmie każdą sugestię.
Tylko dlaczego do 1956 powstawały setki młodzieżowych organizacji antykomunistycznych?
Jakim cudem ludzie z kilku wsi lubelskich przechowywali i kryli przed SBecją "Lalka" do poźnej jesieni 1963 roku?
Ile lat Polacy pomagali "Rybie" który zginął w walce z UB, a może już z SB, w marcu 1957.
Polacy pomagali leśnym tak długo, na ile można było to robić w miarę bezpiecznie.
Potworny stalinowski terror z końca lat czterdziestych i początku lat piećdziesiątych, oraz przesycenie społeczeństwa konfidentami i tzw Tajnymi Współpracownikami (których oficjalna liczba przekroczyła 90 tysięcy w 1989 roku), bardzo ograniczyło, a właściwie prawie uniemożliwiało pomoc antykomunistycznej partyzantce. Dlatego, po 1956 roku większe oddziały rozwiązały się, a poszczególni żołnierze, zawzięcie tropieni przez SB mogli się tylko ukrywać wsród Polaków.
Ne mieli najmniejszych szans powrotu do normalnego życia, ponieważ od 1945 roku, każda taka próba kończyła się aresztowaniem, torturami i najczęściej śmiercią, a tylko w najlepszym wypadku długoletnim więzieniem.
Zbrodnie Resortu nie zostały dotychczas rozliczone i ukarane.
A oni byli bardzo skuteczni, ponieważ torturowali znacznie bardziej okrutnie, niż oprawcy z Gestapo.
Jeszcze niedawno jeden z nich, żalił się w internecie: - "Kiedy trzeba było bandytów topić w gównie, to dostawałem nagrody i odznaczenia, a teraz to mi wypracowaną emeryturę odbierają"!
Nie zna go Pan przypadkiem?
To przeciez proste.
Polacy - bez cudzyslowiu to ludzie wywodzący siȩ z kultury łacińskiej, szanujący Polskȩ lat 1918 -1939 i przywiązani do Jej tradycyjnych, a najwyższych wartości - zamkniȩtych w trzech słowach: - Bóg, Honor i Ojczyzna.
W tej kulturze i tradycji wychowani byli żołnierze Niezłomni. Te słowa były treścią ich życia.
Natomiast tzw. "Polacy" należą do grupy osób, którzy jak pisałem, przyjȩli sowiecki punkt widzenia na sprawy polskie.
Dlatego nie mają wiele wspólnego z polskością.
Nie znają Boga, Honoru i właściwie nie posiadają swojej Ojczyzny - za którą mogli by oddać życie.
Wychowani na bogatej komunistycznej propagandzie, bȩdą zwalczali dorobek Drugiej Rzeczypospolitej, która wychowała tak wspaniałe pokolenie. Bȩdą wynajdywali kłamliwe zarzuty, by plugawić czas i ludzi związanych ze wspaniałym, króciutkim okresem rozkwitu niepodległej Polski.
Wybaczy Pan, ale mimo tego że potrafią mówić po polsku, dla mnie to nie sa Polacy - to sa OBCY.
"dla Polaków" , "Polacy" itd. Jesteście - to jest ludzie o podobnych poglądach - u władzy. Miejcie odwagę podzielić oficjalnie społeczeństwo na "Polaków" i inne kategorie. Wtedy będzie jasne, kto się odzywa. Wzorce możecie zaczerpnąć np. z Haiti, NDH, lub z kilku innych miejsc. Nie wzorujcie się natomiast na III Rzeszy. Tam Polaków nie dzielono na kategorie.
Panowie, dyskusja zboczyła na zupełnie niewłaściwy tor, gdyż zasadniczo dotyczyła wyboru jakiegoś nowego obiektu kultu państwowego, zamiast nietrafionych "żołnierzy wyklętych" i skompromitowanej podkomisją Macierewicza katastrofy smoleńskiej. Przypomniałem wcześniej - pół żartem, pół serio - zatroskanie owym brakiem tow. Kaczyńskiego, który zdesperowany zaproponował nawet tow. Gierka, bo czczenie jakiegoś obiektu wydało mu się nieodzowne. Zostało to gremialnie wyśmiane. Wy zaś przekonujecie wszystkich, że Edward Gierek nie był taki zły. Zgoda, nie był aż tak zły, lecz nie zmienia to faktu, że zły był!
Zastanówmy się lepiej, jaki obiekt kultu podpowiedzieć rządzącym obecnie towarzyszom, aby nasza Polska nie pogrążyła się w bezideowym marazmie.
Jeśli przyjmiemy, iż każdy przywódca PRL był z definicji zły, bo stał na czele złego systemu, to niebezpiecznie zbliżamy się do problemu z którym zetknął się N. Davies w dyskusji z amerykańskimi historykami. Otóż - nawet po przyznaniu się Gorbaczowa - twierdzili oni, iż winnymi Katynia są hitlerowcy. Na jakiej zasadzie? Ano na prostym założeniu : skoro Goebbels bez przerwy kłamał, to ogłaszając, iż zbrodni dokonali Sowieci, na pewno też kłamał.
Ciekawe!
Z podziwem dla nich
Agent imperializmu angloamerykańskiego
(no, tys piyknie!)
No właśnie: "wiara w nadejście normalności", pojmowanej ówcześnie a nie współcześnie, mogła zdecydować o jednak szerokim poparciu wewnętrznej polityki tow. Gierka. Jeszcze jeden cytat: "Przecież każdy powinien sobie z tego zdawać sprawę". To jest swego rodzaju nadużycie w stosunku do większości społeczeństwa, oczekującego przede wszystkim "chleba", podczas gdy "igrzyska" wtedy dostępne były mentalnie (pewnie wielu czynię krzywdę) co najwyżej dla 5% społeczeństwa. Zresztą, czy dzisiejsze czasy przyniosły jakąś wielką zmianę jakościową? No, może z 5% zrobiło się ich 15.
Jeszcze jedno osobiste. Dla nas "oficerów przemysłu" - jak mawiał do nas na końcowym seminarium rektor prof. J. Anioła nadejście czasów Gierka było czymś ożywczym i dającym nadzieję na poprawę. Nie mieliśmy złudzeń, co do Zachodu ale chociaż mogliśmy spróbować gonić CSRS lub NRD. Co można było zrobić inaczej?
Myślę, że w momencie objęcia najwyższej władzy w Polsce przez Gierka społeczeństwo powinno oddzielić swą wiarę w nadejście normalności od realiów ustrojowych, które przecież nie pozwalały na racjonalną gospodarkę lub swobody obywatelskie. Przecież każdy powinien sobie z tego zdawać sprawę! Wiem, że zdecydowana większość Polaków, nawet tych inteligentnych, mimo to zamknęła oczy i rzuciła się w objęcia tow. Edwarda licząc, że skłoni go tym do wzajemności, polegającej na zlekceważeniu przez niego pryncypiów ustrojowych, a przede wszystkim - Wielkiego Przyjaciela. Było to tym bardziej niewybaczalne, że mieliśmy już nauczkę z 1956 r., gdy z prawdopodobnie równym entuzjazmem Polacy witali Gomułkę.
Dodatkowo obciążało Gierka wprowadzenie do konstytucji zapisu o przewodniej roli ZSRR, do czego nie zmuszały go jakiekolwiek naciski zewnętrzne; po prostu chciał się przymilić tamtejszemu gensekowi, by ten dłużej chronił jego władzę i jego baronów.
Coś muszę wyjaśnić. Prawdopodobnie jestem o kilka lat starszy od Waści, stąd moje nieco inne spojrzenie na postać E. Gierka. I nie chodzi tu o sprawy patriotyczno-ideologiczne, ani żadne zauroczenie jego postacią, a o późniejsze, nie nasze, hasło z 1992 r. „It’s the economy, stupid”. Otóż dość dokładnie pamiętam kilka końcowych lat władzy Gomułki, jego zapasy z Wyszyńskim, oraz obustronne manipulowanie przez ww. opinią publiczną, a także nieudolne „kierowanie” gospodarką przez pierwszego z nich i ogólnospołeczny marazm lat 68 – 70. Po rozpoczęciu studiów (66 r.) wraz z kolegami z roku dostaliśmy dodatkowe lekcje na temat kondycji PRL. Otóż na I roku wykładany był przedmiot „Podstawy filozofii marksistowskiej”. Jakie były założenia programowe nie bardzo wiedzieliśmy, bo najczęściej, po krótkim „odbębnieniu” obowiązkowej treści przechodzono do dyskusji. W niej wykładowca (mam jego podpis w indeksie) objaśniał nam różne kwestie (oczywiście tylko odpowiadając na pytania) i chyba dość uczciwie wyjaśniał nam jak to jest, zwłaszcza z kondycją gospodarki. Ten pan był jednocześnie wykładowcą na WUML. Po roku zniknął z uczelni i myśleliśmy, iż był zbyt szczery. Pewnie był, lecz jeszcze nieco później, dotarła do nas wieść o jego śmierci na raka. Zrozumieliśmy wtedy, chyba trafnie, że ów wykładowca, wiedząc o nadchodzącym kresie mógł pozwolić sobie na szczerość.
To był jeden przyczynek a drugim było Studium Wojskowe, w założeniu bogoojczyźniane, socjalistyczne w treści i wierne Sojusznikowi. Wykładowcami byli najczęściej starsi oficerowie, spora część to weterani I i II Armii z zachowanym kresowym akcentem, jeden przedwojenny kawalerzysta i jeden weteran (jako doradca) wojny w Wietnamie. Jak ognia unikali oni wszelkich nawiązań do obowiązującego ustroju i niezwyciężonej armii sojuszniczej – coś jak w powieściach pozytywizmu, gdzie Rosjanie i Rosja jakby nie istnieli. Lecz nie w tym rzecz. Naszą specjalnością była tzw. służba uzbrojenia. Poznawaliśmy więc całość uzbrojenia (oprócz rakiet) naszych wojsk lądowych, w rękach mieliśmy prawdziwe instrukcje, znaliśmy etatowe wyposażenie do szczebla dywizji. Jednocześnie w dużym skrócie przekazywano nam podobne wiadomości o armiach NATO na przykładzie Bundeswehry i armii francuskiej – o amii USA nic nie mówiono. Czemu te ostatnie wiadomości miały służyć? Chyba tylko podkopaniu wiary w to, iż Wojsko Polskie może coś zdziałać na dowolnym polu walki. Jego stan ocenialiśmy na porównywalnie gorszy, niż był w 1939 r. tym bardziej, że armie NRD i CSRS były wyposażone o klasę lepiej. Innymi słowy uważaliśmy, iż w gospodarce – to było widać gołym okiem i np. w WP/LWP (a o tym nie wszyscy wiedzieli) było źle, lub bardzo źle.
Czy w tej sytuacji (pomijam reperkusje 1968 roku – nie tylko Marca i tzw. bodźce ekonomiczne), tak bardzo dziwnym jest przywitanie przez sporą część narodu, w tym i mnie, E. Gierka, jako człowieka mogącego coś pozytywnego zrobić? To, iż później jego ekipie nie udało się to już inna sprawa, Nie mogło się udać a po części miał pecha podobnie jak II RP z kryzysem 1929 r. .
Była już, w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego, próba gloryfikacji Gierka, lecz została wyszydzona, nie tylko przez opozycję. Daję słowo, że nawet przez moment nie byłem zauroczony tow. Edwardem, czym znacząco różniłem się od swego otoczenia, które chciało w nim widzieć krzewiciela socjalizmu z ludzką twarzą. Do tej pory wielu ludzi - zwłaszcza wyznawców i władz PiS - sądzi, że ustrój zakładający państwową własność gospodarki lepiej zaspokaja społeczne potrzeby niż chaotyczna własność prywatna.
Sądzę, iż z "oddawania czci właściwym osobom" nic nie będzie. Z błota nie da się zbudować pomników, a jak Waść słusznie zauważasz, jest to obecnie jedyne "tworzywo". Oprócz tego gwałtownie potrzebni są pozytywni bohaterowie, a co najmniej tacy, którzy coś dużego obiecują, nawet za cenę sporego wysiłku. "Wyklęci" - bądźmy szczerzy - byli przegranymi i bardzo smutnymi postaciami.
Ośmielę się twierdzić, że w naszej powojennej historii jedynym pozytywnym, ogólnopolskim bohaterem był Edward Gierek. Przynajmniej na kilka lat wyrwał naród z gomułkowego marazmu. Mało kto pamięta, iż to własnie on przeforsował objęcie całej wsi polskiej ubezpieczeniami zdrowotnymi i społecznymi i to mu poczytuję za największą historyczną zasługę. To była cicha rewolucja i wreszcie faktyczne zrównanie prawne chłopstwa z resztą narodu. Żaden z poprzednich przywódców II RP i PRL nawet nie pomyślał o tym. Jedni byli z dworków, a drudzy - najczęściej drobnomieszczenie - marzyli o kołchozach i na równi gardzili wsią.
Nasuwa się tu uporczywie myśl, że rangę świętych pisowskich - po wyczerpaniu się potencjału "żołnierzy wyklętych" - powinni objąć bojownicy walki z komuną z lat 70. i 80. Problem z tym, żeby przy okazji nie doprowadzić do gloryfikacji aktualnych przeciwników politycznych, których niestety, nie wiadomo dlaczego, jest więcej. Jeszcze większy problem jest z właściwym wyeksponowaniem (nawet z własnych szeregów) bardzo niezłomnych, lecz powszechnie niedocenianych braci Kaczyńskich, z których jednego perfidna władza nie chciała nawet internować w stanie wojennym. W tak trudnej sytuacji pozostaje tylko informowanie społeczeństwa o łajdactwach drugiej strony, co być może przełoży się na oddawanie czci właściwym osobom.
Ba, Macierewicz! Jego "podwyznawcy" są niezłomni, ale już nieliczni. Może to przyczyna środowiska w którym się obracam, czyli ludzi techniki, lecz tu "wiara" smoleńska zachwiała się najszybciej i chyba zanikła.
Co władza może wymyśleć? Nową wiarę raczej nie, ale może choć cud pt. uratowanie narodu przed zarazą. A na razie lata odpowiedniego wychowania szkolnego dają rezultaty. Np na równi stawia się daty ! IX i 17 IX 1939 r. a nawet akcentuje się drugą. Niech będzie i tak, ale gdyby nie było pierwszej, nie byłoby i drugiej, a o tej zależności już się nie wspomina.
Podziwiam Twoją wiarę, że sprawa smoleńska ośmieszyła rządzących, bo wokół mnie pełno jest takich, dla których Macierewicz jest bodajże głównym bohaterem "dobrej zmiany", ważniejszym nawet od Kaczyńskiego. Przecież dla osiągnięcia wiary nie trzeba faktów! Oczywiście religia ta dotyczy ludzi w słusznym wieku, bo dla młodzieży - nie znającej choćby z lektur realiów wojennych i powojennych - wymyślono owych "wyklętych", których legenda chyba już się kończy, o czym świadczą mocno przecenione książki na ich temat w księgarniach. Ciekawy jestem, jaką nową religię wymyślą rządzący?
Sądzę, iż jakiś procencik elektoratu udało się uzyskać przy pomocy "Wyklętych" a sprawę smoleńską ośmieszyła komisja Macierewicza i chyba na niej nie dało się już nic ugrać. Jak Waść pewno zauważyłeś ONI mają sprawny aparat badania opinii i dlatego w 2015 r. w zasadzie porzucili tematy historyczno-ideologiczne i skupili się na "froncie ekonomicznym". Oczywiście tamte tematy istnieją, lecz tylko w niszowych kanałach telewizji, oglądanych przez co najwyżej 2% tzw. elektoratu. A najważniejszy jest TVP1.
PS Tak myślę, iż ciągle chodzi o to samo, czyli o wychowanie "nowego człowieka" i próby trwają. Myślę, że w akcji "Wyklęci" jest 95% cynizmu, to pewne.
Masz rację, ale wizerunek świętych męczenników z lat 40. trafia wyłącznie do wyobraźni części młodych i prymitywnych ludzi nie znających historii, zwanych najczęściej kibolami. Nie stanowią oni jednak znaczącej części elektoratu, w odróżnieniu od wyznawców zamachu smoleńskiego, który przysporzył PiS wielokrotnie większej grupy wyborców. Nie rozumiem więc, dlaczego władza nie ogranicza się do męczenników sprzed 10 lat, a łączy ich z bandytami, którzy przecież mogą zohydzić ten najważniejszy obiekt kultu.
Na pierwszym miejscu stawiałbym potrzebę posiadania przez ONYCH własnych, wyłącznie ich, męczenników. W pewnym momencie ONYCH propaganda rozpoczęła tworzenie "IV RP". III RP była już "zajęta", co gorsze przez obrzydliwych liberałów, lub innych wolnomyślicieli, którym podobali się np. akowcy i PSZ na Zachodzie. Trzeba było mieć własnych, "najpolściejszych", najlepiej nieskalanych współpracą z Zachodem (też przecież be!) i jakimkolwiek Wschodem, tylko katolików (to ostatnie to nie żart), więc nawet gen. Anders odpadał.
PS Konieczność posiadania własnych męczenników pojawia się dość systematycznie w dziejach. Ostatnią, którą pamiętam była próba "zamordowania" przez reżim w marcu 1968 r. niejakiej Baranowskiej, byli i inni.
A może potrafisz wytłumaczyć, dlaczego obecna władza kreuje fałszywy wizerunek wojennych i powojennych bandytów, skoro nie trafia on do przekonania wyborców nawet w pisowskich zagłębiach? Jaki ma interes w tym, by dokonywać ryzykownych mianowań do rangi bohaterów pospolitych złoczyńców? Wydaje mi się, że gdybym był ministrem kultury, to potrafiłbym z większą korzyścią dla PiS (a i dla Polski - co jest sprawą drugorzędną) wydatkować posiadane pieniądze i możliwości instytucjonalne władzy na własną propagandę. Czyżby ONI byli aż tak głupi?
Mnie postawa mieszkańców Podlasia, nazywająca "Wyklętych" bandytami, wcale nie dziwi. Podobne zjawisko występowało i na Podhalu w odniesieniu do Ognia, również w jego rodzinnych stronach. Pewien mój rozmówca, na sugestię, iż jego rodzina mogła mieć coś wspólnego z zastępcą Ognia (nazwisko to samo), aż się wzdrygnął. Później, słysząc o pomniku w Zakopanem zrozumiałem, dlaczego nie powstał np. w Waksmundzie, czy Ostrowsku. A przecież trudno mieszkańców Podhala posądzać, i kiedyś i teraz, o jakiekolwiek sympatie do "komunistów".
Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z braku logiki w swoim wpisie. Banderowcy to też gorący patrioci tyle, że ukraińscy. Niestety tak to już jest, że patriotyzm, a szczególnie ten "gorący patriotyzm", często związany jest ze ślepą nienawiścią do innych, obcych -- postrzegany jako nieprzejednanych wrogów których śmierć jest konieczna dla dobra ojczyzny. Hitlerowcy i stalinowcy też byli zapewne gorącymi patriotami: niemieckimi i rosyjskimi, a dziwny trafem jako wroga postrzegali między innymi właśnie nas -- Polaków. "Gorący patriotyzm" ma zawsze dwie strony. Teraz na ulicach też już słychać o śmierci dla wrogów ojczyzny. Rośnie w Polsce "gorący patriotyzm". Oby nie dorósł...