„Nie tylko budynek”– rozmowa z Tomaszem Mościckim

opublikowano: 2009-02-24 21:50
wolna licencja
poleć artykuł:
Z Tomaszem Mościckim, autorem książki „Kochana stara buda. Teatr Qui Pro Quo” oraz laureatem nagrody KLIO drugiego stopnia rozmawiają Roman Sidorski i Michał Świgoń.
REKLAMA

R.S., M.Ś.: Czym właściwie było Qui Pro Quo?

Tomasz Mościcki: Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie. Mówi się o nim często jako o kabarecie, ale to nie do końca prawda. Była to prawdziwa, kompletna sala teatralna, w której wystawiano co prawda skecze i śpiewano kabaretowe piosenki, ale grano też mikrooperetki czy sztuki dramatyczne (znane są dwa pełne spektakle). Qui Pro Quo to zjawisko, które bardzo trudno zdefiniować jednym słowem, ale sądzę, iż najwłaściwiej byłoby powiedzieć, że był to po prostu teatr małych form.

R.S., M.Ś. Kto należał do najważniejszych twórców związanych z tym teatrem?

T.M. Przede wszystkim Julian Tuwim, który był autorem ok. 60% tekstów - 130 programów w ciągu 12 lat. Ponadto Marian Hemar (zerwał przyjaźń z Tuwimem, kiedy ten zdecydował się wrócić do komunistycznej Polski), Kazimierz Wierzyński, Antoni Słonimski (choć jego udział był mniejszy, niż się wszystkim wydaje) i wielu innych, dziś już zapomnianych.

Środowisko teatrzyków warszawskich, z których wyłonił się teatr Qui Pro Quo było zresztą bardzo ciekawe. Artyści byli często dawnymi poddanymi cara, którzy w 1915 roku uciekli z kraju i później wrócili z zupełnie nowymi doświadczeniami. Właścicielem teatru Czarny Kot był np. słynny kasiarz, Stanisław Cichocki zw. Szpicbródka.

Tomasz Mościcki przy stoisku „Histmaga”

R.S., M.Ś. Czy twórczość artystów związanych z Qui Pro Quo da się porównać do jakiegoś współczesnego zjawiska?

T.M. To, co dziś nazywa się w Polsce kabaretem, nie ma nic wspólnego z Qui Pro Quo, który był najlepszym, najważniejszym i najbardziej awangardowym teatrzykiem swoich czasów. Ale przed powstaniem Qui Pro Quo teatry i kabarety w Warszawie stały na podobnie niskim poziomie, jak ten prezentowany dziś w czasie różnego rodzaju biesiad kabaretowych. Wojna wywróciła porządek społeczny, a co za tym idzie również gusta widowni, wśród której dominowali ludzie świeżo dorobieni, niezdolni do odbierania subtelności. W jednej z ówczesnych prasowych recenzji przeczytałem opinię, na jaką dziś prawdopodobnie nikt by się nie odważył, iż publiczność kabaretowa pozwala się karmić padliną.

REKLAMA

R.S., M.Ś. Dlaczego warto badać historię teatru?

T.M. Historia teatru i – szerzej – kultury, pokazuje nam skąd wyszliśmy i gdzie się obecnie znajdujemy, co zresztą widać poprzez zarysowaną przed chwilą analogię między wczesnym kabaretem międzywojennym a dzisiejszym. Podobnie jak i wówczas, dzisiejsze społeczeństwo znajduje się na etapie bogacenia, a dawna hierarchia społeczna została zakłócona. W teatrze zawsze odbija się życie społeczne i dlatego badając teatr nie można ograniczać się do samego budynku, ale trzeba też zająć się zbiorowością, w której on funkcjonuje.

R.S., M.Ś.: Jak powstała pańska książka?

T.M.: Zacznę od tego, że dzisiejszy dzień [wręczenia nagród KLIO – dop. redakcja] jest niezwykle ważny dla mnie i Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Właśnie stamtąd wyszła 16 lat temu praca magisterska, którą napisałem pod kierunkiem profesora Zbigniewa Raszewskiego. Zachęcał mnie on, by.pracy tej nie porzucać, spróbować ją wydać – zainteresowane okazało się wydawnictwo LTW i tak rozpoczął się kolejny etap badań. Nowe, bardzo owocne kwerendy pozwoliły całkowicie przebudować dawną pracę magisterską – pozostał z niej tylko szkielet, na bazie którego powstała zupełnie nowa jakość.

Skorzystałem nie tylko z prasy dwudziestolecia międzywojennego, nie tylko ze wspomnień z tamtego okresu, ale też udało mi się dotrzeć do źródeł wcześniej niedostępnych, takich jak nieznane teksty Tuwima (operetka, kilka skeczów). Dzięki ogromnej pomocy archiwistek z Archiwum Miasta Stołecznego Warszawy mogłem zapoznać się z dokumentami z pierwszych, niezwykle burzliwych tygodni istnienia teatru. Dzięki temu zweryfikowałem np. legendę, jakoby Qui Pro Quo powstał w miejscu, gdzie znajdował się wcześniej tor do jazdy na wrotkach. Tymczasem dokumenty notarialne pokazują, że już wcześniej był tam bliżej nieznany teatr żydowski. W archiwum Muzeum Teatralnego wciąż znajdują się zresztą nieskatalogowane materiały, z których ktoś, mam nadzieję, w przyszłości skorzysta i zweryfikuje efekty moich badań.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Roman Sidorski
Historyk, redaktor, popularyzator historii. Absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Przez wiele lat związany z „Histmagiem” jako jego współzałożyciel i członek redakcji. Jest współautorem książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009). Współpracował jako redaktor i recenzent z oficynami takimi jak Bellona, Replika, Wydawnictwo Poznańskie oraz Wydawnictwo Znak. Poza „Histmagiem”, publikował między innymi w „Uważam Rze Historia”.

Wszystkie teksty autora
Michał Świgoń
Założyciel i wydawca „Histmag.org”. Odpowiada za działania promocyjne serwisu, kontakt z reklamodawcami i szeroko pojęte kwestie marketingowe. Jako dziennikarz współpracował z mediami ogólnopolskimi, regionalnymi i lokalnymi. Magister politologii Uniwersytetu Śląskiego (specjalność medioznawcza), ukończył również studia z zakresu marketingu.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone