L. Potykanowicz-Suda, M. Westphal – „Śladami ludzi morza. Jan Stankiewicz – kapitan żeglugi...” – recenzja i ocena

opublikowano: 2009-11-19 01:07
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Trzej bracia Stankiewiczowie poświęcili się pracy na morzu. Spośród nich drugą wojnę światową przeżył jedynie najstarszy, Jan. I to właśnie o jego losach traktuje recenzowana praca.
REKLAMA
L. Potykanowicz – Suda oraz M. Westphal
Śladami ludzi morza. Jan Stankiewicz – kapitan żeglugi wielkiej
cena:
40 zł
Wydawca:
Finna
Okładka:
twarda
Liczba stron:
328
ISBN:
978-83-914612-6-6

U schyłku 2008 r. do rąk czytelników trafiła pozycja opatrzona tytułem: “Śladami ludzi morza. Jan Stankiewicz – kapitan żeglugi wielkiej”, której autorami, a w zasadzie redaktorami, są Lidia Potykanowicz – Suda oraz Marcin Westphal. Tak sformułowany tytuł może sugerować, iż mamy do czynienia z biografią tytułowego bohatera skupiającą się na okresie pracy Jana Stankiewicza we flocie handlowej. Tak jednak nie jest. Praca została wydana przez wydawnictwo FINNA przy współpracy Archiwum Państwowego w Gdańsku i składa się z artykułów o tematyce wojennomorskiej, publikacji unikatowych fotografii rodzinnych Jana Stankiewicza, które pochodzą ze zbiorów wspomnianego archiwum, oraz jego „Dziennika” z lat wojny. Liczy łącznie 328 stron. Nieco kontrowersyjne wydaje się nam odebranie autorstwa pracy jej bohaterowi, bowiem naszym zdaniem to nie artykuły historyczne, lecz właśnie wspomnienia Jana Stankiewicza są najważniejszym i zarazem najciekawszym elementem publikacji. Widzielibyśmy zatem nazwisko Jana Stankiewicza jako autora na okładce publikacji, zaś ją samą zatytułowalibyśmy np. „Dziennik z lat wojny”. W podobny do zaproponowanego sposób wydane zostały wspomnienia Eugeniusza Pławskiego (notabene również przez wydawnictwo FINNA) czy brata Jana Stankiewicza, Mamerta.

Biogram i czego w nim brakuje

Rozczarowanie czytelnika może budzić nieco ubogi biogram bohatera publikacji. Zajmuje on raptem dwie strony i nie podaje istotnych informacji z jego barwnego życia. Redaktorzy pracy podali jedynie skrócony i bardzo często pozbawiony dat przebieg służby Jana Stankiewicza w marynarce carskiej, Polskiej Marynarce Wojennej oraz flocie handlowej. Mimo, że oparli się oni na „Kadrach Morskich Rzeczypospolitej” to ich uwadze umknął fakt, iż powodem odejścia ze służby czynnej komandora porucznika Jana Stankiewicza był konflikt z ówczesnym dowódcą Floty, kontradm. Józefem Unrugiem. Wiele ciekawych informacji na temat kariery Jana Stankiewicza w Polskiej Marynarce Wojennej podaje publikacja J. Tuliszki. Otóż, jak podaje ten autor, Jan Stankiewicz miał skłonności do nadużywania alkoholu. Zdarzyło mu się przyjść na inspekcję w stanie nietrzeźwym, na swoim koncie miał również pijacką awanturę wywołaną w Warszawie. Co ciekawe „współautorem” owego zdarzenia był późniejszy prezydent stolicy, major Stefan Starzyński. Przełożeni Stankiewicza, jak i służący razem z nim oficerowie, zarzucali mu brak zamiłowania do pracy oraz wyniosłość w stosunku do podwładnych. Poddawano również w wątpliwość jego umiejętności jako marynarza. Warto nadmienić, że młodszy brat Jana, Mamert wspominając lata dzieciństwa pisał: Jak się wydaje, temperamenty nasze z bratem były dość odmienne. Brat mój był urwisem pierwszej wody.... Informacje te uświadamiają nam, iż Jan Stankiewicz nie był wolny od wad i ułomności charakteru. Do kwestii tej wrócimy jeszcze przy omawianiu jego wspomnień.

REKLAMA

Kilka esejów. Od floty carskiej po Polską Marynarkę Handlową

Po biogramie następuje krótki artykuł noszący tytuł „Flota carska od końca XIX wieku do 1917 roku”. Na kilkunastu stronach zaprezentowano czytelnikom uwarunkowania i drogi rozwoju floty wojennej carskiej Rosji. Przedstawiono również analizę licznych programów budowy okrętów, a także jednostek brzegowych marynarki wojennej, takich jak bazy dla okrętów czy baterie artylerii nadbrzeżnej.

Kolejny esej poświęcono Polskiej Marynarce Wojennej w latach 1918 – 1939. Naszą ciekawość budzi stwierdzenie, iż Polska uzyskała dostęp do morza „dopiero 20 lutego” (s. 24). Niestety w tekście brak kontynuacji tego zagadkowego wątku. Artykuł przedstawia dzieje floty wojennej Rzeczypospolitej. Omówiono zamierzenia i plany dotyczące jej rozwoju. Warto podkreślić, iż autorzy artykułu słusznie zaakcentowali dążenia szefa Kierownictwa Marynarki Wojennej, Jerzego Świrskiego mające na celu powiększenie, mimo braku zrozumienia ze strony najwyższych władz, stanu posiadania floty wojennej. Esej może budzić niedosyt z powodu dość skromnej objętości oraz niewykorzystania w nim istniejącej i powszechnie znanej literatury przedmiotu. Przykładowo przy omawianiu planów rozbudowy PMW zdecydowanie warto byłoby sięgnąć do bardzo dobrej pracy B. Zalewskiego, która porusza owe zagadnienia. Pewnie zdziwienie może budzić też nieco niezrozumiałe stwierdzenie, iż w 1921 r. większość obecnych oficerów i podoficerów marynarki służyła w czasie I wojny światowej we flocie niemieckiej, druga pod względem liczebności grupa, to oficerowie z byłej floty austro-węgierskiej, trzecią najmniejszą stanowili wyżsi stopniem marynarze z byłej floty carskiej. (s. 26). Stwierdzenie to wydaje się nie w pełni prawdziwe. Jedna z podstawowych prac dotyczących korpusu oficerskiego PMW podaje, iż to oficerowie z byłej floty carskiej stanowili zdecydowaną większość kadry oficerskiej morskiego rodzaju sił zbrojnych, zaś grupa byłych poddanych Wilhelma II liczyła raptem kilka osób. Pod koniec 1920 roku na 223 oficerów aż 72% wywodziło się z floty carskiej. 22% kadry stanowili oficerowie z byłych Austro-Węgier, zaś raptem 6% służyło w marynarce niemieckiej.

REKLAMA

W pracy omówiono także skrótowo dzieje Polskiej Marynarki Handlowej. Wspomniano o pierwszych armatorskich próbach czynionych przez Polaków na obczyźnie a także pierwszych polskich towarzystwach okrętowych takich jak „Lechia” czy „Orzeł Biały”. Esej zawiera również informacje na temat rozwoju polskiej administracji morskiej oraz szkolnictwa morskiego. Najwięcej miejsca poświęcono takim firmom jak „Robur”, „Polbryt” oraz armatorowi słynnych polskich transatlantyków, przedsiębiorstwu „Gdynia – Ameryka Linie Żeglugowe S.A.” (w skrócie GAL). Tekst kończy się na roku 1939 i ewakuacji do sojuszniczych portów jednostek noszących banderę cywilną.

REKLAMA

Fotografie. Zwykłe i unikatowe

Następna część pracy to zbiór osobistych fotografii Jana Stankiewicza. Przedstawiają one niemal całe życie bohatera publikacji, bowiem najstarsze z nich przedstawiają go w wieku szkolnym. Następnie mamy okazję ujrzeć przyszłego kapitana „Polonii” jako kadeta Korpusu Morskiego oraz oficera floty carskiej. Jedna z fotografii przedstawia widok okrętowej kaplicy prawosławnej zaś na wielu mamy możliwość „podglądnięcia” realiów służby na rosyjskich jednostkach.

Kolejna część zbioru dokumentuje służbę Jana Stankiewicza w Polskiej Marynarce Wojennej oraz pracę na jednostkach cywilnych. Wśród tych ostatnich znajdziemy ujęcia z prywatnego życia bohatera publikacji oraz fotografie wykonane na pokładzie „Polonii”. Są przede wszystkim przyjęcia i uroczyste kolacje, ale także tradycyjny marynarski chrzest równikowy. Najmniej problemów z identyfikacją oraz poprawnym opisem przysporzyły zapewne zdjęcia z okresu II RP, choć i tu redaktorom publikacji umknęła postać Adama Mohuczego, która znajduje się na jednej z niepodpisanych fotografii.

Rzecz najważniejsza: „Dziennik” Stankiewicza

I tak oto dochodzimy do najważniejszego rozdziału w pracy czyli „Dziennika”. W krótkim wstępie jego redaktor, Józef Wąsiewski, opisuje kryteria edycji wspomnień i wyjaśnia dlaczego zostały one wydane niemal bez żadnych poprawek i uzupełnień. Krok ten może powodować nieporozumienia, bowiem o ile pozostawienie mieszanej (polskiej i angielskiej) pisowni nazw portów nie powinno sprawić czytelnikowi kłopotu, to brak ingerencji w pisownię nazwisk może być problematyczny. Z sytuacją taką mamy do czynienia na stronie 280, gdzie Jan Stankiewicz pisze: minister handlu Krapiński. W tym przypadku chodzi zapewne o Jana Kwapińskiego, który w rządzie Władysława Sikorskiego był ministrem przemysłu, handlu i żeglugi od 29 czerwca 1942. W tekście dziennika kilka razy pojawia się nazwisko Modrow (s. 199, 222, 224). Z dużym prawdopodobieństwem możemy uznać, iż Janowi Stankiewiczowi chodziło o osobę Włodzimierza Moderowa. W latach 1931 – 1934 był on zastępcą a później przewodniczącym Polskiej Delegacji Rady Portu i Dróg Wodnych w Gdańsku. Redaktor „Dziennika” we wstępie podaje, iż nie dysponował oryginalnym rękopisem i w związku z tym prezentowany zapis może zawierać pewne rozbieżności z zaginionym oryginałem. Uważamy, iż to właśnie z tego powodu zapis, którym dysponował redaktor „Dziennika” powinien być poddany szczegółowej redakcji aby rozwiać wszelkie wątpliwości co do poprawności pisowni nazwisk występujących w nim osób oraz by umożliwić czytelnikowi ich identyfikację.

REKLAMA

Jan Stankiewicz każdą notatkę opatrywał datą, ponadto podawał miejsce swego pobytu. Jeśli był na morzu to podawał także, na pokładzie jakiego statku się właśnie znajduje oraz określał jego pozycję geograficzną. Fakt ten pozwala w jakimś stopniu prześledzić kurs jednostki, na której w danym momencie autor przebywał.

Autor pisał swe wspomnienia, aby po wojnie zostały one przekazane jego małżonce bądź też synowi. Sam podejrzewał, że wojny nie uda mu się przeżyć. Z tego względu zapiski są niezwykle osobiste, niekiedy wręcz czułe. Autor opisuje nie tylko realia służby na jednostkach handlowych w trakcie II wojny światowej, lecz dzieli się ze swoimi bliskimi refleksjami dotyczącymi burzliwego życia marynarza. Tragiczne wydarzenia w trakcie trwania wojny pozwoliły autorowi na ocenę siebie i swych dotychczasowych dokonań. Jan Stankiewicz nie szczędzi sobie słów krytyki. W lutym 1944 roku własne życie opisuje następującymi słowami: Teraz kiedy patrzę wstecz na przebieg mojego życia, widzę że było ono małowartościowe i zbyt powierzchowne. Niewiele pracowałem nad sobą. Nie umiałem nigdy ułożyć pomyślnie swoich stosunków z ludźmi. Byłem szorstki, niezbyt tolerancyjny i bezwzględny (s. 298). Słowa te są zapewne echem przywołanych wcześniej wydarzeń z życia Jana Stankiewicza.

REKLAMA

Niezwykle przejmujące są opisy dwóch najbardziej tragicznych epizodów, jakie spotkały w trakcie wojny bohatera. Otóż w przeciągu roku stracił on dwóch młodszych braci, Mamerta oraz Romana. Przypomnijmy, że młodszy o dwa lata Mamert kończył razem z Janem Korpus Morski oraz był najbliższym towarzyszem jego lat dziecięcych. Przy podawaniu szczegółów tych tragedii Stankiewicz nie szczędzi słów krytyki wobec władz jak i sojuszników. Ponadto autor piętnuje także stosunki panujące wśród emigracji. Jego szczególną odrazę budzi wykorzystywanie przez niektórych urzędników swej pozycji do odbywania prywatnych podróży samolotem przez Atlantyk. Krytyce poddani zostali także podwładni kapitana Stankiewicza, który w pewnym momencie stwierdza, że woli pracować z cudzoziemcami, bowiem są oni daleko taktowniejsi od Polaków (s. 267).

Słowem podsumowania

Omawiana pozycja to praca, z którą koniecznie muszą zapoznać się badacze dziejów floty handlowej jak i wojennej. Osobisty charakter zapisków Jana Stankiewicza powoduje, iż dość realistycznie oddają one realia pracy na statku handlowym, stosunki z sojusznikami, a także postępowanie osób odpowiedzialnych za gospodarkę morską oraz władz wojskowych. Jak wspomniano wyżej, autor w wielu sprawach zajmuje krytyczne stanowisko, jest również krytyczny wobec samego siebie, co czyni jego zapiski wiarygodnymi. Wypada więc nam zgodzić się z J. K. Sawickim, iż omawiana praca mimo kiepskiej redakcji, walorami źródłowymi tekstu Kapitana niewątpliwie wzbogaci dokumentację PMH. Jest ona również doskonałym źródłem dla naukowców zajmujących się losami polskiej emigracji w latach II wojny światowej.

Korzystanie z publikacji niewątpliwie byłoby łatwiejsze gdyby jej redaktorzy zaopatrzyli ją w indeks osobowy, który ułatwiłby czytelnikowi odszukanie danych postaci. Niestety praca indeksu takiego nie posiada. Możliwe, że jego opracowanie natchnęłoby redaktorów do identyfikacji i poprawnego podania nazwisk występujących w tekście. Co ciekawe publikacja nie została zaopatrzona także spis treści. W związku z tym podział pracy na trzy części tj. artykuły historyczne, zbiór fotografii oraz „Dziennik”, jest naszym własnym pomysłem przyjętym na potrzeby tej recenzji.

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Jędrzej Jednacz
Magister historii, absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Interesuje się dziejami Polski na morzu oraz historią Pomorza Gdańskiego ze szczególnym uwzględnieniem rodzinnej Gdyni. W kręgu jego zainteresowań znajduje się także historia architektury, ochrona zabytków oraz muzealnictwo. Społeczny opiekun zabytków oraz członek Sekcji Historyczno-Eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. Interesuje się także fotografią. Prowadzi blog pod adresem http://fotogdynia.blogspot.com

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone