Jim Auton – „Nad frontem wschodnim i okupowaną Polską” – recenzja i ocena

opublikowano: 2009-12-04 11:30
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Redagowanie książek to mniej pasjonująca praca niż mogłoby się wydawać – często polega na wielogodzinnym sprawdzaniu i porównywaniu liczb, nazwisk, dat, a następnie kilkukrotnym czytaniu tego samego tekstu w poszukiwaniu stylistycznych zgrzytów i kalek językowych. Dotąd tylko trzy, może cztery raz zdarzyło się, że redakcja książki sprawiła mi autentyczną frajdę. Wspomnienia Jima Autona to jeden z tych przypadków. Praca nad nimi pochłonęła mnie do reszty. I choć „Nad frontem wschodnim i okupowaną Polską” przeczytałem trzykrotnie – tak w oryginale, jak i tłumaczeniu – to wciąż z chęcią sięgam po tę książkę.
REKLAMA
Jim Auton
„Nad frontem wschodnim i okupowaną Polską”
cena:
Wydawca:
Bellona
Okładka:
miękka klejona
Liczba stron:
264
Format:
165 x 235 mm
ISBN:
9788311115866

Wspomnienia wojenne? Takich książek są setki (tysiące?) i prawdę mówiąc po przeczytaniu kilkudziesięciu człowiek coraz rzadziej trafia na coś autentycznie nowatorskiego. Jakkolwiek by się nie starali, różni autorzy w podobny sposób piszą o bohaterstwie, strachu, krwawych bitwach czy braterstwie broni. Miotając się między martyrologią i autokreacją, prywatną perspektywą zrozumiałą głównie dla rodziny i najbliższych a bezpardonowym krytykanctwem, „świadkowie historii” wpadają częstokroć wciąż w te same dołki. Po nieznanym mi uprzednio Jimie Autonie nie spodziewałem się niczego więcej. Już pierwsze zdania jego wspomnień sprawiły, że zmieniłem zdanie... Jaja na wierzch! Jaja na wierzch! No już, szybciej, jaja na wierzch! Kto to widział, żeby w ten sposób bohater lotnictwa, weteran wojenny, a zarazem poważny biznesmen zaczynał swoją opowieść? Cóż, Auton tak właśnie zaczyna... a potem jest tylko lepiej.

Autor opowiada o wojnie od momentu zaciągnięcia się do RAF-u. Do którego zresztą, podobnie jak większość kolegów, wstąpił bez głębszego namysłu. Jak sam pisze: W tym wieku nie mogliśmy ani otrzymać prawa jazdy, ani nawet jeździć na motocyklu, ani głosować. A tu RAF otwierał przed nami perspektywę wyzwolenia się spod opieki rodziców, a do tego możliwość pilotowania samolotu. To nas wzięło! RAF nie sprawdzał aktów urodzenia. Dla nich mieliśmy tyle lat, ile podaliśmy. (...) Będąc w RAF-ie, czuliśmy się prawdziwymi mężczyznami i mało kto zdawał sobie sprawę, co nas czeka. I to na dobre, i na złe. Nie są to w żadnym razie wzniosłe dyrdymały. Pozwolę sobie śmiało twierdzić, że opis dalszych wydarzeń zaskoczy też każdego czytelnika, szczególnie tego przyzwyczajonego do pamiętnikarskiej sztampy. Auton nie koloryzuje i nie tworzy na siłę z siebie i swoich kolegów kryształowych bohaterów. W książce pełno jest uganiania się za panienkami, seksu, młodzieńczych wygłupów, imprezowych wypadów w przeróżnych miastach świata... Przez kilka pierwszych rozdziałów brakuje tylko samej wojny! No chyba, że za wojnę uznamy dziesiątki przykładów organizacyjnego bałaganu i bezsensu.

Książka momentami może się wydawać seksistowska, albo nawet lekko szowinistyczna – i to właśnie jest jej wielkim atutem. Autor wiernie odtwarza sposób myślenia brytyjskich nastolatków, którzy dla przeżycia przygody zapisali się do lotnictwa i wylądowali w szkole lotników w Afryce Południowej, by następnie przewędrować Egipt, Palestynę, Algierię i trafić do Włoch. Nie ukrywa, że wówczas niewiele wiedział o świecie, a i w głowie mu były mniej wzniosłe rzeczy niż patriotyzm i obrona ojczyzny.

Dopiero po jakiś 100 stronach wspomnień, już w drugiej połowie wojny, Auton rozpoczyna czynną służbę. Trafia do obskurnej bazy pod Foggią we Włoszech – w istocie będącej zbieraniną obszarpanych namiotów. Dla osób przyzwyczajonych do buńczucznych opisów chwały brytyjskiego lotnictwa, obraz odrysowany przez autora będzie pełnym zaskoczeniem. Pokazuje on, jak sny o byciu asem przestworzy zderzyły się z ponurą rzeczywistością. Życiem w brudzie, bez podstawowych rzeczy osobistych, niekiedy nawet bez jedzenia. Lataniem na zużytych, pozyskanych od amerykanów, naprędce przerobionych Liberatorach. W końcu – z realiami służby, która była tak niebezpieczna, że wpędzała pozbawionych sprawnego, jednolitego dowództwa żołnierzy w załamanie nerwowe. Wiele misji wydawało się pewnym samobójstwem i rzeczywiście z każdego z lotów część żołnierzy nie wracała. Niekiedy straty sięgały 80-90%... Nie istniał żaden zgrany oddział, żadne braterstwo broni, bo załogi wolały nie zaznajamiać się z „nowymi”, których czekała niemal pewna śmierć przy pierwszym, drugim czy trzecim locie. Wykonanie pełnej kolejki lotów –– zapewniającej urlop i chwilową przerwę w służbie – wydawało się graniczyć z cudem. Wiele osób kompletnie się załamywało, czy nawet dezerterowało. Inni żyli z dnia na dzień.

REKLAMA

Bardzo ciekawe są fragmenty poświęcone morderczym lotom nad Warszawę podczas powstania, z których prawie nikt nie wracał. Lotników nie informowano komu pomagają i dlaczego. Nikt nie wyjaśnił im, co to za powstanie i czemu ryzykują niemal pewną śmiercią by pomóc Polakom. Żołnierzy w całej tej machinie wojennej zignorowano, czy wręcz nimi pogardzano. Gdy telewizja przyjechała zrobić materiał o dzielnych lotnikach pomagających Warszawie, przed kamerę zaciągnięto przypadkowe załogi – te, które naprawdę latały nad Polskę, akurat odpoczywały po ostatniej misji. Z podobnym lekceważeniem przyznawano odznaczenia, nagradzając często przypadkowe osoby, a nie prawdziwych bohaterów. Niewiele zmieniło się po wojnie, gdy lotnicy zostali pozostawieni sami sobie – bez pracy, wykształcenia, środków do życia, jakiejkolwiek opieki.

Książka Autona to opowieść do bólu autentyczna, a zarazem zaskakująca. Zdumienie mogą wywoływać także jej ostatnie rozdziały. Autor – pozbawiony wykształcenia i nieznający jakichkolwiek języków inwalida wojenny – dzięki własnej upartości i zaangażowaniu zostaje znanym biznesmenem i specjalistą w dziedzinie handlu zagranicznego, szczególnie z krajami bloku wschodniego. Na drodze jego kariery staje... brytyjski wywiad, niewiele robiący sobie z tego, że niszczy życie bohaterowi wojennemu.

***

„Nad frontem wschodnim i okupowaną Polską” to jedna z najciekawszych książek, jakie czytałem w ostatnim roku. Pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się II wojną światową. I nie dlatego, że mamy do czynienia z wybitną literaturą czy historią „kogoś ważnego”. Tak nie jest. Wspomnienia Autona są autentyczne. I ten jeden atut czyni z nich doskonałą książkę.

Pretensje można mieć – niestety – tylko do polskiego wydawcy, co otwarcie stwierdzam, mimo że sam na jego zlecenie uczestniczyłem w pracach nad książką. Bellona nie doceniła moim zdaniem wartości publikacji, wydając ją w formie nieprzyciągającej uwagi, a z zewnątrz... po prostu brzydkiej. Okładka jest nieestetyczna i wręcz odstrasza panującym na niej chaosem. Miękka, bardzo cienka oprawa już po jednokrotnej lekturze jest bardzo wyświechtana. Na dodatek ilustracje zebrane wyłącznie na wklejkach, a nie wkomponowane w tekst, wyraźnie zmniejszają przyjemność płynącą z lektury.

Można mieć tylko nadzieję, że dzięki takim recenzjom jak ta, książka Autona nie zostanie przeoczona w natłoku setek poświęconych II wojnie światowej publikacji. Byłoby wielką stratą, gdyby tak się stało.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone