Adam Leszczyński – „Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943–1980” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-08-06 06:37
wolna licencja
poleć artykuł:
Trudno nie zgodzić się z Zygmuntem Baumanem, twierdzącym we wstępie do pracy Adama Leszczyńskiego, że _ta książka zafrapuje_ […] _wielu czytelników_. Autorowi udała się rzecz interesująca z punktu widzenia przeciętnego czytelnika – napisał obszerną (500 stron, nie licząc bibliografii i indeksu) książkę o myśli ekonomicznej, która jest doskonała w lekturze, intrygująca oraz przystępna bez popadania w infantylizm.
REKLAMA
Adam Leszczyński
Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943–1980
nasza ocena:
9/10
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Rok wydania:
2013
Okładka:
twarda
Liczba stron:
584
Format:
15x21 cm
ISBN:
978-83-6385-529-1

„Skok w nowoczesność” to przegląd strategii wyjścia z zapóźnienia gospodarczego i cywilizacyjnego, podejmowanych przez kraje peryferyjne pomiędzy wielkim kryzysem a latami siedemdziesiątymi, kiedy to interwencjonizm zaczął odchodzić do lamusa. Leszczyński odwołuje się do doświadczeń kilkunastu państw, ale najdogłębniej analizuje stalinowski ZSRR, maoistyczne Chiny i Polskę (w tym ostatnim przypadku zwracając uwagę na pewne podobieństwo inwestycyjnej strategii państwa w latach 30. z działaniami rządów PRL). Można wysunąć zarzut, iż nieco powierzchownie przestawiono sytuację przedrewolucyjnej gospodarki rosyjskiej czy wizje gospodarcze krajów afrykańskich i południowoamerykańskich – jest to jednak najzupełniej zrozumiałe. Raz, że w innym przypadku książka rozdęłaby się do niestrawnych rozmiarów, tracąc lekkość eseju; dwa, że nawet takie szkicowe ujęcie nie przeszkadza autorowi w zaprezentowaniu „polityki wzrostu” podejmowanej w owych regionach.

Przegląd tych konkretnych przypadków poprzedzają dwa rozdziały, streszczające przewijające się w historiografii i ekonomii dyskusje dotyczące tematu: dlaczego niektóre państwa rozwijają się błyskawicznie, a inne pozostają w tyle. Ukazanie tych sporów na tle tragicznych – z dzisiejszego punktu widzenia – warunków życia ludzi w społeczeństwie przedindustrialnym dowodzi, iż tytułowy „skok w nowoczesność” był zagadnieniem par excellence egzystencjalnym. Narzędziem dogonienia najbogatszych narodów wydawał się zaś interwencjonizm państwowy.

Paradoksalnie – książka wydana przez Krytykę Polityczną okazuje się konserwatywna w przesłaniu. Autor zauważa, że zamiast ambicji przekształcenia całej struktury społecznej, „specjaliści od rozwoju” proponują dziś na przykład badanie wpływu łapówek płaconych przez kierowców ciężarówek na koszty transportu w krajach zachodniej Afryki i podsumowuje: być może […] świat można naprawiać tylko małymi krokami. Jednak ów konserwatyzm Leszczyńskiego – pojmowany jako niechęć do ideologii oferujących odpowiedzi na wszystkie pytania i błyskawiczne rozwiązanie wszelkich problemów – przejawia się również we wstrzemięźliwości wobec szkoły chicagowskiej i dogmatycznie pojmowanego liberalizmu gospodarczego. Przede wszystkim dowodzi, że nie powinniśmy z perspektywy dzisiejszych poglądów na interwencjonizm i gospodarkę planowaną oceniać przedsięwzięć podejmowanych w okresie, gdy doświadczeniem formującym całe pokolenie ekonomistów i polityków […] był wielki kryzys. Prowadził on do dość powszechnej utraty zaufania do funkcjonowania systemu kapitalistycznego, kiedy z kolei państwowe zarządzanie gospodarką w krajach totalitarnych (ZSRR, III Rzesza) lub do totalitaryzmu aspirujących (Włochy) wydawało się remedium na problemy recesji. W końcu industrializacja ZSRR faktycznie się powiodła, chociaż jej kosztów poza Krajem Rad nie dostrzegano lub starano się nie dostrzegać. Dla kontrastu można przypomnieć, że wśród państw Europy kryzys bodaj najmocniej dotknął weimarskie Niemcy, gdzie w 1932 roku bezrobocie dosięgło 5,5 miliona ludzi, a produkcja przemysłowa spadła do 54 procent stanu wcześniejszego. Leszczyński przypomina, że nie trzeba było być komunistą lub socjalistą, by wątpić w wolny rynek. Faktycznie – by przytoczyć przykład nie przywołany przez autora – generał Franco w 1949 roku deklarował: Odrzucamy kapitalizm, tak samo jak marksizm.

REKLAMA

Jak twierdził Kwame Nkrumah: Dawne terytorium zależne, jeśli ma przetrwać, musi osiągnąć w ciągu pokolenia to, co innym krajom zajęło trzysta lat i więcej. Nic więc w sumie dziwnego, że uznawano, iż „pełen sprzeczności” kapitalizm nie oferuje wykonania tak gigantycznego zadania. Z tego punktu widzenia industrializacją powinno kierować państwo, budując przemysł ciężki, co z kolei w – dalszej perspektywie – wydźwignąć miało cały kraj. Na ów kult przemysłu ciężkiego i statystyk wytopu stali zwracał uwagę Colin Clark: Kiedy zapytano mnie w Indiach, czy dalej inwestować w stalownie, odpowiedziałem, że to problem z zakresu religioznawstwa. Najważniejszym zagadnieniem stawało się źródło środków na szeroko zakrojone przedsięwzięcia przemysłowe. Inwestorzy rodzimi oczywiście nie dysponowali odpowiednimi, a inwestorów zagranicznych albo nie było, albo odrzucano ich jako agentów bogatych państw, dążących do eksploatacji tych zapóźnionych. „Akumulację kapitału” zazwyczaj postanawiano osiągnąć kosztem chłopów. Poziom życia obywateli – twierdzi Leszczyński – był ważnym, ale długofalowym celem, i jeśli należało go poświęcić na krótką metę, to należało to zrobić w imię lepszej przyszłości.

Opisując cierpienie i marnotrawstwo, jakie przynosiły owe olbrzymie projekty, autor nie odmawia im jednak doprowadzenia do pewnych pozytywnych zmian, m.in. modernizacji struktury społeczeństw. Zwraca też uwagę, iż przy zachowaniu wielu elementów wolnego rynku odgórnie kierowany rozwój mógł się powieść, czego dowodzą przykłady Japonii, Tajwanu czy Korei Południowej.

Kilka słów należy się fizycznej stronie książki. Można mieć tylko nadzieję, że kolejne pozycje historycznej serii KP wydawane będą w takim formacie. Tom doskonale leży w ręce, a przy tym elegancko wygląda na półce. Zdecydowanym mankamentem jest za to indeks, przygotowany w sposób skrajnie niedbały. Być może mam za duże wymagania w stosunku do kogoś, kto się określa jako „Jaś”, ale wystarczy zajrzeć do bibliografii, żeby poznać właściwą kolejność azjatyckich nazwisk. I tak nazwisko Deng Xiaopinga to Deng, a nie Xiaoping, jak nas zapewnia indeks. Zapewnia nas też, że George Kennan jest dwukrotnie przywoływany w tekście – autorom umyka, iż chodzi o dwie różne postacie. Zmarły niedawno (w 2005 roku) George F. Kennan nie mógł być w 1905 roku sławnym […] specjalistą od spraw azjatyckich. Wady to wprawdzie niewielkie, ale tym bardziej drażniące na tle świetnej całości. Książka na pewno zasługuje na lekturę.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Marcin Mleczak
Student Instytutu Historii UJ. Interesuje się historią dyplomacji i dziejami Hiszpanii (XIX-XX w.), działa w Krakowskim Klubie Teologii Politycznej. W wolnym czasie czyta science-fiction, pływa i tłucze w Europa Universalis.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone