Anna Wacławik, Maria Ciesielska – „Fleck. Ocalony przez naukę” – recenzja i ocena
Anna Wacławik, Maria Ciesielska – „Fleck. Ocalony przez naukę” – recenzja i ocena
Trudno uwierzyć w to, że Ludwik Fleck nie doczekał się dotąd biografii. Choć wzmianki o nim pojawiały się w pracach zbiorowych dotyczących osiągnięć medycyny XX wieku czy w publikacjach poświęconych filozofii nauki, żaden badacz nie zdecydował się poświęcić mu swojej uwagi na wyłączność. Stąd też w życiorysie uczonego istniała luka, szczególnie dotycząca młodości. Czasem wypełniana była przez bardziej bądź mniej trafione insynuacje czy wręcz otwarte przekłamania, jak choćby to dotyczące bogatej żony, która miała otworzyć mu drzwi naukowej kariery. Z tym, jak i wieloma innymi mitami, postanowiły rozprawić się Anna Wacławik i Maria Ciesielska. I przy okazji zarazić czytelników fascynacją dotyczącą naukowca – i nie musiały się szczególnie starać.
Fleck był postacią wybitną – jednym z najświatlejszych naukowców i największych umysłów XX wieku. Choć sam nie lubił stawiać się w takim świetle, bo – jak zapisał w swoich notatkach – nie sądził, by “badacz stawał się większy, kiedy się go przedstawia jako spiżowy pomnik, zamiast jako żywego człowieka”, trudno przecenić wkład w rozwój nauki, jaki po sobie pozostawił. Poza teoretycznymi koncepcjami z zakresu mikrobiologi w czasie wojny, przebywając w getcie lwowskim, opracował innowacyjną szczepionkę na tyfus, która pomogła ocalić życie jego i wielu innych osób. Po wojnie prowadził rozległe badania nad mechanizmami odpornościowymi, a do tego zajął się filozofią medycyny, wydając kilka publikacji z tej dziedziny – do jego koncepcji odwołał się Thomas Kuhn w swoich rozważaniach nad paradygmatem naukowym. W świcie nauki Fleck osiągnął więc niebywały sukces. Niemały wpływ miało na to bez wątpienia środowisko, w którym się wychował.
Historia rodziny Flecków – polskich Żydów z Lwowa – przypomina amerykański sen spełniający się w realiach Europy Wschodniej. Zaczynając skromnie, ciężką pracą i wytrwałością zdobyli nie tylko majątek, ale i pozycję – zaznali awansu społecznego, na który w tamtych czasach wielu Żydów liczyć nie mogło. Dla Maurycego i Simy XIX-wieczny Lwów okazał się ziemią obiecaną – dzięki drygowi do artystycznego fachu szybko zyskali sławę i uznanie w mieście. I swoim talentem nadali mu kolorytu – realizowali najbardziej prestiżowe projekty we Lwowie. Brali udział w dekorowaniu gmachu politechniki lwowskiej, ozdobili wnętrza Galicyjskiej Kasy Oszczędnościowej, malowali teatry czy dworzec kolejowy będący wizytówką miasta.
Ludwik, jako jedyny syn Flecków (jego rodzeństwo zmarło), miał przejąć rodzinny interes i rozwijać rzemieślniczo-artystyczne tradycje rodziny. Poszedł jednak własną drogą – jak się później okaże, ta cecha będzie charakteryzowała większość jego życiowych wyborów. Porwał go świat nauki – i nie ma w tym stwierdzeniu cienia przesady. Rozwijał się w tym kierunku mimo wielu kłód, jakie życie kładło mu pod nogi. Ukończył medycynę z tytułem doktora wszech nauk lekarskich, po czym trafił do laboratorium Rudolfa Weigla, wybitnego biologa i wynalazcy szczepionki przeciwko tyfusowi. Zapewne nie przypuszczał wtedy, że tak wiernie podąży śladami swojego mistrza i w pewien sposób go przerośnie – bo szczepionka, którą wynalazł Fleck, była łatwiejsza i tańsza w produkcji. I pomogła uratować wiele osób – nie tylko przed chorobą, ale i przed nazistami.
Książka Wacławik i Ciesielskiej to pozycja, na jaką Fleck zasłużył. Autorki podeszły do sylwetki mikrobiologa oraz filozofa z dużym szacunkiem i starannością. Wydanie publikacji poprzedziły wieloletnie badania i kwerendy przeprowadzone przez autorki nie tylko w Polsce, ale i na Ukrainie, w Niemczech i w Izraelu, do którego uczony wyjechał pod koniec życia. Dzięki temu na łamach książki przenoszą one czytelnika do świata, w którym dojrzewał i żył Fleck – i to dosłownie.
Rzeczona publikacja nie jest bowiem zwykłą biografią. To świetnie napisany reportaż, w którym autorki nie tylko przybliżają postać naukowca, ale i podążają jego śladami – odwiedzają kamienicę, w której mieszkał, zaglądają do miejsc, w których pracował, rozmawiają z mieszkańcami Lwowa, którzy dzielą się z nimi wspomnieniami o nim i jego rodzinie. Nie boją się pytać o zdanie także specjalistów – w swoją opowieść wprawnie wplatają wypowiedzi ekspertów, którzy pomagają umieścić przedstawiane przez nie fakty w odpowiednim kontekście i lepiej zrozumieć życie i wybory uczonego.
Ten balans treści naukowych i reporterskich znajduje odzwierciedlenie w profesji autorek – Anna Wacławik jest dziennikarką, Maria Ciesielska to lekarka i wykładowczyni od lat badająca zagadnienia medycyny związane z niemieckimi obozami koncentracyjnymi czy sanitariatem w Gestapo. Dzięki temu udało im się stworzyć publikację opatrzoną solidnym aparatem naukowym, która przy tym jest przystępna w odbiorze. To sprawia, że mimo pokaźnych rozmiarów (książka liczy ponad 800 stron!) czyta się ją momentami jak wciągającą powieść.
Niezwykła jest ta publikacja nie tylko w formie. Choć opowiada o życiu Ludwika Flecka, nazwanie jej zwykłą biografią byłoby dużą pomyłką. To książka o tematach ważnych i uniwersalnych – o niezwykłej determinacji i woli przetrwania, niezachwianej sile ducha i walce o marzenia wbrew przeciwnościom losu. Tych w życiu Flecka bowiem nie brakowało – w międzywojennej Polsce odbijał się od muru antysemityzmu, w czasie wojny padł ofiarą zbrodniczej polityki Trzeciej Rzeszy i tylko dzięki talentowi i ogromnej wiedzy zdołał uratować się z Holocaustu, także w czasach powojennych padł ofiarą antyżydowskiej nagonki. To wszystko sprawiło, że nigdy nie doczekał się uznania dla swojego – imponującego przecież – dorobku. Mało tego – jego zasługi niejednokrotnie przywłaszczali sobie inni. On nigdy się jednak nie poddał. Do końca pozostał wierny swoim ideałom.
Historia Flecka nie napawa optymizmem. Choć wyprzedzał swoją epokę, ta nie była w stanie dostrzec jego wielkości. Został dostrzeżony i doceniony przez świat dopiero po śmierci, choć i tak nie w takim stopniu, na jaki zasłużył. Książka Wacławik i Ciesielskiej nie emanuje jednak zbędnym patosem czy dramatyzmem. W ciekawy opowiada o Flecku takim, jaki był – i w sposób, jaki lubił, bez budowania spiżowych pomników. Tych w tym przypadku nie trzeba, Fleck zbudował go sobie sam – dorobkiem, który po sobie zostawił.
