Beck i Beneš u progu wojny

opublikowano: 2019-09-11 14:23
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Stosunki polsko-czechosłowackie przed II wojną światową nie należały do najlepszych. Wzajemna niechęć pod koniec lat trzydziestych XX wieku nabrała szczególnych rozmiarów. Hitler i Stalin wiedzieli, jak to wykorzystać.
REKLAMA

Trudno doprawdy powiedzieć, dlaczego Hitler zdecydował się postawić na człowieka tak diametralnie niepasującego do wizerunku narodowego socjalisty jak Konrad Henlein. Może po prostu wyczuwał, że w niektórych okolicznościach przeciętność i brak własnego zdania mogą być w polityce równie dobrymi atutami jak wyrazistość i zdecydowanie (zwłaszcza z punktu widzenia innych graczy).

Konstantina von Neurath (Bundesarchiv, N 1310 Bild-135 / CC-BY-SA 3.0)

Na początku 1938 roku Führer miał zresztą na głowie ważniejsze sprawy niż intrygi w szeregach Partii Niemców Sudeckich. Tego samego wieczoru, gdy Rutha metodycznie przygotowywał się w więziennej celi, aby odebrać sobie życie, adiutant kanclerza Rzeszy, major Friedrich Hossbach, skrupulatnie notował w Berlinie monolog swego szefa na temat celów niemieckiej polityki w najbliższych kilku latach. Obecni na spotkaniu minister spraw zagranicznych i najwyżsi rangą dygnitarze wojskowi dowiedzieli się z niej zaskoczeni, że już niebawem, najpewniej w nadchodzącym roku, Führer zamierza podporządkować sobie siłą Austrię i Czechosłowację, aby zabezpieczyć w ten sposób południową flankę Rzeszy przed planowaną walką o dalszą przestrzeń życiową dla Niemców.

Niemieccy generałowie nie mieli zasadniczo większych zastrzeżeń do przyłączenia obu tych państw i jeśli, oględnie mówiąc, nie wyrazili odpowiedniego entuzjazmu względem planów Hitlera, wynikało to wyłącznie z obaw natury strategicznej, a nie ze skrupułów moralnych. Mimo to dyktator był wściekły, że ktoś ośmielił się skrytykować jego koncepcję. Ministra wojny generała Wernera von Blomberga oraz dowódcę wojsk lądowych generała Wernera von Fritscha miało to wkrótce kosztować utratę stanowisk i zszarganie ich dobrego imienia za pomocą brudnych intryg, zaaranżowanych na poczekaniu przez Himmlera i Göringa.

4 lutego 1938 roku było już po wszystkim. Zdezorientowany Blomberg podał się do dymisji z powodu pornograficznych zdjęć jego świeżo poślubionej małżonki, które dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie odnalazło gestapo. Roztrzęsiony Fritsch rozpaczliwie usiłował oczyścić się ze spreparowanych przez nazistowską Służbę Bezpieczeństwa pomówień o homoseksualizm. Zadowolony z siebie Hitler przejął osobiście dowództwo nad siłami zbrojnymi, a przy okazji usunął ze stanowiska zbyt ostrożnego jego zdaniem ministra spraw zagranicznych Konstantina von Neuratha, zastępując go dyspozycyjnym i gotowym na ryzyko karierowiczem Joachimem von Ribbentropem. Pierwszy krok na drodze ku wojnie z Czechosłowacją został właśnie uczyniony.

REKLAMA

Bez wątpienia Hitlerowi nieprzyzwoicie wręcz sprzyjało szczęście. Jeszcze dobrze nie przebrzmiały echa listopadowej awantury wokół jego wojennych planów, a już w górskiej rezydencji Führera Berghof w pobliżu Berchtesgaden zjawił się jeden z najbardziej wpływowych brytyjskich polityków, wcześniejszy wicekról Indii i minister wojny, obecnie zaś przewodniczący Izby Lordów, wicehrabia Edward Halifax. Formalnie rzecz biorąc, jego wizyta miała charakter czysto prywatny i była związana ze zorganizowaną przez Göringa wystawą myśliwską, ale to właśnie pozwalało swobodnie podyskutować o wielu sprawach niekoniecznie dotyczących łowiectwa. Führer bardzo się starał wywrzeć na swym gościu jak najlepsze wrażenie. Założył nawet zamiast munduru smoking i czekał na podjeździe przed drzwiami rezydencji. O mały włos nie zmieniło to biegu historii, gdyż wysiadający z dyplomatycznej limuzyny Anglik uznał dziwacznie (jego zdaniem) ubranego mężczyznę za lokaja i szykował się już, by wręczyć mu płaszcz i kapelusz. Katastrofie zapobiegła wyłącznie przytomność umysłu von Neuratha, który zdążył syknąć ostrzegawczo: „Führer, Führer”.

Albert Speer i Adolf Hitler w rezydencji Berghof w 1938 roku (Bundesarchiv, Bild 183-2004-0312-500 / CC-BY-SA 3.0)

Tego rodzaju qui pro quo byłoby dla Hitlera doprawdy wielką stratą, bowiem Halifax – mimo ułomnej lewej ręki skądinąd rzeczywiście wielki miłośnik łowiectwa – pofatygował się w Alpy, aby mu zakomunikować, że Wielka Brytania nie miałaby zasadniczych zastrzeżeń, gdyby Niemcy zechciały sięgnąć po Austrię, Czechosłowację, Wolne Miasto Gdańsk i polskie Pomorze, o ile tylko zmiany granic przeprowadzono by w sposób pokojowy. Ujmując rzecz językiem myśliwych, w grę wchodziła pogoń za lisem: zwierzę można w ostateczności zaszczuć na śmierć, ale zdecydowanie należało obyć się bez użycia broni palnej. Chociaż ów ostatni warunek nie przypadł Führerowi do gustu (nie znosił, gdy stawiano mu jakiekolwiek warunki!), brytyjska oferta utwierdzała go w przekonaniu, że Anglicy nie kiwną nawet palcem, gdy Niemcy zechcą przemeblować po swojemu całą Europę Środkową. Kiedy na dodatek 21 lutego 1938 roku lord Halifax objął stanowisko sekretarza stanu Jego Królewskiej Mości do spraw zagranicznych, Hitler mógł się czuć wręcz zachęcony, aby jak najszybciej przetestować w praktyce, czy złożone mu propozycje pozostają aktualne.

REKLAMA

Führer miał też inny powód do zadowolenia. 14 stycznia, trzy tygodnie przed usunięciem opornych generałów, w Berlinie bawił w drodze powrotnej z Rzymu polski minister spraw zagranicznych Józef Beck, który nie protestował, gdy się dowiedział, że dyktator zamierza rozwiązać po swojemu sprawy Austrii („nie zawaha się przed natychmiastowym wkroczeniem”) i Czechosłowacji („pragnąłby pokojowo dojść do porozumienia, a o ile nie będzie zmuszony postąpić inaczej”). Hitler nie wyjawił mu, rzecz jasna, że rozmawiał z Halifaxem również o polskich granicach, a jego gość przyjmował za dobrą monetę zapewnienia o nienaruszalności praw Rzeczypospolitej w Gdańsku. Minister Beck był zbyt zaślepiony niechęcią do Czechów i ich prezydenta, by dostrzec, że Polska zaczyna właśnie podpiłowywać gałąź, na której siedzi.

O osobistej animozji pomiędzy Beckiem a Benešem powszechnie wiedziano w dyplomatyczny świecie. Dzieliło ich jednak znacznie więcej niż wzajemne uprzedzenia; więcej nawet niż odmienne wizje geopolityczne tej części Europy. Obaj widzieli w sobie nawzajem uosobienie najgorszych cech, jakie chętnie przypisywali całemu sąsiedniemu narodowi. Szef polskiej dyplomacji pogardzał swoim czeskim kolegą: uważał go za tchórza, drobnego kombinatora i usłużnego potakiewicza mocarstw. Doskonale pamiętał, że marszałek Piłsudski wyrażał się o nim „ten dupa Benesz”, a słowo zmarłego Marszałka, nawet niecenzuralne, było dla Becka święte. Czechosłowackiego prezydenta raziła z kolei megalomania Becka, jego bufonada i oderwanie od realiów; wszystko to w oczach Czechów uchodziło za typowo polskie przywary. Ciężko byłoby sobie wyobrazić, aby ci dwaj politycy mogli się ze sobą kiedykolwiek porozumieć. To samo należało sądzić o ich narodach. Nikogo nie cieszyło to naturalnie bardziej niż Niemców.

REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Piotra M. Majewskiego „Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu”:

Piotr M. Majewski
„Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu”
cena:
54,90 zł
Okładka:
twarda okładka
Liczba stron:
458
Seria:
historyczna
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
30 sierpnia 2019
Format:
145x205
ISBN:
978-83-66232-41-9

Antyczeskie uprzedzenia Becka mogły za to ułatwić porozumienie z nazistami. Polski minister po cichu zresztą na to liczył, pamiętając o austriackim pochodzeniu Führera. W tym przypadku intuicja go nie zawiodła. Z lat spędzonych w Wiedniu Hitler zapamiętał Czechów jako naród przysparzający Niemcom nieustannych problemów, krnąbrnych, nienawistnych Słowian, którzy przez lata przynależności do Rzeszy niemieckiej nauczyli się doskonale odgrywać jej wiernych poddanych, w rzeczywistości nieustannie przeciw niej spiskując. „Czech jest nadzwyczaj niebezpieczny, czy to w swojej uległości,

Edvard Beneš

kiedy jest bezbronny, czy to w swojej wielkopańskości, gdy znów ma broń w ręku” – perorował później Führer w gronie współpracowników. Pogardzał tymi słowiańskimi podludźmi, ale jednocześnie żywił wobec nich coś na kształt uznania, gdyż uparcie walczyli o swoje. Czegoś się ostatecznie przez wieki od Niemców nauczyli. Może nawet dałoby się z nimi dogadać, tak jak w 1934 roku z Polakami, gdyby nie ich żałosne upieranie się przy demokracji, a co gorsza – niemożliwe do zaakceptowania przez Rzeszę sojusze z Francją i Związkiem Radzieckim.

Kilkanaście miesięcy wcześniej, w grudniu 1936 roku, Führer wysłał nawet do Pragi w największej tajemnicy dwóch emisariuszy, hrabiego Maximiliana von Trauttmannsdorfa i profesora Alberta Haushofera, aby wysondowali, czy Czechosłowacji nie dałoby się jakoś wyłuskać z niechętnej Rzeszy koalicji. Beneš przyjął ich niezwłocznie i był nawet gotów poważnie rozmawiać na temat układu o nieagresji, ale nie chciał zrywać sojuszy. Dla Hitlera stało się jasne, że problem czechosłowacki musi rozwiązać zupełnie innymi środkami. Sekretne rozmowy po kilku miesiącach zawieszono, na razie jednak dyktator nie wyprowadzał z błędu tych, którzy wciąż liczyli na porozumienie.

REKLAMA

Von Trauttmannsdorf wyświadczył Führerowi jeszcze jedną przysługę. Kiedy na początku lutego 1937 roku spotkał się z czechosłowackim posłem w Berlinie Vojtĕchem Mastným, aby oświadczyć, że strona niemiecka chwilowo zawiesza tajne rokowania, niby przypadkiem napomknął o spodziewanym przewrocie wojskowym w Związku Radzieckim. Następnego dnia Mastný, świadomy wagi tej informacji, wsiadł w ekspres do Pragi, żeby osobiście przekazać ją prezydentowi. Pogłoski o spisku przygotowywanym w Moskwie przez grupę wyższych oficerów planujących nawiązać bliską współpracę z hitlerowskimi Niemcami już od pewnego czasu spędzały Benešowi sen z powiek. Zbyt długo pływał jednak w mętnych wodach międzynarodowej polityki, aby od razu połknąć przynętę podsuniętą mu przez von Trauttmannsdorfa. Dziwną niemiecką niedyskrecję uznałby za szytą grubymi nićmi prowokację, gdyby nie to, że alarmujące informacje napływały także z innych źródeł, coraz bardziej podsycając jego niepewność. Kiedy wiosną 1937 roku jeden ze szpiegów czechosłowackiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych dostarczył oryginalne dokumenty potwierdzające współpracę z Niemcami pierwszego zastępcy radzieckiego komisarza obrony narodowej, marszałka Michaiła Tuchaczewskiego, Beneš zdecydował się zawiadomić o swoich podejrzeniach Kreml.

Czechosłowacki prezydent nie wiedział, że staje się właśnie uczestnikiem jednej z najbardziej perfidnych rozgrywek szpiegowskich XX wieku, a już zupełnie nie mógł przypuszczać, że jej scenariusz napisano w Moskwie. Obciążające Tuchaczewskiego materiały, które dotarły do Pragi, zostały w istocie sfabrykowane w Berlinie przez nazistowską Służbę Bezpieczeństwa przy współpracy przebywającego tam na emigracji białogwardyjskiego generała Nikołaja Skoblina, który nieustannie potrzebował pieniędzy, aby prowadzić życie godne dawnego carskiego oficera. (Agentem Rzeszy był zresztą także niemiecki emigrant, który przywiózł do Pragi podrobione dokumenty).

REKLAMA

Zachwyceni genialnością własnego planu Niemcy – jego realizację zatwierdził sam Hitler – nie zorientowali się, jak gładko dali się podejść GPU, które za pośrednictwem generała Skoblina, pracującego w istocie dla radzieckiego wywiadu, podsunęło im inspirację i odpowiednie nazwiska. Dowody spisku przesłane przez Beneša Stalinowi zatoczyły tym samym wielkie koło i wróciły na Kreml, gdzie wcześniej ukartowano całą skomplikowaną intrygę. Były jednym z wielu elementów układanki, z której pieczołowicie montowano propagandową oprawę dla szykowanej czystki w szeregach Armii Czerwonej. Wkrótce potem Tuchaczewski został aresztowany i poddany brutalnym torturom, a już 11 czerwca 1937 roku, w ekspresowym tempie skazany w pokazowym procesie za szpiegostwo i zdradę stanu, stanął przed plutonem egzekucyjnym.

Warszawa, wrzesień 1938 roku. Manifestacja antyczeska z żądaniami przyłączenia Zaolzia do Polski (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe).

Proces marszałka uruchomił przerażającą lawinę terroru, która w ciągu kilku następnych miesięcy zmiotła w niebyt większość wyższej kadry dowódczej Armii Czerwonej. Mimo to Beneš do końca uważał, że postąpił słusznie, przekazując dokumenty Stalinowi. Ten kuty na cztery nogi homo politicus najwyraźniej nie dopuszczał do siebie myśli, że działając w najlepszej wierze, w imię racji stanu swego kraju, mógł zostać bezwiednie wykorzystany przez rezydującego na Kremlu przebiegłego satrapę jako – przykro to powiedzieć – pożyteczny idiota.

Losem setek tysięcy ludzi, którzy padali ofiarami stalinowskich represji, czechosłowacki prezydent specjalnie się natomiast nie przejął. Już wcześniej wypracował na temat Rosji teorię, którą dałoby się podsumować: co kraj, to obyczaj. Empatia nigdy nie ograniczała mu zbytnio pola działania. Był człowiekiem niezwykle pragmatycznym, gotowym dogadać się nawet z diabłem, gdyby okazało się to opłacalne. Nie zawsze tylko zdawał sobie sprawę z tego, że – jak głosi angielskie powiedzenie – aby jeść z nim zupę, trzeba mieć odpowiednio długą łyżkę. Przeceniał swoją siłę perswazji i często zanadto ufał własnej zręczności dyplomatycznej. Kilkakrotnie przyszło mu się boleśnie przekonać, że łyżka była za krótka, a diabeł miał znacznie większy apetyt, niż się wydawało. Na razie Beneš wierzył jednak w szczerość Stalina.

Ten tekst jest fragmentem książki Piotra M. Majewskiego „Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu”:

Piotr M. Majewski
„Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu”
cena:
54,90 zł
Okładka:
twarda okładka
Liczba stron:
458
Seria:
historyczna
Data i miejsce wydania:
1 (2019)
Premiera:
30 sierpnia 2019
Format:
145x205
ISBN:
978-83-66232-41-9
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Piotr M. Majewski
(Ur. 1972) - historyk dziejów najnowszych, pracownik Uniwersytetu Warszawskiego. w latach 2009–2017 zastępca dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Jego zainteresowanie obejmują między innymi historię Czech i Czechosłowacji oraz stosunki czesko-niemieckie w XIX i XX wieku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone