Berndt Rieger – „Odilo Globocnik. Twórca nazistowskich obozów śmierci” – recenzja i ocena

opublikowano: 2010-02-23 14:07
wolna licencja
poleć artykuł:
Nazwisko Odilo Globocnika przykładowej osobie zainteresowanej historią mówi raczej niewiele i nie ma w tym nic dziwnego. Trudno go szukać w podręcznikach historii, a jeśli już znajdziemy, to góra zdanie – dwa. Także w innych polskojęzycznych publikacjach można odnaleźć wyłącznie wiadomości zdawkowe i mało mówiące o tej postaci. Tymczasem „Globus”, jak go określano w kręgach partii nazistowskiej, jest jedną najważniejszych postaci odpowiedzialnych za Holokaust.
REKLAMA
Berndt Rieger
Odilo Globocnik. Twórca nazistowskich obozów śmierci
cena:
34,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Replika
Okładka:
miękka
Liczba stron:
321
ISBN:
978-83-7674-009-6

Zadanie przedstawienia czytelnikom biografii gauleitera Wiednia, dowódcy SS i Policji w Lublinie oraz od 1943 roku gauleitera Triestu, podjął Berndt Rieger, austriacki pisarz i dziennikarz. Jest on również autorem biografii Franza Novaka, który z ramienia SD i jako bliski współpracownik Adolfa Eichmanna organizował transporty śmierci do obozów koncentracyjnych z całej okupowanej przez III Rzeszę Europy. Tamta książka także została wydana w Polsce przez Wydawnictwo Replika, a jej bohater był blisko związany z „zarządcą” Wiednia.

Konstrukcja i wydanie pracy

Książka Berndta Riegera została wydana w standardowym dla wydawnictwa Replika małym formacie z miękką okładką. Praca została podzielona na trzy główne rozdziały, z których każdy składa się z kilku podrozdziałów. Pierwszy rozdział opisuje młodzieńcze życie Odilo Globocnika i jego rodziny, działalność partyjną, objęcie funkcji gauleitera Wiednia. Rozdział drugi skupia się na zbrodniczej działalności „Globusa” w Generalnym Gubernatorstwie w roli najwyższego dowódcy SS i policji w Lublinie. Tam też przeczytamy o udziale opisywanego nazisty w „akcji Rainhardt” w 1943 roku. Rozdział trzeci opisuje natomiast końcówkę „kariery” Globocnika jako zarządcy z ramienia Rzeszy Triestu oraz okoliczności jego samobójstwa 31 maja 1945 roku.

Do tego, że przypisy znajdują się na końcu każdego rozdziału zdążyłem się już przyzwyczaić. Zastanawiają natomiast naprawdę obszerne opisy. Rzuca się w oczy pewna pomyłka: dwa zdjęcia – nr 1 i 2 – są identyczne. Do każdej fotografii dołączono minimum stronę opisu, a zdjęcie nr 16 ma tych stron aż... 6,5! Szczerze mówiąc dość dziwna praktyka, no ale mniejsza z tym. W książce znajduje się również słownik pojęć, który sam w sobie jest dobrym pomysłem, ale jest on, powiedzmy, zbyt szczegółowy a i nie pozbawiony błędów.

Globocnik – fanatycznie oddany karierowicz?

Biografia Odilo Globocnika nie jest zwykłą tego typu pozycją, której autor skupia się na życiu opisywanej przez siebie postaci pod aspektem dorastania, kariery wojskowej, partyjnej, „osiągnięć” w kontaktach służbowych oraz końca życia i oceny ogólnej. W przeciwieństwie do innych autorów dużo większą rolę spełniają tu opisy wychowania, znajomych, życia prywatnego i wpływu współpracowników na jego decyzje, działania i życie. Losy Globocnika są do pewnego stopnia typowymi dla ludzi urodzonych na przełomie XIX i XX wieku (ur. 21 kwietnia 1904 roku w austriackim Trieście). Na jego młodość złożyło się dzieciństwo w wielonarodowościowej Monarchii Austro-Węgierskiej, ciężkie lata dorastania w czasie pierwszej wojny światowej i okres zmian dotykających jego i rodziny w powojennej, na nowo kształtującej się Europie. Jako nastolatek walczył przeciw Słoweńcom o pozostawienie rodzinnego miasta w granicach Austrii. Po przeprowadzce z rodziną do Klagenfurtu w 1922 roku został członkiem nacjonalistycznej organizacji paramilitarnej. W 1930 roku wstąpił do NSDAP, a w 1933 roku w szeregi SS. Po raz pierwszy Globocnik został aresztowany w sierpniu 1933 przez austriacką policję. Został również aresztowany za udział w puczu nazistowskim dążącym do obalenie rządu Engelberta Dollfussa. Jego fanatyczne oddanie ideologii nazistowskiej sprawiło, że szybko wspiął się po szczeblach kariery w aparacie partyjnym. Po Anschlussie, Globocnika nagrodzono za „pracowitość” i został przy wsparciu Himmlera oraz samego Hitlera mianowany gauleiterem Wiednia. Jednak utrzymywanie stanowisk nie było jego mocną stroną. Szybko okazało się, że był typowym karierowiczem, który z oddaniem służył wodzowi i partii, ale zarazem był po prostu niekompetentny.

REKLAMA

Obejmując stanowisko gauleitera, w ciągu kilku miesięcy oczyścił miasto z Żydów, przyczyniając się jednocześnie do zniszczenia tysięcy miejsc pracy zatrudnionych w handlu Austriaków. Pojawiło się bezrobocie, głód i napięcia społeczne, czego wyrazem były ataki na funkcjonariuszy partyjnych. Przy okazji Globocnika oskarżono o przywłaszczanie mienia pożydowskiego, a także przekręty finansowe. Został usunięty ze stanowiska i w randze kaprala służył w pułku SS-Standarte „Germania” podczas kampanii wrześniowej w Polsce. Pod koniec 1939 roku Globocnik został awansowany na SS-Brigadeführera (w Allgemeine SS) i mianowany Dowódcą SS i Policji w dystrykcie lubelskim Generalnego Gubernatorstwa. Swój rejon traktował jak własne królestwo, robiąc w nim co chciał i oczywiście biorąc aktywny udział w grabieniu Żydów i Polaków, również na własny rachunek. Brał też udział w Akcji Reinhard, mającej na celu zagładę Żydów w Generalnym Gubernatorstwie i regionie białostockim. Sprawował pieczę nad obozami zagłady w Bełżcu, Sobiborze i Treblince. Sam chwalił się, że „wykończył dwa miliony”.

W książce opisani zostali również jego bliscy austriaccy współpracownicy z lat młodości, tacy jak Franz Stangl, Franz Novak czy dr Irmfried Eberl. W latach 1942–43 nadzorował Generalny Plan Wschód (Generalplan Ost). Jednak, jak to już w jego życiorysie bywało, stał się zachłanny i nadepnął na odcisk wysokim funkcjonariuszom nazistowskim w GG. To, a także oburzenie związane z jego życiem prywatnym (kolejne kochanki i rozrzutność) spowodowało, że we wrześniu 1943 roku został przeniesiony do Triestu, na stanowisko Wyższego Dowódcy SS i policji w Strefie Operacyjnej Wybrzeża Adriatyku (Operationszone Adriatisches Küstenland). W rodzinnym mieście Globocnik miał za zadanie rozprawić się z partyzantką jugosłowiańską i włoską oraz przeprowadzić eksterminację lokalnych Żydów. Było to dla niego zesłanie. Zbliżający się w 1945 roku front zmusił go do ucieczki przed aliantami w Alpy. Dnia 31 maja tego samego roku został schwytany przez brytyjskich żołnierzy i popełnił samobójstwo.

REKLAMA

Wszystko pięknie, ale….

O ile książkę czyta się bardzo dobrze, a układ treści i podrozdziałów jest przejrzysty to drażnią różne detale. Po pierwsze, odsyłanie czytelnika do słowniczka, jest w gruncie rzeczy postępowaniem słusznym, ale nie, jeśli w tym słowniku są karygodne błędy. Pozwolę sobie przytoczyć trzy przykłady. Autor napisał, iż „Czarne Koszule” to „określenie ludzi w czarnych mundurach SS” (s. 282). Otóż nie, „Czarne Koszule” nie mają nic wspólnego z III Rzeszą. Jest to określenie członków faszystowskiej milicji we Włoszech – Ochotniczej Milicji Bezpieczeństwa Narodowego (MVSN – Milizia Volontaria per la Sicrurezza Nazionale). Ze słowniczka polski czytelnik dowie się także, że paramilitarna organizacja Selbstschutz była „rodzajem «sąsiedzkiej warty»” (s. 301). Dobrze, że nie samopomocy chłopskiej! Poza tym, przy wyjaśnianiu pojęcia Lebensborn autor popełnił ogromne uproszczenie pisząc, że jest to „stadnina ludzkich ogierów rozpłodowych” (s. 294). Coś czuję, że nawet Himmler by się roześmiał, gdyby to przeczytał. Instytucja ta w istocie miała w samej Rzeszy na celu propagowanie zachodzenia młodych Niemek w ciążę z wybranymi oficerami SS i nie tylko, jednak zupełnie inne zadania placówki Lebensbornu realizowały w Norwegii, Danii, Francji czy Holandii. Tam m.in. opiekowały się dziećmi ze związków niemieckich żołnierzy z kobietami spoza Rzeszy – jeśli chciały one oczywiście oddać swoje dziecko. Poza tymi błędami trochę drażni nieustanne odsyłanie czytelnika do tegoż słowniczka, tak jakby cały czas trzeba było przypominać kim był Herman Gőring czy Adolf Hitler!

REKLAMA

Również w samej książce znalazło się niemało błędów merytorycznych. Autor napisał, że dziadek Globocnika walczył z wojskami Napoleona w 1809 roku w armii Cesarstwa Austro-Węgier. Nie podważam tego, że walczył, ale jak już to w armii Cesarstwa Austriackiego. Dalej wspomina, że wojska jugosłowiańskie w 1920 roku atakowały Triest. W 1920 roku nie było Jugosławii, ta powstała dopiero w 1929 roku z Królestwa Serbów Chorwatów i Słoweńców. Dokładnie rzecz biorąc to 31 października 1918 roku proklamowano Państwo Serbów Chorwatów i Słoweńców, złożone z ziem dotąd należących do monarchii Habsburgów, a dopiero dnia 1 grudnia 1918 roku powstało Królestwo. Ale to jest jeszcze nic, bo polski czytelnik dowie się, że w Polsce przez 300 lat rządził Zakon Krzyżacki (sic!). W opisie dotyczącym II wojny światowej pojawia się w 1940 roku granica polsko-rosyjska oraz zła data zakończenia operacji Reinhardt, którą autor przesunął na marzec 1943 roku. Tymczasem ostatnie akcje, a raczej zacieranie śladów zbrodni, miały miejsce jeszcze w listopadzie 1943 roku. Błędne są również dane dotyczące strat niemieckich w bitwie pod Stalingradem, a przecież literatury na ten temat jest niemało. Autor podaje na dodatek, że Żydów mordowano cyjankiem. Otóż nie, bo kwasem pruskim – znanym raczej pod nazwą handlową Cyklon B.

Znalazły się w książce również dość śmieszne, ale i poważne błędy w tłumaczeniu i korekcie. I tak na przykład pojawiają się „koryntczycy” zamiast „Karyntyjczyków”, czyli mieszkańcy Karyntii, a także „Arianie” (!) zamiast „Aryjczyków” itp. No i coś, co mnie nieomal nie zrzuciło z krzesła. W treści doszukałem się i to nie tylko ja, nowego motta SS, które zamiast brzmieć: Meine Ehre heißt Treue („Mój honor zwie się wierność”) brzmi tak: „Unsere Ehre heißt Trele” I teraz mam problem, bo może to być literówka w ostatnim wyrazie i wtedy w porządku, bo czasem tak się zdarza. Ale jeśli nie jest to literówka, to może ktoś mi powie co w języku niemieckim znaczy „Trele” i to jeszcze w tym motcie? Błędów jest niestety więcej.

Podsumowanie

Napiszę teraz szczerze i jak na spowiedzi, że sama książka, a raczej jej tematyka bardzo mi się spodobała, tym bardziej, że jej bohater w polskiej historiografii jest prawie nieobecny. W książce da się poczuć dobre, dziennikarskie pióro autora i kolejne strony czyta się z przyjemnością. Podoba mi się szczegółowe (choć czasem aż nazbyt) przedstawienie nie tylko życia Odilo Globocnika, ale też życiorysów jego znajomych z lat młodzieńczych i późniejszych współpracowników. Bezcenny jest materiał wykorzystany przez autora w celu ukazania postaci Globocnika, a mówię tu o wspomnieniach rodzeństwa, osób, które go znały oraz korespondencji, którą wymieniał z najważniejszymi osobami w Rzeszy jak Himmler, Hess itd.

Niestety wyżej wymienione błędy, uproszczenia i nieścisłości odbierają tejże pozycji bardzo wiele. Stąd moja ocena: 5 punktów na 10.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Leszek Molendowski
Doktorant, absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Poza historią wojskowości zajmuje się również historią Niemiec XIX i XX wieku oraz historią Pomorza Gdańskiego. W 2008 roku obronił pracę magisterską pt: „Dzieje Gimnazjum i Liceum Ojców Jezuitów w Gdyni”, teraz przygotowuje rozprawę doktorską na temat „Dzieje zakonów męskich na Pomorzu Gdańskim w XX wieku”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone