Bitwa pod Newlem, czyli „tatarskie przewagi” pułku przedniego

opublikowano: 2023-06-16 14:24
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
W sierpniu 1562 roku nawet dziesięciokrotnie liczniejsze siły rosyjskie zaatakowały obóz polsko-litewski pod Newlem zasypując go strzałami na wzór tatarski. Przy minimalnych stratach własnych udało się odeprzeć przeciwnika i zadać mu poważne straty.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Marka Plewczyńskiego „Newel 1562”.

Wyobrażenie bitwy newelskiej. Grawer nieznanego autora z 1611 roku

Marcin Bielski zapisał w swojej kronice, że na Polaków „przyszło wojsko to tak wielkie moskiewskie i tam się położyło. Leśniowolski, mając o nich wiadomość, pewnie kazał w nocy ognie szeroko niecić, aby się tym większe wojsko nieprzyjacielowi zdało”. Dowództwo polskie podjęło więc skuteczne działania wyprzedzające, zajmując już wieczorem 18 sierpnia pozycje obronne. Wcześniej od Kurbskiego rozpoznał Leśniowolski podjazdami wojska przeciwnika, a w nocy zmylił go ogniskami rozpalonymi zapewne wokół wzgórza nr 1. Sugerował w ten sposób, że ma większe siły, niż w rzeczywistości posiadał, osłabiając morale wroga.

„Nazajutrz wiedzie rano i lud sprawiwszy, także działka zasadziwszy, czekał na nieprzyjaciela. Po tym też Moskwa jęła się ukazywać, których naszy okiem przejrzeć nie mogli. Oni widząc garść naszych, dziwowali się śmiałości ich…”. Rankiem 19 sierpnia 1562 roku oczom stojących na wzgórzu nr 1 ukazał się widok, który zrobił wielkie wrażenie na pełniących tam straż kozakach litewskich. W dole drogą pomiędzy jeziorami zbliżała się ogromna masa nieprzyjacielskiej jazdy. Był to tylko pierwszy, dwutysięczny rzut tatarski, za nim ciągnęły pozostałe oddziały moskiewskiego pułku przedniego.

Po wkroczeniu w przesmyk pomiędzy jeziorami Tatarzy zaczęli się rozwijać z ugrupowania przedbitewnego w linie bojowe. Każdy z nich znał swoje miejsce w dziesiątce, dziesiątka w setce, itd. Z powodu ciasnoty terenu zastosowali tradycyjne rozczłonkowanie swego szyku zwanego ,,ławą”. Objęła ona w głąb osiem szeregów w pierwszym rzucie i siedem w drugim. Jak zwykle też każdy z szeregów składał się początkowo ze słabszego centrum i silniejszych skrzydeł, które miały otoczyć oddziały przeciwnika rozstawione na wzgórzach. Sługom tatarskim w drugim rzucie przypadło wspieranie jeźdźców z czołowych szeregów. Około 20 m za Tatarami posuwali się w trzecim i czwartym rzucie przedniego pułku moskiewscy Kozacy (4 tys. konnych), rozwijając się w linie bojowe podobne do tatarskich. Cała 870-metrowa przestrzeń pomiędzy jeziorami została w ten sposób wypełniona jeźdźcami, a w głąb (uwzględniając odstępy między liniami) ugrupowanie 8 tys. jazdy zajęło ok. 140 m.

Przypuszczalnie pierwszymi, którzy wypuścili strzały z łuków w stronę przeciwnika, byli kozacy grodowi. To oni też zaalarmowali rotmistrza Wojciecha Wierzchlejskiego o zbliżającym się wrogu. Był to sygnał dla polskich puszkarzy do otwarcia ognia z kilkunastu falkonetów rozmieszczonych na wzgórzach nr 2 i 3. Odległość strzału działowego skróciła się do 500–700 m. Wprawdzie celność dział była początkowo niewielka, to jednak ich ogień powodował wcale niemałe straty w zagęszczonych szykach tatarskich. Jeśli kozacy mieli kilka łuków refleksyjnych wykonanych specjalną techniką wschodnią, to one również mogły posyłać strzały na odległość 500 m. Gdy Tatarzy znaleźli się 200–400 m od wzgórza nr 1 wstrzelano się w cele i ostrzał ze strony polskiej stawał się coraz skuteczniejszy.

REKLAMA
Piechota polska 1548–1572 (rys. Jan Matejko)

Rola kilku pocztów kozackich na tym wzniesieniu sprowadzała się do zbrojnej demonstracji. Wypuszczono kilkadziesiąt strzał, ale nie doszło do walki wręcz. Gdy tatarskie konie z truchtu i stępa przeszły w kłus, kozacy szybko zjechali ze wzgórza w przesmyk między wzniesieniami 2 i 3. Ich jedynym celem było bowiem skanalizowanie swym manewrem natarcia wroga do 320-metrowej cieśniny. Ściągając na siebie uwagę przeciwnika, odwodzili go w ten sposób od pomysłu, by wąskimi kolumnami skrzydłowymi posuwać się brzegami jezior i obejść polskie wojska. Posuwając się ,,ławą”, Tatarzy potrafili umiejętnie rozluźniać i zwierać swój szyk bojowy. Reagowali tak zwłaszcza na ogień artyleryjski, ale należy zauważyć, że szybkostrzelność falkonetów była znikoma. Strzał z nich oddawano co 10 minut, gdy tymczasem konnica tatarska pokonywała w ciągu minuty około 300 m. Tak więc działa mogły oddać ze wzgórz 2 i 3 zaledwie jedną salwę, a na pozycje wroga mogło paść 15 półkilogramowych pocisków. Nic więc dziwnego, że Leśniowolski kazał natychmiast ewakuować 200-kilogramowe falkonety, by nie wpadły w ręce przeciwnika. Stąd milczenie źródeł o ich późniejszym użyciu w bitwie newelskiej. Według Sarnickiego to Stanisław Zamoyski miał kierować ogniem i odwrotem artylerii i to za jego ,,dzielnością i męstwem […] zastępy Moskwy były odstrzeliwane i działa królewskie z herbem koronnem beli w niebezpieczności, by nie beła łaska Boża i sprawa mężna tego zacnego rycerza”.

Skuteczniejszy był zapewne ostrzał pozycji polskiej piechoty przez Tatarów. Zająwszy wzgórze nr 1 nie mogli oni jednak strzelać na wprost z odległości 200–250 m. Celowali więc ukośnie w górę nad głowami współtowarzyszy broni. Piechurów okryły więc chmury tysięcy strzał wypuszczonych przez pierwsze szeregi łuczników. Wielu żołnierzy Wierzchlejskiego osunęło się na ziemię. Piechurzy byli przez kilkanaście minut całkowicie bezbronni wobec nacierających łuczników tatarskich. Ich broń palna donosiła bowiem zaledwie do 100 m. Największe straty od strzał nieprzyjacielskich odniosło 189 strzelców niemających uzbrojenia ochronnego, stanowiących 63% całego składu polskiej piechoty. Przypuszczalnie z odległości 200–250 m strzelało tylko 200 Tatarów ze skrzydeł ich drugiego rzutu. Jeśli każdy z nich użył 30 strzał, to w sumie wypuścili ich około 6 tys. Jeśli przyjmiemy, że co setna z nich trafia celu, to straty w rannych i zabitych mogły sięgnąć 30 piechurów, a więc 16% pozbawionych zbroi strzelców. Stosunkowo niezbyt duża skuteczność tatarskiego ostrzału wynikała nie tylko z braku celności, ale i z solidnej osłony polskich żołnierzy z czoła ich ugrupowania. Wierzchlejski nie wiedział, czy nieprzyjaciel nie podejmie próby opanowania obu bronionych wzgórz walką wręcz. Dlatego nie wycofał na tyły pawężników, kopijników, halabardników, oszczepników i włóczników. Tych 69 piechurów (27%) z pierwszych szeregów miało zbroje kopijnicze z przyłbicami szczelnie osłaniającymi szyje i twarze. Głowy kilku z nich ochraniały otwarte kapaliny, zwiększające pole widoczności, i spiczaste żłobkowane szyszaki, nie chroniące jednak dostatecznie przed strzałami rażącymi ukośnie z góry. Powyższe wyliczenia potwierdzają przyjętą powyżej tezę o słabym uzbrojeniu Tatarów, spośród których tylko osiem pierwszych szeregów (2 tys. konnych) mogło mieć łuki. Gdyby wszyscy je mieli, to 100 tys. strzał już na początku bitwy zmiotłoby wszystkich polskich piechurów z ich pozycji na wzgórzach. Tak się nie stało, co potwierdza hipotezę, że słudzy tatarscy (2 tys. konnych) byli uzbrojeni jedynie w oszczepy, dziryty i kiścienie. Należy też pamiętać, że zasób strzał tatarskich był ograniczony.

Marek Plewczyński
„Newel 1562”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
280
Premiera:
14.06.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-16879-4
EAN:
9788311168794
REKLAMA

Schodząc po stoku wzgórza nr 1 w dół, Tatarzy skracali odległość od celów do 100–200 m. Nadal jednak nie mogli strzelać na wprost, lecz pod górę, w kierunku wyżej położonych pozycji polskich. Ostrzał się wzmagał, bo włączały się do niego następne szeregi wojowników. U podnóża wzgórz nr 2 i 3 Tatarzy zreorganizowali swoje szyki, powstrzymywane ogniem z polskich rusznic. Uderzenia poczęli przeprowadzać kolejno przez poszczególne linie bojowe. Na dany sygnał robili zwrot w prawo i rozpoczynali ostrzał w lewo na skos. Najwięcej strzał padało na półrotę rotmistrza Wierzchlejskiego. Nie można wykluczyć, że atakujący formowali tzw. scytyjskie kręgi. W manewrach uczestniczyło po 40 wojowników, a więc jeden szereg (280 konnych) mógł stworzyć siedem takich kręgów – trzy w centrum na kierunku litewskich kozaków i po dwa ze skrzydeł na polskich piechurów. W odległości ok. 50 m od pieszych kopijników przeciwnika, a 200 m od konnych, dowódca tatarski jadący na prawym skrzydle pierwszy zaczynał zataczać koło w prawo, a za nim podążała gęsiego reszta szyku. Gdy wojownik znajdował się naprzeciw wybranego przez dowódcę celu, oddawał strzał, podczas przejazdu z tyłu poprawiał oporządzenie i wyrównywał szyk, by nie spowodować zatoru.

Jeździec wypuszczał strzały w natarciu, będąc wyprostowany, w odwrocie był skulony lub pochylony. Aby wycelować, musiał pozostać w bezruchu 2–4 sekundy. Puszczał wodze konia, lewą ręką łapał za środkową część łuku, następnie dużym palcem prawej ręki odciągał cięciwę ze strzałą ku prawemu uchu. W kołczanie lub w podręcznym worku miał około 30 strzał. Sprawny łucznik tatarski, strzelający z łuku refleksyjnego co kilka sekund, mógł oddać 15 strzałów na minutę. Tak więc na początku natarcia jeźdźcy w kręgu atakowali dwukrotnie. Po wyczerpaniu strzał odskakiwali na tyły pierwszego rzutu pułku przedniego. Przez następne 30 minut byli niezdolni do dalszej akcji, gdyż palce odmawiały posłuszeństwa. Do ataku ruszał wówczas drugi szereg linii bojowej.

Żołnierze litewscy w XVI wieku (rys. Juliusz Kossak)

Kozacy moskiewscy i słudzy koszowi z trzeciego i czwartego rzutu strzelali z łuków tradycyjnie, „nawiją” nad głowami swych poprzedników. Z odległości 200–250 m puszczali strzały na wyczucie. Kąt podniesienia broni był zbyt daleki, aby łucznik mógł obserwować cel. Zresztą nie miał czasu regulować naprężenia cięciwy. Szybkostrzelność strzelca kozackiego była również wysoka i sięgała 10 strzał na minutę.

REKLAMA

Szyk bojowy strzelców polskich zależał od rodzaju broni palnej. Importowane z zagranicy arkebuzy lontowe były bardziej szybkostrzelne i donosiły na odległość 150 m. Ustępowały im jakością rusznice wyrabiane w kraju, ponieważ stosowano do nich dwukrotnie mniejszy ładunek prochowy. Donośność pocisku z rusznicy była w rezultacie mniejsza i ograniczała się w praktyce do 100 m. Dlatego w szyku arkebuzerzy (62 żołnierzy) stawali najczęściej za strzelcami z rusznicami (127). Wobec szybko formujących się w odległości 150 m tatarskich kręgów, nie było czasu na przyklękanie kopijników i pawężników, aby umożliwić strzelanie na wprost. Dlatego też strzelcy pozostawali wyprostowani i strzelali ,,nawiją” pod znacznym kątem, ponad głowami swych poprzedników. Kąt podniesienia strzelb zależał od ich rodzaju i oddalenia szyków nieprzyjacielskich. Decydował o tym wydający rozkazy dziesiętnik.

Po przeciwnej stronie również nie strzelano przypadkowo. Dowódca tatarski kierował ostrzał na wybranych kopijników. W zależności od sytuacji przybliżał krąg do szyku polskiego lub go oddalał. Mimo poniesionych wcześniej strat atak pierwszej linii konnych łuczników został odparty. Można szacować, że uczestniczyło w nim w sumie 160 Tatarów na obu skrzydłach. Jeśli każdy z nich oddał na wprost 30 strzałów, to straty wśród piechurów mogły być znów wysokie. Tym razem jednak strzały odbijały się od krytych blachą drewnianych pawęży, osuwały się po zbrojach płytowych kopijników, grubych, metalowych napierśnikach, przyłbicach i szyszakach. Zataczając krąg na stoku wzgórza, trudniej było zresztą trafić w cel znajdujący się wyżej. Tymczasem na komendę dziesiętników polscy strzelcy przyłożyli kolby strzelb do ramion i trzymając je w obu dłoniach, skierowali lufy w stronę nieprzyjaciela. Gdy ten zbliżył się na odległość kilkudziesięciu metrów, padła potężna salwa najpierw z 50 arkebuzów, a następnie ze 110 rusznic. Błysk, huk i dym wstrząsnęły ludźmi i końmi. Skórzane czapki, kaftany lub pancerze nie ochroniły tatarskich wojowników przed kulami. Wprawdzie trafienie jeźdźca poruszającego się w ruchomym kręgu było trudne, jednak co najmniej kilkunastu Tatarów zabitych lub rannych osunęło się na ziemię. Konie padały lub przerażone ponosiły. Kręgi zaczęły się mieszać, natarcie się załamało, a rozproszone grupki jazdy w panice zawróciły.

Iwan Groźny (mal. Wiktor Wasniecow)

Kilka minut później zaatakowała druga, a następnie trzecia linia tatarskiego szyku. Skoncentrowanie padających z różnych kierunków i pod różnymi kątami strzał utrudniało skuteczne zasłonięcie się pawężami. Takie tarcze (a było ich tylko sześć) naszpikowane strzałami stały się ze względu na swój ciężar trudne do utrzymania i poruszania. Kopijnicy – nie mogąc dosięgnąć przeciwnika swą bronią – byli narażeni na ostrzał z kilkudziesięciu metrów. W takich momentach nawet zbroje nie mogły dawać dostatecznej osłony. Strzelcy byli natomiast zajęci przez co najmniej 10 minut ładowaniem broni palnej za pomocą stempla, celowanie z kolbą przy policzku lub ramieniu i odpalanie. Obsługa rusznicy i arkebuza przeciągała się, gdyż strzelec po przeczyszczeniu i zapaleniu lontu musiał wsypać do lufy ładunek prochowy z prochownicy, następnie wydobyć kulę, wrzucić ją do lufy i zatkać otwór kawałkiem szmaty. To wszystko ubijał metalowym stemplem. Na koniec do szczęk kurka zakładał zapalony lont i rozpoczynał celowanie. Rozrzut strzału był duży, decydująca była więc szybkostrzelność, a nie dokładność strzału. Nie próbowano precyzyjnie mierzyć, poprzestając tylko na skierowaniu lufy w kierunku celu. Piechurzy pozostawali pod ciągłym ostrzałem zmieniających się co kilka minut konnych łuczników. Wierzchlejski znów mógł utracić kilkunastu ludzi, tym bardziej że jego rota dokonywała w tym czasie przegrupowania. Obie grupy piechoty na wzgórzach rozluźniły swe szeregi i zagięły skrzydła. Kilkudziesięciu strzelców stanęło teraz frontem do drogi biegnącej środkiem wklęsłości terenowej.

Marek Plewczyński
„Newel 1562”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
280
Premiera:
14.06.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-16879-4
EAN:
9788311168794
REKLAMA

Tam tymczasem od kilkudziesięciu minut trwały zacięte walki. W wąskie przejście pomiędzy wzgórzami (320 m) kozacy litewscy wciągnęli całe centrum tatarskiego pierwszego rzutu (1000 koni). Początkowo 120 Tatarów stworzyło w przodzie trzy scytyjskie kręgi, ale zaraz z nich zrezygnowało. Niedostatek miejsca i nagłe zbliżanie szybko przemieszczającego się konnego przeciwnika wymagało zmiany taktyki. Kozacy bowiem nie tylko ostrzeliwali się z łuków, ale też wyraźnie dążyli do walki wręcz. Należało więc wrócić do ruchliwej, zwartej kolumny. Porzucić statyczne i ,,dziurawe”, wirujące kręgi. Dowódca pułku przedniego popełnił jednak błąd. Zamiast od razu wesprzeć tatarskie skrzydła 2 tys. Kozaków moskiewskich, trzymał ich z tyłu, czekając na rezultat walki o wzgórza. Wobec pozostawienia tam niezdobytych pozycji polskiej piechoty i przyjęcia od początku bitwy głębokiego ugrupowania, wreszcie w efekcie ukształtowania terenu centrum szyku tatarskiego zostało pozbawione swej tradycyjnej ruchliwości. Zamknięte w ciasnym przesmyku musiało po godzinie walki być zluzowane przez Kozaków moskiewskich i wycofane dla uzupełnienia strat i zasobu strzał.

Tatarzy postanowili więc przeciągać starcie w czasie, strzelać tylko na wprost i zawracać na tyły swego pierwszego rzutu. W odległości 100–150 m od przeciwnika strzelali w lewo na skos, następnie na dany sygnał robili zwrot w prawo. Pierwszy dokonywał zwrotu setnik dowodzący linią bojową, jadący na prawym skrzydle. Reszta podążała ,,gęsiego” jego śladem, przez cały czas prowadząc ostrzał. Każdy z jeźdźców kłusował wzdłuż 300-metrowego frontu, po czym robił zwrot przez prawe ramię i wycofywał się do tyłu za ósmy szereg. Ustępował tym samym miejsca następnej linii i odsłaniał jej pole rażenia.

REKLAMA

Zupełnie inną taktykę walki przyjęli polscy kozacy grodowi. Mieli pięciokrotnie mniejszą liczbę żołnierzy i łuków oraz zajmowali dwukrotnie węższy front. W tej sytuacji zdecydowali się na ataki nie pojedynczymi liniami, lecz od razu całą chorągwią, a więc czterema szeregami. Pierwszy szereg kozaków strzelał więc na wprost, pozostałe jednocześnie nad ich głowami. Po 2–3 minutach i wystrzeleniu 15 strzał chorągiew galopem odskakiwała do tyłu na 200 m, by uporządkować szyk. Zwrotów dokonywano w miejscu w kręgu trzymetrowej szerokości, po czym wracano do poprzedniego ustawienia. Po kilku minutach ponawiano atak, jak wówczas mawiano ,,suwałką się potykają, jakoby tańcował”. Przy powtórnym natarciu zużywano pozostałe 15 strzał i znów wycofywano się. Taki manewr był możliwy, bo kozacy grodowi mieli za sobą puste pole. U Tatarów taka taktyka była niemożliwa, bo za nacierającym tysiącem były trzy rzuty stłoczonych na wąskim terenie wojowników – służby i moskiewskich Kozaków.

Jeździec moskiewski z połowy XVI wieku

Mimo przewagi liczebnej Tatarów bilans strat był wyrównany i ograniczył się do kilkunastu padłych po obu stronach ludzi i koni. Ostrzał „nawiją” był wprawdzie mniej celny, ale skórzane czapy i kaptury u Tatarów nie chroniły dostatecznie przed strzałami padającymi z góry. Rozciągnięty i płytki szyk kozaków minimalizował natomiast straty i był trudnym celem dla tatarskich łuczników. W czasie odskoku przeciwnika ostrzał trafiał w próżnię i nie wyrządzał żadnych szkód. Liczba kontuzjowanych koni mogła być wprawdzie znacząca, ale metalowe pancerze, kolczugi, półzbrojki i przyłbice chroniły jeźdźców kozackich przed strzałami.

Po wystrzeleniu wszystkich strzał (5250 sztuk) w trakcie dwóch kilkuminutowych ataków kozacy grodowi wycofali się na dłużej, a ich miejsce zajęła 150-konna chorągiew nadworna wojewody połockiego Stanisława Dowojny, w której służyło 77 kozaków z 42 łukami. Ich potencjał strzelecki był znacznie mniejszy (1260 strzał). Naprzeciw siebie mieli połowę trzeciej i czwartej linii tatarskiego centrum (250 koni – 7500 strzał). Dlatego też przy drugim nawrocie zdecydowali się na bezpośrednie starcie na broń białą. Po wcześniejszym ostrzale „nawiją” trzeciego i czwartego szeregu, pierwsze dwa użyły broni drzewcowej. Gwałtowny atak galopem nadwornych kopijników, husarzy i rohatyniarzy powstrzymał posuwanie się tatarskiego centrum.

W tym momencie nastąpiła salwa z przeszło 30 arkebuzów i 60 rusznic kierowana z obu wzgórz w stronę tylnych szeregów nieprzyjacielskiego szyku. To polscy strzelcy ustawieni frontem do tatarskiego centrum z bliskiej odległości otworzyli boczny ogień. W ugrupowaniu przeciwnika nastąpiło zamieszanie, wkradł się popłoch, ponosiły konie. Wstrząs spowodowany krzyżowym ogniem z obu skrzydeł – przy jednoczesnym ataku grodowych kozaków – uniemożliwił czołowym rzutom pułku przedniego nie tylko wydostanie się z zastawionej pułapki na otwarty, równinny teren, ale też spowodował wycofanie się Tatarów z przesmyku między wzgórzami.

Marek Plewczyński
„Newel 1562”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
280
Premiera:
14.06.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-16879-4
EAN:
9788311168794
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Marek Plewczyński
(Ur. 1946) Prof. dr hab., historyk i wykładowca akademicki specjalizujący się w historii średniowiecznej i nowożytnej, autor kilkunastu książek.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone