Bitwa pod Płowcami – taktyczny triumf w przegranej wojnie
Zobacz też: Bitwa pod Płowcami: wygrana w przegranej
Zakon krzyżacki, sprowadzony pierwotnie do ziemi chełmińskiej, miał za zadanie zabezpieczenie chrystianizacji Prusów. Na przełomie XIII i XIV wieku jego pozycja umacniała się, a działania militarne doprowadziły do opanowania Prus oraz utworzenia państwa zakonnego, które swoim zasięgiem objęło tereny Prus, część ziem polskich i litewskich oraz obszar dzisiejszej Łotwy i Estonii. W czasie kryzysu polityczno-gospodarczego, będącego wynikiem końca rozbicia dzielnicowego Polski, Zakon dążył do opanowania kolejnych ziem. Pomorze zostało zajęte w 1308 roku, a Kujawy oraz Wielkopolska były nękane najazdami łupieżczymi.
W 1331 roku władca większości ziem polskich, król Władysław Łokietek, będąc już w słusznym wieku, zabezpieczył sukcesję tronu ustanawiając swego syna Kazimierza starostą wielkopolskim. Jak podaje Jan Długosz w Kronikach Sławnego Królestwa Polskiego, przyczyną najazdu krzyżackiego na ziemie polskie było usunięcie starosty Wincentego z Szamotuł herbu Nałęcz ze stanowiska: „Okrutny wobec siebie, zabójca własnych ziomków, zdrajca Pana, wróg domowników, pustoszący ojczyznę, zawinił wobec wszystkich, ściągając na siebie i swój dom wieczną sromotę, budząc swym wspomnieniem gorycz w sercach wszystkich Polaków i naznaczając siebie i swoje potomstwo wiecznym piętnem”.
Wincenty, rozgniewany i oburzony odebraniem stanowiska, jednocześnie pozbawiony zysków wynikających z zajmowanej pozycji, udał się do mistrza zakonnego. Chcąc uzyskać pomoc poinformował, że właśnie nadarzyła się możliwość rozszerzenia granic ziem zakonnych oraz zmuszenia króla polskiego, aby zrzekł się roszczeń do Pomorza.
Krzyżackie uderzenie
Nie lekceważąc takiej możliwości, wojsko pruskie pod dowództwem Teodoryka z Aldemburga i Ottona z Lutebergu oraz wojska zakonne, dysponując ciężką konnicą i znaczną liczbą pieszych, wytrenowanych żołnierzy, wyprawiły się na Kujawy. Całkowicie jednak ich nie pustoszono, mając na uwadze zamiar przyłączenia tego obszaru do państwa zakonnego. Krzyżacy na zdobyli Brześcia oraz Inowrocławia, zajęli jednak biskupie miasto Słupce, a następnie wyruszyli pod Pyzdry, gdzie miał przebywać syn Władysława Kazimierz. W porę został on jednak ostrzeżony i zdołał opuścić nieprzygotowane do walki miasto. Wojska zakonne plądrowały i paliły miasta oraz wsie na swojej drodze. Zachęcane przez Wincentego, ściągnęły też znaczne posiłki inflanckie i niemieckie.
Krzyżacy, zachęceni wielkimi zdobyczami i brakiem zbrojnego oporu, dotarli do ziemi łęczyckiej, a następnie pod Kalisz, który był uprzednio dwukrotnie bezskutecznie oblegany. Tam rozbili obóz, w oczekiwaniu na przybycie wojsk króla czeskiego Jana. Bez posiłków od sprzymierzeńca, wojska zakonne wyruszyły w kierunku Żnina i Gniezna, gdzie splądrowano, a następnie spalono katedrę biskupią oraz okoliczne wsie. Za straty poniesione podczas nieudanych oblężeń wojska krzyżackie pustoszyły ziemię wielkopolską, bestialsko mordując, grabiąc, paląc i jak podaje Długosz „odbierając cześć niewiastom oraz zmuszając je do nierządu”.
Rycerstwo oraz mieszkańcy znad jeziora Zaniemyśl, do których doszły wieści o działaniach Zakonu, zbudowali siedmiomilowy wał otoczony głębokim rowem z wodą z pobliskich jezior, służący skupieniu i obronie posiadanych dóbr. Krzyżacy wysłali trzy tysiące konnicy w celu zdobycia tak znakomitego łupu. Na wieść o zbliżających się oddziałach wroga, szlachta polska powiadomiła króla Władysława, jednocześnie zaciekle broniąc się przed najeźdźcami.
Król Władysław, mimo swego podeszłego wieku, wyruszył przeciwko wojskom zakonnym wraz z zebranym rycerstwem z ziemi krakowskiej, sandomierskiej i Wielkopolski. Mimo znacznej liczby gotowych do walki nie stanął do otwartej bitwy. Nękał Krzyżaków podjazdami, atakami z ukrycia i zasadzkami gdziekolwiek nadarzyła się sposobność. Wojska krzyżackie wracając z grabieży, po dotarciu pod Konin, usiłowały wciągnąć Władysława w otwartą walkę. Król, dokonując oceny i możliwych rezultatów, nie podjął walki. Uznano to za całkowite wycofanie się. Po zajściu w Koninie wodzowie krzyżaccy pokusili się o kolejny najazd – na Brześć Kujawski. Jego oblężenie powierzono komturowi Luterbergowi, który pośpiesznie wyruszył wraz ze znaczną częścią wojska. Doprowadziło to do rozdzielenia się głównej masy wojska.
Władysław wysłał swoich zaufanych emisariuszy do zdrajcy, Wincentego z Szamotuł, „by przyszedł z pomocą resztkom biednej, udręczonej ojczyzny, doprowadzonej w skutek jego zdrady do spustoszenia, które musi budzić współczucie nawet u wroga”. Wincenty, pod wpływem zapewnień króla Władysława, zobowiązał się udzielić pomocy, a tym samym uzyskać wybaczenie za wyrządzone szkody i poprawić swój wizerunek. Poinformował też, że wojsko zakonne jest liczne, jednak opieszałe i słabe, a składa się głównie z taborów wypełnionych zdobyczami i łupami, przez co jest bardziej skłonne do ucieczki niż walki. Król Władysław zdecydował się podjąć działania przeciw wrogowi w drodze powrotnej pod wsią Płowce (znanej również jako Blewo). Jego zdaniem, tamtejsza równina była odpowiednia do rozwinięcia natarcia.
Polecamy e-book Antoniego Olbrychskiego – „Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Bitwa
O świcie 27 września 1331 roku król Władysław stanął ze swymi oddziałami pod Płowcami z podniesionymi chorągwiami. Według relacji Jana Długosza, podążając za wojskiem krzyżackim i dzięki działaniom zwiadowczym, król podjął decyzję o rozpoczęciu boju. Zaskoczył tym samym opieszałą tylną kolumnę wojsk krzyżackich, która podnosiła się do walki bez porządku i składnego szyku bojowego, organizując obronę w oparciu o tabory. Władysław, podobnie jak komtur krzyżacki, podzielił swoje wojsko na pięć grup. Mimo przewagi liczebnej rycerstwa zakonnego, podczas starcia męstwo oddziałów polskich oraz chęć odpłacenia najeźdźcy za szkody okazały się wystarczające do pokonania Krzyżaków. Ważną rolę odegrał tu upadek zakonnej chorągwi i samego chorążego, którego koń został przeszyty strzałą. Doprowadziło to do odwrotu i panicznej ucieczki z pola walki.
Zakonny kronikarz, Wigand z Magdeburga, opisuje klęskę Zakonu i cały zastęp rycerstwa, który po złożeniu broni został pojmany, postawiony przed królem Władysławem i ostatecznie stracony. Wśród strat krzyżackich wymienia się komtura Elbląga Hermana oraz komtura Gdańska Alberta, 56 innych braci zakonnych, a także pojmanego rannego dowódcę kolumny Ditrycha.
Pierwsza faza bitwy zakończyła się więc klęską Zakonu. Zawiadomiony przez niedobitków, na pomoc upadłej kolumnie spieszył komtur Luterberg, który zawrócił z drogi na Brześć Kujawski. Niestety, przybył za późno, aby zapobiec klęsce, na polu walki zastał jednak zwycięzców. Według Jana Długosza, król Władysław stanął przeciw nowym oddziałom zakonnym ponownie odnosząc zwycięstwo.
Pojawia się tu dyskusyjna kwestia podziału bitwy na dwie fazy, kolejno po sobie zachodzące: pierwsza to zaskoczenie kolumny krzyżackiej oraz rozbicie jej przez króla Władysława, druga zaś to bitwa z oddziałami pospiesznie zawróconymi z drogi na Brześć. Jan Długosz nie daje dokładnego opisu drugiej fazy, ponadto wymienia imiona poległych przytoczone w kontekście wcześniejszego starcia. W jego zapiskach pojawia się również imię i data objęcia w 1335 roku urzędu marszałka przez pojmanego Ditrycha, co może świadczyć, że jeńcy byli odbici i nie wszyscy z pojmanych zostali straceni bądź postawieni przed królem Władysławem.
Może to również świadczyć o tym, że druga faza bitwy nie potoczyła się tak jak ją opisał Długosz. Ponadto polski kronikarz wspomina, iż w pierwszej fazie zwycięstwo Władysława wydawało się niepewne: „Los bitwy był niepewny. Krzyżacy bowiem, którzy mieli mnóstwo wojska, w miejsce ginących i rannych kazali następować świeżym, nietkniętym oddziałom”. Może to sugerować, iż bitwa nie miała dwóch faz, klęski oddziałów tylnych i ponownego starcia z posiłkami zawróconymi z drogi na Brześć, ale stanowiła jednolitą całość.
Jan Długosz opisuje obie fazy bitwy w bliźniaczy sposób. Zaznacza odwrót i klęskę krzyżacką, w czasie której Polacy przystąpili, mimo wielkiego zmęczenia i znużenia walką, do rzezi wycofujących się w panice wojsk zakonnych. Czynili to z polecenia króla dla odniesienia znakomitego zwycięstwa. Chęć odwetu za szkody wyrządzone przez rycerstwo zakonne na ziemiach polskich skłaniała do całkowitej bezwzględności. Kronikarz wymienia niewielu poległych po stronie polskiej: dwunastu rycerzy, w tym między innymi chorążego krakowskiego i sandomierskiego, syna kasztelana krakowskiego, oraz pięciuset z pospolitego ludu. Straty po stronie krzyżackiej według Jana Długosza są szacowane na 40 tysięcy osób, „albo i więcej”, w tym 56 braci, komtura Elbląga oraz Gdańska – nie do końca (poza imionami) zgadza się to z wyliczeniami Wiganda. Po zakończonej bitwie Krzyżacy, będąc pokonani przez Władysława Łokietka, wycofali się w stronę Torunia. Poległych 4187 trupów, pozostawionych na polu walki, biskup Maciej, będący w dobrych stosunkach z zakonem, pogrzebał pod Płowcami.
Liczba poległych po obu stronach, jak i ogólna ilość wojsk biorących udział w walkach, różni się między źródłami. Faktyczny stan liczebny walczących i wielkość poniesionych strat jest niezwykle trudna do ustalenia. Można ją jedynie szacować na podstawie porównywania subiektywnych kronik polskich oraz krzyżackich. Jednak, biorąc pod uwagę sposób prowadzenia walki Łokietka wobec wojsk zakonnych, można uznać, że armia polska nie była w pełnej sile, a mimo to taktycznie odniosła zwycięstwo. Pojmanie jeńców przez króla Władysława, dokonanie na nich egzekucji oraz rozbicie oddziałów komtura Ditrycha miało duże znaczenie polityczne. Biorąc pod uwagę całość walk na Kujawach, bitwa pod Płowcami miała decydujące znaczenie dla Polski, gdyż wojska zakonne zostały zmuszone do przerwania kampanii i odwrotu do Torunia.
Bibliografia:
- Długosz Jan, Roczniki. Kroniki Sławnego Królestwa Polskiego, t. IX, Warszawa 2009.
- Kaniowski Stanisław, Uwagi krytyczne o bitwie pod Płowcami, „Przegląd Historyczny”, t. 18 (1914), nr 1, s. 24-38.
- Kaniowski Stanisław, Uwagi krytyczne o bitwie pod Płowcami (Dokończenie), „Przegląd Historyczny”, t. 18 (1914), nr 2, s. 203-214.