Christian Ingrao – „Czarni myśliwi” – recenzja i ocena

opublikowano: 2011-08-29 07:15
wolna licencja
poleć artykuł:
Niewiele jednostek w czasie II wojny światowej zyskało swe nieoficjalne nazwy od nazwisk dowódców. Rzadko kiedy twórca oddziału pozostawał na jego czele przez wystarczająco długi czas, by wywrzeć na nim niezatarte piętno i nadać mu niepowtarzalny charakter. Jedną z takich formacji stała się jednak 36 Dywizja Grenadierów SS, stworzona przez Oskara Dirlewangera.
REKLAMA
Christian Ingrao
Czarni myśliwi. Brygada Dirlewangera
cena:
39 zł
Wydawca:
Czarne
Tłumaczenie:
Wojciech Gilewski
Okładka:
miękka
Liczba stron:
304
Format:
133 x 215 mm
ISBN:
978-83-7536-278-7

III Rzesza, mimo oficjalnie propagowanych ideałów czystości rasowej i moralnej, nie raz sięgała po ludzi z „niższych” grup, by rzucić ich do walki w imię Wodza. Paradoksalnie, prym w takim postępowaniu wiódł „zakon” SS, mający gromadzić w swych szeregach najwierniejszych z wiernych, elitę narodowosocjalistycznej armii. Himmler okazał się jednak pragmatykiem. Orzeł SS znalazł się na mundurach Azjatów, Hindusów i Słowian. Znacznie wcześniej, pojawił się jednak na mundurach skazańców, mających zmazać swe przewinienia własną krwią.

Recenzowana pozycja ukazała się we Francji w 2006 roku. „Czarni Myśliwi” liczą sobie 304 strony, z czego sama opowieść o Dirlewangerze i jego ludziach zajmuje 291 z nich. Autor nie włączył do swej pracy żadnych ilustracji. Prawdziwa szkoda, że nie zamieszczono choćby map pozwalających na prześledzenie szlaku bojowego jednostki, lub kilku fotografii pokazujących jej członków. Pozwoliłoby to na pełniejsze zrozumienie i przyswojenie sobie treści książki.

Policjanci i złodzieje

Jednostka dowodzona przez Oskara Dirlewangera była ze wszech miar wyjątkowa. Powstała w 1940 roku jako niewielka jednostka przeciwpartyzancka, a w lutym 1945 roku osiągnęła swój szczyt liczebności stając się 36 Dywizją Grenadierów SS. Początkowo w jej skład wchodzili wyciągnięci z więzień kłusownicy, którzy dzięki nabytym zdolnościom do poruszania się w lesie i celnego strzelania mieli być lepsi w walce z partyzantami od zwykłych żołnierzy. Później w skład osobowy jednostki weszli rosyjscy ochotnicy i skazańcy z Wehrmachtu i Waffen-SS, jak również oddelegowani członkowie obydwu służb, zajmujący się m. in. kwestiami dowodzenia i obsługą dział. W ten sposób oddział Dirlewangera przekształcił się z jednostki kłusowników w jednostkę karną w pełnym tego słowa znaczeniu. Obok siebie stali policjanci i złodzieje, zdeklarowani naziści i komuniści, Niemcy i Rosjanie. Wszyscy wspólnie tworzyli jedną z najbardziej zdemoralizowanych i zbrodniczych jednostek II wojny światowej.

Myśliwi

Ingrao opisuje oddział Dirlewangera w dość niecodzienny sposób. Interesuje go on nie jako jednostka wojskowa, ale jako grupa ludzi tworzących zamkniętą grupę społeczną przebywającą pod wpływem jednej silnej jednostki. Duży nacisk kładzie na coś, co można by nazwać warstwą mitów i legend związanych z lasem, zwierzętami i polowaniem, obecną według autora w umysłach pierwszych członków jednostki, kłusowników. Cała praca staje się więc opracowaniem psychologiczno-metodologicznym, nie mającym wiele wspólnego z „tradycyjną” monografią jednostki.

REKLAMA

Ujmując rzecz nieco kolokwialnie, „Czarni myśliwi” to raczej praca dla miłośników Topolskiego, a nie Wołoszańskiego. Ingrao oddaje się bez reszty poszukiwaniu psychologicznych i kulturowych pobudek, stojących za zbrodniami dirlewangerowców, sięgając po każde możliwe narzędzie badawcze. Czasem jednak autor traci kontakt ze światem rzeczywistym, odchodząc w przestrzeń wypełnioną atrakcyjnymi pojęciami i schematami czytelnymi tylko, jak mi się wydaje, dla garstki podobnych do niego francuskich badaczy. Cała praca jest zresztą oparta przede wszystkim na opracowaniach francuskich i niemieckich. Są to jednak pozycje nierzadko trudno dostępne i mało znane w naszym kraju, toteż ogromna szkoda że książka nie zawiera bibliografii.

Dla przykładu, dla Ingrao punktem odniesienia dla akcji przeczesywania terenu na Białorusi są polowania z nagonką wynalezione pod koniec okresu mustierskiego. W innym miejscu, opisując rozsadzanie kobiet granatami podczas Powstania Warszawskiego, autor stwierdza: „Antropologia historyczna skłania się w tym punkcie raczej ku analizie w kategoriach chęci ataku na pierwiastek macierzyński wroga, będący elementem przekazywania filiacji, tożsamości”. Palenie ludzi w stodołach opisuje jako nowożytną formę wypędzania ducha opętania „partyzantką” z ludzi sprowadzonych do roli zwierzyny łownej. Dirlewangerowców określa najczęściej albo jako myśliwych (akcje przeciwpartyzanckie), albo jako pasterzy ludzi (spędzanie ludzi na roboty). Tego typu rozważania mogą być pożyteczne dla metodologa czy psychologa, jednak historyk wojskowości podczas lektury może czuć się nieswojo.

Hit czy kit?

Trudno jest przejść obojętnie obok tej książki. Z jednej strony, Ingrao zbudował zwartą i ciekawą narrację. Postawił sobie za cel opisanie wewnętrznych stosunków w jednostce ze szczególnym uwzględnieniem wpływu pochodzenia żołnierzy na sposób wypełniania przez nich zadań i konsekwentnie go zrealizował. Jednostka Dirlewangera jest dla niego nie tyle funkcjonującym oddziałem wojskowym, co obiektem swoistego eksperymentu. Raporty, meldunki i wszelkiego rodzaju dokumenty wytworzone w czasie wojny są dla niego warte tyle, co raporty z badań psychologicznych przeprowadzanych w terenie. Z metodologicznego punktu widzenia, jest to więc bez wątpienia ciekawa i oryginalna praca. Takie podejście prowadzi jednak do dehumanizacji zarówno żołnierzy, jak i ich ofiar. Jedni i drudzy stają się wyłącznie obiektem badań, od którego autor odgradza się dziesiątkami terminów i porównań. Z tego powodu czasem odnosi się wrażenie, że książka wcale nie dotyczy jednej z najbardziej krwiożerczych jednostek III Rzeszy, tylko np. Longobardów czy Wizygotów. Z drugiej strony trzeba przyznać, że Ingrao może być prawdziwym wzorem zdystansowania się badacza od przedmiotu badania.

Podsumowanie

„Czarni myśliwi” nie są z pewnością ostatecznym podsumowaniem lat badań nad jednostką Dirlewangera. To raczej dość skomplikowana, akademicka próba znalezienia przyczyn zbrodniczych zachowań jej członków. Nie jest to pozycja łatwa ani przyjemna w lekturze, jednak wysiłek włożony w jej przeczytanie jak najbardziej się opłaca. „Myśliwi” to przykład dość specyficznego podejścia do stworzenia monografii jednostki; można zresztą przypuszczać, że z upływem czasu pojawi się na rynku więcej tego typu prac. Warto więc zawczasu zobaczyć, jak mogą wyglądać monografie jednostek za dwadzieścia lat, szczególnie jeśli ma się pod ręką tak interesującą książkę jak ta.

Redakcja: Michał Przeperski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Męczykowski
Doktor nauk humanistycznych, specjalizacja historia najnowsza powszechna. Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Miłośnik narzędzi do rozbijania czołgów i brytyjskiej Home Guard. Z zawodu i powołania dręczyciel młodzieży szkolnej na różnych poziomach edukacji. Obecnie poszukuje śladów Polaków służących w Home Guard.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone