Christopher Lee – Saruman, Dracula i najniezwyklejszy aktor świata

opublikowano: 2023-11-24, 14:01
wszelkie prawa zastrzeżone
Christophera Lee znamy i kochamy z wielu filmowych ról. Kto by pomyślał, że ten wybitny aktor działał także w służbach specjalnych, otrzymał tytuł szlachecki, a nawet nagrał album heavymetalowy!
reklama
Christopher Lee w roli tytułowego bohatera filmu Dracula z 1958 roku

Jestem pewna, że większości Czytelników nie trzeba przedstawiać sir Christophera Lee. Starsze pokolenie skojarzy go z roli Draculi, ale też antagonisty agenta 007 w Człowieku ze złotym pistoletem (1974). Nieco młodsi (do których grona zalicza się także autorka niniejszego tekstu) zapamiętali Lee jako Sarumana z trylogii Władca pierścieni (2001-2003) oraz Hobbit (2012-2014) i hrabiego Dooku z prequeli Gwiezdnych wojen (2002-2003). O aktorze obdarzonym charakterystycznym bas-barytonem krąży mnóstwo opowieści – niektórych tak nieprawdopodobnych, że aż trudno uwierzyć, że są prawdziwe! Dlatego warto zatrzymać się na moment i nie tylko podumać nad jego kultową interpretacją roli hrabiego Draculi, lecz także samą nietuzinkową sylwetką Lee.

Christopher Lee – wczesne lata i młodość, II wojna światowa

Christopher Lee urodził się 27 maja 1922 roku jako Christopher Frank Carandini Lee. Od strony matki pochodził z włoskiej rodziny arystokratycznej, z kolei jego ojciec był podpułkownikiem i weteranem wojen burskich oraz I wojny światowej. W szkole Christopher Lee niezbyt dobrze radził sobie z matematyką, miał natomiast ponadprzeciętny talent do łaciny i starożytnej greki. Jako dorosły człowiek w stopniu komunikatywnym operował kilkoma językami – płynnie mówił po angielsku, francusku, niemiecku, włosku i hiszpańsku, w mniejszym stopniu znał też szwedzki, rosyjski i grecki. Jego życie towarzyskie było absolutnie wyjątkowe – obracał się wśród takich ludzi jak Josip Broz-Tito czy Peter Cushing. Miał okazję poznać księcia Feliksa Jusupowa i wielkiego księcia Dymitra Pawłowicza Romanowa oraz zabójców Rasputina (którego zresztą miał okazję grać). Aktora niezmiernie fascynowała kara śmierci, na temat której miał wiele książek. Był też naocznym świadkiem ostatniej publicznej egzekucji we Francji, dokonanej za pomocą gilotyny.

Po wybuchu II wojny światowej Christopher Lee zaciągnął się do wojska, a jego zasługi na tym polu były niewątpliwie imponujące. Najpierw zgłosił się jako ochotnik do armii fińskiej, broniącej się przed napaścią Rosji, ale z powodu swoich kiepskich umiejętności narciarskich nie zagrzał tam miejsca. W 1941 roku zasilił szeregi RAF-u, ale problemy ze wzrokiem również szybko go zdyskwalifikowały i jednocześnie popchnęły do podjęcia decyzji o przyłączeniu się do wywiadu Royal Air Force. Brał wtedy udział w misjach w Afryce Północnej i we Włoszech, w tym w bitwie o Monte Cassino. Wszystko to miało miejsce jeszcze zanim aktor ukończył dwadzieścia pięć lat.

W Internecie można gdzieniegdzie znaleźć informację, jakoby Lee stanowił inspirację dla postaci Jamesa Bonda. Jeśli wziąć pod uwagę okoliczności – tajemniczą służbę podczas II wojny światowej, znajomość z Ianem Flemingiem i angaż do jednego z filmów z serii o agencie 007 – nic dziwnego, że taka teoria powstała. Czy jednak jest prawdziwa? Owszem, działał w służbach specjalnych i Fleming był jego przybranym kuzynem, a do tego panowie byli w dobrych stosunkach, lecz niektórzy uważają to za mało prawdopodobne, by pisarz wzorował na nim swoją najsłynniejszą postać. Wskazuje się rozmaite postaci o podobnym życiorysie co Bond. Mówi się też, że pierwowzorem był nie jeden człowiek, a kilku – wśród nich mógł również być Lee.

reklama

Christopher Lee – słynne role

Christopher Lee jest szczególnie rozpoznawalny, zwłaszcza wśród fanów fantastyki, ze względu na udział w ekranizacji trylogii Władca pierścieni w reżyserii Petera Jacksona (nawiasem mówiąc, Jackson sam debiutował jako twórca niskobudżetowych horrorów). Zaangażowanie go do roli zdradzieckiego czarownika Sarumana nie może ujść uwadze kinomana. Aktorowi bardzo zależało, żeby zagrać w filmowej adaptacji najsłynniejszej serii J.R.R. Tolkiena, ponieważ sam był wielkim fanem książek z uniwersum Śródziemia (podobno czytał Władcę pierścieni każdego roku). Jako jedyna osoba z całej ekipy filmowej miał też okazję osobiście poznać autora książek, który podobno widział go w roli dobrego czarodzieja Gandalfa. Filmowa trylogia niestety zakończyła się dla Lee pewnym rozczarowaniem. W ostatniej części, Powrocie króla, losy Sarumana zostały drastycznie zmienione względem książkowego pierwowzoru – zamiast opanować krainę niziołków Shire czarodziej w jednej z pierwszych scen zostaje zamordowany w swojej magicznej wieży Orthanku. Nie to stanowiło jednak najważniejszy problem. Reżyser postanowił wyciąć ten moment z kinowej wersji filmu, nie poinformowawszy o tym odtwórcy roli! Dopiero po zakończeniu prac się okazało, że udział Lee w ostatnim, najbardziej nagradzanym filmie z trylogii, został całkowicie pominięty, a nazwisko aktora nie pojawiło się nawet w napisach końcowych. Z czasem Jackson naprawił swój błąd przy okazji wypuszczenia wersji reżyserskiej. Z wyciętą sceną wiąże się też ciekawa anegdota, która cofa nas do czasów służby wojskowej aktora. Saruman ginie w Powrocie króla, zasztyletowany przez swojego złego sługę Grimę, a reżyser podczas kręcenia ujęcia próbował dawać aktorowi wskazówki, jak ten powinien odegrać moment otrzymania ciosu nożem. Lee odpowiedział Jacksonowi, że na własne oczy widział ludzi zabijanych w ten sposób, więc doskonale wie, jak zachowuje się człowiek dźgnięty w plecy.

Mniej więcej na ten sam okres przypadł udział aktora w prequelach do klasyka fantastyki – serii Gwiezdne wojny (w drugiej i trzeciej części). Wystąpił też u Tima Burtona (Charlie i fabryka czekolady, Mroczne cienie) i Martina Scorsese (Hugo i jego wynalazek). Jego dorobek filmowy jest imponujący – Lee zagrał ponad dwieście pięćdziesiąt ról.

Tekst jest fragmentem e-booka „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie” Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskie. Kup e-booka TUTAJ!

Polecamy e-book Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskiej pt. „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie”:

Weronika Kulczewska-Rastaszańska
„Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
131
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-60-0
reklama

Pomimo (chyba zasłużonego) żalu do Petera Jacksona Christopher Lee wrócił jeszcze do roli Sarumana dziesięć lat później, w trylogii Hobbit. Chociaż Saruman nie pojawiał się w oryginalnej powieści, jego obecność została dodana na potrzeby scenariuszy trzech filmów, ekranizujących książkę. Podobnie zresztą dodano wiele innych postaci znanych z Władcy pierścieni – Galadrielę, Legolasa, Frodo… Aragorn również miał dołączyć do grona bohaterów, ale grający go Viggo Mortensen odmówił udziału w projekcie. Oglądając zarówno film, jak i materiały z planu, trudno nie zauważyć pogarszającego się stanu zdrowia aktora. Christopher Lee zmarł pół roku po premierze wieńczącej trylogię filmowego Hobbita: Bitwy pięciu armii, zaledwie tydzień po swoich dziewięćdziesiątych trzecich urodzinach.

Kadr z filmu Taste the Blood of Dracula (1970)

Christopher Lee – nie tylko film. Heavy metal i Księga rekordów Guinnessa

Christopher Lee nie poświęcił się wyłącznie aktorstwu. Jego charakterystyczny głos okazał się idealnie pasować do teatru i filmu, ale równie dobrze sprawdził się w świecie muzyki. Nie powinno zaskakiwać, że zaśpiewał kilka piosenek wchodzących w skład ścieżki dźwiękowej do The Wicker Man (1973) i Funny Man (1994). Użyczył też głosu w licznych audiobookach, w tym z twórczością Arthura Conan Doyle’a (m.in. Dolina strachu), Victora Hugo (Katedra Marii Panny w Paryżu), J.R.R. Tolkiena (Dzieci Hurina), Mary Shelley (Frankenstein) i – a jakże – Brama Stokera. Zaciekawić może natomiast upodobanie Lee do… heavy metalu. Wspierał projekty zespołu Rhapsody of Fire jako narrator. Christopher Lee wydał swój pierwszy własny heavymetalowy album, Charlemagne: By the Sword and the Cross, w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat!

Zasługi Lee na polu kultury nie pozostały niezauważone przez brytyjską rodzinę królewską. Został uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego (CBE) w 2001 roku, w 2009 roku zaś otrzymał z rąk księcia Karola tytuł szlachecki. Trafił też do Księgi rekordów Guinnessa jako najwyższy aktor pierwszoplanowy, aktor który zagrał najwięcej ról oraz aktor który zagrał w największej liczbie filmów z pojedynkami na broń białą.

Hammer, Dracula, Lee

Wróćmy teraz do meritum, czyli do wampirów. Christopher Lee wcielał się w rolę Draculi aż dziesięciokrotnie, przy czym siedem produkcji to filmy Hammerowskie. Nie było do tej pory aktora, który zagrałby najsłynniejszego wampira więcej razy. Lee wielokrotnie podkreślał swoją znajomość książki Brama Stokera, co jak twierdził, w jego czasach nie było takie oczywiste; mówił, że w czasach jego młodości nie wypadało czytać podobnych powieści.

reklama

Autor książki Dracula in the Dark. The Dracula Film Adaptations zwrócił uwagę, że Lee był niczym kameleon w swoich interpretacjach tej postaci. Napisał, że pod tym względem przypominał samego wampira – bo przecież tę mityczną figurę od zawsze utożsamiano ze „zmiennokształtnymi” (ang. shapeshifters). Dracula w wykonaniu Christophera Lee raz bywał zimną maszyną do zabijania, a innym razem eleganckim uwodzicielem; niektórzy określali go jako wyjątkowo „brytyjskiego”, zwłaszcza w porównaniu do Lugosiego. Nie da się ukryć, że fizyczne cechy aktora sprawiały, że doskonale nadawał się do roli antagonisty – przede wszystkim zimna, arystokratyczna uroda i nietuzinkowy wzrost (Lee mierzył prawie dwa metry). A co do tej roli chciał wnieść sam Christopher Lee? Przede wszystkim jak najwierniej odegrać postać znaną z powieści Stokera, nawet jeżeli scenariusz nie do końca odzwierciedlał treść oryginału. Co więcej, aktor był zdania, że w przypadku wcielania się w postaci powszechnie odbierane jako „złe” należy pokazać widzom coś, czego się nie spodziewają. Twierdził jednak, że bardzo seksualna interpretacja Draculi nie była z jego strony świadomym wyborem, a raczej skutkiem ubocznym. Zdawał się mieć duży dystans do faktu, że część widowni postrzegała go jako symbol seksu.

Rola Draculi w dużej mierze wykreowała aktora, po tej serii wystąpień jego kariera nabrała rozpędu. Dzięki udziałowi w produkcjach wytwórni Hammer aktor stał się rozpoznawalny, z czego zdawał sobie sprawę i za co był wdzięczny. Sukces działał w dwie strony – można powiedzieć, że to talent i charyzma Christophera Lee w znacznej mierze wpłynęły pozytywnie na jakość filmów i całej wampirzej marki (nie zapominamy bynajmniej o zasługach Petera Cushinga i Terence’a Fishera).

Dracula: Książę ciemności (1966) mocno zaskoczył widzów, bo pokazał Lee z zupełnie innej strony. Aktor przestał być dostojny, zmysłowy i arystokratyczny, a stał się bardziej zwierzęcy – praktycznie pozbawiono go dialogów. Mówi się, że twórcy nie do końca wiedzieli, jaki kierunek dla postaci tym razem obrać, co poskutkowało niewielkim polem do popisu, jeżeli chodzi o warstwę werbalną. Powód mógł być też bardziej prozaiczny: brak pieniędzy. Scenariusz był zdecydowanie za długi, a światowa sława aktora przełożyła się na jego zarobki. Sam Lee powiedział w jednym z wywiadów: „W Księciu ciemności nie mówię ani słowa. To dlatego, że przeczytałem scenariusz i odmówiłem wypowiedzenia na głos jakiejkolwiek z moich kwestii”.

Efekt nie jest jednak całkowicie pozbawiony logiki: zdaniem niektórych, taka interpretacja wampira zbliża film zarówno do Murnauowskiego Nosferatu…, jak i oryginalnej powieści Stokera.

„Mixed blessing”

Mimo że na podstawie wszystkich wymienionych wyżej czynników łatwo byłoby dojść do wniosku, że aktor powinien z sentymentem wspominać swój udział w produkcjach Hammera, Christopher Lee nie chciał być utożsamiany z jedną rolą, wówczas w szczególności z postacią Draculi. Obawiał się powtórki losu, jaki spotkał Bélę Lugosiego – ten do końca życia był obsadzany niemal wyłącznie w horrorach i jako złoczyńca. Wygląda na to, że życzenie Lee się do pewnego stopnia spełniło – młodszym pokoleniom kojarzy się bardziej z rolą Sarumana i hrabiego Dooku.

Tekst jest fragmentem e-booka „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie” Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskie. Kup e-booka TUTAJ!

Polecamy e-book Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskiej pt. „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie”:

Weronika Kulczewska-Rastaszańska
„Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
131
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-60-0
reklama

Dlaczego jednak, skoro aktor tak bardzo nie chciał odgrywać już tej roli, zagrał ją finalnie aż dziesięć razy? Zadecydowało poczucie odpowiedzialności. Lee wolał uniknąć sytuacji, w której setki ludzi zaangażowanych w serię filmów – aktorzy, kamerzyści, asystenci techniczni i inni – straciłyby zatrudnienie i źródło dochodu. Mówił, że traktował ekipę jak członków rodziny, nie chciał im sprawiać problemów. Nie on sam nałożył na siebie tę odpowiedzialność – od jednego z producentów z wytwórni Hammer usłyszał: „Pomyśl, ile osób straci pracę, jeżeli odejdziesz”. Po latach wspominał, że to była „jedna z okropniejszych rzeczy, jaką można od kogokolwiek usłyszeć”, i wyraźnie trudno mu było zapomnieć tamten epizod. Trudno się zatem dziwić jego oporom, aby wrócić jeszcze kiedykolwiek do roli Draculi. Christopher Lee dopuszczał jednak pewien wyjątek: zagrałby wampira raz jeszcze, gdyby przedstawiono mu scenariusz całkowicie zgodny z powieścią Brama Stokera. Jak się można domyślić, taki moment nigdy w jego długoletniej karierze nie nastąpił.

W poprzednim rozdziale wspomniałam trochę o krytyce, jaka spadła na produkcje Hammera – a zwłaszcza ich upodobaniu do stylistyki gore. Christopher Lee nie zgadzał się z takimi opiniami, ustosunkowywał się do nich w sposób następujący:

Sprzeciwiam się nadmiarowi krwi, sprzeciwiam się też nadmiernej przemocy. Uważam, że jeden z powodów, dla których filmy z moim udziałem stały się tak popularne na świecie, praktycznie niezależnie od wieku, to fakt, że stanowią one rodzaj fantazji, nie są prawdziwe, a zawarta w nich przemoc – z paroma wyjątkami – to typ przemocy wysoce nierealistyczny i który, w większości przypadków, jest niemożliwy do odtworzenia w prawdziwym życiu. Zawsze się znajdzie, niestety, jakaś przypadkowa, niezrównoważona osoba, która postanowi spróbować odegrać coś, co zobaczyła na ekranie albo w komiksach, ale moim zdaniem filmy takie jak Mechaniczna pomarańcza, Nędzne psy i niektóre z serii o Jamesie Bondzie są znacznie bardziej sugestywne i przesiąknięte sadyzmem seksualnym i przemocą, możliwymi do naśladowania – i w niektórych przypadkach faktycznie tak się dzieje!

reklama

Parę słów kontekstu – rzeczywiście Mechaniczna pomarańcza (1971) Kubricka, wbrew swojemu antyprzemocowemu przesłaniu, zainspirowała przedstawicieli marginesu społecznego do naśladowania ukazanych w filmie zachowań głównego bohatera oraz jego gangu. Pewien incydent brutalnego pobicia, którego dopuścili się młodzi mężczyźni przebrani w stroje podobne do kostiumów z filmu, zdobył taki rozgłos, że popchnął reżysera do decyzji o wycofaniu swojego dzieła z obiegu na kilkadziesiąt lat (przynajmniej na Wyspach Brytyjskich). Sprawa na pewno była jeszcze żywa w pamięci Lee, gdyż udzielił cytowanej wyżej wypowiedzi zaledwie trzy lata po premierze Mechanicznej pomarańczy. Wielka Brytania borykała się wówczas z licznymi problemami, więc chyba najprościej było zrzucić winę na tekst kultury, źle zinterpretowany przez chore jednostki. Podobnie dzieje się dziś: na pewno każdy z nas słyszał kiedyś podobne głosy, wyrażające troskę o społeczeństwo – bo przecież brutalne gry komputerowe (wszelkiego rodzaju „strzelanki”), seriale (na przykład Squid Game) i filmy wpływają negatywnie na stan umysłu ich odbiorców. Autorka bardzo ceni zarówno filmy Kubricka, jak i Tarantino, wszelkiego rodzaju Squid Game i inne Ataki tytanów, lubi też pozabijać mieczem utopce i napastliwych dezerterów w Wiedźminie 3: Dzikim Gonie, ale do głowy by jej nie przyszło, żeby zaopatrzyć się w broń i zaatakować kogokolwiek w prawdziwym życiu. Uważa zatem tendencje do zrzucania odpowiedzialności za przemoc na twórców filmowych i ich dzieła za nieco przesadzone. To jednak bardzo złożony temat, na który prawdopodobnie nie ma jednej słusznej opinii.

Christopher Lee jako Hrabia Dracula w filmie The Satanic Rites of Dracula (1973)

Ale nie wszystko w filmach Hammera aktorowi się podobało, nawet jeśli pominąć osobisty niesmak związany ze swego rodzaju szantażem emocjonalnym, którego doświadczył. Jego zdaniem produkcje z czasem coraz bardziej „traciły styl” i nadmiernie skupiały się na wyzyskaniu materiału filmowego: byle taniej, byle zaszokować widza, byle go przestraszyć. Lee powiedział:

Nie jestem zainteresowany sprzedawaniem filmów, jestem zainteresowany ich tworzeniem. Nie staram się przestraszyć widza do tego stopnia, że prawie traci zmysły, staram się zapewnić mu rozrywkę. Staram się umożliwić widzowi ucieczkę od […] szarej, bezbarwnej i czasem drastycznie przygnębiającej rzeczywistości – prosto w czarodziejski, dziwaczny, tajemniczy świat fantazji… Gore ma chyba gdzieś tam swoje miejsce, ale mnie się nie podoba.

Christopherem Lee kierowała swego rodzaju nostalgia za starym, dobrym kinem lat trzydziestych. Ubolewał, że za jego czasów nie kręcono już horrorów w podobnym stylu – wolałby wystąpić w klimatycznej produkcji rodem z pierwszej dekady istnienia filmu dźwiękowego, niż wziąć udział w kolejnym wypełnionym gore filmie Hammera.

Zapytany o ulubionego odtwórcę Draculi, Lee odpowiedział dość zaskakująco. Wiemy już, że nie był największym fanem interpretacji Lugosiego, ale jego osobisty wybór (a przynajmniej spośród tych aktorów, których w tej konkretnej roli widział) okazał się raczej niszowy – Jack Palance. Ten amerykański aktor ukraińskiego pochodzenia znany jest kinomanom przede wszystkim z klasycznego westernu Shane (1953). Draculę zagrał w obecnie nieco zapomnianej telewizyjnej brytyjskiej wersji z 1974 roku. Jego interpretacja postaci zainspirowała m.in. Gene’a Colana, twórcę komiksu Marvela The Tomb of Dracula.

Tekst jest fragmentem e-booka „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie” Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskie. Kup e-booka TUTAJ!

Polecamy e-book Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskiej pt. „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie”:

Weronika Kulczewska-Rastaszańska
„Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
131
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-60-0
reklama
Komentarze
o autorze
Weronika Kulczewska-Rastaszańska
Doktorantka Szkoły Doktorskiej Nauk Humanistycznych UW w dyscyplinie historia. Interesuje się filmem, I wojną światową, badaniami nad pamięcią i metodologią historii.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone