Cosa Nostra - totalna wojna z mafią
Zobacz też: Al Capone – bezwzględny gangster czy zręczny celebryta?
„To nie była żadna wojna mafijna. O wojnie można mówić, gdy dwie, trzy albo więcej rodzin się zbroi, a potem zaczynają ze sobą walczyć. A w Palermo wydarzyło się coś innego. To była rzeź mafijna. Kampania terroru prowadzona wyłącznie przez Salvatorego Riinę i jego podwładnych. Baliśmy się rozmawiać szczerze nawet między bliskimi przyjaciółmi. Baliśmy się, że Riina słyszy wszystko na Sycylii” — oto, jak skruszony mafioso Gaspare Mutolo zeznawał w latach 90. o mattanza, czyli wielkiej rzezi, bo tak właśnie sycylijska cosa nostra wspomina wielką wojnę klanów z lat 1981 – 1983. Zamordowano wówczas ok. 1000 mafiosów, lecz nie zginął prawie nikt z klanu Corleone. Kolejne ok. 300 osób uznano za zaginione, choć najprawdopodobniej oznacza to, że zginęli od lupara bianca — ich ciała rozpuszczono w kwasie albo spalono, a pozostałości wrzucono do rzeki bądź zakopano głęboko w ziemi. Wrzucanie do ognia praktykowano m.in. w posiadłości Favarella należącej do stojącego na czele mafijnej komisji Cupola Michelego „Papieża” Greca, marionetki Riiny. Za czasów starej mafii Favarellę odwiedzali kardynałowie, arystokraci, wielcy biznesmeni. To się skończyło, gdy Greco poszedł na poddańczy sojusz z klanem Corleonesi i zaczął zarabiać na rafinacji heroiny. A jeśli wierzyć w najkoszmarniejsze z opowieści, w posiadłości niedopalonymi szczątkami ofiar lupara bianca karmiono świnie.
„Nie skrzywdzą mnie. Wysłałem właśnie pięćdziesiąt kilogramów narkotyków do Stanów Zjednoczonych w imieniu Corleonesich. Nie dotkną mnie, dopóki nie dostaną pieniędzy za te prochy sprzedane w Ameryce. To trochę potrwa, więc zyskujemy czas, by się przygotować do wojny przeciw tym sukinsynom” — pocieszał się mafijny boss Salvatore Inzerillo po zgładzeniu, z rozkazu Totò Riiny, jego sojusznika Stefana „Księcia” Bontatego w 1981 r. Jednak dowodzony przez Totò klan z Corleone nie chciał dłużej czekać z walką o kontrolę nad mafią sycylijską, o prawo do dyktowania jej reguł biznesu narkotykowego oraz o monopol na kontakty ze światem polityki. Inzerillo został zastrzelony w maju 1981 r., czyli niecały miesiąc po Bontatem, a Corleonesi już bez jego pomocy ściągnęli z Ameryki zapłatę za wysłaną heroinę. „I to tyle w sprawie tych, którzy chcieli mojego końca” — triumfował Riina, wznosząc toast szampanem po zlikwidowaniu Inzerilla. Rzeczywiście, to m.in. Bontate i Inzerillo kilka miesięcy przed swoją śmiercią rozprawiali, jak bez narażania się na wojnę z klanem Corleone można by się pozbyć ich szefa, który zrobił się zbyt łapczywy na władzę i pieniądze.
Parę dni po zlikwidowaniu Salvatorego Inzerilla ludzie Riiny zamordowali jego brata Santa, ale to wciąż były czasy, gdy Corleonesi unikali otwartego brania odpowiedzialności za tego typu morderstwa, chcąc się uchronić od prób szybkiej zemsty. Rodzina Inzerilla przez parę tygodni nie była zatem pewna, kogo winić. „Ktoś musi za to zapłacić! Ktoś musi za to zapłacić! Powiedzcie, co wiecie?!” — Santino, kolejny z braci Inzerillów, gwałtownie domagał się prawdy w majątku Favarella, dokąd pojechał wspólnie z jednym z wujów spotkać się z Michelem Grekiem. Kiedy jednak zaczął się zbytnio awanturować i walić przy tym pięścią w stół, ludzie Greca udusili zarówno jego, jak i wuja, a resztki ich spalonych ciał zakopali pod pergolą. A gdy niedługo po tym wydarzeniu 16-letni syn Salvatorego Inzerilla głośno poprzysiągł zemstę na Corleonesich, już po paru dniach człowiek Riiny najpierw odciął mu prawą rękę (i spytał: „Jak się teraz zemścisz?”), a dopiero potem go zastrzelił.
Pietro, jeszcze jeden brat Inzerilla, został znaleziony martwy w Nowym Jorku z pięciodolarówkami w ustach i dwudolarówkami wepchniętymi pod genitalia. Tak od teraz miały wyglądać rządy bezwzględnych Corleonesich nad cosa nostrą. „Będą ginąć nie tylko ci, co są przeciw Riinie, ale też tacy, którzy nie poinformują nas o knuciu albo o czyimś narzekaniu na Totò” — ostrzegał szwagier Riiny Leoluca Bagarella.
Giuseppe Scarpuzzedda „Bucik” Greco, najzręczniejszy siepacz Riiny, potrafił wykonać wyrok śmierci nawet na aresztancie, którego pod eskortą policyjną przewożono między sycylijskimi więzieniami. Mafijni towarzysze z celi zatłukli na śmierć więźnia, który za kratami w Ucciardone odważył się powiedzieć, że nie zgadza się z metodami Riiny. W Palermo zdarzały się dni, gdy na ulicach ginęło po kilka osób. Wśród Corleonesich za najlepszy sposób likwidowania wrogów zaczęło uchodzić duszenie: bez strzałów, bez hałasu, bez krwi. Zaproszenia na kolację do Totò zaczęto przyjmować z rosnącymi obawami. „Smacznie jesz. Gawędzisz. Spędzasz z gościem miło czas. A potem go dusisz. To był nowy pomysł Riiny” — zeznawał po latach jeden ze skruszonych mafiosów.
W 1982 r. w Palermo na krótko znowu splotły się losy komunisty Pia La Torrego i generała karabinierów Carla Alberta Dalla Chiesy. Kilka dekad wcześniej, kiedy w 1948 r. Luciano Leggio zamordował w Corleone lewicowego działacza Placida Rizzotta, La Torre przejął tam funkcję związkowego przywódcy.
Wzorem swojego poprzednika organizował chłopskie demonstracje na rzecz reformy rolnej i po zmanipulowanych oskarżeniach o podżeganie do przemocy zapłacił za te protesty półtoraroczną odsiadką w Ucciardone. Siedział razem z mafiosami ostro zwalczającymi czerwonych. Natomiast pochodzący z Piemontu młody Dalla Chiesa był wówczas kapitanem żandarmerii w Corleone i uparł się, by nie porzucać śledztwa w sprawie zniknięcia Rizzotta. W efekcie poszukiwań wprawdzie udało się znaleźć ciało, ale Leggio uniknął kary (więcej zob. rozdział 3.).
W 1982 r. Pio La Torre był już doświadczonym parlamentarzystą, od kilku miesięcy szefem Włoskiej Partii Komunistycznej na Sycylii, a przede wszystkim autorem projektu ustawy uznającej, po raz pierwszy w historii Italii, udział w organizacji mafijnej za przestępstwo zagrożone konfiskatą majątku. Z kolei Dalla Chiesa był generałem karabinierów z wielkimi zasługami w zwalczaniu Czerwonych Brygad na północy Italii — posłano go na Sycylię, by jako prefekt Palermo okiełznał mafię. Ale jego pierwszym zadaniem na nowej posadzie okazał się udział w pogrzebie swojego niedoszłego sojusznika, Pia La Torrego, którego Scarpuzzedda zdążył zastrzelić w Palermo w kwietniu 1982 r. Dlaczego ów człowiek zginął? „Z powodu całego swojego życia, jednak ostateczną przyczyną było to, że miał odwagę zaproponować ustawę antymafijną” — tłumaczył Dalla Chiesa. W dodatku coraz głośniej żądał od władz w Rzymie nadzwyczajnych uprawnień w walce z cosa nostrą. Kiedy ustały rytualne żale po śmierci La Torrego, sycylijscy chadecy zaczęli protestować, że na wyspie nie potrzeba drugiego Żelaznego Prefekta (zob. rozdział 2.). Wypominali, że w czasach faszyzmu Sycylia przeżyła już działania gwałcącego prawa obywatelskie Cesarego Moriego i że to jej wystarczy.
Tekst jest fragmentem książki Tomasza Bieleckiego „Krótka historia mafii sycylijskiej”:
Czy łatwiej jest walczyć z terroryzmem Czerwonych Brygad niż z mafią? „W pewnym sensie tak, bo w sprawie terroryzmu miałem za sobą opinię publiczną. I walka z terroryzmem pozostaje priorytetem dla ludzi, którzy liczą się we Włoszech” — mówił generał Dalla Chiesa. Po śmierci byłego premiera i jednego z przywódców chadecji Alda Mora, porwanego i zabitego przez Czerwone Brygady w 1978 r., Dalla Chiesa przeforsował (dzięki ówczesnemu szefowi rządu Giuliowi Andreottiemu) wydłużenie aresztów prewencyjnych wobec podejrzanych o terroryzm, zmniejszenie ograniczeń prawnych przy zakładaniu podsłuchów, przeszukiwaniu mieszkań oraz podejrzanych, a także prawo pozwalające na obniżanie kar członkom Czerwonych Brygad idącym na współpracę z policją.
Teraz jednak Andreotti, który wprawdzie chwilowo nie pełnił w rządzie żadnej funkcji, ale nadal miał potężne wpływy w Rzymie, patronował tej frakcji sycylijskich chadeków, która nie chciała wzmocnienia pozycji generała. „Pojechałem do Andreottiego. Zbladł, kiedy powiedziałem mu, co wiem o jego ludziach na Sycylii” — relacjonował Dalla Chiesa swym dzieciom. Andreotti zbladł, ale tym razem nie zamierzał pomagać generałowi.
Dalla Chiesa pytany, dlaczego mafia zabija aż tylu przedstawicieli państwa, tłumaczył: Myślę, że już pojąłem jej nowe reguły gry. Ktoś na ważnym stanowisku może być zabity, jeśli zaistnieje fatalna kombinacja dwóch czynników: po pierwsze staje się zbyt groźny, a po drugie jest osamotniony. Te słowa padły w rozmowie z kilkoma najbardziej wpływowymi włoskimi dziennikarzami w sierpniu 1982 r., a wywiad zatytułowany Jeden człowiek przeciw mafii wywołał ogromne poruszenie w Palermo, bo nawet w samym środku mafijnej wojny nie mówiło się tam takich rzeczy tak otwarcie i publicznie. Udzielając wywiadu, najwyższy rangą karabinier we Włoszech doskonale wiedział, że cosa nostra ma go po pierwsze za człowieka dla siebie groźnego, ale po drugie dostrzega jego wielkie polityczne osamotnienie. Na początku września w sekrecie spotkał się z Ralphem Jonesem, amerykańskim konsulem w Palermo, by prosić go o pomoc w skłonieniu Waszyngtonu do wywierania nacisków na władze w Rzymie, bo „w przeciwnym razie nic się tutaj nie ruszy”.
Pod koniec tego samego miesiąca mafijne komando Scarpuzzeddy zastrzeliło z kałasznikowów generała, jego żonę oraz ochroniarza. Gdy Dalla Chiesa był już martwy, zabójcy strzelali mu w twarz, by zmasakrowane zwłoki jeszcze bardziej odstraszały antymafijnych śmiałków. Tego samego wieczora w rezydencji prefekta ktoś opróżnił ze wszystkich dokumentów jego sejf, a Bucik o mało nie zabił swego „żołnierza”, który naraził się tym, że odebrał siepaczowi Riiny zaszczyt osobistego zamordowania generała. Po kilku latach zresztą wybujałe i mordercze ambicje Scarpuzzeddy zaniepokoiły nawet Totò Riinę, który w 1985 r. polecił go zgładzić. Oczywiście poprzez lupara bianca.
Zabicie generała słynnego na całą Italię, m.in. z powodu jego sukcesów w walce z Czerwonymi Brygadami, to nawet jak na Włochy lat 80. było zbyt dużo, by zbyć tę śmierć zwyczajowymi przemówieniami i krótką żałobą urzędową. Już po kilku dniach obie izby parlamentu ustawą legge Rognoni – La Torre (od nazwisk jej promotorów — ministra sprawiedliwości Virginia Rognoniego i nieżyjącego już La Torrego) wprowadziły do kodeksu, jak domagał się tego komunista Pio La Torre,
kary za przynależność do „organizacji przestępczej typu mafijnego”. Dla śledczych i sędziów to posunięcie stanowiło duże ułatwienie w zwalczaniu cosa nostry, a dla Salvatorego Riiny — pierwszy aż tak dotkliwy odzew na jego nieposkromioną brutalność w walce z państwem.
Nie powstrzymało go to jednak przed dalszą wojną z państwem i latem 1983 r. Corleonesi zgładzili Rocca Chinniciego. Współtwórca antymafijnego zespołu śledczego z Palermo (zwanego pool antimafia, bo Włosi uwielbiają miksować włoski z angielskim) naraził się cosa nostrze, gdy nakazał wzmożenie starań mających doprowadzić do aresztowania Salvatorego Riiny, Bernarda Provenzana i kilkunastu innych mafiosów podejrzanych o zamordowanie Dalla Chiesy. Wybuch samochodu pułapki zabił Chinniciego, portiera budynku, w którym mieszkał, jego dwóch ochroniarzy, a także ranił 20 postronnych osób. Po serii kolejnych eksplozji samochodów pułapek włoskie gazety zwykły nazywać Palermo „sycylijskim Bejrutem”.
W pool antimafia pracował m.in. Giovanni Falcone, który zaczął wyrastać na czołowego śledczego w walce z cosa nostrą. Urodzony w 1939 r. prokurator i sędzia śledczy chodził do szkoły z przyszłymi mafiosami (po latach jeden z nich wspominał podczas procesu wspólną grę w ping-ponga). Jednak przez długi czas nie miał osobistych kontaktów z cosa nostrą, bo jego ojciec jako kierownik państwowego laboratorium chemicznego wykonywał zawód nieobjęty mafijnymi haraczami. Podczas studiów Falcone zbliżył się do komunizmu (zawsze wrogiego wobec mafii), ale po ukończeniu prawa wcale nie szykował się do roli bojownika z cosa nostrą. Nawet po latach, gdy sędzia był już antymafijną gwiazdą, trudno było wydobyć od niego inne motywy walki z działalnością mafiosów prócz chęci solidnej pracy. „Nie jestem Robin Hoodem. Nie jestem kamikadze. Nie jestem trapistą. Po prostu pracuję dla państwa na terytorium wroga” — mawiał.
Ucieszył się, gdy w 1980 r. awansowano go z sądu upadłościowego do biura śledczego w Palermo, gdzie pracował jego przyjaciel z dzieciństwa Paolo Borsellino. Zdobyta w poprzedniej pracy umiejętność wyłapywania z faktur i kwitów księgowych machlojek finansowych pomogła prokuratorowi w wypracowaniu, wówczas zupełnie nowatorskiej, „metody Falconego”.
Polegała ona na odejściu od zwykłego szukania winnych rabunków, pobić czy zabójstw na rzecz mozolnego rekonstruowania mafijnego biznesu, który w handlu narkotykami miał skalę globalną. Dzięki swej buchalteryjnej metodzie śledczej już w tym samym 1980 r. Falcone przyczynił się do skazania za handel narkotykami powiązanego z mafią przedsiębiorcy budowlanego Rosaria Spatoli. Dzięki swej skuteczności wkrótce został przez Corleonesich wciągnięty na listę szczególnie szkodliwych śledczych.
Gdy po śmierci Chinniciego ministerstwo sprawiedliwości nakazało wzmocnienie ochrony Falconego i pod jego blokiem w Palermo ustawiono czuwających przez całą dobę strażników, sąsiedzi zaczęli pisać do gazet, że boją się zginąć w razie ataku mafiosów na znanego śledczego. Jeden z autorów anonimowego listu uskarżał się na ciągłe wycie syren samochodów policyjnych (wożono nimi sędziego), bo przeszkadzały mu w sjeście i wieczornym oglądaniu telewizji. Czy nie lepiej byłoby, gdyby on zamieszkał za miastem? — pisali. Maria, siostra Falconego, już po jego śmierci opowiadała, że bardzo źle znosił taki brak solidarności i czuł się osamotniony, tak jak wcześniej generał Dalla Chiesa.
Już dwa tygodnie po zamordowaniu Chinniciego Riina nakazał przygotowanie samochodu pułapki dla Giovanniego Falconego. Ale gdy jeden z siepaczy do specjalnych poruczeń opowiedział o trudnościach związanych ze szczelną ochroną policyjną, Totò tymczasowo odpuścił. Wedle innej wersji capo di tutti capi zgodził się z poradami, by ofiarę za pomocą manipulacji politycznych najpierw wykończyć pod względem zawodowym.
Tekst jest fragmentem książki Tomasza Bieleckiego „Krótka historia mafii sycylijskiej”:
Podczas wojny mafijnej nadzwyczaj wysoko na liście celów Corleonesich znajdował się Tommaso Buscetta (zob. rozdział 6.), który od 1980 r. ukrywał się w Brazylii, lecz mimo to Riina podejrzewał go o próby organizowania rewolty przeciw klanowi z Corleone. „Musimy wreszcie zaatakować Corleonesich. Zacznijmy od zabicia Leggia. Użyj swych przyjaciół w więzieniach, by go wykończyli” — tymi słowy latem 1982 r. namawiał Buscettę mafioso Gaetano Badalamenti, który z powodu klanu z Corleone musiał uciekać z Sycylii w 1978 r.
Usłyszał na to: „Oszalałeś? Nie wracam. To już stracona sprawa. I ty przestań myśleć, że miałbyś teraz szanse w takiej wojnie. Osiądź w Brazylii, odczekaj sześć, siedem lat, a potem zobaczysz, co dalej”.
Mimo zadeklarowania tak daleko idącej neutralności ludzie Riiny udusili dwóch synów Buscetty mieszkających w Palermo (ich ciał nie odnaleziono), a w ciągu kolejnych dwóch lat zastrzelili mu brata, zięcia, szwagra, a także czterech bratanków i siostrzeńców. Gdy w 1983 r. Buscetta został aresztowany w Brazylii, Falcone poleciał tam go przesłuchiwać. Wprawdzie nie przywiózł żadnych rewelacji, ale odniósł wrażenie, że mafijny boss nie wyklucza bliższej współpracy. Kiedy jednak Buscetta dowiedział się o decyzji deportacji do Włoch, połknął strychninę — albo bał się, że w więzieniu w Palermo długo nie pociągnie, albo liczył, że tą śmiercią powstrzyma egzekucje z rąk Corleonesich kolejnych swoich krewnych. Próba samobójcza Buscetty była nieudana i mafioso, któremu po przetransportowaniu do Włoch rozwiązał się język, oświadczył, że chciałby powiedzieć parę rzeczy sędziemu Falcone.
Już od 1982 r. pool antimafia dysponował raportem „Michele Greco + 161”, który ówczesny wiceszef policji w Palermo Antonino Cassarà (zgładzony potem przez Corleonesich) oparł na zeznaniach mafiosa Salvatorego Contorna. Ten ostatni bodaj jako jedyny wymknął się próbującemu go zlikwidować Scarpuzzeddzie i zaraz potem został informatorem policji, której całkiem sporo opowiedział o strukturach cosa nostry. Ale dopiero Buscetta, sprzeniewierzając się mafijnej zmowie milczenia omertà, doprowadził do ogromnego przełomu w walce z mafią, a zarazem wydatnie pomógł sędziemu Falcone w karierze.
Buscetta przekonywał, że nie szuka przebaczenia. „Chcę panu opowiedzieć, co wiem o raku, jakim jest mafia. Po to, by następne pokolenia mogły żyć w godniejszy i bardziej ludzki sposób” — tłumaczył.
Jednocześnie ostrzegał Falconego, że wiedza, którą jest gotów się z nim podzielić, na zawsze go naznaczy: „Będą chcieli pana zniszczyć, fizycznie i zawodowo. I będą chcieli zniszczyć mnie. Raz otwartego rachunku z cosa nostrą już nigdy nie można zamknąć. Czy nadal chce mnie pan przesłuchiwać?” — pytał.
Zdradzone przez Buscettę tajemnice na temat struktury mafii, Cupoli, systemu naboru, szkolenia i dowodzenia „żołnierzami” stały się dla Falconego kluczem, dzięki któremu o wiele lepiej zrozumiał sposób działania sycylijskich klanów. Mafioso opowiedział mu również o bezwzględnym przywództwie Salvatorego Riiny, którego nazywał największym złem w historii cosa nostry na Sycylii. Jego zeznania zajęły 329 stron spisanych ręką Falconego. A gdy sędzia nakazał podwładnym weryfikację ponad 3000 zdarzeń, dat i liczb z opowieści Buscetty, to jeden z przepracowanych oficerów dowcipkował w rozmowie z więźniem, że być może trzeba żałować, że jednak nadal żyje. Na podstawie zeznań Buscetty Falcone podpisał 366 nakazów aresztowania, w których wymieniono 300 zarzutów, w tym 121 w sprawie morderstw.
Kolejne dochodzenia prowadzone przez Giovanniego Falconego, Paola Borsellina i paru innych śledczych ostatecznie zaowocowały maksiprocesem, który rozpoczął się w lutym 1986 r. O działalność mafijną, zabójstwa, wymuszenia haraczy oraz międzynarodowy handel narkotykami oskarżono aż 475 osób (w tym 117 zaocznie). To jest proces nad organizacją mafijną nazywaną cosa nostra, która przez przemoc i zastraszanie siała i nadal sieje śmierć oraz strach — tak zaczynał się akt oskarżenia liczący ponad 8000 stron. Spośród przywódców klanu z Corleone oskarżenie oddało najwięcej miejsca odsiadującemu już dożywocie Lucianowi Leggiowi, a trochę mniej sądzonemu zaocznie Salvatorowi Riinie. Bernardo Provenzano, pozostający wraz z Riiną na wolności, mógł się poczuć niedoceniony.
W akcie oskarżenia hołdowano „teorii Buscetty” (jak ochrzciły ją media) o silnie zhierarchizowanej organizacji, co oznaczało, że potwierdzenie samego faktu przynależności do Cupoli automatycznie obciążało winą za morderstwa wykonywane przez „żołnierzy” cosa nostry.
Rozprawy maksiprocesu prowadzono w specjalnie wybudowanym bunkrze o ścianach przygotowanych na ostrzał rakietowy. Bunkier był połączony podziemnym tunelem z więzieniem Ucciardone w Palermo. Sala rozpraw pomieściła 30 stalowych klatek dla podsądnych, a także miejsca siedzące dla kilkuset ich prawników. W pierwszym dniu rozprawy bunkier sądowy był strzeżony przez 3000 żołnierzy i karabinierów.
„Nie wiem nic o mafii. Nie zrobiłem w życiu niczego, co mógłbym sobie wyrzucać. Zawsze byłem spokojnym człowiekiem” — przekonywał Luciano Leggio, bawiąc się przy tym wielkim cygarem. Inni oskarżeni doskonale wiedzieli, że nie pali cygar, ale wziął je na salę rozpraw na potrzeby telewizji, żeby dla żartu, a może z próżności naśladować filmowego Vita Corleonego granego przez Marlona Brando w Ojcu chrzestnym.
Maksiproces oceniano potem jako sukces, jednak w czasie jego trwania był krytykowany przez część mediów i świat polityki jako „monstrualny proces”, w którym zbyt liczni oskarżeni nie mieli szans na należytą ochronę praw konstytucyjnych. Również w mediach nie przestawano podważać „teorii Buscetty” o bardzo ścisłej hierarchicznej organizacji mafii.
Na Sycylii żyło wówczas 5000 – 6000 „żołnierzy” cosa nostry, ale aż od 100 tys. do 200 tys. rodzin utrzymujących się z działalności koncesjonowanej i jednocześnie chronionej przez mafię (kontrabanda, firmy budowlane, sklepy). Dlatego wielka antymafijna ofensywa prokuratorska, której zwieńczeniem stał się maksiproces, w oczach części Sycylijczyków stanowiła zagrożenie dla jedynego przez nich sprawdzonego sposobu życia. Rozpoczęciu procesu towarzyszyły, inspirowane zapewne przez elity powiązane z mafią, oskarżenia wobec Falconego o urządzenie mieszkańcom wyspy przedstawienia, za którym kryje się jego żądza sławy. „Niech żyje mafia!”, „Za Vita Ciancimina przynajmniej mieliśmy pracę!” — krzyczeli demonstranci na kilku wiecach w Palermo tuż przed rozpoczęciem procesu. Nawiązywali do aresztowania byłego burmistrza, który jeszcze jako komisarz do spraw inwestycji publicznych zbijał fortunę na sacco di Palermo w latach 50. XX w., kiedy wyburzano całe kwartały (w tym dom rodziny Falcone), by zwolnić ziemię dla deweloperów opłacających się mafii.
Także Kościół był powściągliwy wobec maksiprocesu. Kardynał Salvatore Pappalardo z Palermo tak mówił do dziennikarzy:
Nie, Kościół nie ma stanowiska w sprawie tego procesu. Ma nadzieję, że to może coś rozjaśnić, ale zarazem jest bardzo zatroskany, że urządzanie tak wielkiego procesu niepotrzebnie ściągnie na Sycylię zbyt dużą uwagę… Mafia zabija mniej ludzi niż aborcja. Ja poświęcam kwestiom mafii ze dwa procent swego czasu pracy. A zatem dlaczego wy przypisujecie jej aż tak wielkie znaczenie?
Słowa hierarchy stanowiły wielkie rozczarowanie dla śledczych ze sztabu Falconego, bo kardynał okazał się wcześniej bodaj jedynym sycylijskim biskupem mającym śmiałość głośno piętnować krwawe rozprawy mafii. Jednak już w pierwszych dniach maksiprocesu Pappalardo publicznie zaprzeczył, by kiedykolwiek opowiadał się za ekskomunikowaniem mafijnych morderców. Tłumaczył, że wiele problemów Sycylii łącznie z przestępczością to wynik bezrobocia, i odnosząc się krytycznie do procesu, przekonywał: znacznie lepiej jest tworzyć coś dobrego, niż potępiać zło.