David Charlwood – „Rok 1920. Świat po Wielkiej Wojnie” – recenzja i ocena

opublikowano: 2020-12-23 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
David Charlwood serwuje na nam przegląd najważniejszych wydarzeń sprzed stu lat. Książkę „Rok 1920. Świat po Wielkiej Wojnie” czyta się niczym roczniki średniowiecznego kronikarza. A w oczach (a raczej piórze autora) jest to decydujący rok dla przyszłych pokoleń.
REKLAMA

David Charlwood – „Rok 1920. Świat po Wielkiej Wojnie” – recenzja i ocena

David Charlwood
„Rok 1920. Świat po Wielkiej Wojnie”
nasza ocena:
7/10
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Bellona
Okładka:
twarda
Liczba stron:
360
Format:
170×240 mm
EAN:
9788311159853

Metodologia Charlwooda jest generalnie prosta – to przegląd ważnych wydarzeń od stycznia do grudnia 1920 roku. Przy czym nie są to tylko epizody powszechnie znane, lecz także takie, o których wiele osób by nie pomyślało.

Jako Brytyjczyk, Charlwood dobiera głównie wydarzenia z punktu widzenia historii imperium brytyjskiego, a raczej imperium u schyłku. Jego karta kronikarska w publicystyczny sposób pokazuje problemy jakie stanęły przed światem po zakończeniu największej dotychczas wojny. I jak te problemy zaczęto rozwiązywać.

A było tego bez liku. Rząd w Londynie musiał patrzeć naprawdę globalnie. Kolejna wojna z Afganistanem, a może raczej na pograniczu afgańskim rzutuje na stabilność władzy w „perle Korony” – Cesarstwie Indyjskim. Pierwsza do nie dawna potęga finansowa świata jest po uszy zadłużona u swych młodszych kuzynów czyli w Stanach Zjednoczonych. Najbliższy do niedawna sojusznik czyli Francja zmaga się z własnymi problemami oraz zmianą rządów. A do tego nadszedł czas spłaty politycznych weksli z czasów morderczej wojny z Niemcami…

Świat musi stworzyć nowy porządek, bo stary jeśli jeszcze nie umarł, to dogorywa na oczach wszystkich. Najgorsze jest to, że nowy świat mają stworzyć ludzie wychowani w starym. On jest dla nich wyznacznikiem, a momentami religią. Nie potrafią, nie chcą czy po prostu nie umieją dostosować się do nowych okoliczności.

Charlwood ukazuje to na przykładzie najbliższym Londynowi – Irlandii. Szmaragdowa Wyspa, można powiedzieć, że pierwsza w historii kolonia angielska burzy się po I wojnie – głównie dlatego, że jej nierozwiązane przed 1914 roku problemy wybuchają z niewyobrażalna siłą. Przez prawie pół wieku parlament w Westminsterze nie chciał z przyczyn swoich własnych rozgrywek politycznych rozwiązać tej kwestii. Decydenci w Londynie nie są w stanie dostrzec, że odgrzewanie propozycji przedwojennych, które cieszyły się dużym poparciem w trzech z czterech irlandzkich historycznych prowincji (mowa o Leinsterze, Munsterze, Connacht – tylko protestancki Ulster był przeciwny) w 1920 roku jest mocno spóźnione. Ale obstawianie rozwiązań, które świetnie wyglądają w okularach z 1914 roku są zarzewiem kolejnych problemów.

REKLAMA

Podobnie wygląda sytuacja ze spadkiem po rozległym Imperium Osmańskim. Pomimo kufra obietnic, jakie dostarczono w czasie walk Arabom, wielka Brytania i Francja wciąż myślą w kategoriach imperium i strefy wpływów. I dla krótkowzrocznych, doraźnych korzyści tworzą na przyszłość nowe problemy.

A jakie jest podejście do Europy Środkowej, której zwykle nad Tamizą nie widać? System kupiecki… skoro Biali nie potrafią wygrać z Czerwonymi, należy schować zasady do kieszeni i wynegocjować jakiś układ, który opłaci się Brytanii ekonomicznie. Opór Polaków? W sumie można go wspierać, ale nie przesadzajmy…

A Niemcy? Brytyjczycy wciąż myślą przestarzałymi kategoriami równowagi sił. Żeby tylko Francja nie stała się mocarstwem Europy (a nikt nie dostrzega, że na to nie ma sił ani ochoty) należy nie dopuścić do upadku Niemiec. Zresztą jak z bankruta wyciągnąć godne reperacje wojenne? Należy go najpierw dofinansować… Nikt na Downing Street nie zwraca uwagi, że odarte z godności, instytucji i co najważniejsze z armii Niemcy dyszą chęcią odwetu. I są idealną glebą dla różnego rodzaju populistów czy fanatyków – co się okaże za 20 lat.

Niby powinna temu zapobiegać świeżo powołana Liga Narodów. Ale co z tego jak u jej zarania służy dalej do starych imperialnych rozgrywek, a jej pomysłodawca i jedyna realna siła właśnie postanawia się po raz kolejny odciąć od awantur na starym Kontynencie?

Świat po Wielkiej Wojnie oczami Charlwooda to wstęp kolejnego nieszczęścia. Można stwierdzić, że po stu latach to się wydaje oczywiste, to nic nowego, ale kto to przypuszczał w 1920 roku? Rocznik Charlwooda to przedstawienie drogi do nieszczęścia. Ciekawie się to czyta.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Davida Charlwooda „Rok 1920. Świat po Wielkiej Wojnie” bezpośrednio pod tym linkiem, dzięki czemu w największym stopniu wesprzesz działalność wydawcy lub w wybranych księgarniach internetowych:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Staniszewski
Absolwent Wydział Historycznego UW, autor książki „Fort Pillow 1864”. Badacz zagadnień związanych z historią wojskowości, a w szczególności wpływu wojny na przemiany społecznych, gospodarczych i kulturowych - ze szczególnym uwzględnieniem konfliktów XIX wieku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone