Drezno 1945 - wspomnienia więźniarki Auschwitz

opublikowano: 2014-01-05, 11:00 — aktualizowano: 2023-02-13, 06:00
wszelkie prawa zastrzeżone
W połowie lutego 1945 roku, III Rzesza była już na kolanach. Alianckie lotnictwo zdecydowało się jednak obrócić w gruzy historyczną stolicę Saksonii...
reklama

Niespodziewana zmiana. Znalazłam się na liście więźniarek przeznaczonych do wywózki na Zachód. Dalej od linii zbliżającego się frontu.

Znów transport w nieznane. 25 października 1944 roku. Gdzieś na obcą ziemię. W uszach tętnią miarowo koła pociągu. Tak samo jak już kiedyś, w transporcie z Pawiaka, niosą w nieznaną przyszłość. Przez uchylone drzwi widzimy dojrzałe barwy jesieni. Drzewa krwawią bogactwem kolorów. W głowie kręci się jeszcze od oświęcimskich wrażeń. Nieuporządkowanych, nagromadzonych bezładnie. Chociaż nieznana jest przyszłość – wydaje się jednak jakby coś ciężkiego, zbyt ciężkiego ubyło wreszcie z przytłoczonych ramion. Minęło chyba to, co najstraszniejsze w moim życiu.

Drezno w połowie XVIII wieku (mal. Bernardo Belotto)

Wbrew wszystkiemu – żyję. Zamknęła się znienawidzona obozowa brama. Pociąg unosi coraz dalej od bloków, krematoriów i od wspomnień… Tak, i od wspomnień. Wyrzucić je, przekreślić, wyrwać z przeszłości, pogrzebać i zapomnieć, bo inaczej normalne życie nie będzie możliwe.

Normalne życie… O czym tu marzyć, gdy nie wiadomo, co jeszcze przed nami. Marzy się wolność. To śmieszne, bo dalekie i niepewne.

Śląsk. Saksonia. Drezno. Jesteśmy na miejscu. Czekają na stacji nowe więzienne władze. Prowadzą nas pieszo przez piękne, nic niezniszczone miasto. Wspaniałe domy, wille, kwiaty. Na ulicach kobiety, rozbawione dzieci, mężczyzn niewielu – jedyny ślad wojny.

Riesaerstrasse 26, Zeissikon Fabrik. To tu. 28 października 1944 roku. Wchodzimy do pięknego budynku. W górze, nad halami fabrycznymi, wielka sala, nasze nowe mieszkanie. Po dwóch stronach trzypiętrowe prycze. W środku długie stoły, białe fajansowe miski, czyste łyżki, umywalnie z ciepłą wodą. W głowie się nie mieści. To wszystko dla nas, sponiewieranych oświęcimskim brudem.

Boeing B-17, latająca forteca (domena publiczna)

Ale na białych talerzach czaił się głód, a piękna sala była tylko rygorystycznym więzieniem. W halach fabrycznych produkowano, jak objaśniali doglądający pracy cywilni Niemcy, zabawki dla dzieci. Coto było naprawdę? Wyglądało jak części do bomb i do innej bojowej broni. Jakieś śrubki, sprężynki, pręty i blaszki. Robimy zabawki dla bawiących się w wojnę dzieci. Zdajemy sobie z tego sprawę.

Czy stawić opór i ponieść konsekwencje? Na nasze miejsce przywiozą innych więźniów. Obozy koncentracyjne mają pełne składy ludzkiego mięsa. Nie zwyciężymy w nierównej walce. Skapitulować zupełnie? Nie, pracuj powoli: Wir haben keine Kräfte.

Wstajemy o czwartej. Śniadanie, apel. O szóstej do pracy piętro niżej. Powietrze i słońce to niepotrzebny wymysł: dwanaście godzin pracy z przerwą na jedzenie, a potem apel wieczorny. Teraz możemy się umyć i spać, o ile nie poderwie z pryczy gwizdek. Ciągle coś wymyślano dla urozmaicenia więziennego wolnego od pracy czasu.

Dwanaście godzin przy maszynie. Ręce wprawiły się w trudny początkowo ruch. Dokoła kilka metrów przestrzeni, na której nikogo nie ma. Jestem nareszcie sama. Tak bardzo spragniona samotności. Nikt mnie nie odrywa od myśli, bo wykonuję pracę niezbędną dla zwycięstwa Reichu. Mogę żyć w sobie, swobodnie, intensywnie. Czuję się wolna. Mogę się skupić. Myślę.

reklama

Czy człowiek może sam sobie wystarczyć? Czy może tak wzbogacić swój świat wewnętrzny, by wszystkie wydarzenia płynące z zewnątrz nie dochodziły do jego świadomości, były mu zbędne… Spróbuję.

Drezno zniszczone nalotami, luty 1945 (Bundesarchiv, Bild 183-Z0309-310 / CC-BY-SA)

Najpierw krytyczna analiza całego życia. Czym było dawne życie na wolności – chaotyczne, pośpieszne. To była pogoń za pełnią życia. Pozostało tylko mnóstwo wspomnień nagromadzonych bez wyboru. Czym była podziemna praca? Czym był Pawiak i Oświęcim? Co mi dała miłość?

Wolność to było przede wszystkim przeżywanie uczuć, wzruszeń i pragnień. Pawiak pogłębił uczucia i wzmocnił zarysowujący się wcześniej charakter. Oświęcim podziałał jak burza. Przygniótł osobowość mnóstwem obrazów i przeżyć, sprzecznością myśli i wzruszeń, mieszaniną dobra i zła, brudu i czystości, ohydy i piękna… Zmącił kształtującą się jednolitość pojęć widokiem ludzkiej różnorodności, przytłumił litość, spaczył uczucia, zachwiał wiarę w ideały i ludzkość. Przewartościował ideały, pogłębił i zabłocił, wzmocnił i oczyścił, poszarpał i powyrywał, porozrzucał wszystko nagromadzone przez dotychczasowe życie.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Anny Pawełczyńskiej pt. „Dary losu”:

Anna Pawełczyńska
„Dary losu”
cena:
40,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-7565-311-3

I staję oko w oko z samą sobą. Wyjałowioną z dobra i zła, przed sobą pustą, niezdolną do uczuć i przywiązań, niezdolną do radości i smutku, zimną, obojętną, pozbawioną pragnień.

Życie wpisało we mnie wiele. Piękno, grozę i ohydę. A teraz pozwoliło, bym zrzuciła z siebie to, co na mnie wyryły wydarzenia.

Ofiary bombardowania, luty 1945 (Bundesarchiv, Bild 183-08778-0001 / CC-BY-SA)

Jestem teraz taka dziwna tabula rasa, w której głąb zapadły różne słowa i zdania. Powierzchnia jest pusta. Niezapisana karta, na której nikt nie może pisać. Może jakieś treści wydobędą się przywołane przez moją świadomość. Czuję, jakbym dopiero teraz miała urodzić samą siebie i nadać kształt swojej psychice. Ręce poruszają się mechanicznie, beze mnie. Robią śrubki do bomb zegarowych. Wkoło turkoczą maszyny. Przy nich pochylone kobiety. Zapominam o tym, co mnie otacza. Cały świat zewnętrzny niknie z mojej świadomości. Pozostaje niezapisana karta, która należy do mnie. Co mam z nią robić?

Chcę na niej wypisać silnego człowieka, który bez względu na to, gdzie go los rzuci, pozostanie zawsze sobą. Człowieka o jasnej i mocnej hierarchii wartości. Zależnego tylko od siebie. Chcę człowieka czującego i myślącego, radosnego i opanowanego. Człowieka, który zna siebie do głębi, bo sam siebie przetworzył.

reklama

Zaczynam od podstaw. Fundamentem musi być radość wewnętrzna i wiara, że jest Bóg. Umiem się cieszyć życiem, nawet odgrodzona od świata, powietrza i słońca. Przenika mnie pogoda. Wywołuje uśmiech na twarzy. Uniezależnia od otaczającej rzeczywistości, od więzienia, gwizdków, niewygód i zmęczenia.

Bóg jest wszędzie, czuję Go, gdy purpurą wschodzącego nad Dreznem słońca, wchodzi przez okno do hali fabrycznej, wypełnia więzienne ściany. Wibruje ciszą. Nie mąci Jego obecności łoskot maszyn. Czuję Go w sobie.

Odgruzowywanie Drezna (Deutsche Fotothek , df_ps_0000436_001 / CC-BY-SA)

Jestem szczęśliwa, bo wiem, że udźwignę każdy ciężar, który mi życie przydzieli. Podołam mu. Nie ugnę się. Nie przerażę.

Jestem wolna. Nie wiążą mnie żadne niemożliwe do zrealizowania pragnienia. Wierzę w istnienie doskonałości wewnętrznej i pragnę do niej dążyć.

Dziwna, niedająca się zrozumieć radość wewnętrzna. Nic złego mnie spotkać nie może. Nie musi przynieść zła fizyczne cierpienie. Żal mi ludzi, którzy je zadają innym.

Życie jest piękne. Niebo zawsze nade mną. Wieje wiatr. Świeci słońce. Nie jest tragedią, że ja w tej chwili doznawać tego nie mogę. Cieszy mnie sama świadomość słońca, które innym świeci.

Niespodziewany wstrząs. 13 kwietnia, noc. Pierwsze dywanowe bombardowanie Drezna. Nękające, systematyczne, celowe. Ziemia się trzęsie. Gruzy dokoła. Płoną domy.

Stłoczone w umywalniach na czwartym piętrze nad fabryką, dusimy się w zaduchu własnych ciał. Nie ma wody, pełno wszy, brak jedzenia. Noce bez snu, dni bez spoczynku. Alarmy, alarmy…

Bomby, jak groch sypany z podniebnego kosza, spadają na ziemię. Pożary, eksplozje. Nareszcie coś się dzieje.

Nie boję się śmierci. Prawdziwie, do głębi, nie boję się. Wierzę, że mnie ominie. Wsłuchuję się bez drżenia w świst spadających pocisków. A jeżeli w nas trafi?

Śmierć nie jest straszna – tylko ciało opadnie jak łupina, a ja wyłuskana z niego żyć będę dalej.

A jeżeli ból, kalectwo? W pierwszej chwili dreszcz przerażenia. Nie mieć rąk, nóg, nie widzieć świata… sekunda buntu, nie chcę.

A potem ciche: bądź wola Twoja. Bo gdyby nawet oczy zagasły, żyć będę sobą… Jeśliby więzienie trwać miało lata, nic się we mnie nie zmieni. Nikt nie odbierze mi zdobytego szczęścia. Nic nie zakłóci jasności i spokoju.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Anny Pawełczyńskiej pt. „Dary losu”:

Anna Pawełczyńska
„Dary losu”
cena:
40,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-7565-311-3

Od kilku miesięcy po raz pierwszy rozejrzałam się przytomniej. Dokoła żyją kobiety o bladych, umęczonych twarzach. Muszę wrócić do ludzi, choć tak mi dobrze samej. Pragnę podzielić się radością. Pragnę też wolnej od ucisku Polski. Chcę dla niej działać. Mogę to robić wszędzie. Polska jest w więzieniu, w obozie, w partyzantce, w moim domu, od którego odbiegłam. I w sercu mojej matki.

Życie w ruinach Drezna (Deutsche Fotothek , df_ps_0000364_001 / CC-BY-SA)

Mamo, Ty pewno płaczesz w niepokoju i niepewności. Chciałabym Ci przesłać znak, że żyję, że jestem. I moje uczucia, i moją wiarę… Uśmiechnijcie się do mnie z różnych krańców ziemi, kochani staruszkowie.

reklama

A jeśli los mi was zabierze… Bądź wola Twoja.

***

Po latach mogę powiedzieć, że dywanowe bombardowanie Drezna nie było dla mnie najbardziej traumatycznym przeżyciem. Widocznie wcześniej miałam takich wiele. Nie znalazłam się tam w sytuacji uprzywilejowanej wobec innych mieszkańców miasta. Przeciwnie. Oni byli wolni. Ja uwięziona w niemieckim obozie koncentracyjnym Flossenbürg. Wraz ze mną około pięciuset więźniarek-Polek oraz Ukrainki i Rosjanki. W innych budynkach byli również mężczyźni, ale nic o nich nie wiem. W czasie nalotów Niemcy chowali się w schronach, natomiast więźniarki zamykano wtedy w umywalniach położonych na trzecim i czwartym piętrze fabrycznego budynku. Nie po to, by je chronić, lecz by zapobiec ucieczkom na wolność w bombardowanym mieście. Wtedy zamknięte w obozie koncentracyjnym słyszałyśmy tylko, że dokoła wszystko się wali. Płomienie widziałyśmy dopiero po nalocie, gdy otwierano zamknięte drzwi. Kiedy pewnego dnia po bombardowaniu wprowadzono nas do hali fabrycznej, zauważyłyśmy, że nie wszyscy niemieccy majstrowie stawili się do pracy. Zabrakło też jednej więźniarki. Okazało się, że ukryła się przed zamknięciem pod siennikiem pryczy, zdołała przepiłować kratę w oknie i z drugiego piętra opuściła się na skleconej z jakichś szmat linie, by – korzystając z dywanowych nalotów – szukać dla siebie ratunku w płonącym i zdezorganizowanym mieście.

Od tych wydarzeń minęło sześćdziesiąt lat. Teraz wiem na ich temat znacznie więcej. Od 13 lutego do 17 kwietnia 1945 roku w nalotach zginęło kilkadziesiąt tysięcy spośród blisko miliona przebywających tam wówczas ludzi. Byli to mieszkańcy liczącego wówczas sześćset tysięcy ludności Drezna i około trzystu tysięcy uciekinierów z terenów zajmowanych przez Armię Czerwoną. A ponadto tysiące więźniów obozów koncentracyjnych i kilkadziesiąt tysięcy przymusowych robotników z krajów przez Niemców okupowanych. Wśród tych ostatnich zginęło stosunkowo najwięcej, gdyż ludność niemiecka nie wpuszczała ich do schronów przeciwlotniczych. W Dreźnie i paru innych niemieckich miastach na pewno cierpieli i ginęli niewinni ludzie. Działo się to dopiero w końcu okrutnej, rozpętanej przez Niemców wojny. Mogę współczuć konkretnym bezbronnym ludziom, starcom i dzieciom. Nie umiem jednak powstrzymać myśli na temat tego, jak ginęła moja Warszawa. Jak okrutnie Niemcy mordowali tam ludność cywilną – starców i dzieci. A także, że w moim blisko milion ludzi liczącym mieście wymordowano prawie dwieście tysięcy, a resztę wypędzono z ich palonych już po działaniach wojennych domów na straszną poniewierkę, z której bardzo wielu nigdy nie wróciło.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Anny Pawełczyńskiej pt. „Dary losu”:

Anna Pawełczyńska
„Dary losu”
cena:
40,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
392
ISBN:
978-83-7565-311-3
reklama
Komentarze
o autorze
Anna Pawełczyńska
Socjolog kultury, profesor nauk humanistycznych. Współpracowniczka m.in. Stanisława Ossowskiego i Stefana Nowaka. Członek Klubu Krzywego Koła, uczestniczka konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość, członek NSZZ "Solidarność". W czasie II wojny światowej w Armii Krajowej, była więziona w Auschwitz-Birkenau. Za książkę Wartości a przemoc nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne oraz Nagrodą "Polityki". Laureatka nagroda literacka im. Józefa Mackiewicza za książkę Koniec kresowego świata.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone