Dziwna wojna: starcie imperiów na zachodzie
Ten tekst jest fragmentem książki Richarda Overy’ego „Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. TOM 1”.
Wypowiedzenie we wrześniu 1939 roku wojny Niemcom przez Wielką Brytanię i Francję zupełnie zmieniło charakter rozwijającej się od lat 30. konfrontacji mocarstw zachodnich z państwami-agresorami. Hitler postrzegał konflikt z Polską jako ograniczoną wojnę o przestrzeń życiową dla Niemców usprawiedliwioną według niego istnieniem dużych imperiów europejskich, które także tworzono ogniem i mieczem. Po zakończeniu kampanii polskiej złożył 6 października demokracjom zachodnim swą „propozycję pokojową”, przy okazji drwiąc z państw, które oskarżały go o chęć zdobycia władzy nad światem z powodu zagarnięcia kilkuset tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium, gdy same władały rozsianymi po całym globie terenami o łącznej powierzchni blisko 40 milionów kilometrów kwadratowych.
Z drugiej strony Wielka Brytania i Francja postrzegały rozpoczynający się konflikt jako walkę z nową falą brutalnej ekspansji imperialnej i nawet jeśli nie były jeszcze w stanie wojny z Włochami oraz Japonią, to patrzyły na ten kryzys globalnie. Mogły tylko mieć nadzieję, że ich wojna z Niemcami nie zachęci Rzymu ani Tokio do wykorzystania ich zaangażowania w Europie, oraz liczyć na to, że Związek Radziecki nie wykorzysta paktu z Niemcami do wywarcia nacisku na ich przeciążone imperia. Jednocześnie szukały wsparcia moralnego Stanów Zjednoczonych i organizowały napływ ludzi, pieniędzy i zaopatrzenia z własnych imperiów. Późniejszy przebieg drugiej wojny światowej nie został określony przez niemieckie ambicje w Eu ropie Wschodniej, które wywołały ów konflikt, ale przez decyzję o wypowiedzeniu wojny podjętą przez Wielką Brytanię i Francję 3 września 1939 roku. Z perspektywy Niemiec wojna została im narzucona przez siły zewnętrzne. W wygłoszonym tego samego dnia przemówieniu do członków partii Hitler nie obwiniał wcale demokracji zachodnich o to, że Niemcy znalazły się w stanie wojny; obwiniał o to „żydowsko-demokratycznego wroga światowego” („jüdisch-demokratischer Weltfeind”), który nakłonił je do walki. Odtąd dla Hitlera wojna składała się z dwóch wojen: przeciwko imperialnym wrogom Rzeszy i przeciwko Żydom.
To, co nastąpiło po wypowiedzeniu wojny Niemcom przez Wielką Brytanię i Francję, bardzo różniło się od wydarzeń z roku 1914, gdy miliony żołnierzy już od pierwszych dni konfliktu weszły do walki, ponosząc wysokie straty. Londyn i Paryż wiedziały, że Berlin jest zbyt mocno uwikłany w kampanię polską, by uderzyć na Zachodzie, ale nie były za interesowane udzieleniem aktywnego wsparcia walczącej Polsce. Dwaj sojusznicy uzgodnili już po cichu, że Polski nie da się uratować. Naczelny wódz armii francuskiej generał Maurice Gamelin złożył Polakom ograniczoną obietnicę, że Francja zaatakuje piętnaście dni po ogłoszeniu mobilizacji. 10 września Gamelin oznajmił polskiemu attaché wojskowemu, że połowa jego armii prowadzi działania przeciwko siłom niemieckim w Kraju Saary, ale była to nieprawda.
Garstka francuskich jednostek posunęła się do przodu o ledwie osiem kilometrów, zabiła 196 Niemców, a następnie wycofała się na pozycje wyjściowe. Gamelin wyznał potem pisarzowi André Maurois, że nie zamierzał „zaczynać wojny od [kolejnej] bitwy o Verdun”, rzucając piechotę do ataku na niemieckie fortyfikacje. Planował „wojnę naukową” zgodnie z obowiązującą wówczas doktryną armii francuskiej. Panująca na froncie zachodnim prawie zupełna bezczynność (pierwszy żołnierz brytyjski poległ dopiero 9 grudnia po wejściu na francuską minę) podsycała przedwojenne nadzieje Hitlera, że alianci wypowiedzieli Niemcom wojnę „tylko dla pozoru”, gdyż Zachód jest „zbyt słaby, zbyt zmurszały i dekadencki”, by walczyć, jak zanotował we wspomnieniach Albert Speer. Dlatego w pierwszych tygodniach wojny Führer nakazał skrajną wstrzemięźliwość na froncie zachodnim, wierząc, że zdoła szybko skończyć z Polską i postawić mocarstwa zachodnie przed faktem dokonanym.
Hitler nie chciał jednak, aby po zwycięstwie nad Polską siły niemieckie tak po prostu tkwiły bezczynnie na pozycjach obronnych. Już 8 września po raz pierwszy podjął ideę jesiennej ofensywy na Zachodzie. 26 września – w przeddzień polskiej kapitulacji – zwołał naradę dowódców wojsk lądowych i sił powietrznych i podkreślał na niej, że czas działa na korzyść aliantów, gdyż do lata 1940 roku rozwiną oni swoje siły we Francji. Szybki atak niemiecki na ten kraj przez terytorium Holandii i Belgii zdezorientowałby nieprzygotowanego przeciwnika, pozwalając zdobyć bazy lotnicze i morskie do uderzenia na Wielką Brytanię oraz osłonić przemysłowe Zagłębie Ruhry przed ewentualnym wtargnięciem aliantów i nalotami. Plan ofensywy został wydany 9 października jako Dyrektywa wojenna numer 6, a następnie opatrzony kryptonimem „Wariant Żółty” (Fall Gelb). Tymczasem Hitler podjął pierwszą z licznych prób przekonania aliantów, by pogodzili się z tragicznym losem Polski podzielonej między dyktatury niemiecką i radziecką. Jego przemówienie z 6 października spotkało się z mieszanym przyjęciem na Zachodzie, gdzie wciąż istniało lobby opowiadające się za realistycznym kompromisem z Niemcami. Daladier radził Chamberlainowi zignorować inicjatywę Hitlera – „pominąć Herr Hitlera milczeniem” – ale Brytyjczycy po święcili wiele dni na układanie odpowiedzi. Winston Churchill, wówczas już pierwszy lord Admiralicji, chciał, aby pozostawiała ona otwarte drzwi dla „każdej autentycznej oferty”. Stąd ostateczna wersja tego dokumentu, choć wykluczała zaakceptowanie agresji, dawała Hitlerowi – całkiem nieprawdopodobną – możliwość rezygnacji ze zdobytych terenów bez poniesienia kary. W rezultacie Wielka Brytania stała się dla przywódców niemieckich głównym wrogiem, który nastawiony był „na zagładę Niemiec”, jak oznajmił Hitler dowódcy marynarki wojennej. Goebbels nakazał prasie niemieckiej, aby przestała ukazywać Chamberlaina jako bezradną i śmieszną postać, a zamiast tego przedstawiała go jako „nikczemnego starca”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Richarda Overy’ego „Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. TOM 1” bezpośrednio pod tym linkiem!
Kiedy Hitler zdecydował, że szybka ofensywa na Zachodzie to najbezpieczniejsza opcja, jego dowódcy starali się za wszelką cenę wybić mu to z głowy. Kampania polska pokazała bowiem, że przed zaryzykowaniem konfrontacji z armią francuską Niemcy potrzebują więcej szkolenia i lepszego sprzętu oraz muszą poważnie przemyśleć taktykę bojową, nie wspominając już o konieczności odpoczynku i przegrupowania sił.
Studium pierwszego zastępcy szefa Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych do spraw operacyjnych Carla-Heinricha von Stülpnagla sugerowało odłożenie kampanii aż do roku 1942. Hitler był jednak uparty i zdecydował, że ofensywa ma się rozpocząć między 20 a 25 października. Pogoda działała jednak na korzyść wojskowych – zima 1939/1940 miała się okazać najsurowsza w całym stuleciu. W efekcie datę inwazji przesunięto na 12 listopada, następnie na 12 grudnia, potem na 1 stycznia 1940 roku i w końcu na nieokreślony termin wiosną. Z upływem czasu plan ataku też się zmieniał. W październiku Hitler miał wątpliwości co do uderzenia przez płaskie niziny północno-zachodniej Europy i zastanawiał się, czy zamiast tego nie skoncentrować dywizji pancernych bardziej na południe. Nie sporządzono jednak wtedy żadnego nowego planu, co odzwierciedlało brak pewności Führera w tej sprawie.
Szef sztabu Grupy Armii „A” pułkownik Erich von Manstein także uważał, że można zadać przeciwnikowi decydujący cios dzięki skoncentrowaniu czołgów dalej na południe, co pozwoliłoby im przełamać front i okrążyć siły wroga, gdy te będą się posuwać w głąb Belgii; określił to mianem „cięcia sierpem”. Jego pomysły zostały wszakże zlekceważone przez zwierzchników, a Mansteina przeniesiono na wschód, powierzywszy mu dowodzenie dopiero formowanym korpusem armijnym, aby go uciszyć. 10 stycznia 1940 roku niemiecki samolot łącznikowy wylądował przymusowo w Belgii, wskutek czego tajne szczegóły oryginalnego „Wariantu Żółtego” wpadły w ręce aliantów. W rezultacie Hitler i Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych musieli na nowo przemyśleć kierunek ataku. Zrządzeniem losu jeden z adiutantów streścił Hitlerowi poglądy Mansteina na ofensywę i pułkownika zaproszono, aby 17 lutego osobiście zaprezentował swój plan w Berlinie. Hitler był nim urzeczony i na kazał sporządzić nową dyrektywę dotyczącą wojny na Zachodzie. Do rozpoczęcia kampanii w maju 1940 roku „cięcie sierpem” było już gotowe do realizacji.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Richarda Overy’ego „Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. TOM 1” bezpośrednio pod tym linkiem!
Tymczasem po stronie aliantów jedyną pewną rzeczą był fakt, że woj na została wypowiedziana. Wszelkie inne kalkulacje roiły się od niewiadomych. Nadzieje na to, że opór Polaków potrwa raczej miesiące niż tygodnie, rozwiały się, ale plany brytyjsko-francuskie i tak opierały się na założeniu, że wojna będzie długa, a Niemcy ostatecznie zostaną pokonane przez niedobory ekonomiczne, niezadowolenie społeczne i końcową konfrontację militarną – jak w roku 1918 – dlatego wydawało się, że nie trzeba podejmować żadnych pilnych działań, nawet jeśli armia niemiecka mogła już przerzucić większość swych sił na Zachód.
Wywiad aliancki i zdrowy rozsądek podpowiadały, że Niemcy nie będą w stanie przejść do ofensywy wcześniej niż w 1940 roku, albo nawet po tym ter minie. Późną jesienią 1939 roku regularnie pojawiały się jednak obawy w tej sprawie, gdyż naczelne dowództwo francuskie uważało, że ofensywa taka pasowałaby do pierwotnych założeń niemieckiego planu. Linia Maginota miała zmusić wroga do ataku gdzieś w Belgii, na wąskim i łatwym do obrony odcinku, gdzie siły niemieckie powinny zostać pokonane lub zablokowane. W związku z tym alianci powoli rozbudowywali swe siły militarne i gromadzili niezbędne zasoby, uważając, że czas działa na ich korzyść. Na początku września 1939 roku powołano Najwyższą Radę Wojenną, złożoną z dowódców wojskowych i przywódców obu krajów, aby sformalizować współpracę brytyjsko-francuską, jak to było w roku 1918. Doświadczenia z poprzedniej wojny wyraźnie zaważyły na sposobie myślenia sprzymierzonych o tym, jak należy prowadzić kolejną. W listopadzie alianci obwieścili, że „czyniąc w pełni użytek z doświadczeń zebranych w latach 1914–1918”, będą koordynować ze sobą łączność, uzbrojenie, dostawy paliwa i żywności, żeglugę oraz wojnę ekonomiczną przeciwko Niemcom.
Współpraca wojskowa okazała się drażliwszą kwestią, lecz po kil ku miesiącach niepewności Gamelin zaczął się domagać, by jednostki brytyjskie we Francji przekazano pod komendę generała Alphonse’a Georges’a dowodzącego francuskim Frontem Północno-Wschodnim. W listopadzie Gamelin opracował plan operacyjny aliantów przewidujący wkroczenie do Belgii, aby podjąć obronę na linii Skaldy lub rzeki Dyle. Ostatecznie Gamelin optował za obroną na linii Dyle, która pozwoliłaby osłonić ważny okręg przemysłowy w północnej Francji, choć wiązało się to z pewnym ryzykiem, gdyż dotarcie do tej rzeki wymagało aż ośmiu dni marszu, zanim można by tam przystąpić do tworzenia solidnej linii obrony. Wśród oddziałów alianckich wkraczających do Belgii miał się również znaleźć niewielki Brytyjski Korpus Ekspedycyjny. Poważną przeszkodę dla realizacji tych planów stanowiła neutralność Belgii, w 1936 roku bowiem rząd tego kraju wypowiedział belgijsko-francuski traktat obronny. Bruksela nie chciała narazić na szwank swej neutralności, dlatego aż do rozpoczęcia agresji niemieckiej uparcie od mawiała podjęcia rozmów sztabowych z aliantami oraz wpuszczenia ich wojsk na belgijską ziemię. W rezultacie plan Dyle miał być uruchomiony dopiero w ostatniej chwili.
Mimo to Gamelin trzymał się go, przekonany, że metodyczna ofensywa i utworzenie strategicznej linii obrony w neutralnej Belgii są najlepszym wyjściem dla Francuzów. Plany niemieckie, które wpadły w ręce aliantów w styczniu 1940 roku, nie wskazywały na konieczność przemyślenia własnej strategii, zamiast tego umocniły przekonanie, że utworzenie frontu belgijskiego będzie właściwym wyborem. Długi okres względnej bezczynności, znany obecnie jako „dziwna wojna”, z pewnością nie był wolny od problemów. Opinia publiczna po trzebowała dowodu sukcesu militarnego, aby podtrzymać kruchą koalicję sił popierających decyzję o wypowiedzeniu wojny. Tymczasem, jak narzekał francuski dziennik „Revue des Deux Mondes”, „wojenny pokój” (Paix-Guerre) został po prostu zastąpiony przez „pokojową wojnę” (Guerre-Paix).
W październiku 1939 roku jeden z nagłówków w „New York Timesie” głosił: „38 korespondentów wojennych szuka wojny”. Klęska Polski i złożona przez Hitlera w październiku propozycja pokoju wzmocniły te kręgi, głównie na filofaszystowskiej prawicy lub pacyfistycznej lewicy, które opowiadały się za kompromisowym pokojem, ale były również dowody na szersze rozczarowanie wojną. Badania przeprowadzone przez brytyjski Instytut Gallupa w październiku 1939 i lutym 1940 roku wykazały rosnący odsetek respondentów opowiadających się za rozmowami pokojowymi: 29 procent w porównaniu z wcześniejszymi 17. Zimą 1939/1940 alianci zmobilizowali duże siły, lecz żołnierzom stacjonującym na granicy francuskiej, przy siarczystym mrozie, trudno było zachować jakikolwiek entuzjazm dla wojny, która wydawała się odległa od ich smętnej i przygnębiającej codziennej rutyny. Powołany do wojska słynny filozof francuski Jean-Paul Sartre ubolewał, że on i jego towarzysze broni tylko jedli, spali i unikali zimna: „i tyle […] całkiem jak zwierzęta”. Pewien brytyjski poborowy, zostawiony samemu sobie w jakiejś lodowatej kwaterze, miał wrażenie, że „dramat ustąpił miejsca farsie”.