Ekspatriacja duchowieństwa archidiecezji lwowskiej

opublikowano: 2021-04-28 17:12
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Po II wojnie światowej zaledwie niewielka część terenów archidiecezji lwowskiej znalazła się w nowych granicach Polski. „Marzy się wam, że jeszcze wróci pańska Polsza. – Radzę, aby nie czekać, bo jak nie zechcecie jechać na zachód, tak łatwo możecie pojechać na wschód” – mówili funkcjonariusze NKWD zrozpaczonym księżom i parafianom.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki bp. Mariusza Leszczyńskiego „Księża diecezjalni ekspatrianci archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego. Słownik biograficzny”.

Archidiecezja lwowska obrządku łacińskiego na początku 1939 r. liczyła 28 dekanatów, 416 placówek duszpasterskich, 1 079 108 wiernych oraz 754 kapłanów diecezjalnych i 249 zakonnych. Jej rządcą od 1923 r. był abp Bolesław Twardowski (1864–1944), a od 1944 r. abp Eugeniusz Baziak (1890–1962). Po wybuchu II wojny światowej i aneksji przez ZSRS południowo-wschodnich ziem polskich (17 września 1939 r.) rozpoczęły się represje, aresztowania, zesłania i deportacje ludności polskiej, w tym duchowieństwa katolickiego. Trwały one w czasie okupacji sowieckiej i niemieckiej. Apogeum ekspatriacji Polaków przypadło na lata 1945–1946 po decyzjach politycznych podjętych przez Związek Sowiecki, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię na konferencji w Teheranie (1943 r.) i Jałcie (1945 r.). W ich wyniku prawie cały obszar archidiecezji (41 511 km2) pozostał w USRS, a tylko jego niewielka część (2290 km2, tj. 5,5 proc.) znalazła się w nowych granicach Polski.

Kościół bernardynów we Lwowie

Przymusowego wysiedlania ludności polskiej z USRS Sowieci dokonywali na podstawie umowy zawartej 9 września 1944 r. między PKWN a ZSRS oraz porozumienia z Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej o tzw. repatriacji z 6 lipca 1945 r. W rzeczywistości nie była to repatriacja (powrót do ojczyzny), jak głosiła propaganda komunistyczna, lecz ekspatriacja, czyli odgórnie zarządzone wydalenie. Aby ten proces przyspieszyć, władze sowieckie nalegały na rządcę archidiecezji abp. Baziaka, żeby duchowieństwo rzymskokatolickie wraz z wiernymi opuszczało terytorium Ukrainy. Uważały bowiem, że „kierownictwo Kościoła rzymskokatolickiego [które] było i jest […] ostoją Watykanu na terytorium Galicji dla rozprzestrzeniania wiary katolickiej i aktywnego występowania przeciwko państwu radzieckiemu”, utrudnia wywózkę z jego terytorium ludności polskiej. Pod koniec sierpnia 1945 r. wiceprzewodniczący Krajowej Rady Narodowej prof. Stanisław Grabski oraz prymas Polski kard. August Hlond przekonywali abp. Baziaka do wyjazdu ze Lwowa. On jednak decyzję o opuszczeniu stolicy archidiecezji odkładał do ostatniej chwili. Ksiądz Kazimierz Gumol, referent do spraw ewakuacji, wspominał: „Ostateczna decyzja o przyspieszeniu ewakuacji kościelnej ze Lwowa i ośrodków parafialnych poza Lwowem zapadła 7 września [1945 r.] podczas dziesięciogodzinnej rozmowy abp. Baziaka z władzami radzieckimi. Ustalono, że ewakuacja kościelna Lwowa odbędzie się w trzech transportach, a mianowicie: w kwietniu, w maju i czerwcu [1946 r.]. Władze radzieckie zapewniły Ks. Arcybiskupa, że księża będą mogli wziąć całe mienie kościelne z wyjątkiem organów, ławek, krzeseł, urządzeń elektrycznych itd. Władze radzieckie zobowiązały się dostarczyć bezpłatnie odpowiednią ilość wagonów kolejowych, także na prowincji, dla transportu mienia kościelnego i księży […]. Arcybiskup uzyskał również zapewnienie od władz radzieckich, że księża otrzymają jako odszkodowanie za pozostawione kościoły i inne obiekty kościelne takie obiekty na Ziemiach Odzyskanych”.

REKLAMA

Księża, zgodnie z sugestią abp. Baziaka, mieli ewakuować się dopiero wtedy, „gdy cała parafia lub przynajmniej większa jej część decydowała się na wyjazd. Ponieważ jednak nie zawsze łatwo było skontaktować się z kurią we Lwowie, niejednokrotnie byli skazani na własną decyzję w tej sprawie lub decyzję lokalnych władz […]. Ks. Arcybiskup do końca stał na stanowisku, że każdy ksiądz ma dobrowolnie decydować się na ewakuację, i nikogo [do tego] nie zmuszał”.

W obliczu nieuchronnej ekspatriacji abp Baziak 21 września 1945 r. udzielił święceń kapłańskich (w trybie nadzwyczajnym) ośmiu alumnom w kościele seminaryjnym. Natomiast w Niedzielę Wielkanocną, 21 kwietnia 1946 r., celebrował ostatnią pontyfikalną Mszę św. w katedrze lwowskiej. W piątek 26 kwietnia 1946 r., eskortowany przez NKWD, opuścił Lwów wraz z kilkoma księżmi i siostrami zakonnymi przedostatnim transportem „repatriacyjnym”. Przybył do Przemyśla, gdzie zatrzymał się w rezydencji bp. Franciszka Bardy. Ekspatriacja dla Polaków była bolesnym przeżyciem. Ksiądz Kazimierz Orkusz, proboszcz par. Wołczuchy, wspominał: „Teoretycznie mieliśmy przesiedlić się dobrowolnie, a praktycznie – zmuszono nas – nie otwarcie, lecz przez różne szykany, a nawet pogróżki […]. Mnie wzywano kilkakrotnie na NKWD i nakazywano, bym wyjeżdżał i dał przykład parafianom, by i oni zdecydowali się na wyjazd. Gdy mówiłem, że ksiądz nie może opuszczać parafian, wtedy usłyszałem takie dictum : »Wyczekujecie jeszcze. Bo marzy się wam, że jeszcze wróci pańska Polsza. – Radzę, aby nie czekać, bo jak nie zechcecie jechać na zachód, tak łatwo możecie pojechać na wschód« […]. Przyszła chwila naszego wyjazdu [17 V 1945 r.]. Było dużo płaczu i smutku, bo Wołczuszanie kochali swoją ziemię i żal im było opuszczać rodzinne domy i rodzinne strony”.

REKLAMA

Podobnie relacjonował to wydarzenie ks. Michał Milewski, administrator par. Krotoszyn: „Zaczęto wyjeżdżać [na wiosnę 1946 r.]. Spisywano zostawione majątki. Porzucano domy i parcele, wyzbywano się wszystkiego, co byłoby balastem. A co brać ze sobą? Tego nikt nie wiedział […]. Mówiono, że na Zachodzie czekają nas kamienice, meble, gospodarstwa […]. Załatwiłem we Lwowie formalności u referenta od spraw wyznaniowych, który polecił mi klucze od kościoła powierzyć hołowi selrady. Potem pożegnałem się z Księdzem Arcybiskupem Baziakiem. Otrzymałem od niego odpowiednie zaświadczenie dla okazania diecezji, w której się znajdę […]. Nasza podróż trwała tylko pięć dni. Były bowiem transporty, które przez dwa tygodnie wędrowały. W Wielką Środę stanęliśmy w Oświęcimiu […]. Przyjechaliśmy na Dolny Śląsk 14 kwietnia 1946 roku. Zatrzymaliśmy się w Namysłowie […]. Nie zapomnę pierwszego spotkania z Księdzem Karolem Milikiem, ówczesnym Administratorem Apostolskim Dolnego Śląska. »Witam drogiego tułacza« – zawołał […]. »Ksiądz obejmie parafię Namysłów z duszpasterstwem dla Polaków«”.

Arcybiskup Eugeniusz Baziak

Z kolei wikariusz ze Stanisławowa ks. Władysław Szetela w swych wspomnieniach zanotował: „Zaczęła się ewakuacja [w 1946 r.]. Nie było pewności, dokąd się pojedzie: na Wschód czy na Zachód? My księża nie mieliśmy żadnej organizacji, ani ze strony władz cywilnych, ani duchownej. Księża wyjeżdżali, ale nie wiedzieli dokąd. Nikt się nami nie zajmował. Były wypadki, że podróżowało się kilka tygodni”. Taką drogę latem 1945 r. „w wagonie gorszym niż bydlęcy, bo nieokrytym” przebył administrator par. Podhajczyki, ks. Leopold Dopart, wraz z wiernymi do archidiecezji poznańskiej, gdzie podjął pracę. Wśród kapłanów ekspatriantów byli tacy, którzy na skutek wojny stracili swój cały dobytek, a nawet dokumenty osobiste. Proboszcz par. Jezierna, ks. Zygmunt Białowąs, gdy przyjechał do administratury apostolskiej w Opolu i objął funkcję wikariusza substytuta par. Włodary, prosił tamtejszą kurię o „przydział płaszcza lub materiału na sutannę”. Takich przypadków było więcej.

REKLAMA

Akcję kierowania księży na Ziemie Odzyskane koordynował Centralny Referat Przydziału Placówek Duszpasterskich dla Ziem Zachodnich w Katowicach pod przewodnictwem bp. Stanisława Adamskiego, powołany 27 czerwca 1945 r. przez Konferencję Episkopatu Polski. Ksiądz Wacław Szetelnicki wspominał: „O kapłanów [na tamtych terenach] wołała ludność, urzędnicy, wojewodowie. Kościół i kapłani najlepiej jednoczyli ludność z terenem. Jeden kapłan musiał początkowo obsługiwać na rowerze 20–30 wsi, brak było bowiem samochodów i motocykli […]. Władze państwowe najpierw Kościół popierały; później jednak tylko go tolerowały, a następnie zwalczały”.

Najwięcej księży diecezjalnych ekspatriantów archidiecezji lwowskiej w 1946 r. przebywało w administraturach apostolskich we Wrocławiu – 182, w Opolu – 102 i Gorzowie Wielkopolskim – 59. Miejsce pobytu 52 kapłanów nie było wówczas znane.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę bp. Mariusza Leszczyńskiego „Księża diecezjalni ekspatrianci archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego. Słownik biograficzny” bezpośrednio pod tym linkiem!

Mariusz Leszczyński
„Księża diecezjalni ekspatrianci archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego. Słownik biograficzny”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Okładka:
twarda
Liczba stron:
1120
Format:
170x250 mm
ISBN:
978-83-8098-328-1
EAN:
9788380983281

Ten tekst jest fragmentem książki bp. Mariusza Leszczyńskiego „Księża diecezjalni ekspatrianci archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego. Słownik biograficzny”.

Najwięcej kapłanów z archidiecezji lwowskiej wyjechało w 1945 r. – 330, a w czasie ostatniej wielkiej fali ekspatriacji w 1946 r. – 111. Około 300 księży przybyło na Ziemie Zachodnie i Północne.

REKLAMA

Po 1946 r. zdarzały się tylko pojedyncze przypadki wyjazdu księży w ramach ekspatriacji. W 1951 r. w następstwie tzw. wymiany odcinków granicznych między Polską a ZSRS26 z USRS przybyło do Polski 6 księży diecezjalnych. Ostatnim ekspatriantem był ks. Wojciech Olszowski, biskup nominat kijowski, którego władze radzieckie wydaliły z USRS w 1959 r.

Plac Św. Ducha we Lwowie

Księża ekspatrianci mieli obowiązek okazać lokalnym władzom kościelnym stosowne zaświadczenie od ordynariusza swojej macierzystej diecezji, stwierdzające zdolność do podjęcia funkcji kapłańskich. W przypadku braku takiego dokumentu odwoływano się do zeznań świadków (innych kapłanów). Na tej podstawie kierowano ich do placówek duszpasterskich bądź powierzano inne zadania. Wszyscy ci księża byli zobowiązani do respektowania lokalnych praktyk i zwyczajów religijnych. Jednak dopuszczano możliwość kultywowania własnych tradycji. W praktyce rodziło to niekiedy pewne napięcia, które potęgowały niesprzyjające okoliczności zewnętrzne, narzucane przez ustrój polityczny, wrogi Kościołowi katolickiemu. Próbę ich łagodzenia podjęli w 1946 r. abp Eugeniusz Baziak i bp Jan Stepa z Tarnowa, którzy przedłożyli prymasowi Hlondowi postulat tzw. dwutorowości jurysdykcji na Ziemiach Zachodnich. Zakładał on „oddzielną jurysdykcję”, której mieli podlegać na czas określony ekspatrianci z archidiecezji lwowskiej. Prymas jednak nie zaaprobował tej propozycji, zalecając tamtejszym administratorom apostolskim jednolity sposób sprawowania władzy i praktyk duszpasterskich.

Ksiądz infułat Bolesław Kominek z Opola pisze: „Od samego początku musieliśmy bronić się przed przenoszeniem żywcem wschodnich wzorów parafialnych na nasz teren. Księży nastawialiśmy na nowe warunki egzystencjalne i zwalczaliśmy mechaniczne, bezmyślne naśladownictwo duszpasterskich metod lwowskich czy wileńskich […]. Uczyliśmy od razu nowego, własnego stylu duszpasterzowania”. Szczegółowe zalecenia w tym względzie ks. Kominek podał w Instrukcji w sprawie jednolitego duszpasterstwa na Śląsku Opolskim z 18 grudnia 1945 r.

REKLAMA

Lwowscy kapłani ekspatrianci starali się sprostać stawianym im wymogom, dzięki czemu zdobyli sobie powszechne uznanie i szacunek. Siostry karmelitanki bose z Krakowa w Kronice domu zapisały: „Wszyscy księża lwowscy, których miałyśmy szczęście poznać od czasu okupacji aż po dziś dzień, to kapłani prawdziwie święci”. Z kolei biskup pomocniczy z Opola Antoni Adamiuk podkreślił, że „kapłani […] przybyli z archidiecezji lwowskiej odegrali, poza właściwym posłannictwem, również doniosłą rolę w integracji ludności autochtonicznej i repatrianckiej”. Natomiast arcybiskup wrocławski kard. Bolesław Kominek zauważył, że „zasadniczą cechą tych księży była wierność swoim wiernym. Nie opuścili ich w okresie wojny, w latach najtrudniejszych. Ginęli […] wraz ze swoimi wiernymi i razem z nimi szli do obozów hitlerowskich. Żyli ze swoimi na wulkanach rozmaitych rozgrywek narodowościowych, które kosztowały sporo ofiar ludzkich także wśród kapłanów. Mimo tych trudności prawie nigdy nie zdarzało się, by kapłani opuścili swoje parafie. Nie opuścili też »swoich«, kiedy trzeba było jechać na zachód i dzielić z nimi dole i niedole repatriacji”.

Lwów, wnętrze manierystycznej Kaplicy Boimów (fot. Lestat [Jan Mehlich]; CC BY-SA 3.0)

Niektórym kapłanom lwowskim ekspatriantom, zwłaszcza biskupom i innym rządcom diecezji, pracownikom naukowym, pisarzom oraz kapelanom, poświęcono osobne monografie lub obszerniejsze biogramy. Jednak o większości dowiadujemy się z krótkich not biograficznych zawartych w przypisach wydawnictw źródłowych, informacji (często niepełnych) w niektórych opracowaniach historycznych40 oraz wspomnień pośmiertnych (bądź tylko adnotacji o śmierci) zawartych w diecezjalnych pismach urzędowych. Wszyscy jednak ci kapłani zasługują na godne upamiętnienie ich drogi życiowej w służbie Bogu i ludziom w trudnych czasach.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę bp. Mariusza Leszczyńskiego „Księża diecezjalni ekspatrianci archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego. Słownik biograficzny” bezpośrednio pod tym linkiem!

Mariusz Leszczyński
„Księża diecezjalni ekspatrianci archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego. Słownik biograficzny”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Okładka:
twarda
Liczba stron:
1120
Format:
170x250 mm
ISBN:
978-83-8098-328-1
EAN:
9788380983281
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Mariusz Leszczyński
(Ur. 1957) – polski duchowny rzymskokatolicki, biskup pomocniczy zamojsko-lubaczowski, doktor habilitowany nauk teologicznych,od 1998. Autor ponad 300 publikacji.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone