Emigracja – Władysław Anders i jego żołnierze

opublikowano: 2015-06-25 16:15
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Niektórych bohaterów II wojny światowej, skazano w PRL na zapomnienie. Byli wśród nich Władysław Anders i jego żołnierze.
REKLAMA
Pomnik gen. Władysława Andersa w Parku Jordana w Krakowie (fot. Mach240390; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

Spotkania taty z jego żołnierzami. Pamiętam to bardzo dobrze. Od dziecka. To był nieprawdopodobny respekt. Zawsze: „Panie Generale”. Ja czuję ten respekt i teraz. Okazywali go także mamie, szczególnie po śmierci taty, ale tamten za jego życia był ogromny. I czasami spływa na mnie! Niezasłużenie, jednak cały czas mam wrażenie, że to dla taty. Po tylu latach! Ojciec mimo, że zawsze bardzo przyjazny, z każdym porozmawiał, był bardzo ciepłym człowiekiem, to miał w sobie coś takiego, taką aurę wokół siebie, że… wszyscy stawali na baczność. Koło innych można przechodzić i nie zauważać, jednak jego to nie dotyczyło. Budził niesamowity respekt.

Ojciec nie tylko był przystojnym mężczyzną, ale także świetnie wyglądał w mundurze. Lubiłam, kiedy go zakładał. Na mundurze miał dużo medali, odznaczeń i chciałam wiedzieć, dlaczego, za co, skąd, więc pytałam. Jednocześnie śmiałyśmy się z mamą, że tata wygląda jak choinka. W ogóle mundur mi imponował, a największe wrażenie robiła na mnie sytuacja, gdy ojciec wchodził gdzieś i mówił: „Czołem żołnierze!”, a cała sala: „Czołem, Panie Generale!”. Aż przechodził dreszcz. To jest moje najsilniejsze wspomnienie związane z ojcem w mundurze. I największe przeżycie. Mam zatem – co jest chyba związane z dzieciństwem – słabość do munduru. Swojego męża poznałam na Monte Cassino. Wprawdzie był w mundurze amerykańskim, ale wyglądał świetnie. Nie wiem, co by było, gdyby był w garniturze, jednak w mundurze zawsze wyglądał znakomicie.

Dzisiaj, po latach sądzę, że miałam dziwne dzieciństwo. Nie wiedziałam o skomplikowanych politycznych sprawach. O wielu dowiedziałam się później. Czasami dużo później. Kiedy już byłam trochę starsza i zaczęłam bardziej orientować się w sytuacji, pojawiło się zainteresowanie tym, co działo się wokół nas. Niestety potem, w okresie studiów miałam zawsze masę zajęć i byłam na tym najbardziej skoncentrowana. Nie było okazji ani czasu, żeby zgłębiać różne sprawy związane z naszym domem. Mogę powiedzieć tak: miałam dwa światy. Z rodzicami chodziłam do Ogniska i na oficjalne imprezy organizowane przez emigrację. Były też bale, przyjęcia, na których spotykałam Polaków. Natomiast w moim prywatnym, młodzieżowym życiu byli prawie wyłącznie Anglicy. Z tamtego czasu wspominam jedynie dzieci księcia Lubomirskiego. Znałam je. To Stefan i Krysia Lubomirscy. Widziałam się z nimi teraz po latach w Londynie. I oczywiście pamiętam córki Łubieńskiego: Rulę (która została aktorką i obecnie znana jest jako Leńska), Gabrielę i najmłodszą Annę. Z tamtych lat też jest Tomek Dmochowski i z nim wciąż się przyjaźnię, byliśmy nawet jakiś czas temu wspólnie na jednym z balów.

REKLAMA

Nie miałam pojęcia o wielu sprawach, dotyczących zwłaszcza politycznych podziałów na emigracji. Wiem tylko, że były różne spory. Teraz już nie umiem oddzielić tego, co wiedziałam wówczas, pewnie nie za dużo, od tego, czego dowiedziałam się później czy też ostatnio. Wtedy byłam teenager, czyli po polsku – nastolatką. Większość czasu spędzałam wśród Anglików. Ale na przykład dobrze pamiętam dzień, kiedy zakończył się proces z gazetą „Narodowiec”. Nawet nie znałam przebiegu sprawy, nie wiedziałam, o co tam chodzi, ale gdy tata wrócił do domu, było wielkie szczęście, ulga, że wygrał. Na pewno nie mówiono mi o wielu rzeczach, dlatego ja teraz nie chcę zabierać głosu. Długo nie wiedziałam o pierwszej żonie taty, o pierwszym małżeństwie mamy… Nie wiedziałam, że była siostra przyrodnia, brat przyrodni. Rodzice zdecydowali, że powinnam żyć w takiej idealnej atmosferze. Chronili mnie całkowicie. Przy czym chcę powiedzieć, że nie ma niczego takiego, co wyrzuciłam z pamięci, o czym nie chcę pamiętać. A rodzice niczego nie ukrywali. Gdybym pytała, to odpowiedzieliby, ale ja chyba nie zadawałam takich pytań.

2 Korpus Polski: Władysław Anders podczas inspekcji Gimnazjum polskiego w Casarano we Włoszech (domena publiczna)

Do ojca wszyscy w towarzystwie zwracali się, mówiąc „Panie generale”. O ile dobrze pamiętam reakcje ojca, to mam wrażenie, że czuł się z tym dobrze. Musiało mu być przyjemnie. A takie nasze prywatne chwile… Na pewno jego przyjazdy do Penrhos… To było dość daleko od Londynu. Tata przyjeżdżał o wiele częściej niż mama. Można wyobrazić sobie, jak inni ludzie tam się wtedy czuli. Zapewne trochę jak na inspekcji… Jego każde pojawienie się robiło na Polakach ogromne wrażenie, a jednocześnie on zachowywał się normalnie. Dla mnie to był po prostu przyjazd taty… Jak ja się wtedy cieszyłam!

Z tym normalnym zachowaniem taty było tak, że wszystkich traktował tak samo, ale… uważał, że zawsze należy zrobić wszystko jak najlepiej. Podam przykład. Ojciec był doskonałym kawalerzystą. Wiedziałam o tym. Było oczywiste, że stawiał sobie najwyższe wymagania, dążył do perfekcji i pod tym względem był także wzorem dla ułanów z Pułku Wielkopolskiego, potem 15 Pułku Ułanów Poznańskich. Ja jeździłam konno, kiedy byłam dzieckiem. W pensjonacie „Zdrój” ojciec kiedyś poszedł ze mną na moją kolejną lekcję jazdy i mówił mi, co robię dobrze a co źle. W konsekwencji pani prowadząca zajęcia zdenerwowała się na niego. Ojciec też się zirytował i taki był koniec mojej kawaleryjskiej przygody. Może, gdyby ojciec był młodszy i zdrowszy, to jeździłabym konno częściej. Może jeździłabym razem z ojcem. Natomiast mama nie uprawiała żadnego sportu. Miała przy tym świetną figurę i gimnastykowała się. Pod tym względem przypominam mamę. Lubię tańczyć, też się gimnastykuję, pływam, ale sportu czynnie nie uprawiam.

REKLAMA

Tekst jest fragmentem książki „Córka generała i piosenkarki”:

Anna Maria Anders
„Córka generała i piosenkarki”
cena:
Liczba stron:
312, il.
Format:
A5 (145x205mm)
ISBN:
978-83-7565-391-5

Potem, kiedy byłam starsza, ojciec już rzadziej gdziekolwiek wyjeżdżał, był przeważnie w domu. W tych moich szkolnych latach byliśmy po prostu razem. I z tego czasu pamiętam, że bardzo cieszył się każdym moim sukcesem… że mam dobre świadectwo (nie ukrywam, że wymagał ode mnie, aby było dobre). Między nami była świetna atmosfera… Ojciec brał mnie wszędzie ze sobą – na akademie i różnego rodzaju uroczystości, a miałam wtedy pięć, może sześć lat. Zawsze pierwszy rząd, wszyscy wstają, stają na baczność i to: „Czołem, Panie Generale!”. Tata ciągnął mnie wszędzie, chciałam czy nie chciałam. Nawet mnie o to nie pytał. Za każdym razem widziałam tę reakcję na pojawienie się ojca, ten olbrzymi szacunek, jakim darzono go. I dlatego może było to dla mnie tak oczywiste. Byłam za mała, by zastanawiać się nad tym. Po prostu, ojca tak traktowano i to wszystko. Dziecko przecież tego nie analizuje. Zresztą to zachowanie wobec niego było wspaniałe. Co tu dużo mówić, czuję to także dzisiaj, co może zabrzmi trochę zarozumiale, ale jestem do takiego traktowania przyzwyczajona – reprezentuję go. W tym podejściu do jego postaci widać ogromny respekt. Już tutaj, w jego Polsce – w kraju, do którego nigdy po wojnie nie mógł przyjechać… Chciał wolnej, niezależnej Polski i szacunku dla jego żołnierzy. A jeżeli chodzi o mnie, to w pewnym stopniu wracam do moich korzeni. I pamiętam tamto zachowanie ludzi wobec ojca, które teraz promieniuje na mnie.

Gen. Władysław Anders (domena publiczna)

Kim jest mój ojciec… Mając osiem czy dziesięć lat, już zdawałam sobie sprawę, kim dla Polaków w Anglii jest mój ojciec. Generał Władysław Anders. W moich oczach był może nawet nie generałem a osobą polityczną. Jako dziecko wiedziałam też, że nie ma wojska, na czele którego stoi, tylko od czasu do czasu jest w mundurze i oficjalnie występuje. Szybko się w tym zorientowałam. Były przecież uroczyste akademie, Macierz Szkolna, koła żołnierskie, SPK (Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii), polskie kluby. Nie wiedziałam wówczas, co tata robi, ale wiedziałam, że to jest dla niego ważne. Przyjmowałam do świadomości, że jest takim opiekunem Polaków. I właściwie tak było.

Nie wiedziałam jednak, że w wojsku oficerowie – może żołnierze nie, ale oficerowie, owszem – ojca nazywali „Gold Fifka”. Rzeczywiście. Przecież na każdym zdjęciu widać ojca z tą fifką, w której jest papieros. Dobrze ją pamiętam. Była zawsze. Nawet potem, kiedy zakazano mu palić. Nigdy nie widziałam ojca, żeby palił papierosa bez fifki.

REKLAMA

Za życia ojca nie zetknęłam się z negatywnymi o nim opiniami. Oczywiście w najbliższym towarzystwie trudno to sobie wyobrazić. Były jakieś spory, był proces, przede wszystkim pamiętam jednak ogromny szacunek żołnierzy. To naprawdę trudno wyrazić słowami… to było w postawie ludzi, w ich wzroku, nawet w tym, jak podchodzili, by powiedzieć kilka słów, podziękować. Z drugiej strony, kiedy już byłam teenager, miałam kilkanaście lat i swoje sprawy, chodziłam do angielskiej szkoły i nie orientowałam się w tych emigracyjnych konfliktach. A do tego dochodził coraz gorszy stan zdrowia ojca. W domu obie z mamą widziałyśmy to wyraźnie, choć ojciec starał się być aktywny. Pod koniec lat sześćdziesiątych, jeżeli już towarzyszyłam mu podczas uroczystości, to bardzo bałam się o jego zdrowie. Patrzyłam, jak wygląda jego twarz, jak on oddycha, jak się czuje. Były więc oficjalne sprawy, spotkania, przemówienia, sztandary, a mnie interesowało głównie jego zdrowie.

Te akademie, spotkania, ale wcześniej, kiedy byłam mała... Może rzeczywiście nie jeden raz nudziłam się, ale absolutnie nie czułam się zmuszana. Dzisiaj widzę – zachowując wszelkie proporcje i biorąc pod uwagę fakt, że byłam wtedy dzieckiem – że to było trochę tak jak w rodzinie królewskiej. Że od początku trzeba pełnić pewne obowiązki. Wydaje mi się, że takie miałam do tego podejście. A teraz bardzo mi to pomaga. Przecież to, co się dzieje obecnie – gdybym nie miała tej przeszłości z akademiami w dzieciństwie – byłoby dla mnie prawdziwym szokiem. Specjalnie przyjeżdżam i uczestniczę w licznych spotkaniach, jestem goszczona przez oficjalne władze, przez wojsko, a zatem dzięki moim dziecięcym doświadczeniom jest mi dużo łatwiej. Przecież byłam przyzwyczajona do tego, że jako dziecko wszędzie szłam z rodzicami. Że to był mój obowiązek – być przy ojcu, być przy mamie, siedzieć obok nich. Dopiero potem zaczęłam rozumieć, że w Anglii mamy swoją małą Polskę. Tłumaczono mi też, że gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej, to ojciec byłby bardzo ważną osobą. Ważną w kraju. I ja po prostu tak do tego podchodziłam i tak jest do dzisiaj – to jest mój obowiązek. Godnie reprezentować rodzinę.

Chcę też jasno powiedzieć: ojciec nie stracił nadziei na powrót do Polski. Zawsze w domu była nadzieja, że już niedługo wrócimy do kraju. Dla mnie to wcale nie było abstrakcją. Mimo, że w Anglii, mimo, że w oderwaniu od ojczyzny, ale zawsze istniała nadzieja. Może z czasem stawała się słabsza. Ojciec zmienił się przecież po udarze, jednak ciągle wierzył. Bardzo chciał wrócić do Polski i na pewno był przekonany, że kiedyś do tego dojdzie.

Płyta nagrobna Władysława Andersa na cmentarzu na Monte Cassino (Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

I byłam tak wychowywana. Jestem tutaj w Anglii, stoję obok ojca lub reprezentuję rodzinę, ale jutro może zdarzyć się tak, że z powrotem znajdziemy się w Polsce i że ja będę tak samo przy nim, ale w kraju. Tata zawsze wierzył, że sytuacja się zmieni. Nigdy też nie miałam wrażenia, że uczestniczę w czymś nieważnym. Nie istniały dla mnie takie kwestie: po co, dlaczego. I mama również miała pozytywne nastawienie. Także nie zadawała takich pytań. Kiedy ojciec odszedł, mama oczywiście nie mogła przyjeżdżać do kraju, ale swoimi występami starała się pokazać, że cały czas idzie w tym kierunku. Że kiedyś się uda. Że dojdziemy. I w końcu my obie tego doczekałyśmy.

Tekst jest fragmentem książki „Córka generała i piosenkarki”:

Anna Maria Anders
„Córka generała i piosenkarki”
cena:
Liczba stron:
312, il.
Format:
A5 (145x205mm)
ISBN:
978-83-7565-391-5
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anna Maria Anders
Córka generała Władysława Andersa. Autorka wspomnień „Córka generała i piosenkarki”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone