„Fetysze i fikcje. Antologia tekstów poświęconych emigracji polskiej po 1945 r. opublikowanych na łamach „Kultury” – recenzja i ocena
„Fetysze i fikcje. Antologia tekstów poświęconych emigracji polskiej po 1945 r. opublikowanych na łamach „Kultury” – recenzja i ocena
Dorobek paryskiej „Kultury” zdecydowanie wyróżnia się na tle innych ośrodków emigracyjnych. W latach dziewięćdziesiątych politycy wszystkich opcji, co ciekawe nie wyłączając postkomunistów, prześcigali się w deklaracjach, jak to zaczytywali się w przemycanych z Zachodu egzemplarzach „Kultury”, na tej lekturze ucząc się myślenia o Polsce. Snucie takich opowieści niewątpliwie było wyrazem uznania dla znaczenia środowiska skupionego wokół Jerzego Giedroycia, choć co do ich prawdziwości wskazany byłby moim zdaniem pewien sceptycyzm. Nad ich autorami mamy tę przewagę, że bez większych trudności możemy zapoznać się z reprezentatywną próbą publicystyki drukowanej na łamach pisma z Maisons-Laffitte.
Nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego ukazał się bowiem, w ramach serii „Jerzy Giedroyc i...” pokaźnej objętości (prawie tysiąc stron!) tom „Fetysze i fikcje. Antologia tekstów poświęconych emigracji polskiej po 1945 roku opublikowanych na łamach Kultury” pod redakcją Rafała Stobieckiego i Aleksandry Sylburskiej (przy współpracy Jędrzeja Bończaka). Tytuł publikacji wyznacza jej ramy tematyczne. Książka gromadzi teksty poświęcone zagadnieniu powojennej emigracji, jej specyfiki, problemów, dylematów, rodzących się w jej łonie koncepcji i idei. Tytuł definiuje również charakter przedmiotowego wydawnictwa – mamy bowiem do czynienia z antologią tekstów, a więc można mówić o wydawnictwie źródłowym.
Wybór tekstów poprzedza bogate merytorycznie wprowadzenie, autorstwa redaktorów tomu, omawiające charakter polskiej emigracji po II wojnie światowej, stanowiącej największą falę wychodźtwa polskiego po XIX-wiecznej Wielkiej Emigracji a także rolę „Kultury” na tle innych emigracyjnych środowisk. Jeśli chodzi o aparat naukowy, książka zawiera też biogramy autorów zamieszczonych w niej tekstów, indeks nazwisk oraz wykaz skrótów. Wydaje się, że publikacja jest adresowana do odbiorców dobrze orientujących się w tematyce emigracyjnej. Podczas lektury bardzo brakowało mi bowiem przypisów merytorycznych tłumaczących choćby kontekst sporów i polemik, w ramach których powstawały poszczególne teksty. Ich brak może znacznie zubażać percepcję zamieszczonych treści, powodując że dla mniej sprawnie obracającego się w temacie czytelnika pewne układy odniesienia pozostaną nieczytelna, a może nawet niezrozumiałe.
Choć wydawnictwo imponuje swoimi rozmiarami, nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że autorzy wyboru najchętniej umieściliby w nim jeszcze więcej tekstów. Co ciekawe, w pewien sposób postanowili oni tego dokonać. Nowatorskim i śmiałym rozwiązaniem, za które redaktorom i wydawcy należy się uznanie, jest umieszczenie w książce kodów QR, dzięki którym czytelnik może dotrzeć do treści, które w książce się nie znalazły, a które stanowią bądź kontekst, bądź rozwiniecie czy też pokłosie tekstów, które wybór zawiera. W znacznym stopniu tępi to ostrze mojego zarzutu o wyrwanie zamieszczonych tekstów z bogatego kontekstu emigracyjnych debat, nierzadko zażartych. Można tylko ubolewać, że rozwiązanie to zostało zastosowane stosunkowo nieśmiało, a odsyłaczy QR jest w zasadzie niewiele, jakby krygowano się, czy aby na pewno poważna naukowa publikacja powinna takie „wynalazki” zawierać. Moim zdaniem śmiało należy z ich dobrodziejstw korzystać.
Zebrane teksty podzielone są na osiem części, stanowiących pewne bloki tematyczne. Mamy więc teksty programowe, obrazuje życie polityczne emigracji, a także jej życie intelektualne i kulturalne, odnoszące się do głównych ośrodków polskiego uchodźstwa, opisujące życie codzienne Polaków na emigracji, relacje emigracji z krajem, dokumentujące współpracę z emigrantami z innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej oraz kreślące obraz tożsamości polskiej emigracji.
W tekstach napisanych niedługo po zakończeniu wojny widać silne przekonanie o kryzysie kultury europejskiej, o załamaniu się wszelkich norm i autorytetów na jakich ona się opierała – przyznać trzeba, że po okropnościach II wojny światowej ciężko było nie mieć podobnych refleksji. Należy zaznaczyć, że nie jest to jałowe jojczenie nad „upadkiem cywilizacji”, ale refleksja krytyczna, skoncentrowana na dociekaniach nad sposobami wyjścia z kryzysowej sytuacji.
Bardzo wyraźny w zamieszczonych w tomie artykułach jest rozdźwięk między „oficjalną” londyńską emigracją, a innymi jej środowiskami, takimi jak właśnie „Kultura”. Środowiska londyńskie pogrążone były w legalistycznych sporach, o to które z nich jest właściwą kontynuacją legalnych władz Rzeczypospolitej. Choć kwestia ta miała niezaprzeczalnie ogromne znaczenie symboliczne, trzeba jasno stwierdzić, że z czasem spory te stawały się coraz bardziej jałowe i nieczytelne dla kogoś „z zewnątrz”, a serce prawdziwego, twórczego życia na emigracji biło już gdzie indziej. Nie bójmy się powiedzieć wprost – w dużej mierze na łamach pisma Giedroyca. Rozdźwięk ten miał też istotny wymiar pokoleniowy. Starsi emigranci żyli swoimi doświadczeniami z okresu wojny, a punktem odniesienia była dla nich Polska sprzed 1939 r., w której zostali ukształtowani intelektualnie i mentalnie. Tymczasem dla młodszych roczników, nie mówiąc już o pokoleniu urodzonym na obczyźnie nie był to żaden punkt odniesienia – ci ludzie Polski powojennej nie pamiętali albo po prostu nigdy nie znali.
Wśród „programowych” tekstów „Kultury” bogato reprezentowana jest arcyciekawa publicystyka Juliusza Mieroszewskiego. Mieroszewski kładł nacisk na potrzebę twórczych i konkretnych działań podejmowanych przez ośrodki emigranckie, jednak był świadom faktu, że żadne przemiany w Polsce (na III wojnę światową i przysłowiowego już gen. Andersa na białym koniu nie wierzył) nie dokonają się w oderwaniu od tego co ma miejsce w kraju, a tymczasem kraj i emigracja zaczęły żyć w zupełnie innych warunkach i posługiwać się innymi pojęciami. Dla pokolenia wychowanego w kraju, Polska sprzed 1939 r. nie była żadnym punktem odniesienia. Dla tych, którzy ją pamiętali – często nie była pozytywnym punktem odniesienia. Stąd też wynikało życzliwe zainteresowanie przemianami Października ‘56 i nadzieja na pozytywną ewolucję wewnątrzsystemową stymulowaną przez uwarunkowania międzynarodowe.
W kilku tekstach przewija się myśl, że emigracyjne spory o legalizm okażą się mieć sens, jeśli emigracyjnym władzom uda się powrócić do kraju. Jeśli zaś na zawsze miałyby one pozostać na wygnaniu, wówczas spory te okażą się niczym innym jak absurdalnym biciem piany. Ostatecznie symbolicznym gestem było przekazanie przez ostatniego prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego insygniów władzy wybranemu w demokratycznych wyborach w toku przemian ustrojowych w kraju Lechowi Wałęsie – z dzisiejszej perspektywy wiemy więc, że także te spory o symbole okazały się mieć sens. Autorzy omawianych tekstów, w czasach gdy je pisali, mieli jednak wszelkie powody by być „emigracyjnym polskim piekiełkiem” zniechęceni lub wręcz zgorszeni. W jednym z tekstów Mieroszewski wspomina swoje, przepełnione pogadankami o II Rzeczypospolitej w której obydwaj przeżyli najlepsze lata, spotkanie ze Stanisławem Catem-Mackiewiczem, wówczas premierem emigracyjnego rządu.
Ciągłość władzy, ciągłość państwowości polskiej symbolizował wiszący nad biurkiem premiera portret ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta, którego Mackiewicz i prezydent Zaleski byli niejako następcami. Tylko że sam Cat niedługo potem, ku zgorszeniu „polskiego Londynu”, wrócił do kraju w następstwie dwuznacznych negocjacji prowadzonych z peerelowską bezpieką. Ciekawy jest głos Stefana Korbońskiego, zastanawiającego się, czemu w ramach trwania przy symbolach władze emigracyjne obstają przy utrzymywaniu siedziby w Londynie, mimo że po II wojnie światowej nastąpiła dekompozycja Imperium Brytyjskiego i Zjednoczone Królestwo z mocarstwa stało się po prostu jednym z krajów europejskich. Zdaniem Korbońskiego, o wiele bardziej wskazane byłoby, by centrum działań wychodźstwa były Stany Zjednoczone, co umożliwiałoby zresztą koordynację działań z ośrodkami Polonii amerykańskiej.
Choć zwracano uwagę na pewne postępujące oderwanie środowisk emigracyjnych od realiów krajowych, to jednocześnie przebywanie na Zachodzie sprawiło, że pewne rzeczy emigranci widzieli lepiej i wyraźniej niż kraj. Bardzo szybko w środowisku „Kultury” dostrzeżono procesy integracyjne, jakie w latach powojennych przybrały na sile na naszym kontynencie. Zastanawiano się, jak w przyszłości Polska odnajdzie się w jednoczącej się Europie. Zwracano uwagę na procesy społeczne i ekonomiczne, dostrzegano kres jednolitości etnicznej krajów Europy Zachodniej i przewidywano, że kiedyś stanie się to udziałem wolnej już Polski. Zastanawiano się, jak przygotować na to społeczeństwo, oderwane od łączności ze światem zachodnim i nie zawsze zdające sobie sprawę z zachodzących w nim procesów. Bardzo szybko dostrzegając procesy integracyjne i aprobatywnie odnosząc się do koncepcji federalizacji Europy (jako związku kilku federacji regionalnych), Mieroszewski postulował nawet, by w ramach potencjalnej armii europejskiej powstał korpus złożony z przedstawicieli Europy Środkowej.
Między wierszami dawało wyczuć się sugestię, że młodzi patrioci lepiej przysłużyliby się walce o wolność Polski, gdyby zamiast kontynuować skazany na porażkę zbrojny opór wobec komunizmu, mogli po dostaniu się na Zachód wstąpić w szeregi takiego korpusu. Poza tym korzyść z niego byłaby też taka, że Amerykanie nie musieliby zbroić Niemiec Zachodnich – Mieroszewski myślał przyszłościowo o wyzwolonej Polsce, ale pamięć wojny była na tyle świeża, że nie ufał jeszcze koncepcji dawania znów Niemcom broni do ręki.
Choć na pojednanie polsko-niemieckie było jeszcze najwyraźniej za wcześnie, należy zwrócić uwagę, że właśnie środowisko kultury było jednym z prekursorów pojednania polsko-ukraińskiego, a historia relacji obydwu narodów nie jest przecież wolna od ciemnych kart, wzajemnych win i nieporozumień. Wprawdzie takie słowa nie padają, trudno oprzeć się wrażeniu, że też kierowano się podejściem, które bardzo dobrze ucieleśniają słowa biskupów polskich do niemieckich – „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” (pamiętajmy że dla wielu doświadczonych przez wojnę – w swoim czasie kontrowersyjne!). W tekstach zamieszczonych w książce widać istnienie kontaktów ze środowiskami emigracyjnymi z innych krajów naszego regionu, w tym zwłaszcza włączonych do Związku Sowieckiego – właśnie z Ukraińcami, z przedstawicielami narodów bałtyckich, ale także z Rosjanami - ogromne wrażenie robią zamieszczone oświadczenia radzieckich antyreżimowych intelektualistów, w tym Josifa Brodskiego czy Andrieja Sacharowa uznające swojego państwa za pakt Ribbentrop-Mołotow, zbrodnię katyńską czy dopuszczenie do zdławienia Powstania Warszawskiego.
Teksty zamieszczone w innych częściach książki pozwalają nam zapoznać się ze specyfiką emigracji polskiej w różnych krajach, w tym w Brazylii czy we Francji. Bardzo wyraziście zarysowany jest też problem tożsamości nowych pokoleń, ludzi urodzonych już na obczyźnie. Bardzo ciekawym materiałem są też wyniki różnych ankiet, pozwalające dzięki narzędziom statystycznym czy metodom badawczym socjologii nakreślić całościowy portret polskiej emigracji – czy też aktywnie udzielającej się jej części.
Mimo pewnych łyżek dziegciu w beczce miodu, jak sygnalizowane już przeze mnie niedostatecznie rozbudowany aparat naukowy czy też nazbyt powściągliwe korzystanie z nowoczesnych rozwiązań (kody QR) „Fetysze i fikcje” to pozycja monumentalna, a jej wydanie jest ogromną zasługą. Jest to niewątpliwie lektura obowiązkowa dla wszystkich zajmujących się – bądź jedynie zainteresowanych – tematyką powojennej emigracji polskiej. Uważam ponadto, że z uwagi na głębię, przenikliwość i znaczenie niektórych tekstów, a także zawarty w nich szeroki ogląd rzeczywistości łączący obserwację procesów politycznych i społecznych, jak również kulturowych i cywilizacyjnych, jest to publikacja, której lektura i dziś może prowokować do refleksji nie tylko nad historią XX wieku, ale i nad współczesnością.