Gdzie ma cumować „Sołdek”?

opublikowano: 2018-12-02 15:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
„Sołdek" był pierwszym statkiem zbudowanym w całości w Polsce po II wojnie światowej. Otrzymał imię po przodowniku pracy, traserze Stanisławie Sołdku.
REKLAMA

Wiele dużych muzeów morskich na świecie oprócz budynków na lądzie dysponuje statkami i okrętami, które z uwagi na ich rozmiary są prezentowane na wodzie. Dość często cumują one przy macierzystej instytucji, zdarza się jednak, że z różnych powodów obiekty takie są eksponowane w oddaleniu od budynków muzeum i wtedy stanowią oddziały, niekiedy i zamiejscowe, tak jak nasz „Dar Pomorza”, który cumuje w Gdyni.

Stanisław Sołdek w 1948 roku

W dziejach Narodowego Muzeum Morskiego problem zabezpieczenia i eksponowania zabytkowych statków pojawił się stosunkowo późno. W pewnym stopniu wynikało to z trudności obiektywnych, z jakimi w pierwszym dziesięcioleciu funkcjonowania muzeum w Gdańsku borykała się jego dyrekcja. Były nimi braki wykwalifikowanych pracowników, znających się na technice morskiej, ograniczone środki finansowe na działalność i wreszcie brak odpowiedniego terenu oraz nabrzeża przy głównej siedzibie. To też sprawiło, że nasza instytucja nie zabezpieczyła wówczas bocznokołowca pasażerskiego, a wtedy jeszcze takie statki pływały po Wiśle.

Pierwsze działania skierowane na gromadzenie zabytków techniki morskiej muzeum zaczęło przejawiać w 1971 r., kiedy pozyskano z Polskich Linii Oceanicznych (PLO), z wycofanego ze służby transatlantyka „Batory”, wyprodukowany w 1934 r. w Wielkiej Brytanii zespół prądotwórczy z silnikiem spalinowym. Następnie w 1972 r., ze sprzedawanego na złom do Danii motorowca PLO „Romuald Traugutt”, zakupiono wyprodukowany w 1913 r. silnik wysokoprężny, który jest jednym z najstarszych tego typu silników zachowanych na świecie. Ponadto pozyskano z tego statku silnik pomocniczy.

Przyjęcie do zbiorów takiego obiektu jak silnik statku pełnomorskiego było bardzo trudnym zadaniem. Muzeum nie miało w tym okresie żadnego placu magazynowego, nie mówiąc już o odpowiedniej hali. Dlatego zdemontowany silnik, składowany na kilku odkrytych wagonach kolejowych dzięki życzliwości Zarządu Portu w Gdańsku, był przetaczany co jakiś czas na różne, akurat wolne bocznice w porcie. W końcu, niestety, odmówiono dalszej pomocy. Wagony miały być złomowane, więc muzeum musiało zabrać silnik. Poszukiwania następnej życzliwej naszemu muzeum firmy trwały długo. Ostatecznie elementy silnika zgodziło się przyjąć Przedsiębiorstwo Robót Czerpalnych i Podwodnych w Gdańsku. Tam składowano silnik do 2000 r., a po zakończeniu budowy głównej siedziby muzeum na Ołowiance zabytek ten w częściach przetransportowano za pomocą dźwigu pływającego na niewielki plac obok nowego budynku. Wkrótce potem, po wykonaniu betonowego fundamentu, dokonano montażu silnika na jego pokładzie. Obok znalazł miejsce zespół prądotwórczy z silnikiem „Batorego” i wiele innych urządzeń.

REKLAMA
Statek pełni obecnie rolę muzeum (aut. P.Karpiński, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported )

W planach rozwojowych naszego muzeum było też pozyskanie ważnych dla polskiej historii morskiej statków. Już w 1971 r. na łamach miesięcznika „Morze” oficjalnie zaprezentowano plany rozwoju Muzeum Morskiego w Gdańsku, uwzględniające również zamiar przejęcia w przyszłości „Daru Pomorza”. Wizję taką wtedy publikowano, chociaż statek ten był związany z Gdynią, gdzie miał stałe miejsce postoju przy prestiżowym nabrzeżu. Autorzy tego pomysłu nie uwzględniali tego, że w czasach, gdy „Dar Pomorza” pływał pod polską banderą, podobne wielkością żaglowce bez napędu mechanicznego już od ponad stulecia nie cumowały przy nabrzeżach starego portu w Gdańsku. Były za duże i w celu ich przyjmowania zbudowano w XIX wieku Nowy Port. Z kolei jeszcze w okresie międzywojennym statki o podobnej do „Sołdka” wielkości, często nawet po kilka w jednym czasie, wpływały na Motławę i cumowały w pobliżu zabytkowego Żurawia. Niektóre przypływały z węglem do usytuowanej na Ołowiance elektrowni, inne przeładowywały towary do magazynów i spichlerzy przy nabrzeżu północnego cypla Wyspy Spichrzów.

W połowie lat siedemdziesiątych w muzeum rozważano potrzebę zabezpieczenia „Sołdka” w przyszłości. O konieczności zachowania tego statku, jako zabytku i symbolu aspiracji stoczniowych w Polsce, prowadzono rozmowy z ówczesnym dyrektorem Zjednoczenia Przemysłu Okrętowego (ZPO), Stanisławem Skrobotem. Sugerowano też, aby ZPO – wówczas silna pod względem ekonomicznym firma – zostało w przyszłości inwestorem posadowienia „Sołdka” w części Kanału na Stępce, nieopodal odbudowywanych już dla muzeum spichlerzy. Decyzji w tej sprawie nie podjęto, a „Sołdek” dalej systematycznie dostarczał węgiel, zwłaszcza do elektrowni w Kopenhadze.

Na początku lat osiemdziesiątych sprawy ZPO oraz polskich stoczni potoczyły się już w innym kierunku i kiedy wiosną 1982 r. muzeum przejmowało od Polskiej Żeglugi Morskiej (PŻM) „Sołdka”, to o pomoc ze strony Stoczni Gdańskiej było już bardzo trudno. Co więcej, ZPO kończyło swoją działalność. Tym samym kierownictwo naszego muzeum musiało samo rozwiązać ten problem.

Wodowanie „Sołdka” w 1948 roku (domena publiczna)

Rudowęglowiec „Sołdek” 27 kwietnia 1981 r., po przeholowaniu ze Szczecina do Gdańska, został oficjalnie przekazany przez dotychczasowego właściciela, PŻM, Centralnemu Muzeum Morskiemu w Gdańsku. Trzeba tu dodać, że armator ten nie tylko bardzo chciał uratować statek przed złomowaniem, ale dążył do tego, aby przejęło go szczecińskie Muzeum Narodowe, mające w swej strukturze Dział Morski. Jednak dyrektor szczecińskiego muzeum nie przyjął statku, tłumacząc to brakiem dostępu do przystani i zbyt dużym oddaleniem budynku siedziby od nabrzeża, przy którym mógłby cumować „Sołdek”. Argument ten wydaje się zrozumiały.

REKLAMA

Inaczej postąpił wówczas dyrektor naszej instytucji Przemysław Smolarek, który też nie dysponował nabrzeżem, a budowa obiektów na Ołowiance była jeszcze mało zaawansowana, niemniej już trwała… Zdecydował się on ratować ten niezwykły statek, bo gdyby nasze muzeum nie przyjęło „Sołdka”, to statek poszedłby na złom. Dlatego dobra była decyzja dyrektora Smolarka, który odważył się podjąć ryzyko ochrony tego zabytkowego rudowęglowca. Liczył zapewne na pomoc zarówno Ministerstwa Kultury, jak i środowiska gdańskich okrętowców – i się nie zawiódł. Pełniący funkcję ministra kultury prof. Wiktor Zin wyraził zgodę na przejęcie przez gdańskie muzeum zabytkowego statku. Podobnie troskę o statek wyraziło środowisko wybrzeżowych okrętowców, zgłaszając akces do tworzonego społecznego Komitetu Opieki nad s/s „Sołdkiem”. Przewodniczącym stowarzyszenia został prof. Jerzy Doerffer, w latach 1947–1949 budowniczy tego statku. Członkowie Komitetu Opieki nad s/s „Sołdkiem” i dyrekcja muzeum wspólnie podjęli decyzję, że nowy oddział będzie spełniać dwie funkcje: muzealną i monumentalną. W tym celu opracowano koncepcję adaptacji statku do celu wystawienniczego, a następnie projekt przebudowy.

Wszystkie prace trwały do lipca 1985 r. – wreszcie 17 lipca 1985 r. statek muzeum „Sołdek” otwarto dla zwiedzających. Pierwszym miejscem ekspozycji i postoju „Sołdka” było, za zgodą administracji portu, nabrzeże przy ul. Wartkiej, w pobliżu ujścia Kanału Raduni do Motławy. Wówczas jeszcze trwały prace przy odbudowie spichlerzy i nawet muzeum, jako inwestor, budowało na Ołowiance nabrzeże. W nowym miejscu, już przy spichlerzach, „Sołdek” został przycumowany w 1988 r. i poza krótkimi okresami przeholowań na przeglądy do ówczesnej Gdańskiej Stoczni Remontowej wrósł – jak wszystko na to wskazuje – w pejzaż nad Motławą, stając się jej wizualna atrakcją. Postój zabytkowego statku, a właściwie jego eksponowanie, przy siedzibie muzeum, które jest jego zapleczem administracyjno-technicznym, uważamy w obecnej sytuacji za najlepszy.

Ten tekst jest fragmentem książki „Historia Stoczni Gdańskiej”:

„Historia Stoczni Gdańskiej”
cena:
Wydawca:
Europejskie Centrum Solidarności
Okładka:
miękka
Liczba stron:
730 stron
ISBN:
978-83-62853-84-7

Trzeba tu stwierdzić, że aktualne miejsce cumowania statku muzeum „Sołdek” ma nie tylko zwolenników, ale i pewne, raczej nieliczne grono przeciwników, których można podzielić na dwie grupy. Jedna z nich uważa statek za pamiątkę epoki komunizmu w Polsce – i dlatego nie akceptuje jego ochrony. Tym zwykle odpowiadamy, że statek jest dokumentem polskiej myśli technicznej i morskiej, a rozpoczęcie jego budowy za sprawą inż. Jerzego Doerffera zostało poświęcone przez zakonnika Ernesta Łanucha,

REKLAMA
„Sołdek” na pochylni (domena publiczna)

ojca zakonu kapucynów przy kościele św. Jakuba. Wcześniej minister żeglugi Adam Rapacki wbił symboliczny nit w montowaną stępkę statku. Akt poświęcenia stępki budowanego statku nie był już potem powtarzany w produkcji stoczniowej. Także traser Stanisław Sołdek – przodownik pracy, wyróżniony nadaniem jego nazwiska powstającemu statkowi – wśród ówczesnych stoczniowców miał chyba najlepsze kwalifikacje zawodowe. Już w latach trzydziestych był pracownikiem stoczni w Modlinie, gdzie szkolił się pod kierownictwem m.in. Aleksandra Potyrały, po wojnie profesora Politechniki Gdańskiej. W czasie okupacji pracował w stoczni w Płocku, gdzie pod kierownictwem specjalistów niemieckich udoskonalił swe umiejętności zawodowe. Nic też dziwnego w tym, że swoimi kwalifikacjami wyróżniał się wśród pracowników stoczni.

Druga grupa oponentów to ci, którzy nie aprobują postoju statku na Motławie, niekiedy twierdząc, że statek zasłania zabytki. Czyżby? Owszem, przysłania, ale część nowego budynku głównej siedziby naszej instytucji, który nie jest zabytkiem.

Faktem jest natomiast to, że „Sołdek” nadaje Motławie charakter kanału portowego, a jego ewentualny brak, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, kiedy zamiera ruch na rzece, sprawiłby, że Motława przypominałaby wtedy staw z ptactwem wodnym, pluskającym między dwiema kładkami.

Choć dzisiaj uważam, że nie ma lepszego miejsca na postój i eksponowanie statku muzeum „Sołdek”, to nie chciałbym wykluczyć innych dogodnych i atrakcyjnych w późniejszej perspektywie lokalizacji dla tego oddziału naszego muzeum. Taka zmiana mogła zaistnieć na początku naszego stulecia, kiedy dużą częścią obszaru po Stoczni Gdańskiej władała firma Synergia 99. Wtedy to, wobec potrzeby pozyskania większego terenu dla planowanego rozwoju muzeum, co zbiegło się w czasie z koniecznością ochrony dziedzictwa technicznego likwidowanej Stoczni Gdańskiej, postanowiłem tam właśnie szukać możliwości wypełnienia ważnej misji naszej instytucji. Na terenie postoczniowym postulowałem utworzenie Muzeum Stoczni lub Muzeum Przemysłu Stoczniowego i z takimi propozycjami na przełomie lat 2001/2002 wystąpiłem do ówczesnego właściciela obszaru po byłej stoczni – firmy Synergia 99, której prezes Janusz Lipiński zaakceptował ten projekt. Idea znalazła duże wsparcie w lokalnych mediach, a na pierwszych dokumentacjach planowanego do przekształcenia obszaru postoczniowego pojawiła się informacja o przeznaczeniu jednej z hal dawnego wydziału W3 na potrzeby naszego muzeum. W hali tej planowano m.in. eksponować posiadane zabytki techniki okrętowej, zgromadzone zabytkowe jachty oraz zorganizować wystawę o historii gdańskich stoczni. W pobliżu tej hali, przy nabrzeżu, do którego miała dochodzić prestiżowa aleja, miał cumować statek muzeum „Sołdek”. W taki sposób spełniony byłby mój postulat utworzenia Muzeum Stoczni, a „Sołdek” zyskałby zaplecze techniczno-administracyjne na lądzie. Plany te jednak, jak bańka mydlana na wietrze, pękły wraz ze sprzedaniem terenu przez Synergię 99 innej firmie, która, pomimo moich starań, nie była zainteresowana taką inicjatywą.

REKLAMA

Co warte jest przypomnienia, projekt Muzeum Stoczni zyskał poparcie Komisji Kultury Rady Miasta, ale same władze Gdańska nie wykazały wówczas żadnego zainteresowania ochroną dziedzictwa Stoczni Gdańskiej. Sprawę stoczniowego muzeum jeszcze raz podjąłem w latach 2005–2007. Niestety, także i tym razem bez powodzenia, choć znowu projekt wsparły media i Komisja Kultury Rady Miasta. Władze Gdańska jednak tłumaczyły swoją decyzję innymi planowanymi inwestycjami, w tym budową Europejskiego Centrum Solidarności i Teatru Szekspirowskiego.

„Sołdek” na pochylni (domena publiczna)

Należy tu wspomnieć o projekcie utworzenia Muzeum Stoczni Gdańskiej przez założoną w 2008 r. Fundację Stoczni Gdańskiej. Miała ona, przy pomocy ISD – firmy ukraińskiej gospodarującej na zachowanej dla celów produkcyjnych części terenu – zabiegać o stworzenie tego muzeum. Fundacja ta w celach statutowych deklarowała m.in.: „Badanie i propagowanie historii przemysłu stoczniowego, wspieranie i promocję Stoczni Gdańsk […]”. Fundację rozwiązano 28 listopada 2015 r. i nie są znane szerzej wyniki zadeklarowanych, przytoczonych wyżej zamiarów.

Wobec niepowodzenia zgłaszanych inicjatyw nasze muzeum podjęło działania mające na celu rozwój instytucji na terenach już posiadanych. I tak w 2012 r. zbudowany został przy Żurawiu Ośrodek Kultury Morskiej, w 2014 r. wznieśliśmy w naszym Oddziale – Muzeum Zalewu Wiślanego w Kątach Rybackich halę magazynowo-wystawienniczą. W latach 2013–2016 zakończyliśmy rewaloryzację naszego Oddziału – Muzeum Rybołówstwa w Helu i w latach 2014–2016 wznieśliśmy w Tczewie nowy budynek mieszczący Centrum Konserwacji Wraków Statków i Magazyn Studyjny. Mamy także dalsze plany.

REKLAMA

Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku zamierza we własnym zakresie rozwiązać problem zgromadzonych zabytków techniki okrętowej i stoczniowej. Obiekty te są składowane na placu przy głównej siedzibie na Ołowiance, gdyż nasza instytucja nie posiada innej odpowiedniej dla nich przestrzeni przechowywania. Dlatego jedynym możliwym sposobem rozwiązania tego problemu jest wykorzystanie posiadanego placu na Ołowiance. Na tej parceli muzeum planuje wznieść magazyn studyjny i w nim wyeksponować swoją kolekcję. Do ostatecznych decyzji daleka droga, ponieważ trzeba jeszcze czekać na zmianę w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Wierzę jednak, że za kilka lat powstanie na Ołowiance hala dla zabytków techniki morskiej. Tym samym postawimy przysłowiową kropkę nad i, gdyż magazyn studyjny urządzeń okrętowych będzie jednocześnie wystarczającym zapleczem techniczno-administracyjnym dla statku muzeum „Sołdek”.

Planowane przedsięwzięcie jest rozwiązaniem minimalnym, tak ze względu na mały teren, jak i jego najbliższe, zabytkowe sąsiedztwo. W konsekwencji usytuowany tu obiekt z trudem pomieści już posiadane zabytki. Muzeum nie będzie miało zatem miejsca, aby zabezpieczać kolejne obiekty. Dlatego jeszcze raz swe myśli kieruję ku olbrzymim terenom po Stoczni Gdańskiej i uważam, że teraz, kiedy gotowe są Teatr Szekspirowski i Europejskie Centrum Solidarności, włodarze naszego miasta mogliby rozwiązać problem ochrony zabytków techniki na obszarze postoczniowym.

„Sołdek”, widok współczesny (aut. DerHexer, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported )

Mam też świadomość tego, że i przyszły los statku muzeum „Sołdek”, zabytku, który dokumentuje produkcję Stoczni Gdańskiej i jest obecnie chroniony przez muzeum, może być zagrożony. Wynikać to będzie z okresowych potrzeb swobodnego holowania „Sołdka” do stoczni w celu inspekcji podwodnych partii jego kadłuba. Dotychczas nie było z tym problemu, ale oprócz budowy bezsensownych kładek przez Motławę rozważano kontynuację budowy ul. Nowej Wałowej, której bieg przez Motławę miałby być poprowadzony po moście nad rzeką. Ostatnio jednak, po sukcesie, jakim jest zbudowanie tunelu pod Martwą Wisłą, słychać o planie budowy tunelu także tutaj – oby tak się stało…

Dlatego apeluję do projektantów i decydentów o uwzględnienie najważniejszego faktu – budowa mostu ograniczy ruch statków na Motławie, i to u jej ujścia do Martwej Wisły. Jeśli już musi powstać skomunikowanie z prawym brzegiem Motławy, to warto zdecydować się na tunel, tak jak w Nowym Porcie. Nie zamykajmy Motławy dla żeglugi! Tu nie chodzi tylko o holowanie „Sołdka”, ale i o zachowanie tradycyjnej drogi wodnej, wiodącej do atrakcyjnej części miasta – historycznego portu nad Motławą.

Na zakończenie mojego wystąpienia warto zadać też pytanie, jak długo może być chroniony „Sołdek”? Myślę, że za dwadzieścia, trzydzieści lat będzie nas stać na takie rozwiązania, jakie już są stosowane np. w Belgii i Wielkiej Brytanii, gdzie posadowiono statki w suchych dokach i na linii wodnej przykryto je szklaną taflą. W taki sposób zamknięto podwodną część kadłuba, chroniąc statek przed procesami przyspieszającymi korozję, jakie zachodzą w wypadku postoju statku na wodzie. Może zatem taki dok powstanie kiedyś choćby w Kanale na Stępce przy Ołowiance?

Ten tekst jest fragmentem książki „Historia Stoczni Gdańskiej”:

„Historia Stoczni Gdańskiej”
cena:
Wydawca:
Europejskie Centrum Solidarności
Okładka:
miękka
Liczba stron:
730 stron
ISBN:
978-83-62853-84-7
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Jerzy Litwin
Historyk okrętownictwa, absolwent Instytutu Okrętowego PG, od 2001 roku dyrektor Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone